Film nawiązujący do działań amerykańskich ochotników w wojnie polsko- bolszewickiej stał się legendą. Legendą o tyle większą, że kopie filmu zostały zniszczone. Nie wiem na ile prawdziwe są pogłoski, o których ostatnio słyszałem, że film został odnaleziony w Turcji (!) i toczą się pewne "rozmowy", zapewne dotyczące rekompensaty pieniężnej
Biorąc pod uwagę sposób dystrybucji przedwojennych filmów (m.in. skupiska polonijne, różne wersje językowe) i ciągle odnajdywane kopie filmów rzekomo dawno zniszczonych lub nie zachowanych, praktycznie każda możliwość jest prawdopodobna. Z ciekawostek dopiszę, że Joe Alex czyli znany miłośnikom kryminałów (i nie tylko) Maciej Słomczyński był synem Meriana Coopera. A sam Cooper znany jest praktycznie wszystkim
Tak, tak to ten pan od King Konga. Sama nazwy eskadry nawiązywała do bohatera wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych a lotnicy, jak piszą autorzy książki, spłacali służbą w polskim wojsku, dług honorowy. Jak wiele wydarzeń, epizodów, książek, ludzi, przedwojennych, tak i eskadra została zapomniana, a raczej zamilczana, przez długie lata.
Źródło: R. F. Karolevitz, R. S. Fenn, Dług honorowy. Amerykańscy piloci Eskadry Myśliwskiej im. Kościuszki w wojnie polsko- bolszewickiej 1919-1920: Zapomniani bohaterowie, Warszawa 2005, s. 45. Inne zdjęcia: link.
Epilog był smutny. Na Cmentarzu Obrońców Lwowa, gdzie pochowano trzech lotników eskadry wzniesiono kolumnadę, Pomnik Chwały. Mortui sunt, ut liberi vivamus. Polegli żeby inni mogli być wolni...
"Dwudziestego piątego sierpnia 1971 roku o szóstej rano przez uświęconą ziemię Cmentarza Obrońców Lwowa przetoczyły się komunistyczne czołgi. Potężne gąsienice wojennych machin całkowicie zgniotły już i tak zbezczeszczone groby oraz zniszczony pomnik amerykańskich lotników. Obiecane kwiaty już nie zakwitły", R. F. Karolevitz, R. S. Fenn, Dług honorowy..., s. 215.
Oby ciąg dalszy nastąpił.
Tags: lotnicy, amerykańscy, wojsko, polskie, historia, wojna, bolszewicy, dług, honorowy, fenn, karolevitz
Ze wstępu:
"Kresowe środowisko ziemiańskie zaboru rosyjskiego, zwłaszcza guberni litewskich przełomu XIX i XX wieku, nie pozostawilo po sobie nazbyt wielu świadectw. Nie znaczy to, aby nie było o czym pisać. Po roku 1905 bowiem działo się tam bardzo wiele. Czołowi politycy tej doby walczący słowem i piórem, na gruncie petersburskim w Radzie Państwa- izbie wyższej rosyjskiego parlamentu- o umocnienie polskości, starali się pozostawić dokumentację swych zapomnianych często wysiłków.
(...) Z perspektywy ważniejsze jest to, iż wprowadza czytelnika w świat dziś już egzotyczny, a w czasach, gdy spisywał swe pamiętniki, już odchodzący w niebyt. Książka pozwala zatem lepiej poznać i zrozumieć mentalność tak odległą od współczesnej."
Za: A. Szwarc, P. Wieczorkiewicz, Wstęp [w:] H. Korwin-Milewski, Siedemdziesiąt lat wspomnień 1855-1925, Warszawa 1993, s. V.
"W nawiasie dodam, że w niczym system "chodzenia z pochodnią koło strzechy rodzinnej" nie występuje jaskrawiej, jak w organizowaniu przez Warszawski Komitet Rewolucyjny zbrojnego powstania na naszych kresach. Pod względem militarnym było to coś żałośnie dziecinnego. Gdzie doszło do potyczki, powstańcy uzbrojeni wyłącznie w broń myśliwską, noszącą o 120 kroków, byli bezpiecznie bez żadnych strat ostrzeliwani przez bezpiecznych Moskali, których ręczna broń już wówczas niosła na przeszło 300 kroków. Jedno pewne, że liczba zabitych Moskali w polu na Litwie nie równała się nawet trzeciej części powieszonych lub rozstrzelanych Polaków- (siedmiu w jednej Oszmianie wówczas, kiedy w całym powiecie nie zahuczał ani jeden wystrzał).
(...)Nie darmo petersburski student Zdanowicz, słabo mówiący po polsku syn lekarza wojskowego, którego po śmierci syna spotkałem w generalskim mundurze, jeden z głównych organizatorów wileńskich, gdy go po odczytaniu wyroku na śmierć prezes Sądu wojennego zapytał, jak to tak bystry człowiek (a on nim był) mógł się do takiego stopnia omylić co do widoków powodzenia powstania polskiego, odpowiedział spokojnie: "Widzę, że p. pułkownik się zupełnie myli co do moich celów, one nie są chybione, ani moje dzieło stracone. Dokończy go pewniej, niżbym sam potrafił, mój spadkobierca...Michał Mikołajewicz Murawiow", ibidem, s. 36- 37.
Interesujący jest inny opis:
"Miasto już było nie do poznania: przede wszystkim co do personelu urzędniczego. W ciągu kilku miesięcy Murawiow zdążył, za wyjątkiem biednych "wolnonajemnych" kopistów biorących po trzy ruble na miesiąc plus łapóweczki, zamienić wszystkich urzędników Polaków na jaką szuję, każdy się domyśli; dobra połowa "nihilistów." To wszystko przyjeżdżało całymi pociągami, otrzymywało w kancelarii spis wakujących urzędów i w niedzielę rano zapełniało ogromną salę balową pałacu generał-gubernatorskiego. Satrapa w kilku słowach ze spisem w ręku rozdawał mannę", ibidem, s. 37.
"Oburzenie całej prowincji na Paryż, a w samym Paryżu burżuazji- na "komunardów", do których ona zaliczała cały proletariat, dochodziło do ostatnich granic zajadłości, bo w tym powstaniu, pod okiem zwycięskiego Prusaka, cały naród francuski widział przede wszystkim sromotną zdradę Ojczyzny. Kiedym przyjechał, już o egzekucjach na ulicach nie było mowy, ale łapanie skrytych komunardów i odsyłanie ich do obozu w Satory pod Wersalem jeszcze się nie skończyło", ibidem, s. 68.
"Niestety do tej zbrodniczej komuny polazło niemało (jakoby do dwustu) naszych emigrantów 1863 r. z "generałem" Dąbrowskim na czele. To odbiło się mocno i trwale na usposobieniu francuskiej opinii publicznej względem polskiego narodu; niechęć była tak widoczna, że kuzyn Laskowicz jeszcze kilka dni po ustaniu walki nie śmiał wychodzić z domu", ibidem, s. 69.
Do szerszych przemyśleń nadają się celne uwagi autora o "odpolszczaniu" Kresów, czego nie dokonali ostatecznie Moskale, dokończono za niepodległej Polski. Nastąpił rozwód Jadwigi z Jagiełłą, jak barwnie opisał Milewski. Co ciekawe, Milewski nie podziela zdania, że "Polacy są narodem idiotów" a co do "działalności różnych agentur" ma zdanie nieco inne. Wg niego:
"Naród polski posiada niezaprzeczony dar szybkiego asymilowania sobie cudzych myśli i metod, bogatą wyobraźnię, dowcip oraz niezwykłą proporcję "spryciarzy". To już wyklucza myśl o idiotyźmie.- Ale potęga i twórczość narodów nie zależą od ich zalet umysłowych, lecz od ich zalet charakteru; te zalety miał niezawodnie na widoku lord Salisbury (cytowany przez Dmowskiego), kiedy przed sześćdziesiątu laty przepowiadał, że "gdyby się znalazła siła zdolna wskrzesić niepodległe Państwo polskie, to nie znalazłaby się zdolna utrzymać je na nogach.
(...) Drugi zaś zarzut mówcy jest słuszny z tym jednak zastrzeżeniem, że pierwszymi i po dziś dzień najbardziej wpływowymi "agenturami" były i są "agentury" austriacko-legionowe i agentura niemiecko-aktywistyczna", ibidem, s. 401.
Po wyginięciu polskiego ziemiaństwa napłyną sztucznie nawrócone masy chłopstwa i "zruszczałego żydostwa": "oddanie tego osadu jakimś białoruskim, czy ukraińskim sowieckim republikom jest wskazane." Później Korytarz, Śląsk, Wielkopolska, pas między Kaliszem a "unser Lodź" dla Niemiec, Chełmszczyzna "rdzennie odwiecznie rosyjska" i pozostanie etnograficzna Polska. Było to pisane w 1927...
A jakże aktualne:
"Zostanie jako kapitał rezerwowy kilka milionów mało jeszcze wykorzystanych, szczególnie na polu bitwy, rdzennych Polaków...mojżeszowego wyznania. Nie stanie w dzień grozy zbrakowanych jako wrzody hetmanów Chodkiewicza i Żółkiewskiego, to będą hetmani Silberman i Rosenkranz. Na tej przestrzeni, uzdrowionej od "białoruskiego wrzodu" zmieści się jeszcze (trochę wyszczerbiony) talerz z masłem, dostateczny jednak, aby było koło czego się kłócić", ibidem, s. 402.
Tags: ziemianie, historia, polityka, Milewski, zabory, Polska, Rosja, Kresy