date29 Jun.1121:10 print Print artWzór polskiej administracji

Przyznaję, swoisty wzór ale nie można odmówić mu zasług. Jak na tamte czasy działał metodycznie, z zacięciem i przyniosło to określone efekty. Moim zdaniem, był znakomitym organizatorem i powinien być wzorem dla dzisiejszych samorządowców. Kto wie, może nawet wypadałoby mu pomnik postawić? O kim mowa? O burmistrzu powietrznym Warszawy w czasach zarazy- Łukaszu Drewno. Został wspomniany w powieści Pilipiuka, Operacja Dzień Wskrzeszenia. Pamiętamy królow, książąt, magnatów, pisarzy, malarzy, dlaczego taka zacna postać poszła w zapomnienie? Zaraza dżumy z lat 1624- 1625 w Warszawie spowodowała nadzwyczajne stany i wymóg działania kryzysowego. Drewno poradził sobie z problemem izolując chorych od zdrowych oraz usuwając ciała zmarłych. Licząca czterdzieści kilka tysięcy Warszawa straciła ponad dwa tysiące trzystu mieszkańców.

"Wyjątkowy cios dotknął wójta Starej Warszawy i burmistrza powietrznego- Łukasza Drewno. Zmarła wówczas jego córka wraz z mężem i trojgiem dzieci. Dotkliwy cios nie załamał dzielnego człowieka, który przystąpił natychmiast do akcji zapobiegawczej. Z niezrozumiałych względów Drewno jest dziś zupełnie zapomniany. Wiktor Feliks Szokalski, jeden z najwybitniejszych lekarzy polskich wieku XIX, opisując na łamach "Gazety Lekarskiej" w roku 1888 epidemię z lat 1624- 1625, tak pisze o Łukaszu Drewno: "Był to człowiek żelaznej pracy, wielkiego poświęcenia i niestrudzonej energii, a trudno było rzeczywiście lepszy zrobić wybór, rozpatrując się zaś dzisiaj w jego działalności, niełatwo nam przychodzi pojąć, jakim sposobem taka osbistość mogła zupełnie u nas popaść w zapomnienie."

(...)Miejscem "odosobnienia" była Kępa Polkowska. Ciągnęła się ona od wsi Polkowa pod Warszawą do ulicy Mostowej. Na tzw. Rybitwie mieszkali głównie rybacy. Po wybuchu zarazy przeprawiano chorych czółnami na Kępę. Później przerzucono linę i zorganizowano miniprom. Rozpatrując powyższe zarządzenia z punktu widzenia współczesnej epidemiologii, możemy podziwiać sprawność działania i logikę założeń ówczesnych władz. Kopano doły w polu dla zmarłych, stawiano przy nich straż oraz widoczną z dala szubienicę- jako postrach dla tych, którzy by nie chcieli słuchac władzy! Dobrano się do skóry żebrakom oraz "niechlujnej ludności." Powołano "służbę wyganiaczy", którą ubrano w suknie koloru modrego i czerwonego, z wielkim czarnym krzyżem na piersiach. Przy domkach wybudowanych specjalnie dla zarażonych na Kępie Polkowskiej zorganizowano kuchnie, w których wybrani kucharze gotowali strawę dla chorych. Kontakty, powtarzam: wszelkie kontakty, utrzymywane były przez kopaczy- tragarzy. Ludzie ci spełniali rolę szczególną i wypełniali swoje zdania w sposób godny podziwu."

Za: M. Łyskanowski, Medycyna i lekarze dawnej Warszawy, Warszawa 1976, s. 22- 23.

Dzisiaj też przydałby się taki Łukasz Drewno, w końcu wszędzie zapanowała epidemia gorsza od dżumy...

tagsTags: , , , , , , , , ,

altCategory: General autorPosted by: unicorn
ViewViewed: 2417 times.KarmaRating: 140/294 positive. ViewVote: [up+¦down-]