
Z faktów historycznych bywa tradycja bardzo nierównej długości czasu. Niektóra staje się stałą i wchodzi w samą istotę narodu tak dalece, iż naród ów przestałby być sobą, gdyby się jej wyzbył.
Im więcej w historii faktów, nietracących pewnej aktualności dla późnych potomków, tym bardziej skomplikowaną staje się tradycja, i tym bardziej... krępuje kroki potomnych. Takie krępowanie współczesności przez przeszłość, jeżeli współcześni poddają mu się ś w i a d o m i e i chętnie — nazwijmy historyzmem.
Historyzm opiera się na tradycji czynnej. Nie o to bowiem chodzi, czy się rozumie życie przodków, bo to kategoria naukowa; np. możemy rozumieć doskonale urządzenia starożytne faraońskie, a jednak nie przyśni nam się przystosowywać czegoś z nich do życia dzisiejszego;—chodzi właśnie o praktyczną doniosłość tradycji.
Historyzmu mogą być rozmaite rodzaje i stopnie, jakościowo, tudzież ilościowo. Nie wszystko w przeszłości było dobrem; co więcej, nie wszystko, co dobrem było w przeszłości, zostaje dobrem dla potomnych; są rzeczy i sprawy złe zasadniczo czy z pomyłki ludzkiej, i są rzeczy, które mogą być dobrymi lub złymi, zależnie od okoliczności, a zwłaszcza od czasu i miejsca, które tedy z dobrych stać się mogły w toku czasów złymi; tradycja ich, przeto jest tradycją złą, i im czynniejsza, tym gorzej dla społeczeństwa, Nie wszelka tradycja stanowi dodatnią pozycję w bilansie narodowym.
Odrzucenie tradycji jest tedy czymś bez porównania gorszym od wszelakich możliwych ujemnych skutków historyzmu. Od szkód jego bronić się trzeba inną drogą, a mianowicie bliższym zbadaniem jego właściwości.
Przerzućmy się teraz w roztrząsaniu tego przedmiotu do drugiego bieguna: przypuśćmy, że historyzm osiąga maximum, że wszystko a wszystko z przeszłości obróciło się w teraźniejszości w tradycję czynną. Nietrudno spostrzec, że w samem takim przypuszczeniu popadamy w błędne koło. Skoro wszystko pozostaje nietknięte przez synów, stosujących się we wszystkim do ojców, zaciera się różnica pokoleń, nic się nie zmienia, a zatem... niema historii, nie może tedy być historyzmu. Zastój powszechny i całkowity sprawiłby, że zaginęłaby też sama zdolność wytwarzania tradycji, bo nie byłoby do tego pola po niedługim czasie. Gdzie nic a nic nie zmienia się, ustaje życie, zanika myśl, stępia się odczuwanie — a skutkiem tego zabraknie wreszcie wprost materiału, z którego mogłaby się wytwarzać jakakolwiek tradycja. Gdyby stan taki miał trwać przez szereg pokoleń, zjawić musiałyby się w końcu zmiany wsteczne, cofanie się, powrót do życia prymitywnego, do coraz prymitywniejszego. Kto wie, czy niejeden z tzw. „ludów dzikich” nie jest właściwie zdziczałym, doprowadzonym do stanu „dzikości” przez wyłuszczone następstwa zbytnio przedłużonego zastoju Życie historyczne mieści się przeto w granicach pomiędzy odrzucaniem tradycji, a niemożnością posiadania jej, pomiędzy całkowitym bezwzględnym naśladownictwem poprzedniego pokolenia, a zatraceniem związku z jego spuścizną Historyzm powstaje pośrodku tych ostateczności."
Za: F. Koneczny, Polskie logos a ethos, Warszawa 1921.