
"Środowisko intelektualne ukształtowane zostało w PRL w latach czterdziestych i pięćdziesiątych na wzór utworzonej w ZSRR „inteligencji twórczej". Środowisko intelektualne różni się od przedwojennej polskiej inteligencji w nie mniejszym stopniu niż Bolesław Bierut różni się od Józefa Piłsudskiego, Władysław Gomułka od Ignacego Paderewskiego, Feliks Dzierżyński od Romana Dmowskiego, jest jej przeciwieństwem i zaprzeczeniem.
Polska inteligencja była warstwą ludzi wolnych zawodowo. Środowisko intelektualne ukształtowane zostało jako kasta uprzywilejowanych funkcjonariuszy państwa. Polska inteligencja była warstwą ludzi osobnych fizycznie (nie wszyscy mieszkali w Warszawie, niektórzy siedzieli na prowincji, po dworach itp.) i duchowo (nie mieli wspólnych interesów i układów, konkurowali ze sobą, każdy radził sobie w życiu na własną rękę). Środowisko intelektualne mieszka prawie całe w Warszawie i w Krakowie, składa się z ludzi powiązanych gęstą pajęczyną układów, interesów, koneksji zawodowych i grupowej solidarności. Polski inteligent był indywidualistą, nie miał nad sobą umysłowych nadzorców i kontrolerów. W środowisku intelektualnym obowiązuje myślenie stadne, wszyscy członkowie tego środowiska mają identyczne poglądy w kwestiach publicznych. Przedwojenny inteligent był nastawiony światoburczo, opozycyjnie, cierpiał raczej niedostatek, ale nie służył możnym tego świata.
Środowisko intelektualne, wyjąwszy krótki i niezwykle zresztą dla niego, jak się później okazało, opłacalny opozycyjny antrakt z lat 1976-1988 służyło i służy mającym władzę, wpływowym i bogatym.
Przedwojenna polska inteligencja, jeśli robiła coś dla kraju, czyniła to bezinteresownie, nic trąbiąc o swych uczynkach na cały świat i nie nadstawiając piersi do orderów. Środowisko intelektualne działa zawsze z maksymalnym hukiem i rozgłosem, głównym celem jego zabiegów było zawsze i jest umocnienie własnej pozycji, posuwa się nawet do tego, że daje do zrozumienia Polakom, iż jak zostanie odsunięte na bok, to Polska zginie.
Środowisko intelektualne, dopuszczone przez komunistów do życia publicznego i zawdzięczające temu komunistycznemu przyzwoleniu monopolistyczną pozycję w naukach humanistycznych, kulturze, działalności artystycznej oraz w środkach masowego przekazu, wydało z siebie pod koniec lat siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych nową jakość.
Otóż w związku ze swym zaangażowaniem w antytotalitarną opozycję oraz w związku ze swą martyrologią na tym polu (której kulminacyjnym momentem było, jak pamiętamy, bezprawne, brutalne odebranie Stefanowi Bratkowskiemu legitymacji członka PZPR) środowisko intelektualne nadęło się tak straszną dumą i rozkoszą, źe wyfrunął z jego łona twór nie znany dotychczas dziejom homo sapiens: „autorytety moralne oraz intelektualne.
Autorytety moralne i intelektualne to emanacja środowiska intelektualnego, tytani ducha i intelektu, którzy na skutek olbrzymich zasług poniesionych dla postępu, społeczeństwa i ludzkości oraz mąk, które przecierpieli z powodu swej bohaterskiej działalności opozycyjnej, otrzymują prawo do wychowywania, kształtowaniu i strofowania polskiego społeczeństwa. Autorytety moralne oraz intelektualne są nietykalne."
Za: P. Wierzbicki, Upiorki, Warszawa 1995, s. 9- 11.
I jak zwykle mamy argumenty świadczące o podobieństwach między sztucznie kreowanymi autorytetami a...komuną:
"I kto podniesie rękę na autorytet ludowy niech wie, że ta ręka zostanie obcięta! W interesie ludu wykształciuchów miast i wsi, w interesie funkcjonariuszy służb specjalnych, w interesie kapusiów na uniwersytetach..." :>
Więcej na blog.media.pl.