Po co nam wspólna historia europejska?
Po nic, tym bardziej, że będzie zakłamana, wybiórcza i..pusta jak wydmuszka. Wspólny podręcznik ma przykryć jedno proste stwierdzenie istniejącego stanu rzeczy- mityczni "Europejczycy" nie utożsamiają się z Europą. Utożsamiają się ze swoimi państwami narodowymi. Jest to ewidentna porażka "demokracji" i prania mózgu. Wmawianie nam, że istnieją wartości uniwersalne, do których każdy "Europejczyk" może się odwołać, poniosło klęskę.*
Mityczna Europa bez barier, klas i państwo szczęśliwości musi odwołać się do mitów i symboli, istniejących w tak nienawistnych nacjonalizmach. Tak jak ZSRS odwołał się do mitu "ojczyzny" w 1941 tak obecnie wąskie grono mędrców próbuje wymyślić nowe symbole.
Mędrcy nie dojrzeli jeszcze do zracjonalizowania starych elementów i ich przerobienia na swoją modłę. Nie dojrzeli ponieważ nie mogą tego zrobić...
Tutaj nie ma miejsca na swobodną dyskusję, ścieranie się poglądów, prawdziwą demokrację.
Należy (sic!) wykuć nowego człowieka. Ideał europejski. Wtedy wszyscy zrozumieją, że państwa narodowe są nam niepotrzebne:
"Ale żeby zbudować wspólną historię, musimy dzisiaj dokonać rzeczywistej rewolucji w umyśle Europejczyków. Nie możemy już opierać swojej przynależności do Europy na egoizmie. Zagrożenie sowieckie było determinującym elementem w tym skoku europejskim. Dziś jednak w nas samych musimy stworzyć Europę w oparciu o coś pozytywnego. To jest bardzo trudne."
Gadka szmatka przykrywająca niemoc? Tak. Niemoc i wizje tak niepokojąco kojarzące się z komunizmem...
* Oczywiście ktoś może mi zarzucić, że przecież kultura, prawo i religia są wartościami uniwersalnymi jednoczącymi Europę. Czyżby? Jakie prawo? Jaka kultura? KTÓRA religia? Przecież nie chrześcijaństwo, które zostało wyrugowane...
Myślę, że wiek XXI nie będzie końcem nacjonalizmów i religii. Będzie ich rozkwitem.