Jednym z pierwszych wyłomów w blokadzie informacyjnej była ucieczka niejakiego Światły, czyli Fleischfarba na Zachód. Nie wiem czy była to sowiecka prowokacja aby rozpocząć operację odbijania światła w lustrach i tworzenia miraży wysoko uplasowanego kreta w zachodnich służbach specjalnych (od Światły, przez Goleniewskiego aż do Kuklińskiego), czy prawdziwa ucieczka aby rozpocząć kosmetyczne zmiany (jednak dające wiele innych zmian dla zwykłych, prześladowanych ludzi) systemowe. Jedno jest pewne, cykl audycji w RWE spowodował trzęsienie ziemi wśród partyjnej wierchuszki. Po emigracyjnej wtopie z "aferą Bergu" RWE o wiele sensowniej działało na polu propagandy (białej, szarej i czarnej propagandy), tak bardzo, że aż Nowak dostał "treuhanderem" w nos.
Obserwując dzisiejsze zmagania z zegarkami, garniturami, garsonkami i cygarami nietrudno zauważyć, że wszystko już było, zmieniają się jedynie szyldy. "Liberałowie" świetlikowi i pokojowi czerpią pełną garścią od patnera z okrąglaka. Pod pewnymi względami, znacznie ich przewyższając, o wiele lepiej działając propagandowo, zgodnie z klasycznym hasłem spinu: kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Od Hitlera przez Stalina aż po PR.
"Nowa klasa" ma w głębokim poważaniu zwykłych ludzi, w końcu na nich wyrosła i na nich pasożytuje. Aspiracją wielu zwykłych jest dostęp do żłoba i gnojenie innych, tak jak robią to dzisiejsi władcy. Mentalność fornala niestety jest całkiem popularna w społeczeństwie, w którym podtrzymuje się prymitywne instynkty za cenę spokoju społecznego.
Jan Nowak (Zdzisław Jeziorański) w swoich wspomnieniach z cyklu "Wojna w eterze", Polska z oddali z lat 1956-1976, Londyn 1988, strony 75-77, wspomniał inną sprawę, mianowicie we wrześniu 1958 roku wśród pasażerów, którzy poprosili o azyl w Szwecji znalazła się pani Irena Świat-Ihnatowicz, łączniczka AK, przesiedziała w więzieniu, wyrzucano ją z pracy za "złe" pochodzenie aż w końcu została zaangażowana do prowadzenia domu ministra budownictwa przemysłowego, Czesława Bąbińskiego. Audycje, nagrane z nią, świadkiem epoki, przedstawiały przywileje i luksusy "właścicieli" ludowej Polski. Cykl był prawie tak popularny jak ten ze Światłą. Sklepy specjalne nie zostały zlikwidowane, zostały przykryte:
"Żywność w sklepie specjalnym była o 25% tańsza niż gdzie indziej. Wszystko inne: telewizory, lodówki, dywany, futra- minister, czy jego żona, tylko wybierali. Rachunki płaciło ministerstwo. Wszystko, z wyjątkiem futer i ubrań, żony mogły kupować w dowolnych ilościach. Nadwyżki sprzedawane były przez szoferów i służbę na bazarach Szembeka i Różyckiego z zyskiem często wielokrotnym. Do obowiązków pani Ihnatowiczowej należało kupowanie w sklepie specjalnym papierosów "Wawel" za dwieście pięćdziesiąt złotych i odsprzedawanie ich w kioskach "Ruchu" za podwójną cenę.
Bąbiński z trojgiem dzieci mieszkał w luksusowej willi przy ulicy Filtrowej 11. Zatrudniał służbę złożoną z sześciu osób. Wszyscy byli na fikcyjnych etatach ministerstwa i otrzymywali płace z kasy rządowej. Obrazy do jego domu wypożyczała pani Ihnatowicz z "Zachęty." Za same kwiaty w mieszkaniu ministerstwo płaciło sześćset złotych miesięcznie. Dzieci ministra korzystały ze specjalnego przedszkola w "Łazienkach", a latem w "Tatrogrodzie" w Zakopanem i willi "Hanulka" w Rabce."
Pałace, pływalnie, korty, stawy, tor saneczkowy dla dzieci, stajnie, kucyki, meble i obrazy "wypożyczane" na wieczne nieoddanie. Kosmetyki, wille, alkohole. Jak widać PO pełną garścią czerpie z doświadczeń komunistycznych nababów.
Tags: komuna, specjalne, propaganda, platforma, obywatelska, prl, dygnitarze, decydenci, ciągłość
Gość, który ośmieszył ówczesne władze i zajął miasto. Przejął również kasę. Wydarzenie z "kapitanem" jest często przywoływane w celu ośmieszenia biurokracji i ślepego wykonywania bezsensownych obowiązków przez rozmaitej maści urzędasów. U nas także był swoisty kapitan
"Dwudziestolatek, Janusz P., podrobił legitymację poselską i jak huragan wpadł na kontrolę do trójmiejskich PKS-ów. Wydał kilka bardzo pożądanych decyzji administracyjnych, usprawnił funkcjonowanie central autobusowych, po czym został aresztowany. Karę zasądzono mu symboliczną. Kilka lat później przebrał się za kapitana LWP z dystynkcjami prokuratora i, w ten sam sposób co poprzednio, postawił na nogi wojskową służbę zdrowia w Krośnieńskiem. Tym razem także został zdemaskowany. Niestety."
Za: W. Kot, PRL. Jak cudnie się żyło! Poznań 2011, s. 17.
Pamiętam, że swego czasu po Łodzi grasował koleżka, który zjawiał się w urzędach i podawał za lokalną szyszkę lewicowego chowu i załatwiał różne sprawy. Wpadł dość przypadkowo, jak to na lewicy bywa. Za mało pił. Nikt go nie znał z wyglądu, liczyło się nazwisko, a nawet gdyby ktoś miał wątpliwości co do wyglądu, pewnie sprawę skwitowano by żartem albo tekstem o chorobie
Tags: kapitan, Kopenick, biurokracja, Kot, PRL
Na początek kilka słów, kim był Eugenio Reale. Jak napisano w notce od wydawcy, Reale był pierwszym po wojnie ambasadorem Włoch w Polsce. W 1930 wstąpił do podziemnego ruchu komunistycznego a w 1931 został skazany na dziesięć lat więzienia. Zwolniony przedterminowo w 1937, uciekł do Francji. W 1940 został aresztowany w Paryżu i wydany władzom włoskim. Aktywnie działał w podziemnym kierownictwie partii komunistycznej, potem mianowany wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie koalicyjnym a następnie ambasadorem w Warszawie (IX 1945 do II 1947). Z partii komunistycznej wystąpił po interwencji sowieckiej na Węgrzech w 1956. Tyle suchych danych. Pomimo takiego "przygotowania" i w zasadzie powielania oficjalnej propagandy w raportach (zero zdziwień, czyż nie?) książka jest warta lektury z uwagi na niektóre fragmenty, m. in. raport pierwszego sekretarza ambasady z 5 lipca 1946 dotyczący "problemu żydowskiego w Polsce":
"W rzeczywistości stosunki między Polakami a Żydami zaczęły pogarszać się począwszy od 1912 roku, kiedy to doszło do pierwszego wielkiego bojkotu handlu żydowskiego; chciano wówczas ukarać Żydów, których oskarżano o prowadzenie intryg w czasie wyborów. Pod zaborem rosyjskim, niemieckim i austriackim ludność polska poddana była ciężkim rygorom okupacji oraz akcji zmierzającej do jej wynarodowienia.
Otóż, podczas gdy Polacy bronili swych praw narodowych walcząc odważnie z okupantami, Żydzi skłonni byli raczej do współdziałania z zaborcami. Zjawisko to wystąpiło szczególnie wyraźnie w części Polski znajdującej się pod zaborem niemieckim, gdzie Żydów fascynowała potęga Niemiec i gdzie mogli korzystać szeroko z imponującego rozwoju ekonomicznego tego kraju i jego ekspansji handlowej.
W istocie, Żydzi polscy wraz z Żydami niemieckimi monopolizowali w swych rękach prawie całkowicie eksport i import towarów między Niemcami a Rosją; pod ich kontrolą znajdowały się również pewne gałęzie przemysłu na terenie polskim, w szczególności przemysł włókienniczy w Łodzi. Nic więc też dziwnego, że Żydzi okazywali wielokrotnie swe rzeczywiste, istniejące niezaprzeczalnie poczucie solidarności z Prusakami. Na Pomorzu, w czasie powstania polskiego w 1848 r., grupy Żydów witały powstańców okrzykiem: „My nie chcemy Polski, jesteśmy Prusakami". Podobne stanowisko zajęli Żydzi prawie pół wieku później gdy w czasie manifestacji warszawskich na rzecz autonomii polskiej w obrębie Rosji wychodzili naprzeciw demonstrantów krzycząc: „Po co ma istnieć Polska? Precz z Polską! Precz z białym orłem!".
Podczas pierwszej wojny światowej ogromna część Żydów polskich solidaryzowała się z mocarstwami centralnymi: wielu podkreślało wspólność interesów żydowskich i niemieckich domagając się jedynie uznania faktu, że Polskę zamieszkują dwie odrębne narodowości; inni popierali ideę niezależnej Polski, utrzymując jednak ścisłe związki z mocarstwami centralnymi w ramach Mitteleuropy. Inni wreszcie — należeli oni do wyznawców międzynarodowego socjalizmu — ograniczali się do wypominania Niemcom, iż nie rozumieli ich prawdziwej misji, która w ich przekonaniu polegała na prowadzeniu wojny w celu wywołania rewolucji społecznej.
Po zawarciu pokoju w Brześciu Litewskim Żydzi polscy prowadzili w dalszym ciągu akcję antynarodową popierając niepodległość Ukrainy i przyłączenie do niej polskiego terytorium Chełma. Po zakończeniu wojny występowali przeciwko zajęciu przez Polaków Gdańska, Poznania, Opola, Cieszyna, Lwowa, Wilna."
Za: E. Reale, Raporty. Polska 1945- 1946, Paryż 1968, s. 199- 200.
Dalszy fragment ze strony 209:
"Bezwzględne poparcie jakiego udziela rząd polski Żydom oraz fakt, iż wielu z nich wchodzi w skład samego rządu lub zajmuje wysokie stanowiska w różnych działach administracji kraju, powinny nasuwać przypuszczenie, że Żydzi polscy mają raczej więcej danych na to by pozostać w Polsce niż wyjeżdżać. Tymczasem sprawa przedstawia się na ogół inaczej. Żydzi, którzy należą do rządu lub zajmują poważne stanowiska w biurokracji nie wykazują specjalnego zainteresowania dla losu swych współwyznawców religijnych ani też jakiegoś poczucia solidarności z nimi. Panuje tutaj ogólne przekonanie, że o ile obecny reżym polityczny wzmocni się, to nie przyniesie to żadnych specjalnych korzyści Żydom, o ile zaś upadnie, to mogą oni paść ofiarą jakiejś nowej fali antysemityzmu."
Tags: historia, polityka, Polska, Żydzi, wojna, komunizm, organizacje, raporty, Włochy, ambasada
W rozmaitych dyskusjach "salonowych" bardzo często pojawia się motyw "polskiego antysemityzmu." Motyw jest traktowany jako prawda objawiona i zwykle służy odwracaniu uwagi od poważniejszych problemów społecznych albo jako przykrywka do działań, o których tzw. media polskojęzyczne nie zająkną się ani słowem. Wielokrotnie w swoich wpisach i komentarzach pokazywałem, że kampania walenia po głowie "antysemityzmem" nie wzięła się znikąd i wbrew pozorom także zaraz po wojnie próbowano urabiać społeczeństwo (także i film oraz książka) do sowieckiej masy. Proces rozkładu społecznego podczas okupacji doczekał się już wielu pozycji ale większość z nich jest bałamutna i powiela tezy marksistowskiej propagandy.
Aby zrozumieć co się działo zaraz po wojnie i dlaczego sytuację można określić "antysowieckim powstaniem" z dawką urzędowego optymizmu odbudowy trzeba się cofnąć do ostatnich lat II RP. "Hodowanie" lewicowców i salonowych komunistów doprowadziło do sytuacji, w której wkroczenie Sowietów było często uważane przez elity (wbrew faktom) za pożądane. Klęska wojenna i późniejsze "wyzwolenie" były szokiem, niemniej nie da się prosto wyprowadzić tezy, że wirus komunizmu ogarnął masy. Tym bardziej, że na różne sposoby, opór trwał jeszcze długo. Z jednej strony ludzie byli świadkami odejścia świata żydowskiego, z drugiej zaś, ten sam świat żydowski ale o wiele bardziej ponury i krwiożerczy dosięgał rodziny i żołnierzy "zbrojnym ramieniem demokracji ludowej" a walczących często na dwa fronty nazywał "karłami reakcji."
Oficjalnie, Polacy byli dobrzy i ratowali Żydów ale ci, źli, faszyści i chuliganeria byli sojusznikami Niemiec i wrogami Sowietów. A wiadomo, że wróg Sowietów stawał się automatycznie faszystą. Dość kuriozalne wydaje się odwoływanie ówczesnych władz do stereotypu dobrego "robociarza" i lewicowca ratującego z narażeniem życia, Żydów. Dlaczego? Często ów lewicowiec wydawał Żydów o wiele bardziej niż wyklęta warstwa ziemiańska, o czym przypomniał w swej książce E. Dmitrów, Niemcy i okupacja hitlerowska w oczach Polaków. Poglądy i opinie z lat 1945-1948. Książka lepsza i ciekawsza niż promowana w pewnych kręgach Wielka trwoga M. Zaremby. Dodatkowo, publikacje wyrastające z określonego nurtu "pedagogiki wstydu" atakują Kościół katolicki zapominając, że dzięki jego nauce uratowało się tyle istnień i naprawdę żałosne są dywagacje, czy można było uratować więcej Żydów i dlaczego 99% Polaków nie poświęciło się za swoich sąsiadów. Zero wspominania o żydowskich kolaborantach, zero analizy sytuacji po wojnie, gdy dziękowano wybawcom kulą w tył głowy. Ataki na Kościół są próbą spychania odpowiedzialności z własnych ziomków i win i stworzenia ciągłości narastania zjawiska antysemityzmu na przestrzeni dziejów (wrzucanie różnych form walki o własne interesy do pojemnego worka anty-). Dlaczego przypominam sprawy oczywiste? Dlatego, że lewica jest ułomna intelektualnie i posługuje się ciągle tymi samymi wytartymi do białości schematami i ktoś, kto nadal się nabiera na te sztuczki, nie powinien być nazywany człowiekiem myślącym. Ani tym bardziej uważać się za prawicowca, jeśli sens jego życia zajmują usprawiedliwienia, że jest nowoczesny, europejski i w ogóle...idiota.
Tags: propaganda, faszyzm, antysemityzm, historia, Polska, wojna, okupacja, komuna,
Książka P. Zychowicza wywołała sporo szumu. A przecież nie był on ani pierwszy (Mackiewicz, Łojek, Wieczorkiewicz) ani zapewne nie będzie ostatni w rozważaniach alternatywnych. Spora część reakcji na książkę dotyczyła moraliów, co samo w sobie jest zabawne biorąc pod uwagę samą istotę polityki. Tutaj, tak jak w przypadku wyrobu kiełbasy albo ciastek, lepiej nie zaglądać do pomieszczeń kuchennych. O wiele zdrowsze jest konsumowanie finalnego produktu. Zychowicz pisał pracę magisterską o Studnickim i poskładał książkę z różnych cytatów wcześniejszych autorów oraz podał całkiem ładną bibliografię. Niestety, bez przypisów książka, pomimo dobrego stylu, czysto reporterskiego, jest ułomna. Tym bardziej, że niektóre pozycje z bibliografii nie są widoczne w samym tekście. Aura lekkiego "skandalu": tytuł i zdjęcie oraz posmak zakazanego owocu z pewnością zjednały mu zainteresowanie czytelników. Słabością książki Zychowicza są również: zbyt hurraoptymistyczne podejście do traktowania nas przez Hitlera i pominięcie różnych wolt "wodza" Niemiec i najważniejsze- dopasowywanie fragmentów układanki do przyjętego wzorca. A przecież zmiana tylko jednego elementu powoduje zmianę kolejnych i niekoniecznie opisane wydarzenia mogłyby mieć miejsce. Ale dalszy ciąg rozważań czeka na następnych autorów.
Pozostając w temacie historii kontrfaktycznych warto sięgnąć po książkę P. Wieczorkiewicza, M. Urbańskiego, A. Ekierta, Dylematy historii. Nos Kleopatry czyli co by było, gdyby..., Warszawa 2004, gdzie od strony 231 P. Wieczorkiewicz zastanawia się właśnie, co byłoby gdyby Polska przyjęła żądania niemieckie. Oto fragmenty:
"Po rozmowach w Berchtesgaden władze Rzeczypospolitej postanowiłyby przyjąć niemieckie żądania. Miałoby to wpływ na przyspieszenie i tak już szykowanego scenariusza wewnątrzpolitycznego. Po rezygnacji Ignacego Mościckiego marszałek Edward Rydz-Śmigły objąłby urząd prezydenta. Nastąpiłyby dalsze przesunięcia na scenie politycznej: minister Józef Beck zostałby premierem, zaś funkcję Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych objąłby mianowany generałem broni, opromieniony sławą zdobywcy Śląska Zaolziańskiego, Władysław Bortnowski. Towarzysząca temu propagandowa ofensywa kontrolowanych przez rząd mediów służyłaby zarazem przypomnieniu wątków, które łączyły w historii Polskę i Niemcy. Protesty opozycji politycznej zostałyby stłumione, a w tradycyjnie antyniemieckim Stronnictwie Narodowym nastąpiłby po śmierci Romana Dmowskiego rozłam: Tadeusz Bielecki wszedłby do koalicyjnego rządu jako minister spraw wewnętrznych, natomiast nieprzejednany Jędrzej Giertych zostałby osadzony bezterminowo w obozie odosobnienia w Berezie Kartuskiej.
Szóstego sierpnia Śmigły wygłosiłby doroczne przemówienie na zjeździe legionistów. Tym razem ma ono wielką wagę polityczną. Marszałek - prezydent przypomina tradycje oręża z okresu pierwszej wojny światowej, w której Piłsudski u boku armii niemieckiej walczył z Rosją -odwiecznym wrogiem Polski. Siedemnaście dni później do Warszawy przyleciałby minister Joachim von Ribbentrop na uroczystość podpisania akcesu Polski do paktu antykominternowskiego. Jednocześnie zawarty zostałby tajny układ wojskowy o podziale stref wpływów w Europie Środkowowschodniej. Polska mogłaby je rozciągnąć na Litwę, Słowację i Białoruś; Finlandia, Estonia, Łotwa, Ukraina, a także Rumunia znalazłyby się w strefie niemieckiej.
Nazajutrz Adolf Hitler wjechałby triumfalnie do przyłączonego do Rzeszy Gdańska. Jednocześnie do Gdyni przybyłby krążownik „Nurnberg", ale nie z kurtuazyjną wizytą, lecz by po uroczystym przekazaniu Polskiej Marynarce Wojennej podnieść polską banderę wojenną jako ORP „Hetman Stanisław Żółkiewski". Marynarka polska objęłaby również szkolny pancernik „Schleswig Holstein" nazwany „Książę Fryderyk August" (na cześć króla saskiego, który był w latach 1807-1815 księciem warszawskim). Pierwszego września 1939 roku wojska niemieckie zaatakowałyby Francję. Kampania byłaby zażarta, ale Francuzi, mając zbyt mało nowoczesnych samolotów i czołgów, musieliby ulec naporowi. Już 28 września czołówki pancerne Wehrmachtu wkroczyłyby do Paryża, zaś 5 października w Compiegne zostałoby podpisane zawieszenie broni. Stalin zaniepokojony polsko-niemieckim porozumieniem usiłowałby je rozbić", ibidem, s. 234- 235.
Itd. itp. Można mieć oczywiście zastrzeżenia: co do zmian personalnych i przede wszystkim, co do "polskiej strefy wpływów", Słowacja jest prawdopodobna bo faktycznie były takie zamierzenia, Białoruś również, Litwa już niekoniecznie. Równie dobrze, po klęsce Francji moglibyśmy mieć własną strefę okupacyjną i...kolonie, których przecież pragnęliśmy. Z pewnością zachodnie województwa, śląskie, ziemie byłyby stracone ale nie bezpowrotnie. Dalsze wygrane Niemiec nie powodowałyby automatycznego wzrostu ich potęgi, prędzej czy później nastąpiłby pat.
Tags: Zychowicz, Wieczorkiewicz, historia, kontrfaktyczna, alternatywna, wojna, Polska, Niemcy, dylematy
Film nawiązujący do działań amerykańskich ochotników w wojnie polsko- bolszewickiej stał się legendą. Legendą o tyle większą, że kopie filmu zostały zniszczone. Nie wiem na ile prawdziwe są pogłoski, o których ostatnio słyszałem, że film został odnaleziony w Turcji (!) i toczą się pewne "rozmowy", zapewne dotyczące rekompensaty pieniężnej Biorąc pod uwagę sposób dystrybucji przedwojennych filmów (m.in. skupiska polonijne, różne wersje językowe) i ciągle odnajdywane kopie filmów rzekomo dawno zniszczonych lub nie zachowanych, praktycznie każda możliwość jest prawdopodobna. Z ciekawostek dopiszę, że Joe Alex czyli znany miłośnikom kryminałów (i nie tylko) Maciej Słomczyński był synem Meriana Coopera. A sam Cooper znany jest praktycznie wszystkim Tak, tak to ten pan od King Konga. Sama nazwy eskadry nawiązywała do bohatera wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych a lotnicy, jak piszą autorzy książki, spłacali służbą w polskim wojsku, dług honorowy. Jak wiele wydarzeń, epizodów, książek, ludzi, przedwojennych, tak i eskadra została zapomniana, a raczej zamilczana, przez długie lata.
Źródło: R. F. Karolevitz, R. S. Fenn, Dług honorowy. Amerykańscy piloci Eskadry Myśliwskiej im. Kościuszki w wojnie polsko- bolszewickiej 1919-1920: Zapomniani bohaterowie, Warszawa 2005, s. 45. Inne zdjęcia: link.
Epilog był smutny. Na Cmentarzu Obrońców Lwowa, gdzie pochowano trzech lotników eskadry wzniesiono kolumnadę, Pomnik Chwały. Mortui sunt, ut liberi vivamus. Polegli żeby inni mogli być wolni...
"Dwudziestego piątego sierpnia 1971 roku o szóstej rano przez uświęconą ziemię Cmentarza Obrońców Lwowa przetoczyły się komunistyczne czołgi. Potężne gąsienice wojennych machin całkowicie zgniotły już i tak zbezczeszczone groby oraz zniszczony pomnik amerykańskich lotników. Obiecane kwiaty już nie zakwitły", R. F. Karolevitz, R. S. Fenn, Dług honorowy..., s. 215.
Oby ciąg dalszy nastąpił.
Tags: lotnicy, amerykańscy, wojsko, polskie, historia, wojna, bolszewicy, dług, honorowy, fenn, karolevitz
Ze wstępu:
"Kresowe środowisko ziemiańskie zaboru rosyjskiego, zwłaszcza guberni litewskich przełomu XIX i XX wieku, nie pozostawilo po sobie nazbyt wielu świadectw. Nie znaczy to, aby nie było o czym pisać. Po roku 1905 bowiem działo się tam bardzo wiele. Czołowi politycy tej doby walczący słowem i piórem, na gruncie petersburskim w Radzie Państwa- izbie wyższej rosyjskiego parlamentu- o umocnienie polskości, starali się pozostawić dokumentację swych zapomnianych często wysiłków.
(...) Z perspektywy ważniejsze jest to, iż wprowadza czytelnika w świat dziś już egzotyczny, a w czasach, gdy spisywał swe pamiętniki, już odchodzący w niebyt. Książka pozwala zatem lepiej poznać i zrozumieć mentalność tak odległą od współczesnej."
Za: A. Szwarc, P. Wieczorkiewicz, Wstęp [w:] H. Korwin-Milewski, Siedemdziesiąt lat wspomnień 1855-1925, Warszawa 1993, s. V.
"W nawiasie dodam, że w niczym system "chodzenia z pochodnią koło strzechy rodzinnej" nie występuje jaskrawiej, jak w organizowaniu przez Warszawski Komitet Rewolucyjny zbrojnego powstania na naszych kresach. Pod względem militarnym było to coś żałośnie dziecinnego. Gdzie doszło do potyczki, powstańcy uzbrojeni wyłącznie w broń myśliwską, noszącą o 120 kroków, byli bezpiecznie bez żadnych strat ostrzeliwani przez bezpiecznych Moskali, których ręczna broń już wówczas niosła na przeszło 300 kroków. Jedno pewne, że liczba zabitych Moskali w polu na Litwie nie równała się nawet trzeciej części powieszonych lub rozstrzelanych Polaków- (siedmiu w jednej Oszmianie wówczas, kiedy w całym powiecie nie zahuczał ani jeden wystrzał).
(...)Nie darmo petersburski student Zdanowicz, słabo mówiący po polsku syn lekarza wojskowego, którego po śmierci syna spotkałem w generalskim mundurze, jeden z głównych organizatorów wileńskich, gdy go po odczytaniu wyroku na śmierć prezes Sądu wojennego zapytał, jak to tak bystry człowiek (a on nim był) mógł się do takiego stopnia omylić co do widoków powodzenia powstania polskiego, odpowiedział spokojnie: "Widzę, że p. pułkownik się zupełnie myli co do moich celów, one nie są chybione, ani moje dzieło stracone. Dokończy go pewniej, niżbym sam potrafił, mój spadkobierca...Michał Mikołajewicz Murawiow", ibidem, s. 36- 37.
Interesujący jest inny opis:
"Miasto już było nie do poznania: przede wszystkim co do personelu urzędniczego. W ciągu kilku miesięcy Murawiow zdążył, za wyjątkiem biednych "wolnonajemnych" kopistów biorących po trzy ruble na miesiąc plus łapóweczki, zamienić wszystkich urzędników Polaków na jaką szuję, każdy się domyśli; dobra połowa "nihilistów." To wszystko przyjeżdżało całymi pociągami, otrzymywało w kancelarii spis wakujących urzędów i w niedzielę rano zapełniało ogromną salę balową pałacu generał-gubernatorskiego. Satrapa w kilku słowach ze spisem w ręku rozdawał mannę", ibidem, s. 37.
"Oburzenie całej prowincji na Paryż, a w samym Paryżu burżuazji- na "komunardów", do których ona zaliczała cały proletariat, dochodziło do ostatnich granic zajadłości, bo w tym powstaniu, pod okiem zwycięskiego Prusaka, cały naród francuski widział przede wszystkim sromotną zdradę Ojczyzny. Kiedym przyjechał, już o egzekucjach na ulicach nie było mowy, ale łapanie skrytych komunardów i odsyłanie ich do obozu w Satory pod Wersalem jeszcze się nie skończyło", ibidem, s. 68.
"Niestety do tej zbrodniczej komuny polazło niemało (jakoby do dwustu) naszych emigrantów 1863 r. z "generałem" Dąbrowskim na czele. To odbiło się mocno i trwale na usposobieniu francuskiej opinii publicznej względem polskiego narodu; niechęć była tak widoczna, że kuzyn Laskowicz jeszcze kilka dni po ustaniu walki nie śmiał wychodzić z domu", ibidem, s. 69.
Do szerszych przemyśleń nadają się celne uwagi autora o "odpolszczaniu" Kresów, czego nie dokonali ostatecznie Moskale, dokończono za niepodległej Polski. Nastąpił rozwód Jadwigi z Jagiełłą, jak barwnie opisał Milewski. Co ciekawe, Milewski nie podziela zdania, że "Polacy są narodem idiotów" a co do "działalności różnych agentur" ma zdanie nieco inne. Wg niego:
"Naród polski posiada niezaprzeczony dar szybkiego asymilowania sobie cudzych myśli i metod, bogatą wyobraźnię, dowcip oraz niezwykłą proporcję "spryciarzy". To już wyklucza myśl o idiotyźmie.- Ale potęga i twórczość narodów nie zależą od ich zalet umysłowych, lecz od ich zalet charakteru; te zalety miał niezawodnie na widoku lord Salisbury (cytowany przez Dmowskiego), kiedy przed sześćdziesiątu laty przepowiadał, że "gdyby się znalazła siła zdolna wskrzesić niepodległe Państwo polskie, to nie znalazłaby się zdolna utrzymać je na nogach.
(...) Drugi zaś zarzut mówcy jest słuszny z tym jednak zastrzeżeniem, że pierwszymi i po dziś dzień najbardziej wpływowymi "agenturami" były i są "agentury" austriacko-legionowe i agentura niemiecko-aktywistyczna", ibidem, s. 401.
Po wyginięciu polskiego ziemiaństwa napłyną sztucznie nawrócone masy chłopstwa i "zruszczałego żydostwa": "oddanie tego osadu jakimś białoruskim, czy ukraińskim sowieckim republikom jest wskazane." Później Korytarz, Śląsk, Wielkopolska, pas między Kaliszem a "unser Lodź" dla Niemiec, Chełmszczyzna "rdzennie odwiecznie rosyjska" i pozostanie etnograficzna Polska. Było to pisane w 1927...
A jakże aktualne:
"Zostanie jako kapitał rezerwowy kilka milionów mało jeszcze wykorzystanych, szczególnie na polu bitwy, rdzennych Polaków...mojżeszowego wyznania. Nie stanie w dzień grozy zbrakowanych jako wrzody hetmanów Chodkiewicza i Żółkiewskiego, to będą hetmani Silberman i Rosenkranz. Na tej przestrzeni, uzdrowionej od "białoruskiego wrzodu" zmieści się jeszcze (trochę wyszczerbiony) talerz z masłem, dostateczny jednak, aby było koło czego się kłócić", ibidem, s. 402.
Tags: ziemianie, historia, polityka, Milewski, zabory, Polska, Rosja, Kresy
Zapomniana obecnie książka C. J. Burckhardta, Moja misja w Gdańsku 1937- 1939, Warszawa 1970, jest nieocenionym źródłem do dziejów II wojny światowej a szczególnie pozwala wejrzeć w głąb kuchni dyplomatycznej. Na stronach 177- 179 znajduje się znamienny fragment:
"W styczniu 1939 r. zaczęto w Polsce opowiadać o kolosalnej zmianie nastrojów w Stanach Zjednoczonych. Dwukrotnie słyszałem z ust dyplomatów akredytowanych w Warszawie aluzje na temat tajnego raportu polskiego ambasadora w Waszyngtonie. Raport ten szeroko wykorzystała w czasie wojny propaganda niemiecka; został on opublikowany i miał treść następującą:
Nastroje, jakie obecnie panują w Stanach Zjednoczonych, potęgowane są coraz większą nienawiścią do faszyzmu, a przede wszystkim do osoby kanclerza Hitlera oraz do wszystkiego, co tchnie nazizmem. Propaganda urabiana jest w pierwszym miejscu przez czynniki żydowskie, które mają w swoich rękach nieomal w stu procentach radio oraz wytwórnie filmowe, jak również przez prasę i tygodniki. Mimo tego, że propaganda jest szyta grubymi nićmi i że przedstawia Niemcy w świetle jak najbardziej ujemnym, wyzyskując głównie prześladowania religijne i obozy koncentracyjne, to jednak dzięki ignorancji tutejszego społeczeństwa, nieobeznanego zupełnie z sytuacją w Europie, działa ona w sposób tak przenikliwy, że obecnie większość narodu amerykańskiego uważa kanclerza Hitlera oraz nazizm za największe zło i niebezpieczeństwo, jakie zawisło nad światem.
Sytuacja w tutejszym kraju stwarza doskonałe forum dla wszelkiego rodzaju mówców oraz dla uchodźców z Niemiec i Czechosłowacji, którzy nie szczędzą słów, by drogą różnych kalumnii podburzać tutejsze społeczeństwo, gloryfikując wolność amerykańską w przeciwieństwie do reżymów totalitarnych. Znamiennym i ciekawym faktem jest, że w całej tej pomysłowej kampanii, prowadzonej głównie przeciwko nazizmowi, eliminowana jest niemal zupełnie Rosja Sowiecka, a jeśli jakakolwiek wzmianka o niej jest wypowiedziana, to zawsze w formie przyjaznej, na to, by wzbudzić wrażenie, iż Sowiety łączą się z blokiem państw demokratycznych.
(...) Prezydent Roosevelt był pierwszym, który otwarcie rzucił hasło nienawiści do faszyzmu. Prezydent miał w tym podwójny cel: 1) chciał odwrócić uwagę społeczeństwa amerykańskiego od zawiłych i ciężkich problemów wewnętrznych, a głównie od problemu walki świata kapitalistycznego ze światem pracy; 2) przez wytworzenie nastrojów wojennych i niebezpieczeństwa grożącego Europie chciał zmusić społeczeństwo amerykańskie do aprobaty olbrzymiego programu dozbrojeniowego Ameryki, który przekracza potrzeby defensywne Stanów Zjednoczonych.
Co do punktu pierwszego, to można powiedzieć, że sytuacja wewnętrzna na rynku pracy stale się pogarsza. Ilość bezrobotnych dochodzi obecnie do 12 milionów, a przerost w administracji stanowej i państwowej z dniem każdym się podnosi. Tylko dzięki miliardowym sumom, które skarb Stanów Zjednoczonych rzucił na zatrudnienie bezrobotnych, utrzymany jest pewien stan spokoju, który – jak dotąd – nie przekroczył ram zwykłych strajków lub lokalnych zaburzeń. Jak długo jednak w przyszłości będzie można utrzymać ten stan pomocy finansowej państwa, jest rzeczą trudną do przewidzenia. Rozognienie i wzburzenie wśród opinii publicznej, a przede wszystkim głębokie zatargi pomiędzy przedsiębiorstwami prywatnymi i ogromnymi trustami a rzeszą robotniczą, przysporzyły Rooseveltowi wielu wrogów i wiele nieprzespanych nocy.
(...) Następnie brutalne traktowanie Żydów w Niemczech i problem uchodźców podsyca stale istniejącą nienawiść do wszystkiego, co ma coś wspólnego z niemieckim nazizmem. W wielkiej mierze przyczynili się i do tego poszczególni żydowscy intelektualiści, którzy złączeni z prezydentem Rooseveltem węzłami przyjaźni, tak jak Bernard Baruch, gubernator stanu New York Lehman, nowo mianowany sędzia Sądu Najwyższego Felix Frankfurter, sekretarz stanu Morgenthau, i inni, chcą zrobić z prezydenta szampiona praw człowieka, wolności religii i słowa, jako też tego, który w przyszłości ukarać musi mącicieli pokoju. Ta grupa ludzi, zajmująca najwyższe stanowiska w rządzie amerykańskim, pragnie uchodzić za przedstawicieli "prawdziwego amerykanizmu", oraz "obrońców demokracji", przy tym jednak złączona jest nierozerwalnymi więzami z międzynarodowym społeczeństwem żydowskim. "
Tags: Burckhardt, Potocki, historia, polityka, Niemcy, USA, Polska,
Kim jest pani Dziedzic starszym nie trzeba przypominać. Młodszym wystarczy krótkie info, że robiła taki niby talk-show w telewizji za dawnych czasów Leży przede mną książka sygnowana jej nazwiskiem pod tytułem "Teraz ja...99 pytań do mistrzyni telewizyjnego wywiadu" z 1992 roku. Książka w swoim czasie słynna jak różne inne dziwne teksty niegdysiejszych prominentów wydawane przez BGW. Dostało się i tym i owym. Każdy sam może ocenić, czy warto czytać czy to jedynie żale za straconą sławą. Wyłowiłem ciekawe fragmenty, np. ten ze strony 76:
"Będzie dobrze, jeśli za dziesięć, dwadzieścia lat nie utrwali się w świecie następujący ciąg myślowy:
- w Polsce były obozy koncentracyjne? Tak.
- w Polsce zginął naród żydowski? Tak.
- w Polsce jest do dziś antysemityzm? Tak.
- mimo, że Żydów już tam prawie nie ma? Tak.
- to znaczy, że to Polacy organizowali obozy i wymordowali Żydów... Obym była złym prorokiem."
Geopolityka na stronie 289:
"Nie nadajemy się do towarzystwa. Już nas przypisano do Wschodu. Terytorium- dla ekspansji ekonomicznej może się przydać. Tania siła robocza, za jedzenie i alkohol. Dzisiaj nie są już potrzebne wojska, wystarczą handlarze i ci, którzy z nimi, i za nimi. Pytał pan, więc powiedziałam."
Tags: wywiady, Dziedzic, telewizja, historia, kultura, geopolityka
Koniec roku sprzyja zestawieniom i poradom na...kolejny rok. Jedni zawiązują nowe przyjaźnie, inni odcinają się od towarzystwa. Niektórzy spisują plany na nowy rok i obiecują nie pić, nie palić, nie obstawiać, nie chodzić na dziwki (co kto lubi). Mądry człowiek wie, na co go stać a jeśli nie czuje się na siłach- niech metodą małych kroków (i dobrych znajomości) spełnia się tak jak lubi. Życząc wszystkim czytelnikom mojego bloga wszystkiego najlepszego w nowym 2013 roku uprzejmie informuję, że blog będzie nieco grubszy i może traktować nie tylko o polityce, a przynajmniej nie tak ściśle. Bynajmniej, nie uważam, że jest w odmiennym stanie A dla rozluźnienia, porada Jak odpowiadać dzieciom na drażliwe pytania autorstwa A. Słonimskiego ze zbioru Jedna strona medalu:
"Niebawem nakładem „Roju" ukaże się książka Ireny Krzywickiej pt. „Jak odpowiadać dzieciom na drażliwe pytania". Z książki tej podajemy najciekawszy ustęp: Jest rzeczą wiadomą, że dzieci są wścibskie i ciekawskie. Czy należy odpowiadać na wszystkie pytania? Czy należy z fałszywą pruderią udawać, że się pytania nie dosłyszało? Nie, obowiązkiem człowieka współczesnego jest patrzeć śmiało w oczy własnych i cudzych dzieci. Jeśli chodzi o pytania drażliwe — bo na pytania zwykłe oczywiście nie ma co odpowiadać byle szczeniakowi — najlepiej jest mieć z góry przygotowane odpowiedzi.
Podaję więc najważniejsze i najczęściej przez dzieci zadawane pytania.
— Mamusia, z czego się robią dzieci? Na to pytanie proponuję dwa rodzaje odpowiedzi. Jeśli dziecko jest jeszcze za małe, aby mogło zrozumieć prawdę, należy odpowiedzieć: — Dzieci powstają z nadmagnezjanu chloru potasu. — Jest to odpowiedź bardzo zręczna, gdyż dziecko przeważnie nie może spamiętać tej długiej nazwy i gdy powtórzy to w szkole lub kawiarni starszemu koledze, nigdy się nie wyda, żeśmy dali fałszywą informację, i w ten sposób autorytet rodziców zostaje zachowany.
Gdy dziecko zapamięta i po paru latach, wiedząc już, o co chodzi, przypomni z wyrzutem, że się je oszukało, można pętakowi wmówić, że przekręciło słowo „potas". Inna odpowiedź powinna być stosowana wobec dzieci już większych. Jeśli chodzi o chłopców i dziewczęta w wieku dojrzewania, należy odpowiedzieć: Dzieci powstają z zaniedbania i lekkomyślnego zapuszczenia ciąży.
— Tatusiu, dlaczego tatuś jest taki czerwony, gdy ściska służącą? Jest to bardzo typowe pytanie, na które należy odpowiedzieć, przerzucając zręcznie sprawę na tło społeczne. Mówimy więc poważnie: Tak, moje dziecko. Służąca należy do proletariatu, a ludzie, którzy zbliżają się do proletariatu, są czerwoni. Możesz o tym, dziecko, przeczytać w Płomyku i w Ilustrowanym Kurierku. — Gdy dziecko zacznie się mądrzyć, że to nie to samo, możemy dodać: — Paszoł won, szczeniaku. — Mamusiu, czego chciała ode mnie ta pani, co stoi zawsze u nas na rogu ulicy? Na to odpowiemy: A won, ty bydlaku! Stare chłopisko, kobity go na ulicy zaczepiają, a on się pyta mamusi.
Bardzo częsty u dzieci jest objaw pytań seryjnych. Np. dziecko pyta się, co to jest na szybie. Odpowiadamy: „Mróz". „A dlaczego mróz". Odpowiadamy: „Bo zima". „A dlaczego zima? A co idzie po zimie?". Przy zimie stosujemy pierwszy cios w szczękę.
Zdarzają się oczywiście cierpliwsi rodzice, którzy biją dzieci dopiero przy jesieni lub nawet po jedenastym, a nawet dwunastym pytaniu. Pewna matka z Ohio uderzyła dziecko dopiero po trzydziestym piątym pytaniu, które brzmiało: „Dlaczego mamusia gryzie syfon?" Był to, o ile wiadomo, rekord świata. Normalni rodzice walą w pysk przy trzecim lub czwartym pytaniu. Oczywistym błędem jest bicie już przy drugim pytaniu.
Znałem ojca, którego synek spytał: ,,Jak się nazywa ta ulica?" Ojciec odpowiedział „Chmielna". Dziecko spytało: ,,A jak na imię?". Ojciec zaczerwienił się, no i naturalnie bęc szczeniaka. Otóż bicie przy drugim lub trzecim pytaniu uważamy za szkodliwe. Po pierwsze, oducza dziecko w ogóle od zadawania pytań, po drugie, odbiera uderzeniom właściwe napięcie. Słynny uczony norweski Hugo von Gulgenstjerna radzi stosować w pedagogice system riposty. To znaczy odpowiadania na pytanie pytaniem. Gdy dziecko pyta: „Mamusiu, dlaczego pan Giellepur zdejmuje spodnie w salonie?", należy szybko odpowiedzieć: „A ile jest trzydzieści pięć razy osiem?" albo: „W którym roku była bitwa pod Zamą?" Gdy dziecko odpowie: „Nie wiem", mówi się: „No to won, ty szczeniaku, do książki, ty cholero, uczyć się, a nie gadać o cudzych parszywych portkach".
Metoda ta daje bardzo dobre rezultaty i jest stanowczo lepsza od systemu dra Margulsteina, który zaleca dawanie dziecku zamiast odpowiedzi datków pieniężnych. Gdy dziecko pyta się: „Czy bocian przynosi dzieci zaraz czy w dziewięć miesięcy potem?" odpowiadamy: „Masz tu, kochasiu, dwadzieścia groszy i jesteśmy kwita". Przy bardziej kłopotliwych pytaniach suma może dojść do setek, a nawet tysięcy. Dr Margulstein opowiada o pewnym dziecku w Zurichu, które pytało ojca o pewną urzędniczkę z jego biura i dostawało jednorazowo po dziesięć tysięcy franków, i to szwajcarskich."
Za: A. Słonimski, Jedna strona medalu. Niektóre felietony, artykuły, recenzje, utwory poważne i niepoważne publikowane w latach 1918-1968, Warszawa 1971, s. 50- 52.
Tags: Słonimski, Jedna, strona, medalu, kultura, porady, dzieci