Wyłapałem pozycję ostatnio w bibliotece. Wcale nie za 1 pln Książka dosyć średnia, słaba konstrukcja, wiele spraw poruszonych oględnie. Dużo "ludowego moralizowania". Najciekawsze są fragmenty, gdy docierała do żyjących- wtedy obrońców Westerplatte. Brakuje czegoś- klimatu. Czuć oddech cenzury, no ale nie powinno to nikogo dziwić skoro:
Wcześniej dokonałem małego podsumowania sprawy filmu. Wielu z Was pewnie się zastanawia, co on się tak uparł z tym filmem. Niektórzy mogą podejrzewać drugie dno... I mają rację! Zawsze jest drugie dno. Ukryte i zazdrośnie strzeżone Powody, dla których zamierzam ciągnąć sprawę filmu Tajemnica Westerplatte są dwa:
- miłośnik historii musi dbać o nią i angażować się w wyjaśnienie mętnych okoliczności finansowania produkcji; zawodowo zajmujący się historią tym bardziej muszą mocniej prostować zaklęte ścieżki,
- powody rodzinne; słyszę już głośne: Ha! Wiedziałem! Trudno, żeby nie interesować się miejscem gdzie zginął członek własnej rodziny...
Tyle prywaty. Chochlew na śmietnik historii!
A poniżej obiecany fragment książki:
"Zgodnie z tym (książka kapitana F. Dąbrowskiego, gdzie wspominał o spaleniu akt- Unicorn) dokumentacja nie powinna ocaleć. A jednak część z niej ocalała! Spalono bowiem nie wszystkie akta.
Komandor Fengler część tych dokumentów przeniósł na kliszę fotograficzną, co też uczyniłam i ja, stając się posiadaczką 198 fotokopii, stanowiących-to już dziś wiem z całą pewnością- prawdziwą skarbnicę dokładnej, rzetelnej wiedzy o faktach, które ze względu na poufność i tajny charakter nie mogły być znane większości żołnierzy. Na ich podstawie wyjaśniło się szereg nieporozumień, upadły też niektóre mity towarzyszące pewnym zdarzeniom i osobom."
Za: S. Górnikiewicz, Lwy z Westerplatte, Gdańsk 1988, s. 14- 15.
Ps. Dla zainteresowanych- pani się podnieciła ale nie wykorzystuje wspomnianych dokumentów za wiele w książce. Może czekała na czasy, gdy będą kręcić film i...