
"Opisując w 1920 Jedyne Państwo w powieści „My", Jewgienij Zamiatin zwrócił uwagę, że mieszkańcy państwa przyszłości mówią specjalnym językiem. Był to rosyjski — Zamiatin pisał po rosyjsku — a zarazem nie całkiem rosyjski. Słowa mogły oznaczać to, co chciało państwo. Zamiatin pierwszy odnotował w literaturze narodziny nowego, sowieckiego języka. W latach 20-tych i inni najbardziej przenikliwi pisarze zwrócili uwagę na to zjawisko: Zoszczenko, Płatonow, Bułhakow dostrzegli, że powstał nowy system, który Czesław Miłosz kilkadziesiąt lat później nazwał logokracją. Alain Besancon powiedział o nim: „W ustroju, w którym władza jest 'na końcu języka', stopień rozpowszechnienia mowy-trawy najściślej określa zakres władzy".
Język jest główną i najpotężniejszą bronią państwa w jego pracy nad przeróbką człowieka. Stworzeniu nowego języka przyświecają dwa cele: zdobycie „środków wyrazu dla światopoglądu i myśli, które należy żywić..." i „uniemożliwienie innych sposobów myślenia". Nowy język jest więc równocześnie środkiem porozumiewania się i narzędziem represji.
Sowiecki język tym się różni od innych, że słowa straciły w nim swój immanentny sens i stały się pustą skorupą, którą Najwyższa Instancja napełnia potrzebną jej treścią. Amalrika skazano raz za „oszczercze twierdzenie, że w ZSSR nie ma wolności słowa". W danym przypadku istnienie „wolności słowa" wyraziło się wyrokiem kilku lat łagru.