You are currently viewing archive for May 2010
Potomkowie utrwalaczy władzy ludowej, karierowicze, towarzysze drogi, pisarze, dziennikarze, "specjaliści" od ruchów narodowych, Kościoła, USA (przykład-> M. Berezowski), niektórzy w stopniach oficerskich twierdzący, że nic się nie stało, niczego nie było a motłoch trzeba karcić nahajką (kiedyś pałą, dzisiaj medialno- autorytetowym praniem mózgu). Jednym z takich typów był Adam Humer. Poniższy fragment jest na tyle charakterystyczny, że ślady podobnego myślenia bez problemu odnajdziecie w felietonach "liberalnych" publicystów, w codziennej tresurze sprzedawanej za pośrednictwem demokratycznych środków przekazu:
"We wrześniu 1939 roku Adam Humer po raz pierwszy przejmował władzę. Armia Czerwona wkroczyła do jego rodzinnego Tomaszowa Lubelskiego 24 września 1939 roku. Wraz z towarzyszami ustroił bramę powitalną, zwołał wiec zakończony pochodem z czerwonymi sztandarami. Zawiązali Komitet Rewolucyjny, który przejął władzę administracyjną i powołał własną milicję. Pytam, czy myślał wtedy o obowiązującym kodeksie karnym. Był studentem prawa, na trzecim roku miał tygodniowo cztery godziny prawa karnego. Musiał więc znać przedwojenny przepis: "kto idzie na rękę władzy obcego kraju, który dokonał zbrojnej napaści na Polskę, podlega karze do 15 lat więzienia."
Trafiam chyba w jego czuły punkt. Adam Humer uderza pięścią w stół: -To nie był najazd!
-Według przedwojennego prawa...
-Jakiego prawa?- podnosi głos. -Gdzie jest prawo, że to był najeźdźca?
-Przypuszczam, że tak zakwalifikowałby pana działalność przedwojenny sąd.
-Przed wojną to oni nas bili! W mordę!!!
Po chwili przeprasza za uniesienie i nieco spokojniej ciągnie:
-To nie był najazd. To było wyzwolenie ziem ukraińskich, litewskich i białoruskich od panowania kilkunastu polskich rodów magnackich. Związek Radziecki był ojczyzną wszystkich proletariuszy!
Kim byli nowi władcy?
Komitetowi Rewolucyjnemu przewodniczył Aleksander Żebrun, szewc, komunista, dwukrotnie sądzony i skazany na osiem lat więzienia. (Po wojnie- pierwszy kierownik Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Tomaszowie Lubelskim). Adam Humer został jego zastępcą.
Członkiem prezydium Komitetu Rewolucyjnego mianowano Olgę Żebrun, siostrę Aleksandra. Miała już za sobą pobyt w ZSRR i uniwersytet kominternowski. W Polsce więziono ją za komunizm. (Po wojnie najpierw organizowała urząd bezpieczeństwa, potem była posłem na Sejm i członkiem Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej). Komendantem milicji został Waldemar Ciechanowicz, robotnik. (Po wojnie był pracownikiem UB). W całym powiecie powstawały Komitety Rewolucyjne. W gminie Telatyn na przewodniczącego wybrano Włodzimierza Musia.
Euforia nowej władzy skończyła się po dwóch tygodniach. Zgodnie z linią demarkacyjną Tomaszów Lubelski znalazł się pod okupacją niemiecką. Polscy komuniści ewakuowali się do ZSRR."
Za: P. Lipiński, Humer i inni, Warszawa 1997, s. 24- 25.
Tags: Humer, komunizm, historia, Polska, UB
Po sąsiedzkim wyzwoleniu terenów polskich przez większego brata okazało się, że nawet element "ideowy" niespecjalnie chce iść walczyć o lepsze jutro dla chłoporobotnika. Tym bardziej, że sytuacja przedstawiała się źle- Dziki Zachód, marionetki i wszechogarniająca "wschodnia cywilizacja" spowodowały napływ ludzi do lasu:
"Nawet w 1946 roku w ekskluzywnym- według dzisiejszej opinii, a w rzeczywistości dalekim od ekskluzywności- Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w jednym tylko tygodniu, między 23 kwietnia i 1 maja, zdezerterował Samodzielny Batalion Operacyjny z Lubaczowa (około trzystu ludzi), batalion 1. brygady zaporowej stacjonowany w okolicach Rzeszowa oraz batalion z Biłgoraja, przy czym wielu uciekinierów zabierało ze sobą broń i amunicję. Najbardziej spektakularną była ucieczka przeszło tysiąca żołnierzy z 31. pułku 7. dywizji piechoty, dokonana w 1944 roku w politycznie- rzec można- wybranym terminie, bo w nocy z 12 na 13 października, w pierwszą rocznicę bitwy pod Lenino. Pułk organizował się właśnie we wsi Białka pod Krasnymstawem. Część żołnierzy wprawdzie powróciła, wielu schwytano, niemało jednak pozostało z bronią w lasach. Przed sądem wojskowym 2. Armii, z której pułk pochodził- jej dowódcą był generał Stanisław Popławski z Armii Czerwonej- postawiono dwunastu oficerów z całym kierownictwem pułku, sześciu skazano na rozstrzelanie, ale, że było wśród nich pięciu oficerów rosyjskich, Michał Żymierski, jako naczelny wódz, uchylił ten najwyższy wyrok. Numer pułku wykreślono ze spisu polskich jednostek wojskowych "po wsze czasy." [do 1963- Unicorn].
Dopiero po zastosowaniu drastycznych kar, w wielu wypadkach kary śmierci, powstrzymano gromadne ucieczki, o skali zaś zjawiska świadczyły amnestie ogłoszone w 1945 i 1947 roku- z więzień wypuszczono siedem tysięcy skazanych dezerterów; liczba nie ujętych łącznie z tymi, których ukarano tylko aresztem w pułkach, była o wiele wyższa."
Za: T. Pióro, Armia ze skazą. W Wojsku Polskim 1945- 1968 (wspomnienia i refleksje), Warszawa 1994, s. 27.
Tags: LWP, komunizm, armia, historia, Pióro, dezercje
Tytuł powinien w sumie brzmieć, jak zgwałcić twoją psychikę żebyś czuł się szczęśliwy i chciał więcej
Rasowy socjotechnik używa mieszaniny uczuć i logicznie dobranych faktów rozcieńczonych do granic możliwości (90-10- główna zasada dezinformacji, 90% prawdy, 10% kłamstwa). Przekaz w odpowiednio osadzonym kontekście podany dalej przez medialne rezonatory spowoduje pożądane reakcje. Smutku, strachu, nienawiści, pożądania. Są to uczucia krótkotrwałe, jednak człowiek poddawany wielokrotnym powtórkom staje się otępiały na bodźce i po prostu częściej się wyłącza, przyjmując już wdrukowany fałszywy przekaz za pewnik. Nie zamierza z niczym polemizować, co więcej im bardziej widzi swoją umysłową bezsilność, tym bardziej denerwuje się na...wroga, którego podsuwa usłużna propaganda. Nowoczesny narkotyk ery konsumpcji.
W książce "Sztuka infiltracji" wymieniono arsenał socjotechnika w kontekście hakerstwa. Podobnie jak w reklamie, sposoby są takie same i uważnemu czytelnikowi mogłoby wydać się dziwne, dlaczego ludzie na nowo dają się omamić identycznym zagrywkom (skoro rozpoznał sztuczki stosowane w marketach, dlaczego daje się uwodzić politycznej propagandzie?) Cały pic polega na...opakowaniu. Wmawiają nam, że wybieramy spośród wielu (różne idee, życiorysy, sylwetki, znajomi, partie). Jest to iluzja. Praktycznie od samego początku tworu szumnie nazwanego III RP wybieramy pomiędzy mniejszym a większym złem. Wybieramy ludzi, którzy uwodzą masy płaskimi sztuczkami rodem z cyrku. Masy kochają sensację, kochają seks, kochają zgniliznę, chcą palić, rabować i krzyczeć. Wystarczy zmienić przekaz i ukierunkować go w rytmiczne oklaski i mamy taniec z gwiazdami. Lub podającymi się za gwiazdy.
Obóz rządzący obecnie używa atrybutu roli- próbuje się nam wmówić, że powinniśmy mieć szacunek do organów państwa. Klasyczne odwołanie do autorytetu rozumianego dosyć płasko- zewnętrznie. Niezbyt skuteczne skoro politycy PO obrzydzali chociażby instytucję prezydenta. Niemniej okulary czy sygnet i wolny sposób mówienia powodują kłamstwo- wierzymy w powagę urzędu. Nawet jeśli osoba piastująca funkcję publiczną jest nikim, moralnym karłem czy bydłem, używając sformułowań wrzeszczących staruszków...
Wiarygodność- najprościej zasugerować bycie swojskim chłopem lub "życie w tłumie"- gospodarskie wizyty. Złodziej może zwrócić uwagę, że zgubiłeś portfel, wdzięczny dasz się okraść bo później podałeś hasło do konta. Można także stworzyć sztuczny problem, zasugerować pomoc i naprawić coś, co nigdy nie istniało. Przykład? Komisja Przyjazne państwo.
Narzucanie roli i epatowanie strachem- "powinieneś nam pomóc, bo jak nie to...do władzy dojdą ci straszni (wstawić odpowiednie określenie), co grozi (wstawić odpowiednie określenie). Narzucanie roli pomocnika- "wszyscy racjonalnie myślący i nowocześni Polacy głosują na PO"- powoduje, że kolejne "przysługi" będą spełniane coraz bardziej niechętnie ale ofiary nie odmówią pomocy. Kto nie chce być nowoczesny i należeć do ekskluzywnego grona, zakonu wtajemniczonych itd.? Radykał albo oszołom :> Nie chcesz nas poprzeć? OK, to działaj na rzecz "inicjatyw obywatelskich", absolutnie apolitycznych...
Efekt zaskoczenia, oderwanie od myślenia systemowego. Przez większość czasu nasze mózgi śpią, posługując się wdrukowanymi sloganami reklamowymi, schematami, stereotypami, przyzwyczajeniami. W przypadku alarmu potrzebujemy chwili żeby wybrać odpowiednią ścieżkę. Jeśli mamy czas postępujemy logicznie. Jeśli nas zaskoczą- prawdopodobnie bezwiednie wykonamy polecenie, np. podpiszemy się na liście poparcia w zamian za obietnicę darmowych studiów...W książce podano przykład telefonu za "pięć w pół" przed zakończeniem pracy, gdy myślami jesteśmy na grillu.
Nacierająca fala, kwaśne winogrona, pomarańcze i inne stopy w drzwi. Wielokrotnie opisywana technika małych kroków lub dużego kopa, patrząc z różnych stron drzwi, podobna do "taktyki salami", używanej przez komunistów. Niewinne prośby przeradzające się w coraz większe i natarczywe żądania- "jeśli nas popierasz, to może mógłbyś..."Wiąże się z tym naturalna chęć pomagania- jedni twierdzą, że dla zaspokojenia własnego ego, inni, że z powodów społecznych aby nie stać się wyrzutkiem. Dodatkiem jest przypisywanie czyli do walorów zewnętrznych dopisujemy domniemane walory...wewnętrzne- ładnie ubrany polityk zapewne jest dobrym mężem, ojcem i kocha zwierzątka. No i oczywiście- nie kłamie :>
Oprócz strachu propagandziści wstawiają do kolekcji opór-> jeśli nie pomożesz i do władzy dojdą ci szaleńcy to stracisz (pieniądze, dane, pozycję społeczną).
Tags: propaganda, PR, PO, media, rezonatory, dezinformacja, polityka
Wielu spiskowców lubi "programować" pewne wydarzenia, niedwuznacznie dając do zrozumienia, że są odpowiedzialni za coś. Książka Pola Laska jest napisana strumieniem myśli, skojarzeń i przypomina majaki senne. Ale czyta się dobrze a przesłanie jest widoczne. Pomimo przyjętej konwencji pozytywne, chociaż pewne wtręty słowne przypominają mi klasyczne wypociny lemingów choćby i stosunek do pewnych ludzi czy idei. Jest to trochę tak, jakby pisał leming nawrócony... Książka stała się swoiście popularna, o czym świadczy jej drugie wydanie i aukcje na Allegro. Czy jest to wizja przyszłych wydarzeń czy przypadkowy splot okoliczności a może coś więcej, oceńcie sami. Wybrałem najciekawsze fragmenty.
"Tramwaj rozsypał się w promieniu wielu kilometrów. W kawałkach od milimetrów do metrów. Właściwie nie było, co zbierać. Co robić? Co robić teraz? Niektórzy krzyczeli: "Teraz Kurwa My! My Kurwa Teraz! Teraz nasze sny. Teraz spełnienie. Teraz Boże Narodzenie. Teraz dla nas prezenty niczym pod choinką. Odrodzenie. Czas zbierać szczątki i je ekshumować. Niech trafią do szaf tajnych archiw, trzeba ich pilnować. I kiedy szanse znów znajdziemy z archiw akta się wyjmie, teczek użyjemy. Akta wsi swatka. To nie niecna sprawka. I to wcale nie jest nietakt. Upadek Kości to znak! To Fakt! I zaraza zarazi. Gra tu uknuta ratunku utarg." Niektórzy szczęśliwcy jednak, przez przypadek znalezione szczątki pieczołowicie chowali w podręcznych sejfach, jakimi były ich kieszenie i inne zakamarki odzieży, tudzież domostw, jakby to były kawałki berlińskiego muru. Od razu też ruszyły ekipy wypraw poszukiwaczy zaginionych kawałków, wiedząc, że w przyszłości już nie dalekiej, posiadanie szczątków tramwaju i wierzb, ale nade wszystko Kości będzie opłacalnym i dochodowym interesem."
Za: A. Stern, Pola Laska czyli upadek czwartej kości pospolitej rzeczy, Warszawa 2009, s. 17.
Tutaj skojarzyło mi się z nowelizacją ustawy o IPNie:
"Bo nastała sprawa nowa i nowy czyn w życie trzeba było wcielać. Szukać białych plam historii, a ciemne wybielać. Zaczernić te, które były niewygodne, a innych w przecieku używać swobodnie. Tak jak choćby w tym fakcie, że akta swoje znaleźć można było przed drzwiami na wycieraczce", ibidem, s. 18.
To też brzmi znajomo, raport komisji badającej przyczyny katastrofy?
"Z upadku Kości stworzono protokół. Nikt nie zwracał na ten fakt najmniejszej uwagi. Ludzie byli pochłonięci innymi szczątkami. Szybko wpisali się i przefarbowali w inną scenerię", ibidem.
Prawdziwa ciekawostka znajduje się na stronie 25:
"A w międzyczasie, który z punktu widzenia czysto fizycznego na ogląd sprawy nie istnieje, rozkładające sie trupy zdrapano ze ścian i podłogi mieszkania emerytowanego oficera KGB. Zgrzybiałego już wcześniej ze WSI staruszka. Szukano jeszcze trupa w szafie, ale oprócz dziurawego buta, skórzanego knuta, teczek pełnych akt po trupie został tylko ślad i zapach ścierwa.
- To mnie wnerwia!- krzyczał świeżo nominowany p.o. komisarz nad komisarzami ślęcząc nad pozostałościami archiw. Przedzierał się w rękawiczkach przez ich tomy, tony ton. Uważając, by jak lekarz nie zarazić się grzybicą niczym HIV. I na tym zajęciu zastał go świt", ibidem, s. 25.
Strona 43 i 44- zasady grupy u władzy:
"Zasady Grupy U Władzi Wiszącej Na Amen [weźcie pierwsze litery z każdego wyrazu-Unicorn].
Pierwsza zasada, to nie przesada, odbierz życie temu, co chleba Cię pozbawia. Takiemu człeku po prostu biada. Drugiej zasady znaczenie, mów dobrze o tych, co rządzą, ale sam odsuń się w cienie i w ich pobliżu nachalnie nie przebywaj. Trzecia mówi o zakazie pożyczania, kobiet oraz strzelb i broni. Cudzej ludzi z grupy też nie używaj, jeśli nie chcesz się topić w Świtezia toni. Za nią czwarta stoi, jeśli mnie, kto życia pozbawi, to pochowają mnie i opieką rodzinę obejmą bracia moi. Jeśli przeżyję, to mam prawo się zemścić. Zabiję tych, co mojej pragnęli śmierci. Piąta o filozofii działania wiele rzecze, lepiej mieć ustawionych przyjaciół z wpływami, niż duże pieniądze na koncie lub skryte w klozecie. Szósta sprawy tak wyłuszcza, szubienica dla biedaków tłuszcza, a dla głupich sprawiedliwość. Siódma wali prosto z mostu, kto ma kasę i przyjaciół to sprawiedliwość i jej wymiar ma w dupie po prostu. Ósma zasadę przywołuje, że o tym, co nie Twoje, nie mów ani dobrze, ani źle. Milczenie procentuje. Dziewiąta w przypadku wypadku, gdy jeden martwy jest z Twoich bratków, nie martw się o niego. Zadbaj o żywego. Dziesiąta, omerty to sprawa, zeznania są dobre, jeśli nikomu z grupy głowa po nich nie spada. Jedenaste prawo rzecze, trupy chować a żywym żony brać. Dwunaste jak prorocze stwierdzenie mówi, że w cienie odsuwa choroba, nieszczęście, więzienie i wystawia miłość i przyjaźń na próbę i pokuszenie. Trzynaste o podziale zysków przypomina, że całość wpływa do grupy, część koszty pokrywa, czwarta część na fundusz bezpieczeństwa w sytuacji trudnej, a reszta do podziału po części dla każdego równej. Czternaste, kto zasady grupy wyjawia, temu potrójne biada, biada, biada", ibidem, s. 43- 44. Dalej:
"- Tak, widziałem to wszystko i wam opowiadam. A zatem. Katastrofa. Szczątki pozbierane. Kto też powie, że to tramwaj nad tramwaje. Dwie czarne skrzynki wyjęto ze zgliszcza. Jedną większą, drugą mniejszą i obydwie piszczą. Wtedy ktoś nieśmiało stwierdził, że to nie był tramwaj tylko jakiś większy. Pojazd lub też jakaś machina latająca. Lecz dla przemilczenia kwestii milczano do końca. Pole zaorano razem z ludzkim ciałem. Część tylko pozbierało klejnoty nad ranem, które wisieć miały jak strachy na drzewach. Można było się zaplątać w świeże ludzkie trzewia. Poślizgnąć na plamach krwi zakrzepłej. Nie dało się oddychać, trzeba było ze sobą zabrać zewnętrzne powietrze. Fetor, smród, odpadki, statki, spadki. Pobieżnie tylko usunięto szczątki. Zmielono wszystko szybko i wywieziono, by zgniło i znikło. Części metalowe na złom pirzgnięto, aż miło i zmiażdżono. By się nikt nie dowiedział o Pomo pono. Przyczyn, by nie poznał nikt tej wiekowej katastrofy. Tak też zabroniono mówić o upadku Kości i ją to opiewają niniejsze strofy", ibidem, s. 58.
"Cytat sprzed lat. Miał wtedy 10 lat, gdy Kościuszko spadł, lot nowojorski, a w telewizji podano, że to był generał Sikorski. I podobnie było przed laty, gdy stery przejął śmierci sternik i na okręcie na Okęcie spadł Kopernik. Ojciec potem mówił w Sylwestra, że teraz będzie 1988 rok i cztery kółka, że to jest zwiastowania zmian jaskółka i wreszcie ten cały burdel odjedzie hen w mrok", ibidem, s. 63. A czy faktycznie Wajda nakręci film o Smoleńsku i czy odbędzie się "jednodniowa rewolucja" po zwycięstwie jednego z kandydatów? Tego nie zdradzę, żeby nie psuć czytelnikom radości :>
Chociaż trudno mówić o radości, skoro autor funduje nam na zakończenie jeszcze jedną katastrofę lotniczą, tym razem wyglądającą na akt terrorystyczny...
Na stronie 86 i 87 jest ciekawy opis mataczeń medialnych. Wątek o tym, że nikogo nie było na pokładzie i że był drugi samolot jest frapujący plus film...nagrany komórką ("Ja mam nagranie upadku Kości, dokonane komórkowym telefonem, mogę sprzedać za..." i "Ale w sieci na you tubie są informacje nowe. Ktoś umieścił upadek Kości i mimo blokady portalu przez władze państwowe, wszystko wyciekło na portale światowe.").
Tags: Pola, Laska, polityka, literatura, wizje, Stern
W książce pod doskonale dobranym tytułem "Wiara i wina. Do i od komunizmu" J. Kuroń opisuje swoje dzieciństwo i działalność w "aparacie." Później wspomnienia się rozmywają, niemniej warto przeczytać całość. Na stronie 12 mamy taki fragment:
"Kiedy w 1939 roku zobaczyliśmy Rosjan, to nam stanęły serca ze zgrozy. Tak absolutnie pozbawionych jakichkolwiek zasad moralnych dzieci nikt dotąd nie widział. Przyjechała rodzina oficerska, wyładowała ciężarówkę. Miała wyszabrowany gdzieś radioodbiornik, oczywiście polski. Staruszka trzymała to radio, gdy nagle rzucił się chłopak- mógł mieć osiem- dziewięć lat- i wyrwał jej z ręki. Takich rzeczy we Lwowie nie widziano; przecież to nie był żaden lump, tylko syn oficera albo wysokiego urzędnika."
J. Kuroń, Wiara i wina. Do i od komunizmu, Warszawa 1990, s. 12.
Kuroń opisuje "pomyłki w doborze kadr" w 1945 r., które skutkowały niechęcią do osób pochodzenia żydowskiego; oczywiście w kontekście "polskiego antysemityzmu." Pomijając całą bzdurną otoczkę, warto popatrzeć na ówczesne realia:
"Między innymi wprowadziły się do nas dwie dziewczyny, Żydówki, Hela i Erna. Jak na owe czasy metraż u moich rodziców był dość duży, ale przyjęte było, że każdy z uchodźców wprowadza się tylko na krótko. One nie miały ochoty się wyprowadzić. Oczywiście zaczął się konflikt, awantury. Któregoś dnia przybyło dwóch ich przyjaciół, Żydów, którzy byli funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa i ostro zainterweniowali: - Mają tu mieszkać, a jak im włos z głowy spadnie... Mówili o antysemitach, faszystach itd. Jeden z nich rzeczywiście miał w oczach nienawiść. Ojciec, który wstąpił do nowego PPS-u i z jego ramienia wszedł do władz miejskich Krakowa, zadzwonił na UB. Przybył jeszcze jeden funkcjonariusz, też zresztą Żyd. Przekonywał tamtych dwóch, pokłócił się z nimi; wreszcie wszyscy wyszli", ibidem, s. 23- 24.
I dalej:
"Poznałem potem takich chłopców, Żydow z pochodzenia, którzy byli samą nienawiścią do faszyzmu, a rozumieli przez to antysemityzm. W rezultacie nienawidzili Polaków formacji narodowej, nawet nie endeckiej, Polaków- katolików, jakich w społeczeństwie polskim była wówczas większość", ibidem.
ZMP, Walterowcy, 1956, więzienie i praca w fabryce- spotkanie z socjalistyczną gospodarką:
"Najłatwiejszy sposób to po prostu fałszowanie informacji o produkcji. Jest to metoda dość rozpowszechniona, ale ze zrozumiałych względów, rozmiary fałszerstwa są ograniczone. W więziennym przedsiębiorstwie, w którym pracowałem, ołówkiem wykonywano 3-5 procent planu. Tyle właśnie transport może uszkodzić mebli i zwrócić do poprawek. W tym wypadku wykonanie planu ołówkiem oznaczało, że uszkodzone meble kontrolerzy techniczni i odbiorcy przyjmowali za drobne łapówki", ibidem, s. 258.
Tags: Kuroń, wspomnienia, komunizm, historia, PRL
Fragment wspomnień Antoniego Hedy- Szarego, jednego z żołnierzy wyklętych przez komunistyczny reżim:
"W styczniu 1945 roku znalazłem się w Radomiu, gdzie przygotowywałem się do akcji uwolnienia naszych więźniów z gestapowskiego więzienia. Nie zdążyłem. 17 stycznia od strony Lublina weszły do Radomia wojska sowieckie. Zacząłem się im przyglądać. Wchodzili w nieładzie, były to pierwsze patrole. Interesowało ich wszystko wokół. Oglądali wystawy i wybijali w nich szyby. Po jakimś czasie nadszedł bardziej zwarty oddział i ludzie zgromadzeni na chodnikach zaczęli im bić brawo. Wtedy jeden z obserwujących powiedział: "Komu bijecie brawo? Jedni dobrzy wychodzą, drudzy jeszcze lepsi wchodzą." Dał się słyszeć śmiech i ktoś odpowiedział: "Ale ci może będą bili w inne miejsce..."
Tak się zaczęło. A w kilka dni potem zaczęli aresztować i wywozić, rzeczywiście w inne miejsca niż ci dotychczasowi, trochę dalej. W pierwszym rzędzie zaczęto aresztować tych, którzy nie chcieli rozmawiać z członkami Armii Ludowej przed wejściem Sowietów. Oni teraz byli głównymi wrogami. Rodzimi zdrajcy na gorąco sporządzali listy. A może już dawno mieli gotowe? Osoby umieszczane na listach aresztowano."
Za: A. Heda- Szary, Wspomnienia "Szarego", Warszawa 2009, s. 257.
Po spotkaniu z miejscowym szefem UB, autor dostał swoisty glejt bezpieczeństwa (zapewne ubek chciał pokazać swoją dobrą wolę), przepustkę do poruszania się po terenach zajętych przez wojska sowieckie. Spotkanie z szefem UB potraktowano jako "ujawnienie się". Gdy autora chwyciło NKWD, ichni dowódca, major stwierdził, że "przepustka wystawiona przez Konopkę nic dla niego nie znaczy, gdyż wszystkie sprawy na tych terenach należą do kompetencji Armii Czerwonej, która prowadzi dalej działania wojenne. W rozmowie ze mną kładł nacisk na sprawy magazynowania broni i wypytywał o ludzi. Po rozmowie trzymano mnie jeszcze przez godzinę w oczekiwaniu i potem zdecydowano się wypuścić, uznać "ujawnienie", ibidem, s. 258- 259.
"Do momentu aresztowania komendanta Okulickiego, czyli do marca 1945 roku- nie prowadziliśmy właściwie żadnych akcji przeciwko "czerwonym." Wyjątkiem były sprawy szpicli. Okazało się, że było ich więcej, niż mogliśmy się spodziewać. Szpiclując wcześniej dla Niemców- przeszli teraz na stronę nowych władz", ibidem, s. 259.
Tags: Heda, Szary, wspomnienia, komunizm, historia, polityka, AK
Podczas dyskusji o PRLu i innych tworach z sowieckiego nadania przewija się wątek niedoceniania wyzwolicieli, żołnierzy niosących pokój i szukających odpowiedniej strefy czasowej (dawaj czasy!). Faktycznie bardzo smutne, że tylu ich zginęło na polskiej ziemi ale dlaczego mam nad tym ubolewać bardziej niż nad zniszczeniami, rabunkami i gwałtami plus mordy na partyzantce niepodległościowej? Stalin bardzo dopomógł Hitlerowi w rozpoczęciu wojny, zatem cała sytuacja "wdzięczności" wobec Armii Czerwonej przypomina mi scenkę, gdy podczas pożaru domu, który podpalił mi sąsiad, pod wieczór przychodzi gasić zgliszcza, z uśmiechem rabując resztki mienia i grożąc gnatem...
Źródło: Plakaty.poszukiwania.pl
[Plan wykonali]
Wyzwolenie, za które drogo zapłaciliśmy. Dosłownie. Z różnych dostępnych źródeł wynika, że rabowano np. maszty, aparaty radiowe, maszyny do pisania, tablice marmurowe, drut, drzwi od szaf, ustępów, stoły, katedry, fajanse, kurki wodociągowe, urządzenia biurowe i szkolne, liczniki elektryczne, a nawet wyposażenie straży pożarnych. O fabrykach i częściach ich wyposażenia nie wspominając. Rabowano nie tylko na "ziemiach odzyskanych" lecz i na terenach rdzennie polskich (okolice Poznania, Częstochowy):
"Według sowieckich danych, do sierpnia 1945 r. większość demontowanych urządzeń, sprzętu i wywiezionych materiałów pochodziła z terenów dzisiejszej Polski, w tym także z terenów objętych przedwojennymi granicami. Według sowieckich obliczeń zawartych w sprawozdaniu z 7 marca 1947 r. wysłanym na ręce Mołotowa, władze sowieckie zdemontowały od momentu wejścia oddziałów Armii Czerwonej na dany teren do 2 sierpnia 1945 r. urządzenia i materiały na łączną sumę 362 mln dolarów, w tym:
- z terenów Niemiec okupowanych przez wojska sowieckie- 79,1 mln dolarów,
- z terenów Niemiec oddanych Polsce- 235, 5 mln dolarów,
- z Austrii- 42, 8 mln dolarów,
- z Czechosłowacji- 0,2 mln dolarów,
- z Węgier- 4,4 mln dolarów.
Trzeba zaznaczyć, że są to obliczenia sowieckie, dokonane według następujących zasad: wartość jednej tony demontowanych urządzeń i materiałów oszacowano na 1500 marek niemieckich, zużycie urządzeń w okresie wojny na 50 proc. ich wartości według amerykańskiego cenzusu z roku 1939, natomiast przelicznik 1 dolara do marki niemieckiej 1 dolar= 4,2 marki niemieckiej według cen z 1929 r. Ten zastosowany przez stronę sowiecką kurs dolara do marki był bardzo niekorzystny.
(...) Według innych danych sowieckich, do 2 sierpnia 1945 r. z terenów Niemiec zajętych przez wojska sowieckie oraz z terenów Polski (zarówno nowych, jak i starych) wywieziono do Związku Sowieckiego 3 600 000 ton urządzeń oraz 1 280 000 ton materiałów. Tak więc ogólna wartość urządzeń wywiezionych z terenów niemieckich i polskich wynosiła według przelicznika, który zastosował Kupcow w swoich obliczeniach z 7 marca 1947 r., w sumie 642 857 142 dolarów oraz materiałów 457 142 857 dolarów, łącznie 1 099 999 999 dolarów. Jeżeli przyjmiemy, że 75 proc. tych urządzeń i materiałów wywieziono z terenów dzisiejszej Polski, jak to wynika ze sprawozdania Kupcowa, w sumie sowieckie władze wywiozły z Polski do 2 sierpnia urządzenia i materiały o łącznej wartości ponad 750 mln dolarów. Suma ogromna jak na tamte czasy. A trzeba podkreślić, że i po 2 sierpnia 1945 r. Sowieci wywozili nadal urządzenia i materiały z terenów Polski, według cytowanego sprawozdania Kupcowa, na sumę 96 mln dolarów. Również te dane są z dużą dozą prawdopodobieństwa znacznie zaniżone."
Za: A. Dziurok, B. Musiał, "Bratni rabunek." O demontażach i wywózce sprzętu z terenu Górnego Śląska w 1945 r.[w:] W objęciach Wielkiego Brata. Sowieci w Polsce 1944- 1993, red. K. Rokicki, S. Stępień, Warszawa 2009, s. 343- 344.
Autorzy wspominają, że 16 sierpnia 1945 r. podpisano umowę w Moskwie pomiędzy TRJN a rządem sowieckim, gdzie Związek Sowiecki zrzekł się roszczeń do niemieckiego mienia i innych aktywów na terenie Polski i przekaże jej 15 proc. ze swojej masy reparacyjnej, czyli 1,5 mld dolarów. Ale, ale...
"Równocześnie jednak rząd polski zobowiązał się do corocznych dostaw węgla po specjalnych cenach (na poziomie 10 proc. cen światowych) w wysokości 8 mln ton w roku 1946, po 13 mln ton w następnych czterech latach (1947- 1950) oraz po 12 mln ton w kolejnych", ibidem, s. 344.
"Strona sowiecka narzuciła cenę w wysokości 1,22 dolara za tonę węgla oraz 1,44 dolara za tonę koksu. W tej sytuacji nawet ów polski rząd chciał w ogóle zrezygnować z reparacji, lecz dopiero w marcu 1947 r. Stalin zgodził się na zmniejszenie dostaw węgla o połowę. Równocześnie jednak zostały zredukowane o połowę odszkodowania, jakie miała uzyskać Polska, z 15 do 7,5 proc. całej sowieckiej masy reparacyjnej.
(...)Gdyby Polska sprzedała ten węgiel na rynku światowym, uzyskałaby ok. 836 mln dolarów więcej. A co zyskała w zamian? Według wewnętrznych danych sowieckich, wartość dostaw do Polski z tytułu reparacji wyniosła do 1 I 1950 r. 186,5 mln dolarów.
(...) W sumie do 1953 r. kiedy zakończyły się wypłaty reparacyjne, Polska otrzymała- także według danych sowieckich- urządzenia i towary na sumę 228,3 mln dolarów (a miała dostać na kwotę 750 mln dolarow). Jest jednak wątpliwe, czy te liczby są prawidłowe, ponieważ strona polska nie miała możliwości ich zweryfikowania", ibidem.
W historycznych relacjach dotyczących wywózek polskich obywateli w "siną wschodnią dal" ważne są wspomnienia ludzi, bezpośrednich świadków, w tym konkretnym przypadku, kierownika ruchu PKP Dyrekcji Wilno. Autor relacji, telegrafista wymienia kilka rodzajów transportów do Rosji. Są to transporty: ochotników, komunistów, Żydów oraz "szui", transporty z ludnością polską, transporty towarowe, grabież mienia państwowego i transporty sanitarne.
"Przypominam pierwszy transport ochotników do Rosji. Była to szumowina komuny żydowskiej i polskiej, przeważnie byli to ludzie z całej Polski.
(...)Około godz. 17.00 zatrzymał się transport na stacji Królewszczyzna i wybiegli ochotnicy z wagonów na stację- jako Kierownik Ruchu przyjmowałem pociąg- wybiegło całe bractwo z wagonów z okrzykami za cześć Stalina. W końcu ludzie z łomami, którzy przybyli wydrzeć z muru popiersie brązowe Marszałka Piłsudskiego, które było wmurowane między wejściem do poczekalni i biurem Kierownika Ruchu.
(...) Jak zaznaczyłem, szedł transport z Żydami- ochotnikami do Rosji. Z powodu obciążenia linii, ciężkich warunków i pierwszeństwa pociągów wojskowych, transport załadowany Żydami przeważnie, został zatrzymany w Połocku i skierowany na bocznicę. Rosjanie pozamykali na sztaby wagony by Żydzi nie rozleźli się niepotrzebnie i zapomnieli o nich do czasu, kiedy im było potrzeba wagonów próżnych pod ładunek wojska. Kiedy pootwierali wagony, tak mi opowiadał jeden z ruskich Kierowników Ruchu, który przybył na naszą stację Królewszczyzna, dosłownie powiedział kiwając głową - Wiesz, Wołodia, jeden z waszych transportów zamarzł i wyrzucali jak karcze ludzi z wagonów.
(...)Szły pierwsze transporty do Rosji ochotników do pracy w Rosji, otóż i pierwsi oni wracali z Rosji, przeważnie Żydzi. Około dwóch tysięcy przybyło do Białegostoku i zaczęli prosić ruskie władze o powrót do części okupowanej przez Niemców. Rosjanie powiedzieli: -Choroszo, my was odeszlemy do Niemców, ale musicie się zarejestrować i my zrobimy "spisok", no i zrobimy transport. - I tak zrobili. Żydzi się zarejestrowali i ich wsadzono do więzienia w Białymstoku. Było to w listopadzie 1939 r. Wykąpali w łaźni więziennej i wygnali na bruk podwórka więziennego gołych (i kobiety) i tak trzymali z parę godzin na prowierce. Po tej operacji pogonili do przygotowanego transportu, który odszedł do Rosji, do łagrów. To po części uratowało ich od pieców. Pytałem Żyda Kamińskiego, dlaczego wraca do Niemców? Mówił, że wyjechał do Rosji na robotę, siłą zapchali do kopalni w Donbasie: - No i co ja będę robił w tej kopalni, to oddałem wszystkie ubranie dla przełożonych, zostałem jak stoję i uciekłem do Białegostoku z zamiarem powrotu do niemieckiej zony. - Drugi Żyd, starszy, to mówił, że w tej Rosji to można wszy na pluskwy zamieniać i nic tam nie ma i wsio nielzia.
Zrobiliśmy z Pankiewiczem umyślną katastrofę pociągu wojskowego. Jechała artyleria na front do Finlandii, wypadku w ludziach nie było, ale zatarasowana linia była na 48 godzin. Spotkałem tych ludzi w łagrze, było 300 ludzi. "
Za: Z. S. Siemaszko, Świadkowie przeżyć sowieckich 1939- 1946, Londyn 1999, s. 208- 212 [relacja W. Giedroycia- Juraha].
Tags: wojna, Kresy, Sowiety, Żydzi, historia, polityka
"Pomiędzy 1 września 1939 a 30 czerwca 1945 roku niemieckie transakcje w złocie sięgały prawie 890 milionów dolarów. Była to oszałamiająca suma, zwłaszcza wobec faktu, że w 1933 roku niemiecke rezerwy złota wynosiły zaledwie 109 milionów dolarów i czerpano z nich obficie, by wesprzeć hitlerowski program remilitaryzacji prowadzony z myślą o ustanowieniu Nowego Ładu.
(...) Do wybuchu wojny w 1939 roku niemieckie rezerwy złota skurczyły się do zaledwie 28,6 miliona dolarów. Prezes Banku Rzeszy, Hjalmar Schacht, dysponował też prawie 83 milionami dolarów w rezerwach budżetowych, ale kiedy w połowie 1941 roku Stany Zjednoczone wstrzymały transakcje dolarowe, jedyną akceptowaną formą płatności stało się złoto lub frank szwajcarski.
(...) Niemcy rozpaczliwie potrzebowały środków płatniczych i uzyskały je, kiedy po zajęciu Austrii i Czechosłowacji oraz podboju Belgii, Holandii i Norwegii w ręce nazistów wpadły rezerwy złota z banków centralnych krajów okupowanych. Z samej Belgii wywieziono do Rzeszy 198 ton. Wiadomo zatem, skąd pochodziło złoto, ale co się z nim stało?
Jeśli chcemy pójść śladem pieniędzy- w tym przypadku złota-wszystkie drogi prowadzą nieuchronnie do Szwajcarii z jej systemem bankowym, który przechowywał pieniądze napływające przez całą wojnę. Początkowo Portugalia dostarczała wolframu, a Bank Rzeszy płacił złotem. Bank Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) otrzymał swoją pierwszą dostawę złota z Banku Rzeszy w styczniu 1940 roku, a w następnych miesiącach przyszły kolejne.
(...) Na początku 1942 roku alianci zaczęli wywierać nacisk na Portugalię, aby nie przyjmowała złota z Banku Rzeszy, i na BIS, aby wstrzymał transfer złota.
(...) Mechanizm był prosty i skuteczny. Bank Rzeszy sprzedawał złoto komercyjnym bankom szwajcarskim za franki szwajcarskie, umieszczane następnie na koncie Banco de Portugal w SNB (Szwajcarski Bank Narodowy). Banco de Portugal wykorzystywał te środki, aby kupować złoto od SNB. Na kosztach transakcji zarabiał SNB. Od 1 września 1939 do 30 czerwca 1945 roku transakcje złotem pomiędzy Bankiem Rzeszy a Szwajcarią sięgnęły łącznie prawie 900 milionów dolarów, co przy ówczesnej wartości dolara było sumą kolosalną."
Za: A. von Hassell, S. MacRae, Przymierze wrogów, Warszawa 2008, s. 307- 309.
Wcześniej wspominałem o finansowaniu sowieckiego molocha. Wielkie amerykańskie firmy niekoniecznie angażowały się w wysiłek wojenny, zgodnie z zasadą "biznes jak zwykle". Standard Oil współpracowała z IG Farben, udostępniając patenty:
"W 1944 roku 85 procent niemieckich paliw syntetycznych wytwarzano z zastosowaniem opracowanego przez Standard Oil procesu uwodorniania, a IG- Farben- bezpośrednio albo przez swoje filie- miało w tej dziedzinie faktyczny monopol.
(...) Kiedy w marcu 1945 roku amerykańscy żołnierze wkroczyli do zrujnowanego Frankfurtu nad Menem, w nietkniętych zakładach IG- Farben (w Wikipedii lakonicznie nazwano "in the IG Farben Building, intentionally left undamaged by the Allies' wartime bombardment") przywitał ich jeden z dyrektorów, Georg von Schnitzler. "Panowie- powiedział Schnitzler na powitanie- to przyjemność pracować znowu z wami", ibidem, s. 310- 311.
Kto jeszcze? Dupont, RCA, GAF, Texaco i ITT, potęga w branży telekomunikacyjnej. Firma Behna pomogła usprawnić Hitlerowi systemy łączności, a tuż przed inwazją na nasz kraj miała znaczące udziały w zakładach Focke- Wulf A.G. w Bremie, produkujących samoloty wojskowe, ibidem, s. 312.
Tags: wrogowie, USA, firmy, handel, Niemcy, wojna, złoto