You are currently viewing archive for July 2012
W książce kapitana- pilota Stanisława Skarżyńskiego Na RWD-5 przez Atlantyk [pierwsze wydanie Warszawa 1934, drugie, którym się posługuję, Łódź 2008] na stronach 98- 99 znajduje się wizja godna nie tylko historyka czy polityka ale człowieka zatroskanego o przyszłość kraju, polskiego patrioty. Czytając wizję Skarżyńskiego odruchowo przypomniałem sobie inną książkę wydawnictwa Demart o historii alternatywnej Polski i zadumałem się, co byłoby gdyby połączyć obie wizje, pilota z morzem i historyka o Władysławie Wazie, carze Rosji w roku 1610. Obie wizje powinny zostać rozwinięte- polski władca staje się faktycznym carem Rosji i królem Szwecji. Powstaje imperium, które ogarnia całą Skandynawię a polscy podróżnicy zapuszczają się daleko w głąb Azji. Jednocześnie wielki twór pod przewodnictwem Polski ogarnia mniejsze i większe kraje. Francja staje się podnóżkiem a Niemcy nigdy się nie zjednoczą. Co więcej, atrakcyjny kod polonizmu powoduje szybkie spolszczenie ziem w centralnej Europie. Silna flota wyrusza po kolonie. Sporo ziem zostanie kupionych. Niektóre podbite. Czy w tej wizji powstaną USA? Być może. Szybciej jednak powstałby konflikt między Polską a w zasadzie tworem wszecheuropejskoazjatyckim- Królestwem Czworga Narodów a Stanami...Wracamy do Skarżyńskiego:
"(...)Ale mimo wszystko z rozmyślań i wrażeń powstała uraza i żal do... naszych przodków. Powracała uparcie ta sama myśl, która nasunęła mi się przed dwoma laty- w czasie lotu afrykańskiego. Zazdrościłem tam (oczywiście w skrytości ducha) Anglikom, Francuzom, Belgom, Portugalczykom, Hiszpanom i innym nacjom, że choć oddaleni o tysiące kilometrów od ojczyzny, są jednak u siebie, w cieniu własnego sztandaru i pod ochroną własnych praw. Nie byliśmy narodem morskim, zabrakło nas, gdy inni zajmowali owe tereny niczyje. Żądza przygód naszych przodków wyczerpała się na Dzikich Polach. Brakło im ogromnych perspektyw, pragnień i ambicji zdobywczych, jakie dawało morze; brakło im zmysłu kupieckiego i żądzy zysków, które pchały obcych żeglarzy na nieznane szlaki morskie.
(...) Szerokie sfery naszego społeczeństwa jeszcze ciągle nie doceniają znaczenia morza w życiu państwa. Nasza ekspansja na dalekich szlakach morskich ciągle jest powolna, za mało okrętów pod polską banderą odwiedza egzotyczne porty. Musimy zrozumieć, że ten skrawek wybrzeża mamy nie po to tylko, aby wygrzewać się latem na plażach. Obrót handlowy morski powinien przynajmniej w połowie odbywać się na polskich okrętach. Nasza młodzież powinna wyjść na morze. Mamy w tej dziedzinie do zrobienia o wiele więcej, niż inne narody, ale nie wolno nam załamywać rąk przed ogromem czekającej nas pracy, tylko z energią i stanowczością zabrać się do dzieła. Najwyższy czas, aby platoniczna miłość do morza zamieniła się w miłość praktyczną."
Za: S. Skarżyński, Na RWD-5 przez Atlantyk, Łódź 2008, s. 98-99.
Tags: Skarżyński, morze, lotnictwo, RWD-5, wizje, alternatywne, dzieje, historia, polityka, geopolityka,
Kolejna gruba książka z cyklu darowanych. Obawiałem się ruszyć bo nie lubię biografii pisanych przez kobiety. Są dla mnie dość jałowe. Książka pod tytułem Marzenia i tajemnice jest ciekawa, co mnie zdziwiło. Owszem, początkowe partie są pisane w manierze nieco nużącej ale styl jest niezły, wciąga i wiąże emocjonalnie z autorką....Właśnie, autorką? Powiem szczerze, że wątpię. Raczej jest to robota ghost-writera (na okładce mamy: opracował Piotr Adamowicz) ale jeśli nie mam racji i baza jest D. Wałęsy to gratuluję (przynajmniej pierwszej części książki). Lepiej się czyta niż książki- wspomnienia męża
Dużo osobistych wtrętów, sporo niedomówień, marzeń i tajemnic nie ma zbyt wiele. Szkoda, że sporo spraw "uleciało z głowy" ale czuję w tym wykręt. Nie wierzę aby szczegóły związane ze ślubem tak łatwo były zapominane. U faceta być może, u kobiety- wątpię.
Dla mnie nie do końca szczera postawa. Tak samo niektóre sformułowania wydają się drewniane, puste, całkowicie wyprane z emocji. Innym razem wchodzimy w sentymentalizm. Partie a la robot przeplatają się z trzeźwymi uwagami na temat rzeczywistości. Końcówka okrutna ale jakże typowa dla taktyki sączenia nienawiści! Kończąc wstępne uwagi odniosłem wrażenie, że pani Wałęsa żałuje wielu wyborów. Czy była nieszczęśliwa? Z pewnością. Czy nadal jest? Trudno powiedzieć. Mnie książka na przemian nudziła, bawiła i smuciła. Zapytacie- a jakieś konkrety, perełki, dyskusyjne strzępy pamięci? Są. Oto kilka z nich:
"Na pierwszy rzut oka był takim tajemniczym facetem (Wałęsa- Unicorn). Mogłam go obserwować- i obserwowałam. Mieszkał wtedy na stoczniowej kwaterze przy ulicy Kartuskiej, która była przedłużeniem Świerczewskiego. Przechodził zatem drugą stroną ulicy naprzeciwko mojego kiosku. Obserwowałam go, jak idzie ciągle zamyślony, lekko wycofany. On zawsze był taki skupiony, tajemniczy. Zastanawiałam się, dlaczego taki jest. Może ta jego tajemniczość mnie zaintrygowała?"
Za: D. Wałęsa, Marzenia i tajemnice, oprac. P. Adamowicz, Kraków 2011, s. 38.
"Lecz nadszedł Grudzień '70. W poniedziałek 14 grudnia, gdy w stoczni zaczął się strajk, męża nie było w pracy. Miał wolne. Pojechał na rynek kupić używany wózek dla dziecka. Do stoczni poszedł następnego dnia, 15 grudnia, we wtorek. Niespodziewanie w ciągu dnia przyszedł do domu w roboczym ubraniu- to pamiętam- zachrypnięty i powiedział, że w Gdańsku była wielka bitwa z milicją, że krew płynie ulicami. Opowiadał, że krzyczał przez okno z komendy milicji. Tłumaczył, że dlatego ma chrypę. Coś zjadł i ponownie poszedł do stoczni", ibidem, s. 64.
"Następnego dnia... Mąż wtedy dużo palił. Gdy go zabierali, nie wziął ze sobą papierosów, nie wziął pieniędzy. Zabrałam jego papierosy i poszłam na komendę na Świerczewskiego. Chciałam się dowiedzieć, gdzie on jest, żeby dać mu te papierosy. Mówię im, że wczoraj został zatrzymany mój mąż. Zapytałam, czy jest tutaj. Wyjaśniam, że chciałam mu dać papierosy. Oni powiedzieli, że taki i taki nie został zatrzymany", ibidem, s. 65.
"W tych pierwszych dniach, tygodniach stanu wojennego byłam właściwie sama. Dość szybko wypuścili Mietka Wachowskiego. Mietek zjawił się w Solidarności na samym początku- we wrześniu, a może w październiku 1980 roku. Został kierowcą męża, z czasem kimś więcej. Sekretarzem, asystentem. Mniejsza o szczegóły, ale niemal od razu zaczęli się świetnie rozumieć", ibidem, s. 195.
Mały przeskok do strumienia myśli:
"Uważa się, że mąż reaguje na Radio Maryja alergicznie. Natomiast ja sądzę, że on reaguje pozytywnie! Bo on słucha, a ja nie słucham. Słucha niemal dzień i noc. Przepraszam, w dzień słucha TOK FM. Natomiast wieczorem, gdy kładzie się do łóżka, słuchawka z Radiem Maryja do ucha, komputerek przed siebie i tak niemal całą noc. Mąż ma jakąś obsesję na tym punkcie. Bo chyba jest to jakaś obsesja, żeby słuchać, co negatywnego mówią inni. Słuchać, co nienawistnego wygadują Macierewicze, Kaczyńscy czy Olszewscy (ulubiona poetyka komuny...-scy- Unicorn)? A może sprawia mu to przyjemność?", ibidem, s. 377.
Najbardziej wstrętna jest część poświęcona...a jakże, braciom Kaczyńskim od strony 385 do 388, gdzie na 387 stronie pada takie stwierdzenie:
"Niestety, nie licząc się z powagą śmierci, pan Jarosław Kaczyński i jego zwolennicy przez kilkanaście miesięcy urządzali przedstawienia na Krakowskim Przedmieściu pod Pałacem Prezydenckim. Szkoda słów! (fakt, szkoda słów...Unicorn) Doszło nawet do tego, że jakaś grupa zaczęła domagać się beatyfikacji pani Walentynowicz. Tak! Beatyfikacji."
Balcerowicz był fachowcem, pozytywnym symbolem. Jan Krzysztof Bielecki nie był najgorszym premierem i dobrze się stało, że Donald Tusk korzysta z doświadczenia i wiedzy Bieleckiego. Geremek- ujmujący, inteligentny i mądry. Oto dalsze sądy D. Wałęsy. Padają również deklaracje: o głosowaniu w 2007 roku na PO i w 2010 na Komorowskiego. Wiadomo: "Pod koniec rządów PiS-u ludzie nie wiedzieli, jaki będzie następny dzień. Na szczęście przeżyliśmy to i powstał nowy rząd z Donaldem Tuskiem i Waldemarem Pawlakiem", ibidem, s. 390.
Tags: Wałęsa, Solidarność, wspomnienia, historia, polityka, sączenie,
Ostatnio na półce w księgarni zauważyłem Pamiątkowe rupiecie, biografię W. Szymborskiej, pióra A. Bikont i J. Szczęsnej. Trudno mi powiedzieć, co tam jest ponieważ odrzucił mnie od książki osławiony duet rodem z "giewuanej" estetyki. Czytałem kiedyś Lawinę i kamienie i do czasu "sprawy Bielskich" byłem pod dużym wrażeniem. Oczywiście negatywnym. Przemogłem się i sięgnąłem na swoją półkę, gdzie również spoczywają...Pamiątkowe rupiecie z 1997 roku w nietypowym formacie i raczej nowe (coż, książka widocznie była mocno nietrafiona jako dar). Być może nowsza wersja jest tylko uaktualnieniem albo rozciągnięciem tematu. Co można rzec o tej z 1997? Ładnie wydana, dużo zdjęć, anegdot, reprodukcji. Za to wielki plus. Ale książka pisana dla fanów Szymborskiej. Albo dla fanatyków, jak kto woli. Narracja rozciągnięta w każdą stronę. Jeśli trafia się konkret jest on...mało rzeczowy. Pewne sprawy są pomijane czy potraktowane telegraficznie. Nie trafia do mnie taki sposób pisania biografii ale może ktoś lubi takie popierdółki. Początek jest niezły, dość dokładnie opracowana historia rodu, czasy młodości a potem mały szybki przeskok na powojnie, kilka słów i lecimy dalej w komunę i czasy nam bliższe.
Wyłówmy zatem coś bardziej konkretnego:
"Szymborska jednak broniła zdania, że poezję należy analizować wyłącznie od strony filozoficznej, językowej, a fakty z życiorysu poety nic do tego nie mają."
Za: A. Bikont, J. Szczęsna, Pamiątkowe rupiecie. Przyjaciele i sny Wisławy Szymborskiej, Warszawa 1997, s. 22.
Ależ mają i to dużo, świadczy o tym właśnie sama...Szymborska. Wygodny sposób aby uciąć dyskusję o własnym "ukąszeniu komunizmem". Możemy użyć innego żałosnego określenia, którym zwykle tłumaczą się pisarze i poeci ze swoich "błędów młodości."
I dalej aż na stronę 101:
"1 maja 1951 roku. Na czele pochodu budowniczowie Nowej Huty. Przed trybuną honorową ustawioną przy Bibliotece Jagiellońskiej defilują krakowscy pisarze, wśród nich Wisława Szymborska. Młoda, ładna, promienna. Tak zapamiętał ją pisarz Jan Józef Szczepański, który- jak opowiada- jeden jedyny raz w życiu brał udział w pochodzie pierwszomajowym, bo nie potrafił się wykręcić.
(...) Jej książkowy debiut przypada na pełnię stalinizmu. W wydanym w 1952 roku tomiku "Dlatego żyjemy" tytuły wierszy mówią same za siebie: "Żołnierz radziecki w dniach wyzwolenia do dzieci polskich mówi tak", "Do matki amerykańskiej", "Młodzieży budującej Nową Hutę", "Lenin", "Na powitanie budowy socjalistycznego miasta", "Robotnik nasz mówi o imperialistach."
(...) Na podstawie tego tomiku przyjmują Szymborską do Związku Literatów Polskich. W tym samym czasie wstępuje do PZPR. Jeździ na spotkania z wyborcami mówić o programie Frontu Narodowego, razem z Tadeuszem Różewiczem, Jerzym Zagórskim, Adamem Włodkiem. Występuje z wieczorami autorskimi w fabrykach."
I wyjaśnienie, strona 104:
"(...) Ja wtedy uważałam, że komunizm to zbawienie dla Polski i ludzkości. I byłam pewna, że to ja mam rację."
Tylko wtedy? Nie sądzę, tym bardziej, że...Ale nie uprzedzajmy narracji, na razie skok do strony 143:
"W 1966 roku, w akcie solidarności z Leszkiem Kołakowskim wyrzuconym z PZPR, Szymborska zwraca legitymację partyjną."
Wracamy do "tylko wtedy"?
"Dzień po upadku rządu Jana Olszewskiego, 5 czerwca 1992 roku, na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej" ukazał się jej wiersz "Nienawiść.
(...) Na tej samej stronie, komentując listę domniemanych agentów Służby Bezpieczeństwa, sporządzoną przez ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik pisał: "Czasem język polityki okazuje się nazbyt suchy i płaski. Wtedy przemawia literatura. Wisława Szymborska, Wielka Dama polskiej literatury, przysłała nam swój nowy wiersz. Niechaj jego przesłanie będzie i naszym głosem w sporze z nikczemnością i nienawiścią", ibidem, s. 237.
I strona 238:
"Znalazła się też w gronie kilkuset osób, które podpisały apel do posłów i senatorów o odrzucenie projektów ustawy penalizującej aborcję."
Zawsze w awangardzie postępu...Ktoś ukuł kiedyś ładne określenie: "pieszczochy systemu."
Uważam, że Szymborska minęła się z powołaniem. Zamiast pisać wiersze, powinna zostać jednak przy rysowaniu komiksów. Miała do tego dryg
Tags: Szymborska, polityka, poezja, uwikłanie, w, komunizm, Bikont, historia, Szczęsna, biografia, rupiecie,
15 July 1212:39
Kod gry
Nie wiem czy pamiętacie jeszcze książkę, która nie tak dawno narobiła sporego szumu- Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek, G. Friedmana. Ostatnio zajrzałem do niej bo przypominałem sobie różne geopolityczne jinksy. Zajrzałem również do Wielkiej szachownicy Z. Brzezińskiego i paru innych. Od strony 158 Friedman opisuje "nowy świat" wyłaniający się z upadku Rosji na początku lat dwudziestych XXI wieku. Na stronie następnej jest zamieszczona mapka pod wielce wymowną nazwą Raj dla kłusowników, gdzie Polska, Turcja i Japonia mogą najwięcej skorzystać na chaosie w Rosji i jej upadku. I z pewnością skorzystają. Przy wydatnej pomocy USA- wg Friedmana. Teza, że Turcja będzie stanowić dla nas zagrożenie jest moim zdaniem chybiona, reszta miła dla oka polskiego czytelnika. Teraz przenieśmy się w czasie i przestrzeni do naszego świata.
Rosjanie przeczytali książkę Friedmana i doszli do wniosku, że jedynym wyjściem jest kontra. Rok 2010. Polska. Pstryk. Polska out. Rok 2011. Japonia. Pstryk. Trzęsienie ziemi, awaria elektrownii atomowej. Nie czas powtarzać różne dziwne plotki o mniej naturalnych przyczynach awarii. Japonia out. Została Turcja. Iran, Syria, miękkie podbrzusze. Czekamy na out, brakuje jeszcze konfliktu bałkańskiego (próba powstrzymania Węgier i Rumunii przed sojuszem z Polską poprzez zwrócenie przeciwko nim Bułgarii i Serbii- strona 169). Dodajmy do tego osławione Wikileaks. Rolą Sowietów była destabilizacja świata. Rolą Rosji jest to samo. I rewanż. Oraz osłabienie USA i sojuszników (państw poddanych, reżimów pomocnych, faktycznych przyjaciół, jak zwał tak zwał).
W wersji Friedmana wszystkie trzy państwa (Polska, Turcja, Japonia) mają wybić się na mocarstwowość o różnej skali. Wszystkie trzy są sojusznikami USA (o różnej sile), przynajmniej w głównym zarysie (bo szczegóły również będą się zmieniać). Friedman wieszczy również powolny upadek znaczenia Francji i Niemiec oraz NATO.
Zagadka- czy teraz nastąpi rekontra ze strony USA? Kto wie. Może już trwa.
Tags: Friedman, następne, 100, lat, historia, geopolityka, Polska, scenariusze
W ostatnich latach szczekaczki ogólnurtowe narzucają obcą nam narrację, która sprowadza się do stwierdzenia: "mogli więcej." Inicjowana (rzecz jasna bez żadnego przymusu i całkowicie niezależnie) dyskusja o ratownictwie Żydów w czasie niemieckiej okupacji w Polsce ma na celu pielęgnowanie "pedagogiki wstydu" i dalsze gnębienie Polaków mniej czy bardziej wyimaginowanymi winami. Owe dyskusje toczą się w atmosferze nienawiści podsycanej do nas, w domyśle: powinniśmy wszyscy się kiedyś wymordować, wtedy byłby ideał. Rozmaite przepraszania, przyznawania się do win wszelakich. sprowadzanie wszystkiego do gruntu (dosłownie) i robienie z Polaków zwykłych kanalii sprzyja zapewne budowaniu wspólnoty. Europejskiej albo innej. Jedno jest pewne- jest to wspólnota skrajnie antypolska. "Drobiazgi" w stylu, co groziło za różne działania w czasie okupacji jakoś umykają domorosłym socjologom, historykom czy innym "badaczom." S. Datner, znany z wielu wartościowych publikacji, w małej książce Las sprawiedliwych pisze tak:
"Ci, których schwytamo i którym udowodniono- lub podejrzewano- że ratowali Żydów, byli bezlitośnie mordowani przez okupanta. Niemal zawsze ginęli wraz ze swymi rodzinami, włączając dzieci, niemowlęta, starców. Niejednokrotnie chowano ich w jednym grobie, z tymi, których ratowali."
Za: S. Datner, Las sprawiedliwych. Karta z dziejów ratownictwa Żydów w okupowanej Polsce, Warszawa 1968, s. 7.
"Na skutek terroru okupanta w każdym roku pierwszego okresu okupacji, w latach 1939- 1941, ginęły dziesiątki tysięcy Polaków wymordowanych w masowych egzekucjach lub w obozach koncentracyjnych. W tym czasie- a zwłaszcza w 1939 r., jak zdołaliśmy już stwierdzić na podstawie naszych badań- liczba wymordowanych Polaków przewyższa 3-, a nawet 4-krotnie liczbę wymordowanych w tym czasie Żydów. W każdym następnym roku giną setki tysięcy Polaków w egzekucjach tajnych i publicznych oraz w obozach koncentracyjnych.
(...) W latach tych zmieniały się proporcje: o ile w latach 1939- 1941 stosunek mordowanych Polaków do mordowanych Żydów kształtował się jak 10:1, to w latach 1942- 1944 wynosił on jak 2:3. Prawda jest jedna: w wyniku zbrodniczej, przemyślanej i zaplanowanej oraz systematycznie realizowanej polityki okupanta ginęły eksterminowane obydwa narody- polski i żydowski", ibidem, s. 8- 9.
"Cała Europa pod hitlerowską okupacją była sterroryzowana, nigdzie jednak- z wyjątkiem okupowanych obszarów Związku Radzieckiego, Jugosławii i Grecji- terror nie przybrał takich rozmiarów jak w Polsce", ibidem, s. 10.
Wśród różnych motywów ratowania Żydów Datner wymienia także i tzw. zawodowych ratowników, którzy otrzymywali pieniądze od swoich podopiecznych. Datner wychodzi ze stanowiska, że nie powinno się potępiać "zawodowych": "(...)Dlatego jestem zdania, że nie tylko nie wolno potępiać tych, którzy ryzykując życiem stali się "zawodowymi ratownikami", ale należy ich umieścić w tej samej kategorii ludzi zasługujących na uznanie za swe dzielo ratowania zagrożonego życia ludzkiego. Jedynie w hierarchii dostojeństwa czynu, być może, należałoby tu poczynić pewne rozróżnienia", ibidem, s. 13. Dalej opisywane są przykłady ludzi, którzy po wojnie nie chcieli żadnej gratyfikacji za ratowanie.
Datner wyróżnia cztery postawy wobec Żydów: 1) wydać Żyda w ręce oprawców, zgodnie z okupacyjnym "prawem, 2) nie wydać, lecz nie udzielić mu pomocy, 3) udzielić mu pomocy doraźnej, 4) zaopiekować się i udzielić schronienia na czas dłuższy (s. 27). Dalej następuje szeroki opis każdej z postaw. Przy postawie pierwszej padają sentencje wyroków podziemnych sądów, bo jak stwierdza Datner: "nie ma narodów całkowicie wolnych od odpadów społecznych" [s. 28] ale jednocześnie dodaje: "zdrajcy stanowili w tych czasach wąski, cienki margines społeczny. Był to cuchnący ropień na zdrowym ciele, wąska, brudna pręga na wielkiej i jasnej karcie historii. Generalizowanie zjawiska wyjątkowego i przejaskrawianie go byłoby deformowaniem prawdy" (s. 28- 29).
Postawy drugiej nie można pochwalać wg Datnera ale i tu pojawia się pozytyw- postawa "ani zdrady, ani pomocy" polega na uchyleniu się od narzuconego przez okupanta obowiązku współdziałania w ściganiu Żydów- wg władz okupacyjnych KAŻDY Polak miał obowiązek wskazać im lub wydać KAŻDEGO napotkanego Żyda lub powiadamiać o przypadku ukrywania się (s. 31). Jak stwierdza Datner "gdyby miliony Polaków chciały poddać się tym okupacyjnym nakazom i współpracować z Niemcami, nie ocalałby ani jeden lub niemal ani jeden Żyd", ibidem, s. 32.
Z postawą czwartą splatały się rozmaite prozaiczne problemy, które mogły zadecydować o życiu i śmierci: nie tylko kwestia jedzenia i picia, ubioru ale i sprzątanie śmieci, opieka lekarska czy (zdarzały się i takie przypadki) kwestia pochówku w przypadku naturalnej śmierci w schronieniu.
Datner na stronie 42 podaje ciekawostkę, o ratowaniu Żydów przez dra Jana Żabińskiego w warszawskim ZOO, w klatkach dla zwierząt. Więcej można poczytać np. u D. Ackerman, Azyl czy A. Żabińska, Ludzie i zwierzęta.
Tags: Datner, Las, sprawiedliwych, Żydzi, okupacja, Niemcy, mord, Polacy, wojna, ratowanie
T. Żenczykowski w swej książeczce Dwa komitety porównał rok 1920 z 1944. Dodając różne wspomnienia z epoki otrzymujemy w zasadzie podobne metody działania. Zmieniło się otoczenie, przyszło nowe pokolenie, raz nie wyszło a później niestety się udało. "Czerwony porządek" to mordy, rewizje i złodziejstwo. Absolutny brak wszystkiego i kolejki. Pisała o tym M. Dunin- Kozicka w Burzy od wschodu.
W. Pobóg- Malinowski w drugim tomie Najnowszej historii politycznej Polski 1864- 1945, okres 1919- 1939, przedruk wydania z 1956, Warszawa 1990, wydanie KAW, od strony 294 do 299 również opisuje realia "nowego wspaniałego porządku." Pobóg- Malinowski odwołuje się do Marchlewskiego, który przyznawał, że w skład komitetów rewolucyjnych wchodzili "rosyjscy towarzysze" całkowicie wyobcowani z polskiego środowiska i ni w ząb nie rozumiejący zachowania ludzi na zajętych terenach. Logiczne, że tacy przedstawiciele "nowej" władzy, której jednym z zadań było przejmowanie zastałej administracji i wprowadzanie sowieckiego "ładu", nie mogli trafić do chłopów i robotników. Komitety jak podaje autor Najnowszej historii politycznej Polski "uzależnione były od sowieckich formacji wojskowych, z ramienia których powstały; ponieważ formacje te w ogólnej ofensywie oddalały się coraz bardziej na zachód, łączność stawała się utrudniona i szybko urywała się zupełnie; słabe, zdane na własną zaradność- "działać" mogły w jednym tylko kierunku- zgodnie z ogólną instrukcją "sowietyzować" okupowane tereny przez "wiązanie ich administracyjnie z republiką rosyjską."
W praktyce sowietyzowanie polegało na rekwizycjach żywności, bydła, koni. Aktywność trybunałów rewolucyjnych oraz "oddziałów specjalnych" wymownie świadczyła o nastawieniu "wyzwolicieli." Zbyt pośpiesznie (jak się okazało) rozwiązano "dywizję polską." A mogła się przydać chociaż prawdopodobnie tak samo dogadałaby się z Polakami jak ci od sowietyzacji. Nastrój mas był kiepski a zatem produkowano obficie różne manifesty i odezwy. Jakie? Ano np. wezwania do buntu żołnierzy i usuwania oficerów- brzmi znajomo z 17 IX 1939, czyż nie? Wyswobodzeni od oficerów żołnierze mieli śpieszyć na pomoc bratniej czerwonej armii...Od kolejarzy żądano aby "przeszkadzali" w ewakuacji- w domyśle: wzywano do sabotażu. Rzecz jasna, polskich proletariuszy miały wspierać zastępy światowej braci "ludowej"- w domyśle: słowem i czynem. Pomysł brygad międzynarodowych jak widać pojawił się wcześnie.
Niestety dla "oswobodników" polska republika rad, czerwona (od krwi) i sowiecka w zamyśle nie powstala. Z wielu względów. Marchlewski dwoił się i troił, "toczył nawet walkę z zalewem żydowskim na stanowiskach partyjnych i administracyjnych", zapewniał o wolności sumienia, oprócz "przymusu religijnego." Na stronie 298 Najnowszej historii politycznej Polski w przypisie 51 następuje odwołanie do Marchlewskiego "Rosji proletariackiej a Polsce burżuazyjnej": "przed jego przybyciem do Białegostoku "wydział oświaty został opanowany przez nacjonalistów żydowskich (no jakże to, przodujący ustrój miał znieść nacjonalizmy- Unicorn), którzy tam wyprawiali dziwne brewerie, np. urządzili sobie sekcję polską, uważając, że Polacy mają być traktowani jako mniejszość. Czy większością w ich mniemaniu mieli być Żydzi, czy może wyobrażali sobie, że za język większości będzie uważany rosyjski- niewiadomo. Towarzysz Feliks Kon, który po przybyciu do Białegostoku objął kierownictwo nad szkolnictwem, bardzo energicznie pouczył tych panów, że są w błędzie, i oświadczył im, że nie uda się im wyzyskać szkoły dla celów nacjonalizmu żydowskiego"...
Tags: Pobóg-, Malinowski, najnowsza, historia, polityczna, Kon, Marchlewski, Dwa, komitety, 1920, 1944, Żenczykowski, sowietyzacja, okupacja, mordy, grabieże, polityka, Sowiety, Żydzi