"W pierwszej kolejności trzeba przedyskutować los profesora Geremka i innych osób prześladowanych nad Wisłą przez lustracyjną ustawę oraz rozpatrzyć nagminne łamanie praw człowieka i nietolerancję w „kaczystowskiej" Polsce. Taki właśnie temat na progu maja 2007 r. zaproponowała rosyjska delegacja na spotkanie grupy roboczej Unia Europejska – Rosja, zajmującej się prawami człowieka. W Warszawie znalazłoby się na pewno wielu chętnych do podjęcia tej cennej inicjatywy, ale akurat w tym wypadku przewodniczące unii Niemcy skorzystały z okazji, by siedzieć cicho. Rosja jest jednak stale gotowa pochylać się z troską może nie tyle nad problemami biednych Polaków, jęczących pod autorytarnym reżimem, ile Unii Europejskiej, a zwłaszcza jej „poważnych" członków, takich jak Niemcy, Francja czy Włochy, które muszą się borykać z tą beznadziejną Polską. Nie robi tego jednak sama, ale przy pomocy chętnych współpracowników (dawniej nazywano ich pożytecznymi idiotami albo agentami wpływu – zależnie od tego, czy dostawali pieniądze z Moskwy, czy nie).

Prozachodnia Rosja, rusofobiczna Polska
Władimir Putin to najbardziej prozachodni polityk, jaki rządził Rosją od czasów Katarzyny II. To nie tylko opinia osobistych przyjaciół prezydenta Rosji, takich jak prof. Andrzej de Lazari z Łodzi. Takie opinie wciąż można spotkać w najbardziej wpływowych mediach Europy i Ameryki. Nawet teraz, kiedy rosyjskie bombowce sondują cierpliwość brytyjskiej obrony przeciwlotniczej, w londyńskiej prasie czytamy takie właśnie apologie polityki Putina. Wystarczy sięgnąć do komentarzy Simona Jenkinsa (dawniej „Times", obecnie „Guardian"

, Jonathana Steele’a (także „Guardian"

czy Mary Dejevsky („The Independent"

, by przekonać się, jak wygląda argumentacja tych apologii, których setki można znaleźć także w prasie francuskiej, włoskiej, niemieckiej czy amerykańskiej.
Otóż, argumentacja ta nierzadko zahacza o Polskę: jeśli do tej pory nie doszło do ustabilizowania rozumnej, wzajemnie korzystnej współpracy Unii Europejskiej z tak prozachodnio zorientowaną Rosją, jaką reprezentuje Putin, to winne są temu patologiczna rusofobia i uprzedzenia, które podsyca całkowicie irracjonalna w swej polityce zewnętrznej (i wewnętrznej) Polska. Dalej pojawia się kilka interpretacji tej tezy. Pierwsza, adresowana do publiczności niemieckiej i zachodnioeuropejskiej: Polska jest ślepym i biernym narzędziem w rękach równie irracjonalnie działającego Waszyngtonu. Interpretacja druga, adresowana także do publiczności amerykańskiej, zwłaszcza tej ze Wschodniego Wybrzeża: Polska jest ślepym i biernym narzędziem szalonej i szkodliwej dla samej Ameryki polityki ekipy George’a Busha. W obu wariantach koronnym argumentem jest sprawa instalacji w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej, która jest traktowana w tym kontekście jako przejaw polskich fobii i antyrosyjskiego kompleksu, umiejętnie eksploatowanych przez imperializm Busha.
Są jednak i inne, głębiej zakorzenione w tradycji warianty czarnej legendy o Polsce jako przeszkodzie na drodze do harmonii między Zachodem a Rosją. Polska nie pasuje do nowoczesnego świata, nie rozumie języka realistycznych interesów i żyje historycznymi urazami. Polacy mają kompleks ofiary, podczas gdy sami – jako naród antysemicki – nie mogą się poszczycić czystym sumieniem (nie wiem, czy jest drugie państwo, w którym z takim entuzjazmem jak w Rosji komentowano w mediach odkrycie zbrodni w Jedwabnem). Polska to kraj nietolerancji, fanatyzmu (katolickiego), anarchiczno-nacjonalistycznych tendencji, które stale powracają na polityczną scenę, przeplatając się ze zwrotami w stronę prawicowego autorytaryzmu.
Polskie przepierzenie
Na zewnątrz, powtórzmy, to nie sami Rosjanie najczęściej występują z czarnym obrazem Polski. Oficjalna linia kremlowskiej publicystyki w sprawie „polskiego przepierzenia" (to nieśmiertelne określenie samego Stalina) jest dość stabilna: Polska jest tak maleńka i prowincjonalna w zestawieniu z rozmachem celów i możliwości Rosji, iż ta nie poświęca jej niemal żadnej uwagi. O sprawie tarczy w naszym kraju Moskwa będzie rozmawiać tylko z Ameryką, ewentualnie z Niemcami, ale przecież nie z Polską. Jak to pięknie ujął pewien szynelowy dziennikarz Kremla: „Wszystko, co Rosja robi w stosunku do Polski, robi małym palcem lewej nogi – do tego stopnia Polska nic nie znaczy dla Moskwy".
Prezydent Putin rzeczywiście nawiązuje do wzorów Katarzyny II. Kiedy Rzeczpospolita zaczęła się emancypować i wyzwalać spod jej wpływów, to właśnie ostentacyjne lekceważenie stało się pozą przyjętą przez imperatorową. O Polsce była gotowa rozmawiać już nie z jej władzami, ale z jej możnymi sąsiadami z Zachodu albo z tymi Polakami, którzy przyjęli rolę jej narzędzia. Zanim jednak przeprowadziła kolejne trzy rozbiory, zbudowała (przy pomocy swoich agentów wpływu – francuskich i niemieckich filozofów) trwający do dziś obraz Rzeczypospolitej jako swoistej czarnej dziury na mapie racjonalnej Europy. Swoją pierwszą interwencję przeciw próbie wewnętrznego odbudowania siły Rzeczypospolitej podjęła wszak pod hasłem walki o tolerancję. I Europa to kupiła, skoro sprzedawali jej ten fałszywy towar Wolter i d’Alembert, a utrwalały go kolejne artykuły o Polsce na kartach encyklopedii Diderota. Filozofowie ci, suto wynagradzani przez imperatorową i zaszczycani jej osobistą korespondencją, potrafili w polskiej walce o niepodległość zobaczyć tylko fanatyzm, chaos i samowolę szlachecką.
Baron Melchior Grimm, polityczny i artystyczny marszand Katarzyny w oświeconej Europie, głosił wszem i wobec, że Polskę z jej katolickiego fanatyzmu wyleczyć mogą tylko „rosyjscy lekarze". Dziś jednak Rosja nie chce sama leczyć Polski. To zajęcie dla światłej Europy, która powinna wreszcie zrobić porządek z polską anomalią. To także zajęcie dla tych Polaków, wśród których Rosja prezydenta Putina odnajduje potencjalnych sojuszników. Poza europosłem Geremkiem, który tak skutecznie pomaga dziś Kremlowi w tworzeniu obrazu Polski jako „chorego człowieka Europy", politycy i media moskiewskie wskazują także innych cennych „partnerów" znad Wisły. I tak na przykład „Kommiersant" z 19 lipca 2007 r. zachwyca się śmiałym sprzeciwem posła Tadeusza Iwińskiego wobec planów zainstalowania amerykańskiej tarczy w Polsce. „Wriemia Nowosti” z 11 lipca 2007 r. rozczulają się z kolei nad usuniętym z rządu Andrzejem Lepperem: „To był jedyny członek tego rządu, który nie wstydził się swoich prorosyjskich sympatii”.
Pan Jerzy wkracza do akcji
Najbardziej interesującego przeglądu motywów, którymi żywi się czarna legenda Polski – autorytarnej, nietolerancyjnej, irracjonalnej, zaskorupiałej w fobiach – dostarczył jednak niedawno wideomost zorganizowany między portalem
www.inosmi.ru(reprezentował go pułkownik z moskiewskiego „Niezależnego Przeglądu Wojskowego"

a Jerzym Urbanem. „Pan Jerzy", jak z nabożeństwem tytułowali go rosyjscy interlokutorzy, potwierdzał wszystko, o co im tylko chodziło: Polacy idą na pasku cynicznego Busha, ich prowincjonalna tożsamość nie zasługuje na żadną obronę, podobnie jak polska suwerenność państwowa. Nie odpowiedział tylko na jedno pytanie, które najlepiej może oddaje oczekiwania obecnej elity rządzącej Rosją.
W istocie bowiem pytanie to skierowane było nie tyle do „pana Jerzego", ile do Zachodu: kiedy wreszcie unia wprowadzi przeciw tej okropnej, ciemnej Polsce sankcje?Bo o to w istocie chodzi: przekonać zachodnich „partnerów", że sankcje przeciw Polsce są konieczne; że kiedy już rozwiąże się w ten sposób polski problem (a w Waszyngtonie na miejscu Busha zasiądzie jakiś „realista"
, Rosja i Zachód połączą się raz jeszcze węzłem przyjaźni i współpracy. Moskwa nie ruszy nawet małym palcem lewej nogi - dokuczliwą polską pchłę usuną sankcje rozumnego Zachodu. Albo chociaż nauczą ją skakać – po eurosyjsku."
Za: Wprost.pl
Już wiemy kogo się wystrzegać... Chwalonych w rosyjskich mediach