Artur M. Nicpoń zapodał ciekawą grę intelektualną, opierającą się na zasadzie odwrócenia sojuszy. Zastanawia się nad możliwością zdjęcia masek z ludzi wojskówki i przerzutu na "niepodległość." Początek jest trafny, no bo dlaczego wojskówka ma się dzielić władzą z jakąś inną mafią, nazwijmy ją umownie europejską? Lepiej przecież mieć własny dom, ciasny i oszołomski, swojski i znany. Tutaj pojawia się pytanie, czy ludzie usadowieni w służbach, trzęsący praktycznie każdym kawałkiem życia społecznego boją się utracić rząd dusz tak aby nadal czerpać profity a nie zarzynać dojną krowę...Gdyby taki scenariusz się ziścił, mamy następne pytanie- czy poparłbyś taką władzę, odnowy "narodowej" przeciwko obcym? W historii były już lepsze hece i podobne sytuacje nasuwające na myśl zabawy Ochrany tworzenia, właściwie hodowania opozycji i wspierania obydwu stron, mają miejsce.
Gdyby się ujawnili...ale tego nie zrobią. Owszem, ci ludzie mają rozmaite powiązania po różnych stronach barykady, zarówno wśród "starszych braci w wierze" i ich potomków, którym przestało się z różnych powodów podobać utrwalanie władzy ludowej batem i piórem nadwornych poputczyków, jak i w służbach Wielkiego Brata, starego i nowego. Tworzyli organizacje wywrotowe, wspierali "bojowników o wolność", czyli terrorystów wszelkiej maści wszędzie, na całym świecie, handlowali, na różne sposoby, bronią, know- how i...ludźmi, wymieniając się doświadczeniami. Pod względem mentalności niekoniecznie muszą być internacjonalistami, nie są aż tak głupi by przywiązywać się do jednego nacjonalizmu, niemniej nie stać ich na bycie nowoczesnym Europejczykiem czy innym "obywatelem zero." Gdyby chcieli, w każdej chwili mogliby zrobić pucz wojskowy, aferę z udziałem kogokolwiek i mieliby w dupie opinię protektorów. Stop. Czy jednak nie przeceniamy ich siły? To tylko pionki, nieco wyżej stoją ale to też pionki, burząc obecną sytuację naraziliby się na odstrzał. Sytuacja jest wygodna, można pływać w bagnie, które pomogli stworzyć, ale...zwykle pod koniec życia przestaje zależeć na czymkolwiek, można sobie pozwolić na chwilę szczerości. Nie jestem aż tak naiwny aby sądzić, że wierzą w społeczne poparcie ich działań. Niemniej, nie jest to w ogóle potrzebne. Zresztą, kto zapłacze po III RP, oprócz nich samych? I masie ludzkiej, która z wdzięcznością patrzy na układy i układziki....
Wielu ma mentalność niewolnika, tak jak i lud, który otumanili. O ile pewna część mogła być uważana za obcą narośl o tyle "oni" stanowią dziwną mieszaninę....właśnie, czego? Tchórza, wiernego psa i nieobliczalnego szaleńca? Przypuśćmy, rozwalili grajdoł, muszą zbudować nowy ład. Nowe społeczeństwo. Konserwatywne i nacjonalistyczne. Radykalne, głodne sukcesów, dumy z państwa. Pytanie czy droga, którą wybrało wielu przywódców- odnowa armii i szukanie wroga obok, opłacałaby się nam? Błąd w założeniu, że wyhodowane nowe społeczeństwo połknęłoby ich na zakąskę? Niespecjalnie, ci ludzie zawsze stoją obok, czerpiąc profity. W powyższej wersji, profity byłyby większe i większe...Kłania się Świętek i Lodowa ściana, Piłsudski...Czas generałów?
Pytanie co z reakcją nadzorców nadzorców? W grę wchodzi jedynie odbudowa armii, przyśpieszenie transferu technologicznego, nawiązanie sojuszu z Chinami jako przeciwwaga potencjalnej groźby ataku (gospodarczego rzecz jasna) i...broń atomowa. Scenariusz brzmi ostro. Szkoda, że jest mało realny. Przynajmniej, na razie.
Tags: Nicpoń, nadzorcy, wojskówka, gra
Futurologia to pieprzenie w bambus, wie o tym każdy miłośnik scifi i...historii alternatywnych. No ale niektórzy lubią się bawić w proroków, wybierając dosyć odległe ramy czasowe, tak aby przypadkiem nie wpaść w pułapkę "a nuż się spełni za mojego życia..."
A. Berry nie był wyjątkiem chociaż trochę przegiął- wybrał sobie 500 lat. Kawał czasu. Książka jest nadzwyczaj ciekawa i nawet przypisy nie męczą (poważnie!) chociaż w podsumowaniu czegoś brakuje. No dobra, czepiam się. Świat lepszy, świat gorszy, świat inny? Tytuł jednego z rozdziałów głosi nam, że nie powinniśmy przejmować się katastroficznymi przepowiedniami, zawsze istnieje możliwość, że po prostu wyniesiemy się ze starej, dobrej Ziemi. A jeśli nie zdążymy? Ktoś tam się uratuje i zacznie od początku... Świat w roku 2500...
"Mentalność. Ludzkość będzie miała większe niż obecnie poczucie bezpieczeństwa. A stanie się tak dlatego, że społeczności rozproszą się w obrębie układu słonecznego. Żadna katastrofa, jak wojna nuklearna, uderzenie asteroidu czy gwałtowna zmiana klimatu nie zniszczy wszystkich. Jeśli mieszkańcom jednej planety zagrozi zagłada, ludzie na pozostałych przetrwają.
(...)Przemysł. Ludzie pracy będą dzielić się na dwie klasy: tych, którzy zarobią na życie wydając polecenia maszynom i tych, którzy w przestworzach zaczną szukać cennych asteroidów. (...)Zakładając siedzibę w jakiejś nieoznaczonej na mapie nieba przestrzeni międzyplanetarnej, po prostu w ogóle przestaną płacić podatki [firmy rzecz jasna-Unicorn]. Scentralizowana władza i biurokracja z nią związana siłą rzeczy będzie niemożliwa.
(...)Zbrodnia i kara. Kiedy ludzi będą dzielić astronomiczne odległości, zbrodniarzom i przestępcom o wiele łatwiej przyjdzie ujść wymiarowi sprawiedliwości. W warunkach istnienia wielu zamieszkanych planet i nieograniczonych możliwości znalezienia kryjówek na każdej z nich, nie mówiąc już o wymyślnych sposobach zmiany tożsamości, wykrycie i ekstradycja staną się praktycznie niewykonalne. Oznacza to, że ogromna liczba przestępców uniknie kary. Skutkiem tego wzrośnie społeczne poczucie zagrożenia. W przypadku schwytania przestępcy kary będą niezwykle surowe. Podobnie jak we wszystkich środowiskach zdanych tylko na siebie, przepisy prawa mogą okazać się wręcz brutalne. Dobro społeczności będzie znacznie ważniejsze niż dobro jednostki. W większości przypadków po pobieżnej rozprawie nastąpi natychmiastowa egzekucja.
(...) Długość życia. Biotechnologia spowoduje wydłużenie średniej życia ludzkiego z obecnych 78 do 140 lat.
(...) Politycy. Polityka znacznie straci na znaczeniu. Wpływy polityków będą niewielkie. (...)Politycy jako grupa nigdy nie cieszyli się zbyt wielką estymą. Jeśli wziąć pod uwagę ogromne odległości między poszczególnymi społecznościami, w dodatku odznaczającymi się wysokimi kwalifikacjami i rozległą wiedzą i mającymi do swej dyspozycji sieć komputerową dostępną dla wszystkich swoich członków, można założyć, że politycy, z wyjątkiem szczebla lokalnego, staną się niepotrzebni. Oznaczałoby to, że wszelkie problemy społeczne rozstrzygnie się w drodze referendum. Tak dzieje się obecnie w Szwajcarii, w której nawet nazwiska członków gabinetu nie są znane szerszej publiczności."
Za: A. Berry, Następne 500 lat, Warszawa 1997, s. 224- 229.
Tags: przyszłość, społeczeństwo, polityka, świat, futurologia
W oryginalnym cytacie brzmiało to nieco inaczej, tak jak podałem sugeruje jakieś niecne czyny. Publiczna czyli niczyja, wcześniej publiczna oznaczało ogólnodostępną, społeczną i było niezbyt zachęcającym powodem do odwiedzin. Tak jak pierwsze kina, które nazywano siedliskiem bakterii, syfu wszelakiego i narzędziem demoralizacji młodzieży urywającej się ze szkoły lub pracy na krótki bezdźwiękowy seans.
Pewna gazeta, skrajnie lewicowa, zwana dla niepoznaki Aborczą oburzyła się, że widmo krąży po Polsce. Niestety dla redaktorów, nie jest to widmo komunizmu. Jest to widmo historii walącej twardo po pyskach konfidentów, oszustów i klakierów. Widmo całkiem żwawe, skoro wydali z siebie skowyt ranionego smoka. Dziwnym trafem młodzian, który poinformował redakcję jakoś jest anonimowy. W innych przypadkach zdejmowania krzyży uczniowie byli odważni, rzucali się nawet na profesorów, równo z imienia i nazwiska. A teraz co? Anonim, ktory jest tak wiarygodny jak mieszkający koło mego domu Yeti...
No ok, przypuśćmy, że ów uczeń istnieje. Ponoć oburza go sprowadzenie okrąglaka do ochlejstwa. Redaktorzy zapewne nie zrozumieli do końca żalu ucznia. Jemu wcale nie chodziło o "jakieś tam historie publiczne", każdemu byłoby żal takiej biby, w której nie można uczestniczyć. Kiedyś było "Wałęsa, dawaj moje 100 milionów!" czy dzisiaj będzie "Wałęsa, kopsnij flachę z człowiekiem honoru?" Jest nauka, są obrazki (bez gołej baby), jest sensacja, muzyka i nawet przekaz umoralniający (nie pij tyle bo...). Rozumiem, że pod płaszczem szkoły przemycono osobistą tragedię mentora, ale żeby się wstydzić picia z człowiekami honoru? Oj, Adamie batem ich, batem!
Tags: Aborcza, wystawa, historia, okrąglak
"Od chwili rozpoczęcia pracy z Wałęsą Wachowski nie tylko nagrywa na kasety wystąpienia Przewodniczącego- prowadzi także szczegółowe notatki, zapisuje rozmowy z Wałęsą, wydarzenia z życia "Solidarności" i kolejne działania szefa Związku. Zapiski wykorzysta później Jan Mur- Andrzej Drzycimski i Andrzej Kinaszewski w napisanej Lechowi Wałęsie książce "Droga nadziei." Do sporządzenia notatek Wachowski wykorzystuje wolny czas w chwilach, kiedy Wałęsa przemawia na oficjalnych spotkaniach."
Za: P. Rabiej, I. Rosińska, Kim pan jest panie Wachowski? Warszawa 1993, s. 48.
"Od chwili podjęcia pracy przy Lechu, Mietek nie tylko nagrywał na zlecenie Przewodniczącego jego wystąpienia, ale także prowadził własne "archiwum fonograficzne." Miał wtedy niewielki, zagraniczny dyktafon, który mieścił się w kieszeni marynarki. Urządzenie można było włączyć za pomocą trzymanego w kieszeni spodni przycisku. Przycisk z kolei był połączony z magnetofonem za pomocą ukrytego pod marynarką przewodu. Wachowski rejestrował wówczas wszystkie rozmowy Wałęsy, w których brał udział, nie wyłączając prywatnych i najbardziej poufnych. Jeśli zjawił się w gronie osób rozmawiających z Wodzem, istniała pewność, że rozmowa zostanie zarejestrowana. Pracował na małych japońskich kasetach- jedną z nich przypadkowo zostawił w mieszkaniu na Chylońskiej wyprowadzając się do nowego mieszkania. Fakt nagrywania rozmów był nieznany większości działaczy "Solidarności". Wachowski nikogo nie uprzedzał, że ma zamiar rejestrować wypowiedzi, nie chwalił się także posiadanym sprzętem. Nie wiadomo, czy rozmowy te nagrywał na polecenie Wałęsy, czy też była to jego prywatna inicjatywa. Nie można z całą pewnością wykluczyć, że rejestrowane przez Wachowskiego kasety nie dostawały się w ręce ustawionej wtedy wokół Wałęsy siatki agentów, a za ich pośrednictwem do struktury SB i komunistycznych władz.
Dziwną działalność Wachowskiego zdemaskowała w połowie 81 r. nowa sekretarka Wałęsy, Iwona Kuczyńska. Podczas jednej podróży z Przewodniczącym i Wachowskim zauważyła ona, że zza klapy marynarki szofera Wałęsy wystaje mikrofon. Kiedy zapytała Wachowskiego "co jest grane", ten wyraźnie się spłoszył i starał się obrócić sytuację w żart. Stwierdził m.in., że nagrań dokonuje dla własnych potrzeb. Sekretarka Przewodniczącego podzieliła się swoim spostrzeżeniem z rodziną i otoczeniem Wałęsy, co być może później stało się przyczyną niechęci Mietka do jej osoby. Kiedy po stanie wojennym Iwona Kuczyńska opuściła kraj, Wachowski opowiadał, że była ona wtyczką bezpieki w otoczeniu Wałęsy. Jego uwagi na ten temat docierały do byłych współpracowników Wałęsy, dzielił się również nimi z dawnymi znajomymi.
Praktyka ta została przeniesiona do Belwederu. W tej chwili wszystkie rozmowy polityków z Wałęsą oraz wszystkie spotkania Wachowskiego z politykami są nagrywane na japońskim magnetofonie, uruchamianym najprawdopodobniej w ten sam, co przed laty sposób. Wachowski zapisuje na kasetach przebieg wszystkich spotkań prezydenta, w których udało mu się wziąć udział, rejestruje rozmowy telefoniczne, które odbywa w swoim gabinecie", ibidem, s. 49.
"(...) Nie wiadomo, gdzie Wachowski przechowuje wszystkie nagrania i gdzie trafiły kasety rejestrowane za czasów "Solidarności"- czy Wachowski zdołał je ukryć przed stanem wojennym, czy też zostały zabrane podczas rewizji i aresztowania go w nocy 13 grudnia.
(...)Nie istnieje dokumentacja spotkań prezydenta w formie stenogramów, za to Wachowski dysponuje ogromnym materiałem pokazującym mechanizmy rodzenia się politycznych decyzji i rolę, jaką odgrywają w nich poszczególni politycy. Być może jest to rodzaj kapitału na przyszłość", ibidem, s. 50.
Czy to "archiwum" nadal jest w całości? We fragmentach? Używane? I przez kogo?
Tags: Wachowski, polityka, III, RP, PRL, Wałęsa, archiwum
"Wpływowe koło, które pracowało dla stworzenia i wzmocnienia Trójprzymierza, było kołem międzynarodowej konfraterni bankierskiej. Jego członkowie byli wyłączeni z rozwoju ekonomicznego Niemiec, ale mieli rosnące powiązania z Francją i Rosją. Ich przedsiębiorstwa, tak kwitnące jak Kompania Kanału Sueskiego, firma Rothschildów, "Rio Tinto"w Hiszpanii, liczne spośród ich wspólnych towarzystw ulokowanych w Maroko, tworzyły wówczas wielką sieć dyskretnych powiązań, które przygotowywały Trójprzymierze, a następnie je wzmacniały. Rothschildowie, bliscy przyjaciele Edwarda VII i Francuzów, byli udziałowcami "Banque de Paris" i Banku Holandii. Stąd później wyjątkowe znaczenie ich negocjacji dla upłynnienia we Francji pożyczek rosyjskich, które wynosiły 9 milionów rubli."
Za: P. F. de Villemarest, W cieniu Wall Street, Źródła finansowe komunizmu i nazizmu, Warszawa 1997, s. 26.
"W każdym razie, począwszy od 1911, jedne z funduszy kampanii prowadzonej na świecie przeciw reżimowi carskiemu pochodziły od Jakuba Schiffa, zięcia Loeba z "Kuhn, Loeb and Co." On sam chwalił się tym w "New York Timesie" z 6 czerwca 1916. Bez ryzyka w tym momencie, ponieważ usiłowania pokojowe między Niemcami i Rosją spełzły właśnie na niczym, ku największej radości Londynu.
(...) Warburgowie, tak jak ci ostatni, jak "Kuhn, Loeb and Co.", J.P. Morgan, jak- starzec już- Rockefeller, nie mieli w 1916 żadnego interesu w tym, aby europejska wojna domowa skończyła się za wcześnie", ibidem, s. 28- 29.
"Na przykład Jacob H. Schiff, jeden z dyrektorów "Kuhn, Loeb and Company" przeznaczy w imieniu tej jednej firmy 20 milionów dolarów dla różnych rosyjskich nurtów rewolucyjnych, od 1905 do 1922.
(...) Tak oto, aż do lata 1916, bankier szwedzki Olof Aschberg odgrywa główną rolę, podejmując w Stanach Zjednoczonych pożyczki rosyjskie, które Rothschildowie i paru innych lokują ze swej strony we Francji. Pierre Bark, carski minister finansów towarzyszył Aschbergowi w tych zabiegach w Nowym Jorku. 4 sierpnia 1916, gdy Aschberg przybywa jeszcze raz, aby zebrać 50 milionów dolarów pożyczki, dzięki konsorcjum kierowanemu przez "National City Bank", bankier szwedzki oświadcza dla "New York Timesa", że wbrew pozorom, dobra lokata jest właśnie w Rosji. Jest pewne, że źle się dzieje tak na froncie rosyjskim, jak na dworze carskim lecz Aschberg dorzuca: "Liczni Amerykanie przebywają obecnie w Petersburgu w związku ze swoimi firmami i śledzą z bliska sytuację; z chwilą, gdy zajdą tam pewne zmiany, masowy handel z Rosją nabierze rozmachu", ibidem, s. 68- 69.
Podwójna gra toczy się dalej:
"We wrześniu 1914 "Kuhn, Loeb and Company" zbiera dla skarbu niemieckiego 400 tysięcy dolarów, podczas gdy 25 milionów marek jest rownolegle przekazane na kredyt ich udziałowca w Hamburgu, Maxa M. Warburga. Ten ostatni, jak wykazuje Sutton, finansuje wojnę przeciw Francji, ale stworzy, wraz z przemysłowcem niemieckim Stinnesem, wydawnictwo rozpowszechniające w środowisku emigracji rosyjskiej i w Rosji drukowane po rosyjsku wywrotowe pamflety i broszury antycarskie. Spółka, o której mowa, założona 12 sierpnia 1916 pod nazwą "Russian- American Publication Society", mieściła się przy 44 Whitehall Street w Nowym Jorku.
Podwójna gra Warburgów jest łatwa. Max, zainstalowany w Hamburgu, ma w Berlinie brata, radcę Kaisera, który w 1912 odznaczył go jako szefa tajnej policji. Drugi brat, Paul Moritz Warburg, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w 1902 i wszedł do spółki "Kuhn, Loeb and Company", która od 1911 inspirowała stworzenie za Atlantykiem scentralizowanego systemu bankowego, istniejącego do dzisiaj. Tak narodził się "Federal Reserve System", którego jednym z administratorów, od 1914, był Paul.
Inna gałąź Warburgów zainstalowała się w Anglii. Z niej wywodzi się James P. Warburg, który, związany podczas wojny z Rooseveltami i pułkownikiem House, będzie jedną z wyroczni Franklina Delano, gdy ów zostanie gubernatorem Nowego Jorku, a następnie prezydentem Stanów Zjednoczonych.
(...)Jeden z produktów domu wydawniczego, stworzonego przez Stinnesa i Warburga dla prowadzenia agitacji antycarskiej rozpoczętej w 1916, nosi tytuł "Prawda o Rosji i bolszewikach". Jest to pamflet gloryfikujący Lenina. Wydano go na początku 1918, a sygnowany jest przez kogo? Ni mniej, nie więcej, tylko przez Williama Boyce Thompsona, od 1914 dyrektora "Federal Reserve System", owego ogółu banków rządowych, którego instygatorem był Paul Moritz Warburg", ibidem, s. 71- 73.
"Anthony Sutton zauważa ironicznie, że dyplomata George Kennan, który rozpoczynał swą karierę w Rosji i krajach bałtyckich w 1927 po okresie próbnym w Hamburgu, pomija milczeniem te fakty, zwłaszcza rolę "Guaranty Trust" Morgana i rolę Thompsona w pomocy rewolucji", ibidem, s. 73.
Tags: USA, Sowiety, historia, polityka, rewolucje, wojna
"Po kilku dniach od ataku połączonych sił niemieckich na Rosję, Szwecja, w której gestii znalazło się reprezentowanie interesów ZSRR w Rzeszy i okupowanej Europie, udzieliła Niemcom dyskretnego pozwolenia na przeszukanie budynku ambasady radzieckiej w Paryżu. Do gmachu wdarła się grupa ekspertów sądowych ze służb bezpieczeństwa Heydricha, dowodzona przez generała majora policji. Oto fragment raportu Heydricha skierowanego do Ribbentropa: "Wewnątrz znajdowało się dwudziestu sześciu Rosjan. Pięcioro z nich (czterech mężczyzn i kobieta) zabarykadowało się w kilku chronionych pomieszczeniach, zaopatrzonych w stalowe drzwi wzmocnione pancernymi płytkami; palili oni pośpiesznie dokumenty oraz inne materiały w znajdujących się wewnątrz specjalnie przeznaczonych do tego celu piecach. Nie można było temu zapobiec, ponieważ-gdyby nasi ludzie użyli sprzętu specjalnego- sforsowanie drzwi zajęłoby kilka godzin."
Na oficerach Heydricha daleko większe wrażenie niż odnaleziony w ambasadzie bogaty łup w postaci aparatury radiowej, zapalników czasowych, detonatorów oraz materiałów wybuchowych, wywołały jednak innego rodzaju piece, na które natknęli się w zajmowanym przez GPU skrzydle budynku. Jak wykazało bowiem śledztwo, służyły one do spopielania ludzkich zwłok. Ribbentrop przekazał ów raport Hitlerowi, ten jednak wiedział już o szczegółach znaleziska od Canarisa, ponieważ jeden z szefów wydziałów urzędu admirała również brał udział w przeszukaniu ambasady. Oto fragment raportu, jaki następnie złożył: "Całkowicie izolowane od reszty budynku skrzydło ambasady, w którym znajdowały się biura GPU oraz izby tortur, można określić mianem perfekcyjnie wyposażonego technicznie warsztatu zbrodniarzy i morderców (to akurat brzmi dość szczególnie, zważywszy na metody Gestapo-Unicorn); na makabryczne wyposażenie tych sal składały się dźwiękoszczelne ściany, ciężkie stalowe drzwi zamykane elektrycznie, ukryte otwory służące do inwigilacji znajdujących się w pomieszczeniach osób, specjalne urządzenia zainstalowane w ścianach, umożliwiające ostrzelanie obecnych z sąsiedniego pokoju, piec elektryczny oraz wanna, w której ćwiartowano zwłoki; ponadto odnaleźliśmy sprzęt do włamań, kapsułki z trucizną i inne podobne przedmioty. Wedle zatem wszelkiego mniemania wielu nieostrożnych "białych" emigrantów i francuskich przeciwników reżimu radzieckiego zniknęło w tych czeluściach- "wylecieli oni kominem" w dosłownym znaczeniu tego słowa."
Hitler nakazał również przeszukanie budynku ambasady radzieckiej w Berlinie. W siedzibie radzieckiej misji handlowej przy Litsenburgerstrasse 11 odkryto podobne opancerzone pomieszczenia i podobne piece krematoryjne, jak również zasoby broni i amunicji. Cynik Goebbels zapisał w swoim dzienniku: "Ambasady te są w rzeczywistości bazami wypadowymi i schronieniami bandytów. Gdy do władzy dojdzie banda kryminalistów, prowadzą oni politykę, posługując się właśnie takimi środkami. Byłoby dobrze, gdyby nasza kampania wschodnia doprowadziła do jak najszybszej likwidacji bolszewizmu- na zawsze. W końcu na dłuższą metę nie ma w Europie miejsca jednocześnie dla nas i dla nich."
Za: D. Irving, Wojna Hitlera, Kraków 2009, s. 314- 315.
W tym miejscu autor dał przypis o takiej treści:
"W pierwszym niemieckim wydaniu tej książki Hitler und seine Feldherren (Ullstein Verlag, Berlin Zachodni 1975) powyższe akapity usunięto bez mojej wiedzy i zgody "w obawie, iż ambasada radziecka podejmie kroki prawne zmierzające do wycofania publikacji." Wstrzymałem dystrybucję książki", ibidem, s. 315.
Poczytaj także-link.
Tags: Irving, Hitler, Stalin, ZSRS, wojna, historia,
W książce M. Parowskiego Burza znajduje się "smaczny kąsek", dialog z...Szechterem. Fragment o tyle ciekawy ponieważ ukazuje sposób myślenia pewnego środowiska, który to niespecjalnie zmienił się przez lata. Ci ludzie, osobiście nazywam ich politagitmiernotami stworzyli paraelitę całościowo oddzieloną od społeczeństwa, narodu, zdrowego rozsądku. Bez nich świat, a przede wszystkim Polska, byłby piękniejszy i może wizja alternatywna Parowskiego miałaby spore szanse na zaistnienie. A zatem przenosimy się do Warszawy. Mamy piątek, 26 kwietnia 1940:
"Pan już siedział, panie Szechter, za próbę oderwania części terytorium Rzeczyspospolitej po procesie łuckim. Potem koledzy z partii pomówili pana o sypanie w śledztwie. Ale znów pan siedział, znaczy swoich nie zdradził, we wrześniu znów pana wypuścili, jak wszystkich, teraz też, po krótkim areszcie...Dobrzy, polscy pisarze przysyłali panu do celi ciasta i kiełbasy, pewnie jeszcze świąteczne, kompletnie sfiksowali, tak się opowiadać za wywrotowcem. Co ja gadam...więźniem sumienia.
- Należą mi się rzeczy osobiste i won do domu. Ja nie muszę z panem dyskutować....A propos, szkolą was do takich rozmów, aspirancie Zieliński?
- A szkolą, żebyś pan wiedział, panie Ozjaszu, ja nie jestem stupajka carski ani sowiecki, tylko służba więzienna II Rzeczypospolitej. Jeśli można więźnia przekonać, nawrócić na Polskę, to po co go łamać, wroga śmiertelnego zeń robić...Może zrozumie, jaką głupotę czyni, wyśpiewując o Polskiej Republice Rad.
- Pan gadasz, panie Józefie, jak nakręcony. To pewnie rządową bibułę i specjalne książki tu dostajecie, żeby przeciw komunizmowi gardłować.
- A żebyś pan wiedział, że dostajemy, nie tylko przeciw komunie. - Zieliński odsuwa szufladę biurka, rzuca na blat parę tomów. Szechter bierze je, czyta tytuły.
- "Rewolucja nihilizmu", Ossendowski o Leninie, "Hołd dla Katalonii", "Ciemność w południe"; mało czytane, zauważa z przekąsem. "Na parafii w Wyszkowie", staroć...Ale i tak widzę, uniwersytet robicie z kryminału. Prawda, Rauschning ciekawy, znam, nowość Roju z ubiegłego roku, będą następne, pełniejsze wydania. Tylko, że on za bardzo psychologizuje, za mało klasowego spojrzenia.
- Stalin to dopiero klasowo chciał się Polską z Hitlerem podzielić, chociaż najgłośniej przeciw faszyzmowi gardłował. W jedną noc po pakcie Ribbentrop- Mołotow wszystkie książki antyfaszystowskie zniknęły z sowieckich bibliotek. Słyszałeś pan o tym? To jest klasowe podejście? A ja wolę bez ogródek, psychologicznie: Stalin- Hitler, dwie warte siebie swołocze.
- A co Beck, Rydz, Mościcki z Goringiem, Ribbentropem, Goebbelsem w Białowieży na dziki nie polowali? Nie prowadzali się razem na rauty.
- Ale przeciw Niemcom we wrześniu twardo żeśmy stanęli. Swego nie oddali, na Sowiety z Hitlerem nie poszli, choć Adolf Polsce proponował. A Stalin nogami na naszej wschodniej granicy przebierał, ale się przestraszył.
- Wojska podciągnął, rozpadu Polski się bał. Cudem wam się udało, bo spadł deszcz i Anglia z Francją rozumu nabrały. Żeby nie to, uciekałby rząd i całe wielkopaństwo przez Zaleszczyki na Rumunię, aż by się kurzyło.
- Wam się...dziwnie powiedziane. Toż nawet Litwini, którzy tyle pretensji do nas mieli, jednak pomogli. Cokolwiek Polska uczyni- źle, cokolwiek Stalin zrobi- dla komunistów cacane? Tak się w celach namawiacie? Wolno wam w więzieniu samokształcenie robić, zawsze tak było, wolno nam ważne książki czytać. Byleby o mądre rzeczy szło, nie o brednie. Ja rozum mam, patrzę i za kraty, bywa, że w więzieniu przyszłe premiery i ministry siedzą. Ale żeby Polskę drugiemu państwu chcieć oddać...I to komu, Rosjanom, którzy nas z górą wiek uciskali, powstania dławili a w 1920 znów próbowali młodą ojczyznę najechać, zaś teraz za swoich Żydków się biorą. Pan jesteś inteligentny człowiek, panie Szechter...
- Za Żydków? Coś pan pokręcił. Nawet przeciwnie, Stalin ma przywrócić Litwinowa na MSZ a schować Mołotowa, skompromitowanego paktem haniebnym...
- Haniebnym, tuś pan trafił. Chociaż na zdjęciach widać, że Stalin też tam był i za zdrowie Hitlera toasty wznosił.
- A panu jak rozumiem, panie Zieliński, w Polsce z jej nierównościami społecznymi, z wyzyskiem chłopa, z jej antysemityzmem, z panoszeniem się pułkowników, z Berezą i łamaniem demokracji przez sanację...wszystko się podoba.
- Wszystko, nie wszystko...Jakby im w świecie było lepiej, tobyśmy w Polsce tylu Żydów nie mieli. Ale po układzie z Hitlerem, po tym głodzie, jaki Sowieci zafundowali Ukrainie, po tym jak Stalin z pańskimi starszymi kolegami w Moskwie się obszedł, jak pan może jeszcze wierzyć w tych Mahometów z Kremla, jednego w szkle, drugiego z fajką na tronie, to ja, jak Boga kocham, nie pojmuję.
- Nie panu się będę tłumaczył, panie Zieliński.
- Nie ma takiej możliwości. Zwłaszcza, że pan wychodzi. Ale o antysemityźmie to mógłbym panu prywatnie powiedzieć. Nie z książek."
Za: M. Parowski, Burza. Ucieczka z Warszawy '40, Warszawa 2009, s. 178- 181.
Tags: Parowski, burza, historia, alternatywy, polityka, komunizm, Szechter, Sowiety
Wystrój inny, metody podobne:
"(...)18 IX 87 po południu na dworcu kolejowym w Częstochowie zostali zatrzymani przez MO i SB przybyli na pielgrzymkę z W-wy Krzysztof Wolf, Edward Mizikowski i Adam Słowik. Usiłujący zbiec K.Wolf został zaraz po zatrzymaniu pobity do utraty przytomności na Komisariacie Dworcowym MO. Bestialsko pobity K.Wolf otrzymał 3-miesięczną sankcję prokuratorską i ma odpowiadać za pobicie milicjanta."
Za: "Solidarność. Komisja d/s Interwencji i Praworządności. Informacja", nr 1-25, październik 87- kwiecień 88, bmw, bdw, s. 4.
Braun też ponoć bił policjantów...
"Kustosz Sanktuarium M.B. w Głogowcu k. Kutna, ks. kanonik Marian Lipski dwukrotnie zwracał się WUSW w Płocku o zwrot zagarniętej przez MO chorągwi kościelnej, wskazując, że jest to przedmiot kultu, którego zagarnięcie stanowi przestępstwo z art.198 w zw. z art. 201 kk. (...)Wobec braku odpowiedzi ks. Lipski 8 X br. skierował sprawę do sądu", ibidem, s.6.
Rewizje w poszukiwaniu bibuły dobrym sposobem na wzbogacenie się:
"W czasie rewizji 14 X br. /bez nakazu/ w mieszkaniu Janusza Króla, SB zabrała kilkadziesiąt broszur i kilkaset egz. prasy niezależnej, przeważnie nieaktualnej. O ile w świetle praw PRL można to uznać za konfiskatę, to zagarnięcie figurującej w protokole torby podróżnej jest już zwyczajną grabieżą. Rewizją kierował ppor. M. Mazur, SUSW", ibidem, s. 10.
Poniżej przykład "2 w 1":
"Dariusz Skrzynecki z Końskich został aresztowany 8 VI br. pod zarzutem magazynowania broni /kilku naboi i niezdatnej do użycia rakietnicy/ i osadzony w areszcie Kielce- Piaski. Dwie rozprawy przeciwko Skrzyneckiemu zostały odroczone ze względu na stan jego zdrowia /przebywa obecnie na obserwacji psychiatrycznej/", ibidem, s. 14.
Pomnik Dmowskiego ustawicznie niszczony? Tradycja:
"W nocy z 2 na 3 listopada br. nieznani sprawcy dokonali kolejnej profanacji grobu Grzegorza Przemyka i Barbary Sadowskiej na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Zniszczono kwiaty, potłuczono słoje i wazony, skradziono zdjęcia zmarłego, szarfy i tarcze szkolne licznie składane przez młodzież", ibidem, s. 24.
"17 III 87 o godz. 12.50 w Starachowicach /diecezja sandomiersko- radomska/ nieznani sprawcy podpalili kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych przy ul. Radomskiej. Do godz. 13.30 kościół spłonął całkowicie. 25 XII 87 o godz. 14.00 został podpalony w Starachowicach nowo budowany kościół pod wezwaniem św. Trójcy. Ogień ugasiła straż pożarna. (...)Wcześniej były dwa włamania do dolnego pomieszczenia kościoła", ibidem, s. 53.
Tags: historia, PRL, SB, MO, komuna, nieznani, sprawcy
W swoich książkach Suworow i Sołonin bardzo często grają w zabawę pod tytułem: "Pokażemy Wam jak dowódcy ściemniają." Opierając się na pamiętnikach sowieckich dowódców, czasem polityków wyłapują różne "dziwne" sytuacje czy po prostu ordynarne kłamstwa dotyczące szczególnie wydarzeń z pierwszego okresu ich wojny ojczyźnianej. Jakiś czas temu pozazdrościłem obydwu panom.
Pomyślałem, że też mogę pograć, przecież tego typu wydawnictwa nadal są dostępne, jedne mniej, inne bardziej ale są...Kupiłem na wyprzedaży arcyciekawą książkę L. Bezymienskiego (moim zdaniem najlepsza jego autorstwa) Jak powstawał plan "Barbarossa", Warszawa 1974.
Pomijając drobne braki w postaci "przemknięcia" od wiosny 1939 przez rokowania angielsko- francusko- sowieckie (polecam poczytać jak kupczono...) po rok 1941 książka obala mity rozpowszechniane właśnie w tym samym czasie, zresztą do dzisiaj chętnie kupowane przez naiwnych. Jednym z nośniejszych mitów była przepaść technologiczna (tutaj Sołonin bardzo szczegółowo przedstawia, że to bajki były) między Sowietami a Niemcami.
No a pan Bezymienski pisze: "Pojawienie się nowych samolotów na wyposażeniu naszego lotnictwa było pilnie notowane w Berlinie". ibidem, s. 281. Dalej mamy fragment o rozpoznaniu lotniczym, który wcześniej podawałem.
Często dowódcy sowieccy usprawiedliwiają się tezą o nieprzygotowaniu ale:
"Tempo to (produkcji przemysłu-Unicorn) utrzymywało się na początku trzeciej pięciolatki. Odpowiednio też rosła produkcja przemysłu obronnego. O ile na przestrzeni lat 1932- 1934 produkowano średnio 2,5 tysięcy samolotów, 3300 czołgów i 3700 dział rocznie, to w latach 1935- 1937 cyfry te wynosiły odpowiednio- samolotów 3578, czołgów 3139 i 5000 dział", ibidem, s. 287.
A dalej: "Zdobycze nauki radzieckiej były zresztą dobrze znane w Berlinie, ponieważ od momentu zawarcia traktatu w Rapallo uczeni niemieccy utrzymywali ścisłe i przyjazne stosunki z naszym krajem", ibidem. Ładniejszego eufemizmu na współpracę wojskową nie wymyśliłbym...
Niemieccy dowódcy donosili, że przezbrojenie jest w pełnym toku: "(...)Nowy samolot myśliwski. Nowy bombowiec dalekiego zasięgu", ibidem, s. 296.
"Działało to w sposób szczególny na Hitlera. Zaczynał zastanawiać się: a nuż Armia Czerwona zdąży zrealizować słuszne postulaty wysuwane w ostatnich czasach ( 5 XII 1940 r.)", ibidem.
"Moment inwazji wybrano zatem bardzo precyzyjnie, uwzględniając także fakt, że Armia Czerwona była jeszcze w stadium przezbrajania się", ibidem.
Zakończę wieloznacznym zdaniem ze strony 302, po opisie przemówienia Stalina z 5 maja 1941 z okazji promowania absolwentów akademii wojskowych, gdzie Stalin stwierdził wtedy, że wojna z Niemcami jest nieunikniona.
Bezymienski pisze tak: "Trudno pisać o wojnach, kiedy się jeszcze nie zaczęły. Ale też niełatwo o nich pisać, gdy się skończyły. Nie wszystko tak prosto, jakby się zdawało, układa się na półkach historii."
Czy autor wyraził żal za niedoszłym do skutku atakiem Stalina na Niemcy?
Tags: Bezymienski, historia, Sowiety, Niemcy, ZSRS, wojna
Propagandowe pozycje wydawane w czasach PRLu przez najwierniejszych z wiernych zawierają nie tylko kłamstwa, przeinaczenia czy ideologiczne bzdety. Często czytając między wierszami można znaleźć okruchy prawdy. Taką pozycją jest T. Walichnowskiego, U źródeł walk z podziemiem reakcyjnym w Polsce, Warszawa 1987. Jest to wydanie trzecie, znajdują się tam nad wyraz ciekawe smaczki, które zaprzeczają ówczesnej wizji historii. Żeby było bardziej tajemniczo dodam, że fałszywe wizje nadal są kolportowane wśród "opinii publicznej" i nie tylko przez znanych piewców komunizmu, trzeszczących ze starości morderców czy wnuków różnych utrwalaczy...
We wstępie do książki znajduje się zdanie: "Zaczęły powstawać nowe i mnożyć się istniejące, rozproszone po całej Polsce, poakowskie organizacje zbrojne." [s. 5]. Co zatem wiemy? Ano, że nowa rzeczywistośc niekoniecznie podobała się Polakom, wbrew późniejszym kłamstwom o małej liczebności "band". Do dzisiaj wielu głosi (głównie lewacy), że to była tragiczna bratobójcza rzeź, źli byli "pomagierzy obozu londyńskiego" a w ogóle nie ma o czym pisać...
Z przewrotnego zdania dowiemy się, że "w klimacie narastania kontrrewolucji część osób ujawnionych w 1945 r., w czasie amnestii, ponownie weszła do podziemia." Robi się groźnie, to już nie są ruchawki, potyczki- kontrrewolucja! Niestety autor nie pisze dlaczego z powrotem wrócili do podziemia...
Obalając mity własnej partii autor konsekwentnie dodaje: "korzystną dla reakcji sytuację stanowiły występujące jeszcze w części społeczeństwa polskiego- szczególnie wśród ludności wiejskiej- uprzedzenia do powojennej linii politycznej państwa, ibidem." Odwracając zdanie dowiemy się, że komuniści mieli praktycznie żadne poparcie społeczne i to właśnie tam gdzie się reklamowali- robotnicy, biedota wiejska...
Kim byli polegli w walkach o utrwalenie "demoludu" po stronie sił postępu? Sam kwiat :>
"Większość poległych w obronie władzy ludowej to działacze PPR, funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, Milicji Obywatelskiej, ORMO, żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Wojska Polskiego (kolejność znamienna- Unicorn)," ibidem, s. 6.
NSZ realnie podeszły do problemu dwóch wrogów: "Po zakończeniu działań wojennych były najbardziej aktywną częścią podziemia polskiego, które wystąpiło przeciwko władzy ludowej i sojuszowi ze Związkiem Radzieckim", ibidem, s. 23. Tutaj nie było złudzeń, co do "współpracy" z Sowietami.
Zabawne jest powielanie sowieckiej ściemy o przesunięciu granic aby...lepiej się bronić:
"Inny charakter miało przecież przyłączenie do ZSRR terenów Białorusi Zachodniej (oczywiście chodzi o ziemie polskie...Unicorn) i Ukrainy Zachodniej, gdzie rząd Związku Radzieckiego zabezpieczał swoją (??? Unicorn) ludność rodzimą przed represjami i dyskryminacjami niemieckimi (tak, że niektórzy uciekali na stronę niemiecką...Unicorn), wysuwając swe siły na zachód w obliczu zbliżającej się agresji ze strony III Rzeszy (cóż, sformułowania cios w plecy tu nie znajdziemy...Unicorn), a inny zupełnie charakter miało wkroczenie wojsk niemieckich do Polski, które połączone było z nie spotykanymi dotąd cierpieniami narodu polskiego, skazanego przez hitlerowców na zagładę", ibidem, s. 27.
Małe kłamstewko: "Celem propagandy [podziemia] było nakłanianie żołnierzy do masowych dezercji. Jednakże dzięki energicznej i wytężonej pracy calego aparatu polityczno- wychowawczego WP udało się na tyle opanować sytuację, że zbiorowe uchylanie się od czynnej służby w Wojsku Polskim było zjawiskiem nader rzadkim", ibidem, s. 116. Zestawmy to ze zdaniem poniżej: "Większa zorganizowana dezercja miała miejsce 2 marca 1945 roku w Radzyniu, gdzie samowolnie opuściło szeregi wojska 380 żołnierzy ze stacjonującej tam jednostki. Zamiarem dezerterów było utworzenie zorganizowanej grupy bojowej."
"Nieliczni": "8 maja oddziały podziemia zbrojnego w sile około 300 ludzi napadły na miasto Grajewo. (...)Z pomocą napadniętym pośpieszył oddział 11 pułku Wojsk Wewnętrznych", ibidem, s. 120.
Aby zupełnie pognębić "miłośników lewicy": "W niektórych powiatach województwa [warszawskiego] PPR musiała działać konspiracyjnie." W tej jakże trudnej sytuacji "członkowie PPR zaczęli tworzyć grupy wypadowe i patrole partyjne, współdziałające z organami bezpieczeństwa i MO."
Po powstaniu KBW logika nakazuje zauważyć sukcesy "utrwalaczy", niestety "do połowy 1945 r. działalność Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego miała na ogół charakter defensywny, gdyż formacja ta znajdowała się jeszcze w stadium organizacji", ibidem, s. 124.
KBW nie dawał sobie rady, a przecież współpracował z UBP i "od jesieni 1945 r. wojska KBW (...)stanowiły odtąd bezpośrednią siłę zbrojną prowadzącą walkę z organizacjami podziemnymi."
Nieuniknione stało się faktem: "stan ciągłego zagrożenia kraju zmusił rząd Polski Ludowej do wprowadzenia wiosną 1945 r. do walki z podziemiem zbrojnym dodatkowo na okres przejściowy oddziałów Ludowego Wojska Polskiego." Nawet z agitki da się coś wyciągnąć.
Tags: powstanie, antysowieckie, utrwalacze, wladza, ludowa, historia