Albo ile się nie zmieniło...Zainspirowany wpisem Godziemby o numerach postanowiłem pogrzebać w stosie staroci. Znalazłem książeczkę w formacie starych "tygrysów" zatytułowaną "Białe plamy 3. Reporterska Aukcja Zdarzeń", Warszawa 1989. Na marginesie kolejnego 13. grudnia sami popatrzcie jak łatwo prać wam mózgi. Pierwszy tekst M. Iłowickiego, W cieniu na wulkanie to krótki opis społeczeństwa polskiego pod koniec lat 80. tych XX wieku. Kilka fragmentów:
"Otóż badania te wskazują, że konflikt pierwszy (społeczne aspiracje — rzeczywistość) odczuwa zdecydowana większość społeczeństwa, w tym także wielu zwolenników systemu. W konflikcie drugim (władza — opozycja) zaangażowanych jest — jako przeciwnicy — ok. 30% Polaków (taki był stan w r. 1987 — procenty ulegają znacznym wahaniom). Dla porządku dodam, że ogromna część (większość) czynnych uczestników konfliktu drugiego odczuwa także konflikt pierwszy, o którym można zatem powiedzieć, że dotyczy właściwie całego narodu. Natomiast ci, którzy pozostają na uboczu aktywnego konfliktu władza — opozycja ( w r. 1987 było ich do 70%, czyli większość społeczeństwa), znajdują się „w sferze cienia", albo jak się to także czasami określa „w sferze szarości". Nie oznacza to, iż sympatyzują oni z systemem czy wspierają władzę, lub są obojętni wobec opozycji — przeciwnie, można z wielu dodatkowych wskaźników wnosić, że są to potencjalni przeciwnicy systemu. Jednakże dzisiaj czują, iż nie mają żadnego wpływu na sprawne funkcjonowanie państwa i gospodarki i mają coś w rodzaju „kompleksu Solidarności". To znaczy żywią przekonanie, że protest jest w tym systemie nieskuteczny, a może być bardzo kosztowny. Boją się zatem konfrontacji, ale też nie wierzą w porozumienie i kompromisy (bo ta władza zawsze „wykoleguje"). Nie wierzą także w realną poprawę swego losu [pogrubienie moje-Unicorn].
Od opozycji ludzie ze strefy cienia oczekują działań na rzecz usensownienia systemu, ale opozycja nie ma warunków do takiego działania, nie chce zaś konfrontacji „siłowej". Trzeba przyznać ze smutkiem, że opozycja nie ma dobrego programu pozytywnego, zaś władza swych programów naprawy państwa i gospodarki po prostu nie wykonuje. Z drugiej strony ludzie — jak wspomniałem — nie chcą kompromisów. Zatem opozycja idąca na kompromis może stracić autorytet i zaufanie, władza zaś próbująca kompromisów będzie już zawsze (na podstawie długiego doświadczenia) podejrzewana o oszustwo. 70% Polaków ze strefy cienia (może najtrafniejsze jest określenie „centrum ponuro milczące") boi się więc zarówno konfrontacji, jak i kompromisu, obawia się zmian, ale uważa, że tak dalej być nie może. Jest to sytuacja, w której na krótką metę kryzys działa stabilizująco, ale jest to równowaga bardzo nietrwała. Tego rodzaju sprzeczności mogą łatwo doprowadzić do wybuchu. Ludzie „ponurego centrum" żyją zatem w cieniu, ale jest to cień rzucany przez wulkan, który może wybuchnąć w sposób niekontrolowany. Spustem czy zapalnikiem może być— jak się zdaje — dalsze pogorszenie się warunków życia."
Za: "Białe plamy 3. Reporterska Aukcja Zdarzeń, Warszawa 1989, s. 15- 16.
"Większość Polaków (nieco mniej niż 2/3) żyje dziś „na styk". Oznacza to, iż każda zwyżka cen lub zmniejszenie dochodów, względnie jakiś losowy wypadek może spowodować załamanie się budżetu. Ludzie ci z wielkim lękiem patrzą w przyszłość i z trudem wiążą koniec z końcem.
Wreszcie 1/3 Polaków (grupa ta stale się powiększa) żyje w stanie ubóstwa, nawet na skraju nędzy — to znaczy nie osiąga nawet oficjalnie ustalonego tzw. minimum socjalnego. Do tej grupy „poniżej" zalicza się aż połowa rencistów i emerytów, są tu liczne osoby niesprawne, rodziny wielodzietne, część robotników niewykwalifikowanych, drobni urzędnicy, spora część zaczynających pracę młodych lekarzy, nauczycieli, naukowców i innych.
Otóż młodzież polska II połowy lat osiemdziesiątych ma pełną świadomość (potwierdzają to wyniki badań), iż normalną pracą nie zdobędzie ani mieszkania, ani dóbr trwałego użytku, ani nie zaspokoi ambicji zawodowych. Młodzi ludzie wiedzą (i widzą), że ani wykształcenie, ani pracowitość, ani zdolności nie zapewniają im godziwego poziomu życia i samorealizacji", ibidem, s. 19.
Przeskok w czasy nam bliższe:
"Statystyczny Polak żyjący w biedzie, to nastolatek żyjący na wsi razem z rodzicami i przynajmniej trójką rodzeństwa. Ale to tylko statystyka. Problem ubóstwa coraz częściej dotyka także samotne matki z niepełnosprawnym dzieckiem, kobiet z minimalnymi pensjami, mieszkańców miejskich enklaw biedy, rodzin wielodzietnych czy absolwentów wyższych uczelni - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Według raportu przygotowanego przez Anti-Poverty Network i Social Watch, aby określić poziom ubóstwa, nie wystarczy wskaźnik PKB, który mówi tylko o ile średnio wzrosła produkcja.
Trzeba spojrzeć na inne wskaźniki, które pokazują odmienne tendencje. Z jednej strony liczba skrajnie ubogich zmniejszyła się do 2 mln, ale z drugiej strony jest coraz więcej tych, którzy mają problemy z zaspokojeniem podstawowych potrzeb materialnych. Według szacunków raportu, problem ubóstwa może dotyczyć w Polsce nawet 13 mln osób."
"Przy tym wskaźniku odsetek ubogich jest mniejszy i wynosi 5,7 proc. Może być jednak znacznie wyższy jeśli za kryterium posłuży tzw. relatywna granica ubóstwa. To z kolei parametr według którego za ubogiego uznany zostanie ten, kto na utrzymanie przeznaczy mniej niż połowę średnich miesięcznych wydatków innych gospodarstw domowych. Przy takim przeliczniku zagrożonych ubóstwem jest aż 17,3 proc. Polaków."
Za: Money.pl.
Zmieniła się jedynie nazwa nomenklatury i jest więcej partii. Nic więcej...