"Nieznani sprawcy przebrali w ubiegłym tygodniu kopenhaską syrenkę w muzułmański czador. Czy to aluzja, że Dania zmieniła się już w islamistan, czy może złośliwy żart muzułmanina? Tak czy inaczej, Duńczykom ta maskarada nie przypadła do gustu. Obawy mają nie tylko oni - zagrożenie dla własnej tożsamości z wolna uświadamia sobie cała Europa.
Na skutek mało zabawnego kawału Duńczycy przypomnieli sobie piekło sprzed półtora roku. Dziennik „Jyllands Posten" opublikował wtedy karykatury Mahometa. Odpowiedzią islamistów było publiczne palenie duńskich flag i bojkot towarów. Ale władze w Kopenhadze się nie ugięły: zaostrzyły kontrole imigracyj-ne, wprowadziły obowiązkową naukę języka dla emigrantów, ukróciły praktykę małżeństw zawieranych dla zdobycia zasiłków. Dziś śladem Duńczyków chcą iść inne państwa Europy.
20 milionów wyznawców islamu przyjechało na nasz kontynent w poszukiwaniu wolności i pracy. Ale większość z nich woli żyć w izolacji, a co więcej - z zasiłków. Blisko połowa chciałaby stworzyć w muzułmańskich gettach własną, islamską Europę. Czy powinniśmy na to pozwolić? Nicolas Sarkozy i Angela Merkel ośmielili się powiedzieć wprost: Europa powinna bronić swojej kultury i tożsamości.
Głosy polityków to reakcja na nastroje społeczne, które wyraźnie się radykalizują. Od Toskanii po Amsterdam i Berlin trwają konflikty o budowę meczetów. We Francji w ciągu ostatnich 30 lat powstało ich 1500, więcej niż kościołów w ciągu ostatniego wieku.
Muzułmaninem jest co dziesiąty Francuz, a sześć milionów mieszkających tam wyznawców Mahometa potrzebuje setek domów modlitwy. W innych krajach Europy Zachodniej zaczyna być podobnie. Nawet w sielskiej Szwajcarii są rejony, gdzie na 7,5 min mieszkańców przypada 311 tys. muzułmanów. Szwajcarska Partia Ludowa (SVP) rozpoczęła właśnie w Zurychu i Bernie kampanię zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie zakazu budowy minaretów. - To latarnie morskie dżihadu - mówi Oskar Freysinger, poseł SVP. Miliardy dolarów płyną na budowę europejskich meczetów z Algierii, Maroka i Arabii Saudyjskiej. A razem z nimi, zwłaszcza z Arabii Saudyjskiej, docierają forpoczty radykalnych imamów, zwykle wyznawców fanatycznej sekty wahabitów, którzy uczą w meczetach nienawiści do kafarów, czyli niewiernych.
Demografowie przewidują, że w 2025 roku w całej Unii Europejskiej będzie 40 min muzułmanów. Zmieni to całkowicie nie tylko krajobraz europejskich miast, ale także wymiar życia duchowego. W Wielkiej Brytanii do meczetów chodzi regularnie 930 tys. muzułmanów, podczas gdy w kościołach anglikańskich na nabożeństwa pojawia się o kilkanaście tysięcy wiernych mniej. Islam stał się pierwszą religią Zjednoczonego Królestwa.
Także coraz więcej Niemców, którzy muszą sobie radzić z liczącą około 3,2 min osób społecznością muzułmanów (dwa razy mniejszą niż we Francji), otwarcie mówi, że nie życzy sobie meczetu i minaretu z wezwaniem do modlitwy o piątej nad ranem (choć sądy z reguły odrzucają skargi na muezinów o zakłócanie porządku o tak wczesnej porze). Przeciwko budowie protestują mieszkańcy dzielnicy Heinersdorf we wschodnim Berlinie. Inwestor, konserwatywne ugrupowanie islamskie Ahmadiyya, chce zbudować świątynię na taniej działce po zburzonej fabryce konserw. Tyle że wokół nie ma ani jednego muzułmanina i wierni będą tu zjeżdżać z innych dzielnic. Niemcy z Heinersdorf boją się spadku cen swoich mieszkań, hałasu, korków. Ale nie tylko tego. - Wkrótce w środku naszej społeczności ktoś będzie głosić ideologię podporządkowania kobiet i nienawiści dla wartości demokratycznych. Ci z nas, którzy pytają dlaczego, są piętnowani jako rasiści - mówi jeden z protestujących, muzyk Roland Henning. Jego zdaniem Europa dobrowolnie rezygnuje z obrony własnej kultury w imię niezrozumiałej tolerancji wobec tych, którzy tym pojęciem gardzą.
Walkę przeciwko budowie wielkiego meczetu i ośrodka religijnego rozpoczęli także mieszkańcy jednego z najbardziej malowniczych rejonów Toskanii, Colle di Val d'Elsa. Ogrodzenie zabezpieczające teren budowy było kilka razy niszczone. Zorganizowano demonstracje pod hasłem: „Kościoły tak, meczety nie!", a pilnujący terenu muzułmanin znalazł przy bramie głowę świni, zwierzęcia nieczystego dla islamu. Mieszkańcy nie chcą dla garstki mieszkających w rejonie muzułmanów kaleczyć kopułą meczetu widoku na malownicze wzgórza Chianti Classico. Jak na ironię właśnie tam miała swoją willę słynna dziennikarka Oriana Fallaci, która alarmowała, że Europa zmienia się w Euroarabię. W Londynie też jest gorąco. Trwa kampania przeciw
budowie gigantycznego islamskiego ośrodka London Markaz. Obliczony na 40 tysięcy wiernych meczet ma sąsiadować z głównym stadionem igrzysk w 2012 roku. Projekt zgłosiła skrajna islamska grupa Tablighi Dżamaat, ideowo spokrewniona z fanatykami. Z meczetem w Dews-bury w West Yorkshire było związanych dwóch zamachowców, których bomby w lipcu 2005 roku zabiły 52 osoby w londyńskim metrze i autobusie.
Ten krwawy zamach oraz o ponad rok wcześniejsze ataki w Madrycie były dla Europejczyków jak kubeł zimnej wody. Zrozumieli wówczas, jak realne zagrożenie stanowi radykalny islam. Wcześniej po atakach Al-Kaidy na Amerykę Europa spała błogim snem.
Środkiem nasennym była doktryna wielokulturowości. „Europa nie ma szacunku dla własnej kultury. Nie wiemy tylko jednego: czy islam się trochę zeuropeizuje, czy Europa stanie się całkiem islamska" - mówił w rozmowie z „Jerusalem Post" amerykański profesor Bernard Lewis, jeden z najwybitniejszych znawców islamu. „Europę czeka bałkanizacja, podział na rejony opanowane przez muzułmanów i wolne od nich" - ostrzegał mieszkający w Oslo Amerykanin Bruce Bawer w głośnej książce „W czasie, kiedy Europa spała: Jak radykalny islam niszczy Zachód od wewnątrz". Atakująca islam Oriana Fallaci w wydanej w 2004 roku „Sile rozumu" pisała o dramatycznym zagrożeniu podstaw europejskiej cywilizacji.
Przestrogi lekceważono i wyśmiewano. Trudno bowiem rozstać się z ideą tolerancyjnej i otwartej Europy, bo jest zakorzeniona w kulturze Starego Kontynentu i wspierana przez wpływowe środowiska. Niemal każda krytyka islamu była piętnowana jako zamach na świętą krowę: polityczną poprawność. Niewiele zmieniał fakt, że w obronie wolności słowa i krytyki islamu zginęło kilku znanych Europejczyków. W 2002 roku szalony lewak zamordował w Holandii Pima Fortuyna - pierwszego europejskiego polityka, który ośmielił się ostrzegać przed skutkami masowej imigracji muzułmanów. W dwa lata później w Amsterdamie z rąk islamskiego fanatyka zginął reżyser Theo van Gogh. Była to zemsta za jego filmy, pokazujące udrękę islamskich kobiet.
Europejczycy zaczęli się budzić dopiero wtedy, gdy uświadomili oebie, że islam wdziera się w ich codzienność. Radykalne grupy islamskie zachowywały się bowiem tak, jakby ich celem było stworzenie własnej, alternatywnej Europy. Domagały się prawa do noszenia czadorów, żądały uznania prawa islamskiego w prawie rodzinnym, osobnych lekarzy dla muzułmanek i likwidacji lekcji wf. dla dziewcząt. „Sondaż przeprowadzony wśród brytyjskich wyznawców islamu pokazuje, że 40 proc. pragnie wprowadzenia islamskiego prawa szariatu" - pisał Bruce Bawer, a ludzie spostrzegli, że szariat zaczyna zatruwać europejskie prawo.
Opinię publiczną w Niemczech oburzył wyrok sądu rodzinnego we Frankfurcie, który odrzucił wniosek o rozwód pobitej kobiety, powołując się na... Koran (sura 4, wers 34), pozwalający mężowi na stosowanie kar fizycznych wobec żony. Kolejny skandal wybuchł, gdy ministerstwo spraw socjalnych w Berlinie wydało w 2004 roku instrukcję nakazującą urzędom socjalnym wypłacanie zasiłków dla wszystkich żon muzułmanów, uprawiających wielożeństwo. Po protestach przepisy te anulowano.
W ubiegłym roku skończyła się bezgraniczna tolerancja Europy wobec wojowniczego islamu. Z podejrzliwością zaczęła się do niego odnosić liberalna lewica. Bestsellerem w Danii jest książka „Islamiści i naiwniacy", której współautorką jest Karen Jespersen, socjaldemokratka i była minister spraw wewnętrznych. Jej zdaniem groźba islamskiego fundamentalizmu jest dla XXI wieku tym, czym dla ubiegłego stulecia był „faszyzm, komunizm i inne formy totalitaryzmu".
Kilka incydentów z minionego roku tylko dolało oliwy do ognia. Pod naciskiem organizacji islamskich berlińska opera zdjęła z afisza klasyczną operę Mozarta, w której rzekomo pojawił się epizod urągający czci Proroka. Kanclerz Angela Merkel zareagowała ostro, określając decyzję władz opery mianem „autocenzury ze strachu". We wrześniu 2006 roku po wypowiedzi papieża Benedykta XVI sugerującej agresywny charakter filozofii islamu wybuchły protesty. Watykan dawał do zrozumienia, że papież został źle zrozumiany, ale mimo to uniwersytet w Tybindze wyróżnił papieskie wystąpienie nagrodą „Przemówienie roku". Również we wrześniu opinia publiczna we Francji stanęła w obronie filozofa Roberta Redekera, a grupa intelektualistów ogłosiła apel w „Le Monde". Redeker musiał się ukrywać przed islamistami, którzy zagrozili mu śmiercią po tym, jak opublikował w „Le Figaro" bezpardonowy tekst krytykujący islam.
Nicolas Sarkozy niedawny wybór na prezydenta Francji zawdzięcza zmianie nastrojów społecznych. Nie zaszkodziły mu „szumowiny" - określenie, jakim obrzucił uczestników imigranckich zamieszek. A teraz być może zdobędzie się na naprawdę rewolucyjny krok. Nie wyklucza bowiem złamania świętej we Francji zasady rozdziału Kościoła od państwa: gotów jest wesprzeć finansowo kościoły chrześcijańskie.
Coraz śmielej ukrytą, radykalną i fanatyczną twarz islamu prezentują europejskie media. Do niedawna obowiązywała w nich niepisana zasada: dopuszczalna jest ostra krytyka chrześcijaństwa, ale ani jednego złego słowa o islamie. Tymczasem niedawno brytyjski Channel Four pokazał zrobiony ukrytą kamerą reportaż o imamach ekstremistach w brytyjskich meczetach. Wśród nich byli duchowni pobierający nauki w Arabii Saudyjskiej na uczelniach sekty wahabitów, najbardziej skrajnego odłamu islamu. Treścią ich przemówień do wiernych jest nienawiść do Zachodu, pochwała dżihadu, lekceważenie praw kobiet czy agresja wobec mniejszości seksualnych.
„Latarnie morskie dżihadu", jak nazywają meczety politycy, już wkrótce państwa wezmą pod kontrolę. Francja, a także Niemcy i Holandia pracują nad ustawami przekazującymi pieczę nad meczetami imamom wychowanym i wykształconym w Europie. - Skończył się czas popijania herbatki z islamskimi grupami radykałów - mówi była konserwatywna minister do spraw imigracji Holandii Rita Verdonk. Komisarz spraw wewnętrznych Unii Europejskiej Franco Frattini również zapowiedział w połowie maja większą kontrolę nad meczetami.
To jednak może nie wystarczyć. - Większość Europejczyków nie jest świadoma wyzwania ze strony islamu, niewiele o nim wie i nie ma poczucia moralnych podstaw własnej kultury - mówi „Newsweekowi" profesor Bassam Tibi, jeden z wybitnych znawców europejskiego islamu. Za sprawą radykałów bezkompromisowi Europejczycy czują się nadal mało bezpieczni. Nyamko Sabuni, czarnoskóra minister do spraw integracji i równości w liberalnej Szwecji, nie rusza się bez policyjnej obstawy. Jej grzechem jest publiczny sprzeciw wobec barbarzyńskiego islamskiego zwyczaju małżeństw z dziewięcioletnimi dziewczynkami (tak jak czynił to Mahomet!) i okaleczania organów płciowych dziewcząt.
W kwietniu w angielskim miasteczku Clitheroe w hrabstwie Lancashire miało miejsce historyczne głosowanie. Rada miejska zgodziła się na przekształcenie nieużywanego od dawna budynku starego kościoła metodystycznego na meczet. Lider wyznawców islamu z Clitheroe, szacowny biznesmen Sheraz Arshad, sfotografował się przed frontem kościoła. Na jego szczycie tkwił jeszcze krzyż."
Za: Newsweek, nr 22/ 2007, s. 56- 59.