date21 Apr.1221:49 print Print artJak uczyć chamów kultury?

Tytuł wbrew pozorom jakże bogaty w treść, szczególnie w czasach strachu, naporu i potworności wywołanej rządami bezrządu. Aby czytelnik nie poczuł się zdziwiony szybko wyjaśniam, że cham opisuje człowieka często z nominalnym wykształceniem ale będącego gburem, burakiem i łajzą. Mówiąc krótko, nie jest to swojak, git kumpel, koleżka, kompan czy kamrat. Jest to zwykła szuja. W kategorii szujowatości może zajmować miejsce niskie albo wysokie w zależności od powiązań i historii. Czy takich chamów nie brakuje dzisiaj wszędzie? Kasa i powiązania. Bezczelność i pogarda wobec "szarego" człowieka. Oto cham. A niezapomniany Wiech we wznowieniu wspomnień z 1970 r. podaje przepis jak uczyć chamów kultury bo przecież chamy aspirują do kultury, wg nich wyższej, a tak naprawdę niebywale niskiej.

"Należała do nich (do publiczności i przyjaciół teatru- Unicorn) na przykład ferajna niejakiego Tasiemki, żyjąca w pewnym okresie z gangsterskiego procederu wymuszania okupów od handlujących na pobliskim Kercelaku. Tak się składało, że panowie, którzy po południu w sposób twardy i bezwzględny egzekwowali należność od kupca, dajmy na to, wpuszczając mu za koszulę żywą mysz, wieczorem łkali w teatrze na Dwóch sierotach czy innym wstrząsającym dramacie.

Oczywiście nie mieli zwyczaju płacić za wejście. Przechodzili koło bileterów i ze słowami: "Miesięczny" uchylali poły marynarki, ukazując kolbę "gnata", czyli starego bębenkowego rewolweru systemu Smith-Wesson. Teatr honorował te abonamenty bez słowa protestu, zwłaszcza że obecność na sali "tasiemkowców" przydawała się nieraz. Była to jakby nieoficjalna służba porządkowa naszego przybytku. Biada ówczesnym chuliganom czy pijakom, którzy odważyli się rozrabiać lub barłożyć. Natychmiast gdzieś z głębi widowni podnosiło się paru panów i jakkolwiek po cichu, z wielkim taktem, ale pomimo to stanowczo, wyprowadzało niekarną jednostkę z sali. Po czym rozlegał się donośny rumor spadającego ze schodów ciała.

Incydent był wyczerpany, kończyło go definitywnie zjawienie się w mojej kancelarii funkcjonariuszy straży porządkowej, którzy meldowali:

- Panie dyrektorze, wszystko w największym porządeczku. Barłoga odpłynął!

Na szczęście teatr znajdował się na pierwszym piętrze i spławiony widz wychodził z przygody cało, ale odtąd odnosił się z pietyzmem do naszej świątyni sztuki."

Za: S. Wiechecki (Wiech), Piąte przez dziesiąte. Wspomnienia warszawskie, Warszawa 1996, s. 28- 29.

tagsTags: , , , , , , , , ,

altCategory: General autorPosted by: unicorn
ViewViewed: 2515 times.KarmaRating: 153/321 positive. ViewVote: [up+¦down-]