Autorzy koncepcji muzeum II wojny światowej niepomiernie rozczarowują. Mnie, panią obok, murarza Zbyszka itd.
Tłumaczą się jak dzieci, stosując oklepane chwyty. Potem próbują kontrować i pasują. Teoretycznie wszystko ma sens i jest poprawnie politycznie.
Czytelnik zada sobie pytanie- a więc w czym jest problem? Problem polega na tym, że tłumaczenia są nieszczere, o czym można się przekonać zaglądając do
zarysu koncepcji programowej.Wyłowiony "kwiatek" przeokrutnie cuchnie:
"Pojawienie się w tej części ekspozycji wiadomości o współdziałaniu nazizmu i komunizmu nie oznacza, że będzie ona stawiać znak równości pomiędzy tymi reżimami. Tym bardziej unikać musimy wchodzenia w spór, który z systemów był bardziej zbrodniczy i dlaczego."
Po wydrukowaniu zauważyłem ciekawą prawidłowość. Kilka razy wychwyciłem (przypadek...) moment, gdy po "prawidłowym" opisaniu tezy na koniec fragmentu tekstu pada "uwypuklenie niemieckie". Szczegóły niżej:
Coś za dużo tych Niemców
„Frankfurter Allgemeine Zeitung” pisze, że polskie władze zamierzają stworzyć muzeum drugiej wojny światowej w Gdańsku bez udziału Niemców i Rosjan. W taki sposób dziennik ocenia przedstawioną w polskiej prasie koncepcję placówki.
„Frankfurter Allgemeine” twierdzi, że Polska chce powołać muzeum, jak to określa dziennik, „we własnej reżyserii”. Gazeta komentuje, że niewiele zostało z pierwotnego pomysłu ponadnarodowego ośrodka, w ramach którego miałyby współpracować również Niemcy, Rosja i Izrael."
Faktycznie skandal. Jakże możemy zapomnieć biednych żołnierzy niemieckich, pardon ludności cywilnej, sołdatów szukających "czasów" i dup do zerżnięcia czy "internacjonalistycznych" poszukiwaczy jedynej objawionej prawdy, ochoczo dobijających resztki polskiego nacjonalizmu...
Ps. Po przeczytaniu koncepcji- podkreślam- momentami ciekawej- mam wrażenie, że chodzi o zakopanie projektu. Dobiją go uniwersalizmem/ nacjonalizmem i pozbędą się problemu dając robotę do wykonania historykom...niemieckim, rosyjskim lub żydowskim.