Wg pedagogiki wstydu Polacy mogą wiedzieć wszystko o ile jest to zbieżne z linią wypracowaną w Berlinie, Tel Awiwie, Waszyngtonie czy Moskwie. Najlepiej żeby wiedzieli wszystko o "swoich" zbrodniach. Niech znają swoje miejsce w szeregu. O bardziej chwalebnych kartach w historii nie powinni zbyt wiele wiedzieć. O tragicznych tym bardziej, po co mają się martwić i dumać nad sensem życia, bycia, narodu czy historii. A jednak Polacy chcą wiedzieć. I wbrew statystykom czytają. O czym nie powinniście wiedzieć? Np. o tym:
"Na początku 1940 roku, kiedy placówka sądecka zaczęła spełniać swoją podstawową funkcję policji politycznej, powstała wokół niej sieć konfidentów. Zrazu agentów werbowano wśród społeczności żydowskiej. Uzyskane od nich informacje posłużyły do sporządzenia pierwszych rejestrów polskich oficerów i miejscowej inteligencji. Potem nastąpiły aresztowania. Latem 1940 roku sipo utworzyło siatki konfidentów złożone z Ukraińców. Dopiero przy końcu 1940 pojawiła się agentura polska. "
Za: J. Bratko, Gestapowcy. Kontrwywiad. Konfidenci. Konspiratorzy, Kraków 1990, s. 187.
"(...)Ci Ostjuden byli bardzo niechętnie widziani nawet przez swych współwyznawców, zasiedziałych od dawna w Rzeszy, gdyż przez swój stały kontakt z szerokimi warstwami ludności rdzennie niemieckiej przyczyniali się bezpośrednio do zaostrzania "kwestii żydowskiej" w Rzeszy. Być może, że ten stan rzeczy wskazywał pewnym kołom żydowskim drogę do dogadania się z hitlerowcami. Już w 1932 roku zaczęły krążyć pogłoski, których prawdziwości mimo szeregu prób nie zdołaliśmy sprawdzić, że Żydzi niemieccy zajmujący wpływowe pozycje w życiu gospodarczym pertraktowali z grupą czołowych przywódców hitlerowskich, oferując im w zamian za zagwarantowanie nietykalności osobistej i praw majątkowych wydatną pomoc finansową i desinteressement w sprawie kilkudziesięciu tysięcy Ostjuden [przypis dolny*
treść: Pogłoski wiązały się być może, z faktem, że jeszcze w czerwcu 1932 roku Sejm pruski na wniosek hitlerowców zwrócił się do rządu Rzeszy o podjęcie inicjatywy w sprawie skonfiskowania majątku wszystkich Ostjuden, którzy przybyli do Niemiec po 1 sierpnia 1914 roku, jako majątku nie zdobytego pracą, lecz zagarniętego "kosztem ujarzmionego ludu niemieckiego."]. Negocjacje, które rzekomo odbywały się w największej tajemnicy we Wrocławiu, nie doprowadziły jednak do porozumienia. Niemniej po dojściu Hitlera do władzy "grube ryby" żydowskie zawczasu znalazły się za granicą. Zwróciło naszą (dyplomatów- Unicorn) uwagę, że właśnie wówczas Żyd Bernard Baruch, finansista i jeden z leaderów partii demokratycznej w Stanach Zjednoczonych, "przyjaciel Polski" odznaczony komandorią z gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, wystąpił publicznie z mową, w której napiętnował "niesprawiedliwości" Traktatu Wersalskiego, jak przyłączenie "korytarza" do Polski, podział Górnego Śląska itp."
Za: S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki. Wspomnienia z lat pracy w MSZ (1920-1939), Warszawa 1976, s. 250.
"Warstwy społeczeństwa niepodatne na hasła ultranacjonalistyczne NSDAP starała się pozyskać podkreślaniem swego, rzekomo socjalistycznego charakteru. Zapowiadano zniesienie dochodów uzyskiwanych bez pracy, odsetek od pożyczek (Zinsknechtschaft), upaństwowienie trustów itp. NSDAP przejęła czerwień sztandarów partii robotniczych, wyznaczyła dzień 1 maja, dzień święta robotniczego, jako swoje święto, członkowie NSDAP zwracali się do siebie per towarzyszu (Parteigenosse), podobnie jak w SPD i KPD. Ataki na kapitalistów, bankierów, obszarników, arystokrację itd. nie przeszkadzały jednak NSDAP w poufnych negocjacjach z przedstawicielami wielkiego przemysłu w sprawie finansowania partii jako tamy przeciwko rozprzestrzenianiu się w Niemczech komunizmu", ibidem, s. 251.
Tags: wspomnienia, nie, wolno, wiedzieć, wiedza, zakazana, historia, polityka, wojna, Schimitzek, Bratko
W książce T. A. Kisielewskiego Gibraltar i Katyń. Co kryją archiwa rosyjskie i brytyjskie, Poznań 2009 na stronie 20 autor wspomina inną, rzadko dostępną książkę Z. Koźlińskiego, Czas Wernyhory. Wspomina nie bez powodu:
"Autor relacjonuje, że jego ojca, rotmistrza rezerwy Edwarda Koźlińskiego, w kwietniu 1940 roku przywieźli do lasu katyńskiego dwaj przybyli z Moskwy oficerowie radzieckiego wywiadu, którzy żądali od niego, by wskazał, gdzie dwadzieścia lat wcześniej białogwardziści zakopali broń, dokumenty i kasę pułkową. Edwardowi Koźlińskiemu nie udało się tego miejsca odnaleźć, ale przy okazji ujrzał nie zasypane jeszcze doły wypełnione ciałami polskich oficerów wziętych do niewoli we wrześniu 1939 roku i zamordowanych przez NKWD. Na noc został zamknięty w areszcie na stacji kolejowej, z którego uwolniła go przekupiona przezeń sprzątaczka. Po wielu perypetiach wrócił w rodzinne strony w województwie nowogródzkim, spotkał się z synem Zbigniewem i nakazał mu przekazać swój meldunek o sowieckiej zbrodni polskim podziemnym władzom wojskowym. Sam postanowił przedzierać się na Litwę. Zbigniew spełnił polecenie ojca. Polski kontrwywiad początkowo nie uwierzył w prawdziwość meldunku, lecz wreszcie przekonało go całkowite ustanie korespondencji z polskimi jeńcami przetrzymywanymi poprzednio w obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie (zostali oni zamordowani w kwietniu i maju 1940 roku, odpowiednio w Smoleńsku/ Katyniu, Charkowie i Kalininie/ Twerze. Oficerowie kontrwywiadu przesłuchujący Zbigniewa Koźlińskiego zapewnili go, że meldunek jego ojca zostanie przekazany polskim władzom najwyższym, czyli- w tym wypadku- premierowi rządu na uchodźstwie i naczelnemu wodzowi, generałowie Władysławowi Sikorskiemu."
Dalej Kisielewski stwierdza, że jest to sensacyjna informacja i gdyby się potwierdziła, stawia politykę Sikorskiego w zupełnie innym świetle. Niemniej, relacja powinna zostać potwierdzona, nikt wprawdzie nie ogłosił, że relacja jest "apokryfem" (jak ujął Kisielewski) ale też nikt nie dawał im wiary. Spotkanie autora z doktorem A. Cieślakiem, synem pułkownika Jana Cieślaka, zaowocowało informacją, że polski wywiad już latem 1940 roku meldował Londynowi o likwidacji polskich oficerów. Jak pisze Kisielewski (strony 22-23): "Raport ten został tam wysłany bezzwłocznie po odkryciu przez wywiad zbrodni sowieckiej (Andrzej Cieślak widział świadczący o tym dokument), a polskie władze natychmiast przekazały go Brytyjczykom (biorąc pod uwagę, że Brytyjczycy byli całkowicie transparentni dla Stalina było to igranie z ogniem- Unicorn). (...) Pod koniec 2007 roku Andrzejowi Cieślakowi udało się odnaleźć załącznik do raportu wywiadowczego dostarczonego do Londynu w 1940 roku." W książce przytoczono treść, reprodukcji brak.
Na stronie 27 autor stwierdza, że: "Obecnie wciąż trwają poszukiwania dokumentu bezpośrednio poświadczającego wysłanie w 1940 roku przez wywiad ZWZ raportu dla rządu w Londynie."
We wstępie do Czasu Wernyhory napisano m.in.:
"Kapitan "Garda" otrzymał polecenie sprawdzenia i potwierdzenia treści meldunku Edwarda Koźlińskiego o zbrodni katyńskiej. Powołał w tym celu specjalny patrol wywiadowczy z zadaniem dotarcia na miejsce zbrodni, dokonania wizji lokalnej i uzyskania bliższych danych. W skład patrolu weszli: porucznik Jan Skorp "Puszczyk" (dowódca), Zbigniew Koźliński "Gryf", Stanisław Gwozdowski "Sztyft" oraz Bolesław Misiuro "Świerk." Patrol wykonał swoje zadanie: dokonał wizji lokalnej, potwierdził prawdziwość meldunku Edwarda Koźlińskiego oraz zebrał relacje o metodzie wykonywania zbrodni. "
Za: Z. Koźliński, Czas Wernyhory, Warszawa 1997, s. 9.
"Czasami jeńcy orientowali się, że idą na śmierć i stawiali opór całą grupą. Tak opowiadali mieszkańcy Gniezdowa", ibidem, s. 10. Niech czytelnik porówna z relacją O. Zakirowa.
"Meldunek miałem wyuczony na pamięć. Był też powtórzony przez nakłucie odpowiednich liter w książeczce do nabożeństwa, którą otrzymałem od księdza.
"Melduję, zostałem aresztowany w Lidzie przez NKWD. Na badania przewieziony do Smoleńska, w rodzinne strony. W połowie kwietnia zabrano mnie na konfrontację lokalną do Gniezdowa. W lesie Katyń nad Dnieprem są masowo rozstrzeliwani nasi jeńcy, oficerowie. Masowa zbrodnia. Potworne..." (tu był numer ewidencyjny i data). Pełniejszą informację miałem przekazać ustnie", ibidem, s. 54.
Trzecia wyprawa do Gniezdowa i Katynia:
"Oficerów przywożono pociągiem więziennym, potem czornymi woronami odwożono za płot do baraków specjalnie ogrodzonych. Tam była rewizja, więźniowie mieli oddawać dobrowolnie cenne rzeczy jako zapłatę za pobyt w obozach. Po tej rewizji mieli iść do sanatorium na odpoczynek (!!! Unicorn), przed wyjazdem do domów.
- Tak, do ostatniej chwili nie wiedzieli, że idą na śmierć. Wmawiano im powrót do domu.
Sprawdzano listę i według niej grupa około dziesięciu osób szła koło wewnętrznego płotu do ogrodzonego jakby podwórka za krzakami. To był ów smiertnyj wokzał, czyli krasnaja płoszczad'. Tak dochodzili w pobliże mogił. Tu na końcu drogi stał mały barak i ławka pod ścianą. Dokoła rozrzucona słoma. Siadali ciasno koło siebie na rozkaz. Konwojent mówił:
- Można siadać. Otdychajcie, wsie- a potem- możno kurit'. Wtedy nieco uchylała się deska w ścianie i "specjaliści" tam ukryci strzelali prosto w tył głowy.
(...)Niektórych wożono do willi, czasami urządzano na smiertnym wokzale turniej, ćwiczono w zabijaniu bagnetem. Silniejszych używano na kukły do walki wręcz. Czasami więźniowie orientowali się w ostatniej chwili i wtedy była walka grupowa", ibidem, s. 131- 132.
"Puszczyk" uważał, że "Starego" rozszyfrowali idąc od strony jego meldunków (z góry do dołu, od wyższych władz, możliwe, że od wtyki ulokowanej w podziemiu- Unicorn). Wiadomo, że walczył, wiadomo, że zginął, gdyż nie dał się uprowadzić. Tak się nić urwała.
- Milczeć jak głazy, chłopcy- przestrzegał "Puszczyk". - Cała sprawa jest oddana do wiadomości kompetentnych osób. Oni rozegrają kwestię w sztabach najwłaściwiej. Dzisiaj wiadomo, że informacja o Katyniu została ukryta, gdzieś podjęto strategiczną decyzję, poświęcono prawdę o losach naszych oficerów w ZSRR na ołtarzu zwycięstwa", ibidem, s. 136.
Tags: Koźliński, Kisielewski, Katyń, Wernyhora, historia, polityka, Sowiety, NKWD,