"Wieczór zapadł. Ogień osłabł. Wieś była w naszych rękach. Prowadzono nowych jeńców, szli nowi ranni nasi strzelcy. Wracając przez lasek na szosę, natknęli się oficerowie na mieszkańca Jabłoni, kopiącego grób żołnierski. Obok leżały trupy zmasakrowane w polskich żołnierskich mundurach. Byli to dwaj podoficerowie, zdemobilizowani gdzieś na drogach, którzy wracali do domu "po skończonej wojnie." Zamordowali ich bolszewicy i swoim zwyczajem, znanym nam jeszcze z 1920 r. obdarli trupy z odzienia.
Wojska sowieckie- wg opowiadania gospodarza- przybyły z Wisznicy. Obok oddziałów regularnych znajdował się oddział cywilnych dywersantów, przyprowadzony zza Bugu. Pułk 82 osadzał się dwoma batalionami na wsi, trzecim zaś na lesie, ciągnącym się na południe od wsi, zamykając szosę Wisznica- Parczew. Reszta dywizji rozmieszczała się w rejonie: 83 p.p. w Kolanie, 84 p.p. w Puchowej Górze z jedną kompanią w Paszenkach, batalion 79 p.p. w Kalince, kawaleria dywizyjna w Paszenkach. Dowództwo dywizji we folwarku Kolano. Artyleria na stanowiskach. W tym ugrupowaniu zamierzał dowódca dywizji spędzić noc z 29 na 30 września. W Górze P.- gdzie się chwilowo zatrzymał sztab dywizji- znajdowało się kilkudziesięciu jeńców bolszewickich z jednym oficerem na czele.
(...) Przesłuchanie jeńców wykazało, że pochodzą z dawnej guberni czernichowskiej. Wszyscy są służby czynnej, przynależą do batalionu o jakimś wysokim numerze ponad 400 i są przeważnie rolnikami z kołchozu. Wygląd ich jest pożałowania godny. Młodzi chłopcy, w wieku od 21 do 22 lat, przedstawiali obraz ruiny fizycznej. Chudzi, z zapadniętymi piersiami, robili wrażenie ludzi zagładzanych od pierwszych chwil swego życia. Umundurowanie tandetne, drelichy- przeważnie łatane- stare, zużyte obuwie. Jedynie płaszcze mieli sukienne, bez guzików, tylko z haftką u kołnierza. Uzbrojenie było podobne do umundurowania. Broń piechoty starego typu, znana nam dobrze z wojny światowej i z 1920 roku. Czołg słabo opancerzony, podziurawiony przez nasze kb. amunicją ppanc. Jedynym nowoczesnym sprzętem był c.k.m. czołga i kb. z lunetkami, w jakie byli wyposażeni oficerowie i komisarze.
Żołnierze sowieccy początkowo nadrabiają minami: pytają, czy mogą nam mówić "towarzyszu", sami jednak wkrótce przechodzą na "pan." Z Polakami bić się nie chcą. Muszą jednak, bo im zagrożono, że w razie oporu będą wystrzelani. W czasie walki pilnują ich oficerowie i komisarze. Gdy szli do Polski, naprzód mówiono im, że to ćwiczenia. Po przekroczeniu granicy ogłoszono, że idą na wojnę z Niemcami: nawet się ucieszyli. Nawet wtedy jednak nie wydano im ostrej amunicji. Dopiero jednego dnia otrzymali ostre naboje i zawiadomiono ich, że będą się bili z Polakami. Po przesłuchaniu jeńców, dowódca dywizji powiedział im, że dnia następnego będą odesłani w tył i będą mogli wrócić do swych oddziałów, albo do Niemców, którzy są przecież ich sprzymierzeńcami. Rzeczywiście trudno było wlec ich ze sobą. Obozów jeńców nie mieliśmy. Reakcja ich była niespodziana. Jeńcy zaczęli błagać, żeby ich nie odsyłać. Zaczęły się skargi na stosunki w kraju i w wojsku. Opowiadali o nędzy, o złym traktowaniu. Dopiero po wejściu do Polski zobaczyli, jak inni ludzie żyją: "u was są sami amerykanie; każdy ma chałupę, ziemię, nawet dachy na domach są całe"- mówili.
(...) Żołnierz nasz słuchał ich opowiadań. Słuchał też ich własny oficer: nie był chyba zbyt zbudowany. Dziwiliśmy się wszyscy. Spodziewaliśmy się raczej fanatyzmu i braku krytycyzmu. Bili się przecież dobrze i bardzo ofiarnie. Gdy już wyczerpali swe wszystkie argumenty zaczęli prosić, aby ich wcielić do polskich oddziałów. Nie wiadomo, czy była to tak silna i bezkrytyczna nienawiść do Niemca, czy tylko taka wielka obawa przed powrotem do swoich, ale przysięgali, że będą nam wierni w walce i pójdą wszędzie z nami.
(...)Wcieliliśmy naszych jeńców do oddziałów. Bili się z nami do końca, byli wiernymi i oddanymi nam towarzyszami. Poszli z nami do niewoli niemieckiej i może dopiero wtedy rozpoczęła się ich tragedia."
Za: A. Epler, Ostatni żołnierz polski kampanii roku 1939, Warszawa 1989 [reprint z 1942], s. 76- 78.
"(...)Rejon Milanowa, Parczewa, Suchowoli, był od kilku dni terenem bezkrwawych działań sowieckich. Pod osłoną wojska przyjeżdżały samochody z bibułą i agitatorami, którzy przemawiali z samochodów do ludności, chwaląc ład i dobrobyt sowiecki i wzywając do współpracy w walce z białymi kapitalistami i ziemiaństwem. W Łukowie przemawiał do Żydów w żargonie agitator (chodzi oczywiście o jidysz- Unicorn), sprowadzony z głębi Rosji i mowę swą zakończył okrzykiem: "Niech żyje czerwona Polska! Hańba Hitlerowi!" Ludność miejscowa była wyraźnie wrogo usposobiona dla bolszewizmu.
(...)Dotychczas pojawienie się oddziałów bolszewickich miało zwykle jako jedyny wynik aresztowanie księży, ziemian i tych włościan i robotników, którzy się za aresztowanymi wstawiali", ibidem, s. 81.
Tags: Sowiety, wojna, historia, 1939, polityka, Polska, Epler