Gdyby 20 lipca 1944 roku zamach na Hitlera się powiódł i spiskowcy przejęliby władzę to...Od razu trzeba dopisać, gdyby mocarstwa anglosaskie były w ogóle zainteresowane szybszym zakończeniem wojny- mowa oczywiście o USA. Nie śpieszyło się ani Stanom ani Sowietom, chociaż oficjalnie gnali jak diabli. To jedna sprawa, druga, dojście do Polaków i powtórka z rozrywki, z lat I wojny światowej. Wbrew pozorom było to możliwe, nawet w 1944 roku. Niemcy wielokrotnie sondowali nasze podziemie, różnych opcji, co do współpracy. Ale współpraca ta nie mieściła się w ich modus operandi (wymowny przykład- perypetie z ROA i innymi legionami wschodnimi). Współpraca ta, nawet w ograniczonym zakresie antybolszewickim była praktycznie niemożliwa, z uwagi na poglądy Stauffenberga i spółki. Chodzi oczywiście o problem nierozwiązywalny- oddanie określonych terenów. Tu raczej nie byłoby wielkich kompromisów. I jesteśmy w punkcie wyjścia. Chyba, że...faktycznie byłaby kapitulacja Niemiec, przegrupowanie sił alianckich na tereny polskie i znowuż nieuzasadniona miłość rządu polskiego do anglosaskiego "sojusznika"- stanęlibyśmy przed frontem kolejnej wojny. Gorące nie zimnej. I nie sądzę aby ktoś specjalnie przejmował się, że będziemy teatrem wojny. Być może, jeszcze gorszej.
Pozostalibyśmy w obozie zachodnim. Ale czy dane byłoby nam stać się najważniejszym sojusznikiem, wysuniętym na wschód, zamiast Niemiec. Kto wie, przy innej polityce, scenariusz względnie spełnialny. A tak (patrz wyżej), spisek Stauffenberga był spiskiem arystokratów chcących powrotu do "klasycznych pruskich tradycji."
Dla Niemców, rozpaczliwie szukających bohaterów w nowej, demokratycznej rzeczywistości, Stauffenberg mógłby być bohaterem podziemia. Mógłby, ale nie jest. Dla większości pozostał zdrajcą.
Tags: Stauffenberg, spisek, zamach, Hitler, 20 lipca, struny, wieszanie, wojna, scenariusze
Pozycje wydawane w PRLu po latach wydają się nieraz dziwne lub śmieszne. Ale, ale, w niektórych znaleźć można perełki lub ukryte myśli. W Słowniku wiedzy obywatelskiej znajduje się hasło agitacja.
Wg słownika "agitacja to perswazyjne oddziaływanie polityczne na ludzi w celu wywoływania odpowiednich stanów emocjonalnych i określonego zachowania jednostek lub zbiorowości. (...) W państwie socjalistycznym zadaniem agitacji jest wyjaśnianie obywatelom określonych przedsięwzięć partii i rządu, wywołania aprobaty dla uchwał partii oraz umacnianie więzi emocjonalnych z celami i programem jej działania, często także wywołanie w zbiorowości ludzkiej uczucia oburzenia, gniewu lub nienawiści do wrogów ojczyzny i ustroju. Agitacja w odróżnieniu od propagandy, najczęściej operuje wybraną ideą, zjawiskiem lub faktem i oddziałuje głównie na sferę emocjonalną szerokich rzesz odbiorców, powodując ich natychmiastowe reakcje." Za: Słownik wiedzy obywatelskiej, red. A. Łopatka i inni, Warszawa 1970, s. 13.
Hasło propaganda: "Specyficzna działalność wychowawcza, mająca na celu kształtowanie opinii publicznej i politycznego myślenia jednostek i społeczeństwa. (...)Propaganda polega na wyjaśnianiu, upowszechnianiu i utrwalaniu określonych idei i poglądów w celu pozyskania dla nich jak najliczniejszych zwolenników. (...)Zadaniem propagandy jest kształtowanie w jednostkach i określonej zbiorowości ludzkiej pewnych sądów, opinii i ocen, a następnie względnie stałych poglądów i przekonań", ibidem, s. 363.
Następnie jest określenie propagandy socjalistycznej, która jest postępowa, odgrywa rolę organizatorską i wychowawczą. Służy ludziom pracy (jakże inaczej) m.in. poprzez wyjaśnianie procesu historycznego, obiektywnych praw (WTF? Unicorn) rządzących rozwojem społeczeństw i roli mas ludowych w dziejach. Wspomniana propaganda socjalistyczna krzewi w społeczenstwie idee naukowe, socjalistyczne, patriotyczne i internacjonalistyczne. Tu się na chwilę zatrzymam bo zestawienie idei jest wręcz odjazdowe
Zerknąłem na hasło nacjonalizm, który to jest brutalny i zionie agresją (nie mylić z zionięciem nienawiścią, to będzie później- Urban itp. klimaty). A zatem nacjonalizm (s. 259) wyraża się w walce o cele narodowe z pominięciem...celów innych narodów. W tym rozumieniu nacjonalizm stanowi przeciwwagę dla internacjonalizmu i patriotyzmu. Słownik z mozołem wyjaśnia nam, że internacjonalizm jest dobrym patriotyzmem a patriotyzm idealnym nacjonalizmem a może socjalizm jest patriotyzmem gdy jest internacjonalistyczny?
W każdym razie nacjonalizm jest zły ale...czasami jest dobry.
Kiedy? Jak zapisał autor hasła "nacjonalizm jest zjawiskiem złożonym i występuje w różnych formach." Dobry jest, gdy przeistacza się w nacjonalizm narodów podporządkowanych, innymi słowy- dobry nacjonalizm to ten, który sprzyja rewolucji-> w Trzecim Świecie.
Autorzy haseł rozkręcili się, podobnie jak autor wpisu. Przeskok do hasła Komunistyczna Partia Polski, gdzie postawiono sprawę jasno (s. 196):
"Na założeniach programowych i taktyce KPP w początkowym okresie jej działalności zaciążyło przede wszystkim przekonanie o bliskości rewolucji w Niemczech i całej Europie. Działacze KPP nie uświadomili sobie jeszcze, że najbardziej palącymi sprawami, wokół których skupiały się wówczas dążenia i walka polskich mas pracujących, było zjednoczenie wszystkich ziem polskich w niepodległym państwie polskim i dokonanie demokratycznych reform społecznych, w tym reformy rolnej."
Tags: słownik, propaganda, polityka, komunizm, pranie, mózgu, młodzież, PRL,
Lewacy lubią się łączyć w najbardziej ekstremalne związki. Mają taką potrzebę, cóż poradzić. Niestety zamiast się łączyć po cichu, dorabiają do tego ideologię i terroryzują otoczenie. Gdy się z nimi nie zgadzasz, na pewno jesteś wrednym chamem, oszołomem, antysemitą, homofobem, chlorofilem i hreczkosiejem :>
Oprócz łączenia się lewacy lubią moralizować, co w zestawieniu z ich dziwnymi, czy wręcz antyludzkimi wartościami, zwyczajami, bajkami, może wydać się zastanawiające- dlaczego ludzie tak długo tolerują ten chłam? Tyle w temacie tolerancji. Od wieków byliśmy gościnni dla różnych cudaków, nawet zbyt gościnni. Weźmy odmiany socjalizmu- wszedł i nie chce wyjść. Nie skutkują prośby, groźby i błagania. Pewnie dlatego, że w oberunii wszechsowieckiej lubią osłabiać ciemnogrodzkie prądy działaniami totalnymi, aż kiedyś będą dostawać baty za brak świętych ksiąg w domu...
Lewacy kochają pokój. Zwykle tak mocno, że nie zostaje w ogólnym rozrachunku kamień na kamieniu. Gdy dorwią się do władzy, zadłużają swoje państwa na potęgę (posępnego czerepu jak w He-manie), później podwyższają podatki, kombinują gdzie jeszcze coś można ukraść, np. w ramach podatku ekologicznego proponuję karać za puszczanie wiatrów. Niestety, dług rośnie, hydra administracji się rozrasta i kasy nie ma. Wtedy z pomocą przychodzą...kapitaliści, o których pewien otruty syfilityk mówił, że sprzedadzą rewolucjonistom sznurek, na którym oni powieszą tych nędznych imperialistów. Wywołuje się wojnę, mniejszą, większą czy światową i biznes się kręci. W naszych czasach, nawet wojna atomowa mało kogo by podnieciła, pomimo niewątpliwych walorów poznawczych i ludobójczych. Co innego, inwazja kosmitów, o której czytam na różnych forach antyNWO, że ściema i plan finansjery o określonych internacjonalistycznych rodowodach (tak, znowu Żydzi!).
Ironią losu, to właśnie w Stanach dokonuje się "eksperyment socjologiczny"-> komuna przed drzwiami z wielką pałą. W pewnym artykule w NCzasie (strona 51) autorka zastanawia się nad konsekwencjami rozpadu USA na poszczególne stany. Jest parę plusów, np. stany zaczynają oszczędzać, tworzą własną obronę, w wyniku rozpadu USA Chiny się denerwują, ale mogą zacząć wykupywać stany, nie ma wyścigu zbrojeń, nie ma Wielkiego Szatana. Któryś tam stan przyłącza się do Kanady, inne łączą się w związki (unie i konfederacje?), Meksyk korzysta z okazji i próbuje odzyskać ziemie (koniunktura zbrojeniowa), nie byłoby marudzenia, że trzeba płacić na darmozjadów z innego stanu, pasożytnicze organizacje typu ONZ musiałyby poszukać innego naiwniaka, nie byłoby wspierania demokracji w Trzecim Świecie (czyli podtrzymywania dyktatur), prawdopodobnie korzystając z socjalistycznych wzorów rozpadłaby się Rosja. Tyle wizja. A poważnie, trudno przewidzieć, jaki skutek wywołałby rozpad USA poza chaosem i chętnymi do wyszarpania kawałków.
Tags: USA, wojny, lewacy, chaos, rozpad, polityka, historia
Dalej poruszam się w kręgu wojskowym. Tym razem wspomnienia sowieckiego generała J. Bordziłowskiego. Jak sam stwierdził, wcześnie nabywszy doświadczeń politycznych przyłączył się do rewolucji. Wstąpił do Armii Czerwonej, chciał nieść "wyzwolenie" polskim chłoporobotnikom ale jak zwykle, społeczeństwo nie dorosło do ideałów nowego ładu. Przy okazji dzięki książce można dowiedzieć się o sprawach, które rzekomo nie miały miejsca. Rok 1970 i generał nie miał powodu żeby ukrywać swoje przekonania
Opisuje problemy z zaopatrzeniem: bronią, żywnością i ubraniem. Ciekawe o tyle, że przecież wystarczyło w swoich wspomnieniach wojennych napisać o pluskwach w ojczyznie Rad aby książka dostała miłobrzmiący dopisek- prohibit.
Autor wybrnął z trudnej sytuacji ale tekst wydaje się dziwny- opis gotowości bojowej korpusu do wymarszu na zachód, żołnierzy załadowano i przewieziono w rejon Białoruskiego Okręgu Wojskowego- stacja Orsza z Samary:
"Jaki był powód tego ruchu wojsk? W tym czasie fala rewolucyjna w Niemczech wzniosła się bardzo wysoko, wyłonił się więc problem obrony rewolucji niemieckiej, gdyby zwyciężyła i gdyby groziła jej interwencja zbrojna państw imperialistycznych. W prasie ukazał się głośny artykuł Trockiego pt. Most czy bariera, skierowany pod adresem Polski. Autor artykułu wychodził z założenia, że jeśli zajdzie potrzeba obrony rewolucji niemieckiej przed obcą interwencją i Polska przepuści przez swoje terytorium wojska radzieckie, to przejdą one nie mieszając się w jej sprawy wewnętrzne. Jeżeli zaś wojska radzieckie napotkają opór, bariera ta zostanie usunięta siłą.
(...)Niemiecki proletariat okazał się jednak niedostatecznie przygotowany do przeprowadzenia zwycięskiej rewolucji (cały czas mowa o 1923 roku- Unicorn) własnymi siłami. W tej sytuacji pomoc radziecka stawała się bezprzedmiotowa- chodziło przecież o obronę rewolucji niemieckiej, a nie o eksport rewolucji rosyjskiej."
Za: J. Bordziłowski, Żołnierska droga, Warszawa 1970, s. 75.
Tags: komunizm, wojna, historia, Sowiety, rewolucja, Bordziłowski, wspomnienia, eksport, Zachód
Dawno, dawno temu albo i jeszcze dawniej próbowano nam wmówić, że generał Jaruzelski jest patriotą (nie mylić z człowiekiem honoru!). Owszem jest, sowieckim, że tak to elegancko ujmę. Tak mi się skojarzyło gdy czytałem książkę D. Bargiełowskiego o innym generale, którego życiorys podobnie przeflancowano (z niewygodnych fragmentów)- Berlingu. Kilka lat temu czytałem wspomnienia tegoż, wynotowałem sobie 4 kartki pewnych "nieścisłości". Muszę przyznać, że D. Bargiełowski o wiele ciekawiej rozprawia się z mitami, dotyczącymi Berlinga, także z okresu przedwojennego. Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie znajomego profesora, że najlepszymi dziennikarzami są historycy a historykami dziennikarze albo ludzie zawodowo parający się literaturą...
Przebywając z innymi "nieszczęśnikami" w willi rozkoszy, szczęścia, czy po prostu pod nadzorem NKWD pensjonariusze...Tu przerwę dopisując drobny element układanki dziejowej, że Stalin i jego szajka szukali potencjalnego "wodza" polskiej armii z sowieckiego nadania przed 22 VI 1941, co zapewne czytelnikom Sołonina i Suworowa da sporo do myślenia. Nasuwa się pytanie, po co? Ano, żeby uprzedzić Hitlera i po raz kolejny iść wyzwalać Europę z natrętnego ciężaru dobrobytu.
A zatem pensjonariusze, po wybuchu wojny niemiecko- sowieckiej:
"(...)wysmażyli w tamtych dniach kolejną deklarację. Rosen- Zawadzki powiedział nam: -"Napisaliśmy do rządu sowieckiego pismo, mojego autorstwa (bo najlepiej znałem rosyjski), że chcemy się bić z Niemcami w polskim wojsku, a jeśli wojska polskiego nie będzie, to w Czerwonej Armii. Podpisaliśmy się wszyscy. I ten dokument nie zginął, lecz był kiedyś cytowany w jakiejś prasie paxowskiej."
Autor pisze dalej, że Rosen- Zawadzki minął się z prawdą. Pismo zostało przekazane władzom NKWD po polsku, a po drugie w tekście deklaracji nie ma nic o wojsku polskim.
"Najistotniejsze fragmenty owego dokumentu, opublikowanego jeszcze za PRL-u (Całość- w Dokumentach i materiałach do historii stosunków polsko- radzieckich t. VII, s. 219- 220), brzmią bowiem:
- "My, niżej podpisani oficerowie b y ł e j (podkreślenie autora- Unicorn) armii polskiej, oburzeni zbrodniczą napaścią Niemiec hitlerowskich na Związek Socjalistycznych Republik Rad, uważamy za swój obowiązek oświadczyć, co następuje:
1. Wojna narzucona przez Niemcy hitlerowskie Związkowi Socjalistycznych Republik Rad jest wyzwaniem rzuconym całemu światu pracy, a więc robotnikom, chłopom i pracującej inteligencji wszystkich narodowości, nie wyłączając niemieckiej.
[...]
4. Jako członkowie jednego z narodów uciśnionych przez faszystowskiego agresora, jedyną drogę do wyzwolenia narodu polskiego widzimy we współpracy ze Związkiem Socjalistycznych Republik Rad, w r a m a c h k t ó r e g o ojczyzna nasza będzie się mogła w sposób pełnowartościowy rozwijać.
5. Pragniemy być zdyscyplinowanymi żolnierzami armii wyzwoleńczej, by spełnić swój święty obowiązek wobec własnego narodu i ludu pracującego całego świata.
6. Zapewniamy rząd radziecki, że wzięte na siebie obowiązki wykonamy z honorem.
Niech żyje ZSRR- ojczyzna pracujących całego świata!
Niech żyje wyzwolenie uciśnionych przez faszyzm narodów!
Niech żyje genialny wódz ludu pracującego i narodów uciśnionych tow. Stalin!
Podły dokument. A do tego jeszcze i kosmicznie głupi. Zaś głupi aż tak bardzo dlatego, bo nawet polskiego chowu komuniści (zresztą, w 90 procentach, narodowości żydowskiej), podejmując- w półtora tygodnia później, w Mohylowie- próbę zorganizowania I Polskiego Batalionu zademonstrują lepsze wyczucie realiów i, układając oszukańczą odezwę do narodu polskiego, nie omieszkają wznieść okrzyku: "Niech żyje wolna i niepodległa Polska!" oraz uznają za stosowne podkreślić- z typową dla bolszewików przebiegłością- że gotowi będą oddać swoją krew "[...]za wolną Polskę, za Polskę niepodległą, za Polskę pracy, w której sam naród decydował będzie o własnym losie", przy czym czym o Stalinie nie wspomną nawet półgębkiem, natomiast wywatują apel imionami Mickiewicza, Słowackiego, Norwida i Żeromskiego, gdy tymczasem te małachowieckie matoły- znające się na polityce równie dobrze, jak na ścinaniu suchych drzew- wypisały wszak czarno na białym, iż się uważają za oficerów byłej armii polskiej, po czym stwierdziły nie mnie wyraziście, że przefrymarczona przez nich Ojczyzna będzie się mogła w przyszłości rozwijać w ramach Związku Sowieckiego. A "w ramach" to znaczyło wtedy tylko jedno- jako 17 republika".
Za: D. Bargiełowski, Konterfekt renegata, Komorów 1996, s. 271- 272.
Oprócz Berlinga deklarację podpisali: płk Gorczyński, ppłk Bukojemski, ppłk Tyszyński, ppłk Dudziński, kpt. Rosen- Zawadzki, por. Szumigalski, por. Tomala, por. Siewierski, por. Wicherkiewicz, por. Imach, ppor. Szczypiorski i pchor. Kukuliński. Trzynastu oficerów "byłej" armii polskiej.
Tags: komunizm, zdrada, NKWD, ZSRS, armia, historia, Berling
Zaraz po II wojnie światowej próbowano skusić Polaków na emigracji do powrotu. W ramach akcji repatriacyjnej dochodziło do działań ohydnych i zniesławiających żołnierzy PSZ na Zachodzie:
"(...)W 1946 r., a więc w okresie, kiedy jeszcze starano się skłonić żołnierzy PSZ do repatriacji i nie szczędzono im hojnych obietnic, polski delegat na konferencję Międzynarodowej Organizacji Pracy w reakcji na wypowiedź delegata Brazylii na temat przyjęcia do tego kraju byłych żołnierzy gen. Andersa stwierdził, że do II Korpusu wstąpiło ponad 50 tys. wziętych do niewoli żołnierzy Wehrmachtu, którzy w większości byli "lojalnymi żołnierzami Hitlera i walczyli do końca." Co więcej, podkreślił, że w formacji dowodzonej przez Andersa znajdowało się wielu kolaborantów i zwolenników faszyzmu. Wiernie służyli oni Trzeciej Rzeszy i brali udział w nazistowskich zbrodniach. Ku zdumieniu obecnych na konferencji przedstawicieli wielu krajów przekonanych, że Polska była krajem bez Quislinga, polski delegat stwierdził, iż w największej formacji PSZ służyli agenci i kaci gestapo oraz wysługujący się hitlerowcom kapo z obozów koncentracyjnych, mający na sumieniu torturowanie i mordowanie niewinnych ludzi. Wszyscy ci zdrajcy mieli być "odpowiedzialni za śmierć wielu ludzi w obozach koncentracyjnych, nie tylko Polaków i Żydów, ale również obywateli innych Państw Zjednoczonych. Ci ludzie właśnie pomagali przedłużyć wojnę" a wstępując do armii Andersa, "chcieli uniknąć kary za śmierć aliantów, która plamiła ich ręce."
Podobne oszczerstwa polska dyplomacja rozpowszechniała przy każdej nadarzającej się okazji. Jesienią 1946 r. poseł Alfred J. Fiderkiewicz w odpowiedzi na przygotowania władz kanadyjskich do przyjęcia 4 tys. żołnierzy Andersa przesłał rządowi w Ottawie pismo, w którym stwierdzał, że wielu żołnierzy Andersa założyło polski mundur zaledwie kilka miesięcy temu, a większość kolaborowała z Niemcami podczas wojny."
Za: J. Wróbel, Działania Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przeciwko repatriantom z Zachodu w latach 1945- 1953 [w:] Aparat bezpieczeństwa wobec emigracji politycznej i Polonii, red. R. Terlecki, Warszawa 2005, s. 193- 194.
Patrząc często na działania "naszej" dyplomacji można odnieść wrażenie, że zupełnie im nie zależy na utrzymywaniu dobrego wizerunku Polski w świecie. Dlaczego tak jest? Powinien wypowiedzieć się badacz, który zna powiązania rodzinne i polityczne członków korpusu dyplomatycznego. Pewną wskazówką mogą być słowa zawarte w książce H. Piecucha, dalekiego zwyke od szukania "czynnika żydowskiego" w świecie ukrytej polityki i spisków:
"Charakterystycznym jest, że procesowi odchodzenia z Zarządu II oficerów kadrowych pochodzenia żydowskiego towarzyszyło angażowanie ich do pracy w ważnych instytucjach państwowych, takich jak: MSZ, MHZ, PAP, Radio i Telewizja. Przy tym należy zaznaczyć, że zajmowali oni w tych instytucjach wysokie stanowiska, nie mając do tego żadnego przygotowania fachowego."
Za: H. Piecuch, Józef podpułkownik Światło in flagranti i..., Warszawa 2003, s. 226.
Tags: dyplomacja, obcy, historia, komunizm, polityka,
Od pewnego czasu tzw. wolne media (i wcale nie skrajnie lewicowe), jak i sami funkcjonariusze, nie wiem czy napisać byli skoro ze służb specjalnych się raczej nie wychodzi, przekonują nas, że wywiad PRLu to w zasadzie podkradał technologie i z narażeniem życia chronił życie obywateli, ich godność, pracę i rodzinę. Wspominałem o Zacharskim, mam wrażenie, że na siłę próbuje się stworzyć "nowego Klossa." Akurat mnie to nie dziwi, ludzie chcą wykorzystać wolny rynek żeby trochę zarobić na starość, jeżeli oczywiście mają mało...Druga sprawa to działania IPNu i różnych środowisk patriotycznych mające na celu przybliżenie społeczeństwu sylwetek "żołnierzy wyklętych", co dla ludzi do niedawna (albo nawet i teraz!) operujących sloganami rodem z głębokiej komuny- "bandy", "wojna domowa", "poakowska zbieranina", "warchoły", jest nie do przyjęcia.
Oczywiście te bajki o "dzielnych wywiadowcach" nie mają za wiele z prawdy, co celnie zauważył R. Terlecki we wstępie do książki Aparat bezpieczeństwa wobec emigracji politycznej i Polonii:
"(...) Warto jednak pamiętać o szczególnym znaczeniu pojęcia "wywiad", którym w ciągu następnych lat chętnie posługiwali się zarówno funkcjonariusze, jak i konfidenci bezpieki. Otóż peerelowski wywiad zajmował się przede wszystkim zbieraniem informacji o środowiskach emigracyjnych i prowadzeniem przeciwko nim pracy operacyjnej. Dlatego ostrożnie należy traktować późniejsze wyznania "pracowników wywiadu", którzy rzekomo zdobywali głównie informacje wojskowe czy gospodarcze. W rzeczywistości ich działalność niewiele się różniła od pracy funkcjonariuszy w kraju. Donos na kolegę pracującego w tym samym konsulacie, fotografia wiernych pod polskim kościołem wykonana z ukrytego aparatu, podsłuchana rozmowa rodaka na służbowej delegacji- tak najczęściej przedstawiały się osiągnięcia asów esbeckiego "wywiadu."To samo dotyczy tajnych współpracowników, którzy starali się zasłużyć na kolejny wyjazd czy dewizową gratyfikację."
Za: Aparat bezpieczeństwa wobec emigracji politycznej i Polonii, red. R. Terlecki, Warszawa 2005, s. 8- 9.
Temat wakacyjny, życiowy z perspektywy...milicjanta. W podrozdziale "Niektóre sposoby zwalczania potajemnego gorzelnictwa" można przeczytać, że "podstawowe znaczenie dla zwalczania nielegalnego gorzelnictwa ma dobra znajomość terenu, mieszkańców, warunków ekonomicznych itp. oraz systematyczne zbieranie i analityczna ocena informacji w tym względzie. Źródłem takich informacji może być m.in.- poza normalnym kontaktem z ludźmi- odpowiednie współdziałanie z pracownikami wydziałów finansowych rad narodowych, organizacjami społecznymi, np. Związkiem Zawodowym Pracowników Rolnych, Związkiem Młodzieży Wiejskiej, Ligą Kobiet. Niezawodnym źródłem będą na pewno rozmowy z rodzinami pijaków.
Istotnym sygnałem o nielegalnym gorzelnictwie może być również nieproporcjonalny wzrost spożycia cukru i drożdży na danym terenie, zwłaszcza na wsi, gdzie w pewnych okresach spożycie to wzrasta nieraz trzykrotnie."
Za: Z. Cichawa, J. Sierant, O nielegalnym wytwarzaniu i obrocie spirytusem oraz tytoniem [w:] "Służba MO", nr 2 (5)/ 1958, s. 67.
Moją wyobraźnię pobudziły fachowe rysunki aparatury do pędzenia bimbru, zwłaszcza podzielone na prymitywne i rozbudowane bimbrownie
Ale, wróg nie śpi i "wskazane jest interesować się, szczególnie na wsi, zagrodami, w których mają się odbyć uroczystości rodzinne (wesela, chrzty, imieniny itp.). Wzmożenie czujności w tym względzie jest celowe zwłaszcza przed świętami, odpustami itp.", ibidem, s. 68.
Tags: bimber, MO, historia,
Przyznam na wstępie, że nigdy nie lubiłem twórczości Miłosza a w szkole miałem nawet przeprawę z polonistką (w atmosferze wzajemnego zrozumienia, że polecę cytatem) odnośnie takiego wierszydła Campo di Fiori. Dla mnie gość wykorzystał koniunkturę i tyle. Nie dorasta do pięt innemu piewcy Litwy- J. Mackiewiczowi. Można krytykować i nacjonalizm i religię ale wypada to robić na poziomie, inaczej wpada się w kanał antypolonizmu i prostackiej agitki, którą później wykorzystuje się do opluwania Polski w świecie. I to jest właśnie dla mnie ciemnogród artystyczny- chociaż rozumiem, że pewne środowiska sporo płacą za przedstawianie Polaków jako antysemitów, przygłupów i kolaborantów (tutaj polecam książkę Czarny ptasior, J. Siedleckiej). Po co w ogóle o tym piszę?
Znalazłem gdzieś książkę Miłosza, "Zdobycie władzy", gdzie autor nawiązuje do swoich przeżyć i zdobycia władzy przez komunistów. Przeczytałem i mogę napisać wręcz- chłam. Postacie kwadratowe i drewniane, sceny pisane na siłę, nuda i jeszcze raz nuda. Zaskoczyło mnie to w tym sensie, że jednak spodziewałem się większej dawki "przemyśleń"-> Zniewolony umysł, te klimaty. Lepiej czyta się Pana Samochodzika czy wspomnienia partyjnych kacyków. Jakiś fascynat mógłby mi zarzucić, no jak to, przecież jest wątek o powstaniu, są komuniści, jest rozliczanie się z własną przeszłością, o co ci chodzi? Fajne jest szukanie w powieści z kluczem autentycznych bohaterów ale...
W przedmowie do szwedzkiego i amerykańskiego wydania S. Barańczak pisze, że powieść powstała błyskawicznie, prawie w tym samym czasie co Zniewolony umysł. Przełożono ją na inne języki, także i egzotyczne. Krytycy wskazują na jedną z przyczyn popularności książki: ponadczasowe ukazanie mechanizmu przejęcia władzy przez komunistów. Być może. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę czytelników na pewien drobiazg, jak tworzy się antypolską propagandę. Bierzemy powieść znanego i cenionego autora przekładamy ją na swój język, po czym w dyskusjach o różnych -izmach wskazujemy na nią jako źródło wiedzy o tychże. Niczym kropelki jadu w książce znajdują się sformułowania iście z nomenklatury komunistycznej, które po latach wracają i są wykorzystywane w "tresurze Polaków."
Oto przykłady. Rozmowa oficera polityczno- wychowawczego Piotra Kwinty z przyjacielem Julianem, człowiekiem uratowanym z getta. Partyzantem ludowym:
"(...)-Julian, ty i życie w lasach. Ten przypadek jest śmieszny.
-Naturalnie, że byłem źle przygotowany do życia w lasach. Szliśmy na południe, żeby potem zawrócić na wschód. To była jedyna szansa. Tylko tam można było znaleźć czerwonych partyzantów. AK nie przyjmowało Żydów.
-Nie?
-Nie. Szliśmy nocami. Było nas pięciu. Trzech mężczyzn i dwie dziewczyny. Wpadliśmy w obławę Narodowych Sił Zbrojnych. Michał w Warszawie był teoretykiem tego szlachetnego ruchu. Naród, tradycja, walka z Niemcami, katolicyzm i tak dalej. Publikował swoje brednie w ich pismach podziemnych. Ale w praktyce działalność ich oddziałów polegała na czyszczeniu kraju z Żydów i komunistów, co dla nich jest, jak wiesz, tym samym."
Za: C. Miłosz, Zdobycie władzy, Olsztyn 1990, s. 21- 22.
Swoją drogą, zawsze mnie zastanawiało, jak chętnie niektórzy wypowiadają się w imieniu narodu, którego w zasadzie nie lubią, a nawet nie cierpią.
Tags: Miłosz, komunizm, propaganda, kalki, pojęciowe, antypolonizm, zdobycie, władzy
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę i...władzę. Temat dość oklepany chociaż mało znany: "Wedle danych głównego dyspozytora środków finansowych kierowanych nielegalnie do kraju, dr. J. Milewskiego, dyrektora Biura Brukselskiego "Solidarności" (zob. link), Zachód przekazał w latach 1982- 1989 7 mln 51 tys. 713 dolarów. Z tego 1 mln 237 tys. 865 pochłonęły wydatki na biuro, zaś do Polski przesłano (w formie gotówki, sprzętu i materiałów) 5 mln 562 tys. 852 dolary. Wedle gen. W. Pożogi i dokumentów zgromadzonych w MSW suma pomocy Zachodu dla "Solidarności" wynosiła ok. 15 mln dolarów. (...) Natomiast znany autor książki "Victory czyli zwycięstwo" Peter Schweizer pisze mi w liście (z 12 kwietnia 1995 r.): "Suma 8 mln dolarów dla "Solidarności" oznacza roczną pomoc dla tej organizacji w szczytowym okresie akcji pomocy. W początkowych latach, powiedzmy 1982- 1984, była ona niższa." Zaiste trudno powiedzieć skąd P. Schweizer wziął te kwoty. Wedle dokumentów podziemia, ale także Firmy, takie pieniądze nigdy do Polski nie dotarły. Jeżeli je rzeczywiście wydatkowano w USA, to może warto by prześledzić, co się z nimi stało?"
Za: H. Piecuch, W. Jaruzelski. Ból władzy, Warszawa 2001, s. 241.
Tanio jak barszcz.
Tags: kasa, Solidarność, Piecuch, pomoc