date01 Jul.0721:03 print Print artZamach na Breżniewa


 

"14 stycznia 1969 roku wystartował na orbitę wokółziemską statek kosmiczny Sojuz 4 z kosmonautą Władimirem Szatałowem. Dzień później poleciał w kosmos inny statek kosmiczny Sojuz 5 z trzyosobową załogą: Jewgienijem Chrunowem, Aleksiejem Jelisiejewem i dowódcą - Borisem Wołynowem. Automatyczny system nawigacyjny wykrył drugi statek kosmiczny i 16 stycznia Sojuz 4 zaczął się do niego przybliżać na odległość 100 metrów. Pozostałe czynności wykonywał Szatałow już ręcznie. Po połączeniu statków kosmicznych, Wołynow ustabilizował cały kompleks, zaś Chrunow i Jelisiejew przeszli do sekcji orbitalnej, gdzie włożyli skafandry kosmiczne. Potem zamknęli hermetyczny właz do kabiny pilotów, wypuścili powietrze i wyszli w otwartą przestrzeń kosmiczną, aby po godzinnej pracy na zewnątrz przejść do wnętrza Sojuza 4.

 

 Ten lot miał za zadanie sprawdzenie możliwości ratowania załogi uszkodzonego statku kosmicznego wprost na orbicie wokółziemskiej. Sojuz 5 z trzema kosmonautami symulował awarię w otwartej przestrzeni kosmicznej, a na pomoc poleciał im Władimir Szatałow, który w rzeczywistości wystartował z Bajkonuru jako pierwszy. Dokładnie według programu postępowali Jelisiejew i Chrunow, po połączeniu przeszli na pokład Sojuza 4, a w przestrzeni kosmicznej przetrenowali transport rannego kosmonauty i powróci wraz z Szatałowem na ziemię w jego ładowniku. 17 stycznia 1969 r. wylądowali na Ziemi o godzinie 07.53 po wykonaniu 48 okrążeń, około 40 km na północny zachód od Karagandy. Na pokładzie Sojuza 5 pozostał jego dowódca Boris Wołynow, który zgodnie z planem również bezpiecznie wylądował na Ziemi 18 stycznia o godzinie 09.00, w odległości 200 km na południowy zachód od Kustanaju w Kazachstanie.
Miliony ludzi śledziły te wydarzenia w radzieckiej telewizji. W tym czasie ZSRR cieszył się z dokonań swych bohaterskich kosmonautów i z zapartym tchem śledził doniesienia o lotach w kosmos. Nie dziwota więc, że ludzie powoli otrząsnęli się z szoku po tragicznej śmierci Władimira Komarowa, który zginął 24 kwietnia 1967 roku. W czasie jego powrotu z orbity zawiódł system otwierania spadochronów na kilka kilometrów nad Ziemią i statek kosmiczny nowej generacji Sojuz 1 uderzył z ogromną prędkością w Ziemię.

Tym  razem  wszystko  było  inaczej.   22 stycznia 1969 roku kolejny sukces radzieckiego programu kosmicznego był relacjonowany z pełną pompą, kamery telewizyjne pokazywały ujęcia z przywitania kosmonautów na lotnisku Wnukowo 2, a na całej trasie tysiące moskwiczan witało entuzjastycznie konwój wiozący ich na Kreml wraz z sekretarzem generalnym KC KPZR Leonidem Breżniewem i najwyższymi przedstawicielami partii i rządu.

Sznur rządowych samochodów zbliża się do Borowickiej Bramy! - głos sprawozdawcy usiłował przekrzyczeć owacje tłumów - a za kilka minut bohaterscy kosmonauci będą już na Kremlu, gdzie nastąpi ich odznaczenie... - i to były już ostatnie słowa, które widzowie i radiosłuchacze mogli usłyszeć ze swych odbiorników. Bezpośrednia transmisja została nagle przerwana z nieznanej przyczyny. Potem ją wznowiono, ale nie wiadomo dlaczego kosmonautów witał i odznaczał przewodniczący Prezydium Rady Najwyższej ZSRR Nikołaj Podgornyj, a nie sam sekretarz generalny KPZR Leonid llicz Breżniew. Między tam obecnymi dygnitarzami panowało jakieś dziwne napięcie - blade twarze, nerwowe ruchy i zachowanie zdradzające strach nie licowały z radosną chwilą chwały.
 Kiedy kawalkada rządowych Czajek z milicyjną asystą na motocyklach zbliżała się ku Borowickiej Bramie, ku przerażeniu i zdumieniu tłumu rozległy się strzały. Jakiś mężczyzna przepuścił pierwszy samochód konwoju, a następnie podbiegł do drugiego auta i z dwóch pistoletów Makarowa jednocześnie zaczął strzelać oburącz w przednią szybę rządowej Czajki.
Śmiertelnie zraniony kierowca, starszy sierżant Ilia Żarkow, który tego dnia miał pojechać na urlop, natychmiast upadł do przodu i jego zalana krwią głowa uderzyła o kierownicę, zaś zamachowiec strzelał aż do opróżnienia obydwu magazynków. Pasażerom auta udało się ukryć za siedzeniami, dzięki czemu uratowali swe życie. Ogółem padło 16 kul. Jeden pocisk zranił milicjanta z motocyklowego konwoju. Z zaciętymi z bólu ustami skierował swój pojazd na zamachowca i taranując go, przewrócił na ziemię, a w chwilę później sam spadł z motocykla. Potem na zamachowca rzucili się oficerowie z ochrony Kremla - Jagodkin i Riedkobornyj, którzy wykręcili mu ręce na plecy i obezwładnili. Potem rozpoznali w nim sierżanta milicji, który stał przed chwilą przy budynku Skarbca.

Zamachowiec nie stawiał oporu, ale za to dostał ataku histerii. Bowiem w samochodzie, do którego wystrzelił wszystkie naboje z obydwu magazynków, nie było Breżniewa. Poza funkcjonariuszem KGB Romanienką, byli tam zupełnie inni ludzie - dowódca statku kosmicznego Sojuz 3 - Grigorij Timofiejewicz Bieriegowoj, dowódca Wostoka 3 Andrian Grigoriewicz Nikołajew i jego żona - pierwsza kosmonautka Walentyna Władimirowna Tierieszkowa. Faktem jest, że Bieriegowoj z daleka mógł przypominać Breżniewa z wyglądu. W wyniku zamachu on i Romanienko odnieśli rany - pierwszemu odłamki szkła poharatały twarz, zaś drugi dostał w plecy rykoszetem. Natomiast Walentyna Tierieszkowa, której nazwiskiem nazwano jeden z kraterów na „tamtej stronie" Księżyca, wyszła z opresji tylko z lekkim szokiem. Przeszkolenie, które przeszedł Nikołajew, pozwoliło mu nie stracić głowy w krytycznym momencie zamachu. Błyskawicznie przejął kierownicę od umierającego kierowcy i zahamował przy chodniku.

Zamachowiec w mundurze milicjanta, który się wciąż miotał w ataku histerii, został spacyfikowany, obezwładniony, skuty, załadowany do Wołgi i przewieziony do Lafertowskiego więzienia, gdzie zaczęto go przesłuchiwać. Zatrzymany 21-letni Wiktor Iwanowicz llin był absolwentem leningradzkiego technikum geodezyjnego i służył jako podporucznik na lotnisku w Łomonosowie. Nie ukrywał niczego: 21 stycznia samowolnie opuścił jednostkę z dwoma pistoletami i czterema magazynkami, a następnie poleciał do Moskwy, aby tam dokonać zamachu na Leonida llicza Breżniewa. I trzeba dodać, że od początku i niemal do końca nie opuszczało go szczęście.
Poza tym, że udało mu się niepostrzeżenie ukraść broń z szafy pancernej i oddalić z lotniska, jeszcze wcześniej udało mu się kupić bilet na lot nr 92 do stolicy. Na pokład samolotu wszedł z dwoma pistoletami w kieszeniach, których nawet nie chował i nikt go z nimi nie zatrzymał. No cóż - wtedy mundur żołnierza budził zaufanie, a lotniska krajowe nie były wyposażone w detektory metali, więc na lotnisku Domodiedowo przeszedł tylko pobieżną kontrolę. Następnie odziany w żołnierski płaszcz, pod którym ukrywał broń, wsiadł do miejskiego autobusu, a potem do metra, i po niespełna godzinie zapukał do drzwi mieszkania swego, stryja - byłego milicjanta. Swój niezapowiedziany przyjazd wytłumaczył chęcią zobaczenia kosmonautów, na którą to okoliczność wystawiono mu przepustkę. Kiedy jednak na drugi dzień się okazało, że bratanek znikł, a wraz z nim przechowywany w kufrze mundur stryja, stary milicjant zorientował się, że dzieje się coś niedobrego. A kiedy przypomniał sobie, że widział u bratanka broń, to zadziałał dokładnie tak, jak uczono go na szkoleniach - zatelefonował do najbliższej placówki KGB...
W tym samym czasie llin w mundurze sierżanta milicji szedł przez Aleksandrowskie Ogrody ku Borowickiej Bramie, gdzie wmieszał się pomiędzy czekających tam milicjantów. „Koledzy" zrazu patrzyli nań podejrzliwie, ale uznali, że pewnie jest z sąsiedniego posterunku i nie zaczepiali go. Następne minuty przeraźliwie się dłużyły zamachowcowi, aż wreszcie nadeszła decydująca chwila. Kiedy przed Borowicką Bramą pojawił się konwój rządowych Czajek obstawiony motocyklistami, llin zdjął rękawice, włożył ręce do kieszeni i wyciągnął oba pistolety. Przepuścił pierwszy samochód, w którym - jak mniemał - mieli znajdować się kosmonauci, potem dopadł do drugiego i otworzył ogień.
Jak ocalał Breżniew? 
Przede wszystkim „gensek" ocalał dlatego, że nie znajdował się w drugim samochodzie. Według oficjalnej wersji, jego samochód na kilka minut przed tymi wydarzeniami zboczył z wyznaczonej trasy  i wjechał na Kreml przez Spasską Bramę. Z tego faktu można wyciągnąć trzy wnioski, które są jednakowo do przyjęcia, a zatem:
1.  Breżniew chciał być na Kremlu przed kosmonautami, by ich powitać z pełną pompą przynależną temu wydarzeniu;
2.  Analitycy z KGB skojarzyli ucieczkę uzbrojonego dezertera z Łomonosowa do Moskwy 21 stycznia, z ceremonią powitalną kosmonautów, która miała miejsce w dniu następnym i dlatego jego ochrona w ostatniej chwili zmieniła trasę jego przejazdu.     Niewiadomym pozostaje, czy Breżniew zaaprobował zmianę na podstawie podejrzeń ochrony, czy sam wydał polecenie zmiany trasy przejazdu, i wreszcie...
3.  ...według oświadczenia jednego z członków ochrony, „gensek" powiedział od razu: „Po co się pchamy do przodu? Witają nas czy kosmonautów?". I za chwilę jego auto pojechało ku Spasskiej Bramie.
Kluczowe jednakże było zeznanie emerytowanego milicjanta, który poinformował o podejrzanej wizycie bratanka z Łomonosowa i o kradzieży munduru. O tym, że jego informacja nie została zlekceważona, może świadczyć fakt, że dowódca ochrony Kremla - gen. Szornikow, wsadził go do swego samochodu i dwakroć przejechał całą trasę z lotniska do Placu Czerwonego w nadziei, że ten rozpozna swego krewnego. Rysopis Ilina dostali agenci KGB, jednakże ci szukali go przed Kremlem, w czasie kiedy on już „kończył misję" za jego murami.
„Możemy powiedzieć tylko to, że informacja od wojska przyszła na trzy godziny przed przybyciem kolumny rządowej na Kreml" - oświadczył oficer breżniewowskiej obstawy W.M. Muchin w 1980 roku. - I tak zaczęliśmy poszukiwania, jednak szukaliśmy mężczyzny w mundurze wojskowego, a llin miał mundur milicjanta. Mój kolega widział go przy Borowickiej Bramie jak stał przy Skarbcu, ale nie skojarzył go z rysopisem poszukiwanego, sądząc, że jest to pracownik ochrony Kremla. Chodził on tam i z powrotem i pokrzykiwał na ludzi, by nie wychodzili na jezdnię. To go zmyliło. Kiedy kolega zbliżył się na kilka kroków do Ilina, to konwój właśnie już wjeżdżał do środka".
Ważne oświadczenie podał do prasy -jednak wiele lat później - także były bliski współpracownik Breżniewa - Giennadij Pietrow, który stwierdził, że samochód jego szefa opuścił trasę konwoju: - Na lotnisku się przegrupowaliśmy i jechaliśmy w trzecim samochodzie od czoła kolumny, zaś drugie miejsce odstąpiliśmy bohaterom dnia - kosmonautom - opowiadał Pietrow. - Siedziałem koło kierowcy, a w samochodzie byli Breżniew, Podgornyj i Kosygin. Kiedy samochód zbliżał się do Borowickiej Bramy, usłyszałem strzelaninę na Kremlu, na odcinku pomiędzy Zbrojownią a Wielkim Kremlowskim Pałacem. Poleciłem kierowcy, by się zatrzymał. Kiedy strzelanina się skończyła, objechaliśmy stojący samochód z kosmonautami i pojechaliśmy w kierunku Pałacu Zjazdów. Trwało to dosłownie chwilkę. Zamachowiec strzelał do drugiego auta przekonany, że tam siedział Breżniew. Samochody już stały za nami i nie można było zawrócić do Spasskiej Bramy. Nie było to zresztą potrzebne, gdyż zamachowiec został ujęty przez agentów KGB.
Według oświadczenia generała Miedwiediewa, zastępcy szefa kremlowskiej ochrony, które opublikował w 1998 roku rosyjski publicysta Nikołaj Żeńkowicz, Breżniew nie jechał w trzecim, ale dopiero w piątym z kolei samochodzie, a zatem na samym końcu kolumny, co wyjaśnia tymi słowy: „To, co się wtedy wydarzyło, było dla kompetentnych organów kolosalnym szokiem - coś takiego nie zdarzyło się na Kremlu nawet za czasów Stalina! [dwa potwierdzone zamachy w fabryce..-Unicorn]. A zatem nie można wykluczyć, że pogłoski o zmianie trasy samochodu z Breżniewem powstały z inspiracji zainteresowanych ochroniarzy w celu oczyszczenia z zarzutów oficerów ochrony Kremla, którzy co prawda uchronili od najgorszego najważniejszą osobę w państwie, ale nie zapobiegli zamachowi" - musimy dodać...

Wybuchł zresztą okropny skandal, który jednak szybko został zażegnany i wyciszony przez KGB. Zamach na Breżniewa, jaki miał miejsce 22 stycznia 1969 roku przy Borowickiej Bramie, zapoczątkował całą lawinę śledztw i procesów. Poleciały głowy w dowództwie Leningradzkiego Okręgu Wojskowego, zaś baza w Łomonosowie została skontrolowana przez dziesiątki komisji śledczych złożonych z generałów i pułkowników w ilościach, jakich nie widziała ona od momentu swego założenia...

Tymczasem podporucznikowi Wiktorowi Iwanowiczowi Iliinowi postawiono zarzuty z pięciu artykułów radzieckiego kodeksu karnego, a to za:

- opracowanie i szerzenie wrogiej propagandy szkalującej dobre imię i zasady ustrojowe ZSRR;
- próbę dokonania zamachu;
- usiłowanie   i  dokonanie zabójstwa z premedytacją;
- zabór broni;
- dezercję.

Już przy pierwszych przesłuchaniach śledczy nie mogli połapać się w jego sprzecznych zeznaniach i skierowali podejrzanego na badania psychiatryczne. Stwierdzono u niego ciężką schizofrenię.
Na podstawie tej diagnozy, która uchroniła go przed karą śmierci, po dwóch latach śledztwa umieszczono llina w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym w Kazaniu, gdzie w izolowanej celi o rozmiarach cztery metry na jeden przebywał 18 lat! Na korytarzu stał strażnik. Zabroniono mu również widzeń poza matką. Przez pierwsze trzy lata nie dostawał nawet gazet. W roku 1988 na prośbę matki przewieziono go do 3. Leningradzkiej Kliniki Psychiatrycznej, gdzie dzielił pokój z czterema innymi pacjentami. W roku 1990 miała miejsce sesja wyjazdowa Trybunału Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR, co w historii wymiaru sprawiedliwości Związku Radzieckiego było do tego czasu nieznanym precedensem. Decyzją Trybunału llin został zwolniony z przymusowego leczenia, uznany za wyleczonego i odesłany do domu.
Według zachowanych informacji prasowych llina uznano za niezdolnego do pracy i skreślono go z listy płac armii. Dostał jednak rentę inwalidzką i jednoizbowe mieszkanie w Leningradzie.
Ciekawe, jak potoczyłyby się losy świata, gdyby Wiktor llin ostrzelał właściwy samochód z właściwym człowiekiem?"

Za: "Detektyw", nr 7/2007, s. 56- 60.

Ps. Tutaj pojawia się hipoteza, że Breżniew został zabity i zastąpiony sobowtórem, tak jak np. Jaruzelski czy Bierut.. O Bierucie pisze FoxMulder->

http://foxmulder.blox.pl/2007/06/Stalin-i-Bierut.html

Wszystko jest możliwe, skoro na Gomułkę np. miały być trzy zamachy.. 

altCategory: General autorPosted by: unicorn
ViewViewed: 43738 times.KarmaRating: 147/321 positive. ViewVote: [up+¦down-]