"Sympatycy komunizmu (poputczyki) kierowali się innymi motywami niż jego liberalni i socjalistyczni apologeci. Terminem tym, zaczerpniętym przez Trockiego ze słownika rosyjskich socjalistów i stosowanym na określenie pisarzy rosyjskich, którzy współpracowali z komunistami, ale nie przyłączyli się do nich, objęto również zagranicznych sympatyków. Kiedy metody działania Kominternu stały się lepiej znane i zrozumiano, że wszyscy zagraniczni komuniści wykonują rozkazy Moskwy, zaczęto ich uważać za agentów sowieckich. Wówczas ich wiarygodność znacznie spadła, a wraz z nią - możliwość wpływania na opinię publiczną. Poputczycy byli pozbawieni tego piętna, bo postępowali, a w każdym razie zdawali się postępować, nie według nakazów obcego mocarstwa, ale własnego sumienia. Było to szczególnie ważne w przypadku wybitnych intelektualistów zachodnich, których sława literacka, jak się wydawało, gwarantowała uczciwość.
Prosowieckie wypowiedzi takich pisarzy, jak Romain Rolland, Anatole France, Arnold Zweig i Lion Feuchtwanger, oraz uczonych, takich jak Sidney i Beatrice Webb oraz Harold Laski, miały wielki wpływ na postawę zachodniej inteligencji. Choć zjawisko przybrało masową skalę dopiero w latach trzydziestych, po wybuchu wielkiego kryzysu i przejęciu przez Hitlera władzy w Niemczech, to po raz pierwszy wystąpiło na początku lat dwudziestych, kiedy Rosję Sowiecką zaczęli odwiedzać pierwsi zagraniczni sympatycy. Moskwa bardzo o nich dbała, okazując im szacunek i uwielbienie przekraczające wszystko, do czego byli przyzwyczajeni u siebie w kraju.
W zamian sympatycy komunizmu przedstawiali Rosję Sowiecką ciekawej, ale całkowicie nieświadomej zachodniej opinii publicznej jako kraj, który w bardzo trudnych warunkach przystąpił do budowy pierwszego w dziejach autentycznie demokratycznego i egalitarnego społeczeństwa. Rolę partii i tajnej policji pomijano milczeniem. Rosja miała być krajem, gdzie decyzje polityczne w sposób demokratyczny podejmują rady, rosyjskie odpowiedniki amerykańskich zgromadzeń mieszkańców*. Rozpisywano się o rzekomej równości społecznej, rasowej i seksualnej, a także o wyjątkowych możliwościach kształcenia się i rozwoju duchowego, które jakoby otwierały się w Sowietach przed zwykłymi ludźmi. Aby te fantazje uwiarygodnić, nie negowano wad, ale przypisywano je nieuchronnym trudnościom towarzyszącym „budowie Nowego Jeruzalem". Kiedy mitu o niemal doskonałej demokracji bezpośredniej nie dało się dłużej utrzymać - co nastąpiło, gdy za granicę dotarło więcej informacji o rzeczywistości sowieckiej - winę za wszystkie niespełnione obietnice reżimu zrzucono na carat. Jak pisał moskiewski korespondent „New York Timesa" Walter Duranty, główny dostarczyciel argumentów dla sympatyków komunizmu: czego można się spodziewać po kraju, który tak niedawno „otrząsnął się z najmroczniejszej tyranii"? .
Owszem, w Rosji Sowieckiej panuje dyktatura, ale przecież demokracji nie sposób nauczyć się w jeden dzień. Byłby to może słuszny argument, gdyby kraj ten rzeczywiście do niej dążył.
Motywy sympatyków komunizmu różniły się tak bardzo, jak charaktery ludzi pielgrzymujących do Moskwy: „niespokojni profesorowie heretycy, ateiści poszukujący religii, stare panny szukające kompensacji, radykałowie pragnący umocnienia swej słabnącej wiary".
Andżelika Bałabanow, która jako sekretarz Kominternu miała dostęp do poufnych informacji, twierdzi, że wszystkich gości po przybyciu do Rosji zaliczano do jednej z czterech kategorii: „powierzchowny, naiwny, ambitny lub przekupny"
W praktyce oczywiście niewielu należało tylko do jednej z nich. „Naiwnemu" idealiście łatwiej było zachować wiarę, jeśli nagrodą była sława, a „przekupny" bardziej cieszył się ze swoich profitów, jeśli mógł je uzasadnić idealistycznym hasłem (na przykład „handel sprzyja pokojowi" albo „handel cywilizuje"
. Obaj Hammerowie, ojciec i syn, przedsiębiorcy amerykańscy, którzy w latach dwudziestych robili z komunistyczną Rosją najbardziej udane interesy, według Eugene'a Lyonsa „łączyli dbałość o własną kieszeń z przyjemnością pomagania Rosji"
Korzyści materialne, i to nie tylko w wąsko rozumianym sensie pieniężnym, były mocnym argumentem za tym, by stać się rzecznikiem komunizmu.
Pisarze i artyści, gotowi wiernie wspierać politykę partii na wszystkich jej zakrętach, mogli liczyć na bezwarunkową pomoc skutecznej i sowicie opłacanej machiny propagandowej; dzięki niej wielu przeciętnych twórców zyskało rozgłos, a ich książki - poczytność. Wymieńmy Romaina Rollanda, Liona Feuchtwangera, Uptona Sinclaira, Lincolna Steffensa i Howarda Fasta, których dzieła z czasem popadły w zasłużone zapomnienie.
Angielscy pisarze sympatyzujący z komunizmem mogli publikować w Klubie Książki Lewicowej Victora Gollancza, który u szczytu popularności w połowie 1939 roku rozsyłał prosowieckie książki z dziedziny literatury faktu do 50 000 subskrybentów. Publikacje o podobnej orientacji pod marką Penguin osiągały nakłady sześciocyfrowe. W tym samym czasie pierwszy nakład Ciemności w południe autorstwa rozczarowanego komunisty Arthura Koestlera, książki, która z czasem wejdzie do klasyki literatury, liczył tysiąc egzemplarzy, a łącznie w ciągu pierwszego roku sprzedano jej niecałe cztery tysiące.
Folwark zwierzęcy George'a Orwella odrzuciło czternaście wydawnictw, gdyż, ich zdaniem, był on zbyt antysowiecki
Zachodni dziennikarze mogli wyrobić sobie nazwisko dzięki akredytacji w Moskwie, gdzie żyli na stopie nieosiągalnej dla ich kolegów w kraju -jeśli tylko pisali to, co podobało się władzom sowieckim; w przeciwnym razie tracili akredytację i musieli wracać. Obrotni i życzliwie nastawieni do reżimu przedsiębiorcy mogli liczyć na tłuste dochody z koncesji i handlu. Z punktu widzenia Moskwy sympatycy kierujący się pobudkami materialnymi byli najbardziej godni zaufania, nie mając bowiem ideałów, nie mogli się rozczarować sowiecką rzeczywistością.
Prawdopodobnie większość sympatyków komunizmu należała do kategorii „naiwny". Wierzyli w to, co słyszeli i czytali, bo rozpaczliwie pragnąc świata bez wojen i niedostatku, ignorowali wszystkie złe informacje o Rosji Sowieckiej. Wierzyli, że człowieka i społeczeństwo da się uczynić doskonałymi; a ponieważ świat, który znali, był daleki od doskonałości, chętnie brali komunistyczne ideały za rzeczywistość. Kapitalizm budził w nich odrazę, bo tolerował nędzę obok bogactwa, a jego wewnętrzne sprzeczności prowadziły do zbrojeń i wojen. Estetów raziła wulgarność kultury masowej i zachwycały starania komunistów, aby zwykłemu człowiekowi przybliżyć kulturę „wysoką". Walter Gropius, twórca Bauhausu. w sposób typowo nielogiczny dla podobnych sobie intelektualistów pisał: „Ponieważ w chwili obecnej nie ma w ogóle kultury, a jest tylko cywilizacja, jestem pewien, że bolszewizm, mimo wszystkich skutków ubocznych, to jedyna w dającej się przewidzieć przyszłości droga do stworzenia podstaw nowej kultury".
Zamykanie oczu na niewygodne fakty nie przychodziło autentycznym idealistom łatwo i zmuszało do stosowania różnego rodzaju zabiegów psychologicznych.
Ze wspomnień wielu rozczarowanych komunistów i sympatyków komunizmu dowiadujemy się, jak to się odbywało. Arthur Koestler. który mieszkał w Rosji Sowieckiej na początku lat trzydziestych, a więc w okresie masowego głodu i całkowitej likwidacji praw obywatelskich, pisze, że wszystko, co słyszał i widział, traktował jako coś niecałkiem realnego, jako „drżącą błonę rozciągniętą między przeszłością a przyszłością": „Nauczyłem się odruchowo klasyfikować wszystko, co mnie szokowało, jako «dziedzictwo przeszłości», a wszystko, co mi się podobało, jako «ziarna przyszłości». Dzięki temu mechanizmowi, który automatycznie sortował spostrzeżenia w umyśle, Europejczyk mieszkający w Rosji w 1932 roku mógł pozostać komunistą".
Idealistom ze szczególnym trudem przychodziło godzić się z faktem, że przywódcy Rosji Sowieckiej nie są bezinteresownymi dobroczyńcami ludzkości, ale samolubnymi, i na dodatek niezwykle bezwzględnymi politykami. Rzadko więc mówili o metodach działania komunistów - o roli partii w życiu ludzi sowieckich, o walkach frakcyjnych, o intrygach i oszczerstwach towarzyszących czystkom, choć po zakończeniu wojny domowej wszystko to stało się nieodłączną cechą komunistycznej rzeczywistości. Woleli traktować komunizm jako zjawisko wyłącznie społeczne i kulturalne. Annę Louise Strong, jedna z najwierniejszych sympatyczek najpierw Moskwy, a potem Pekinu, nie potrafiła przyznać nawet sama przed sobą, że jej komunistyczne bożyszcza, wzorem polityków na całym świecie, walczą o osobistą władzę - tak bardzo była wpatrzona w ostateczne cele komunizmu. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Stalin usunął Trockiego z partii: „Nigdy nie pojęłam, czemu został wyrzucony - pisała. - Nie widziałam wielkiej różnicy między tymi teoriami. Wszyscy przecież pragnęli budować ten kraj, nieprawdaż?".
Nawet wtedy, gdy Stalin został absolutnym władcą Związku Sowieckiego, ludzie ci zaprzeczali, aby jego dyktatura miała wymiar polityczny: „Paradoksalnie, sympatycy komunizmu padli ofiarą własnej inteligencji i wykształcenia.
Nauczywszy się, w najlepszym oświeceniowym stylu, że wszystko ma swoją przyczynę materialną, nie mogli dać się nabrać na rojenia obskurantów o megalomanii i paranoi jednego człowieka". Ogólnie biorąc, inteligentniejszym i lepiej wykształconym ludziom trudniej było zrozumieć prawdziwy charakter reżimu, który nie przestrzegał żadnych racjonalnych zasad i który tradycyjnie uciekał się do przemocy przy rozwiązywaniu problemów, rozstrzyganych w każdym normalnym społeczeństwie za pomocą wyborów i kompromisu. Ludziom biednym i niewykształconym, których życie nauczyło, że irracjonalność i przemoc są częstymi zjawiskami w świecie, łatwiej było pogodzić się z takim charakterem systemu bolszewickiego.
Sympatycy komunizmu byli zahipnotyzowani tyranią Stalina. Zamiast widzieć w niej rażące pogwałcenie komunistycznego dążenia do demokracji, uznawali ją za gwarancję czystości komunizmu, ponieważ eliminując politykę i wszystkie konflikty wewnętrzne, które się z nią wiązały, pozwoliła skupić się komunistom na najważniejszym celu. Paradoksalnie, gdy tylko przywódcy komunistyczni sami zaczęli się przyznawać do błędów i zbrodni, co nastąpiło po śmierci Stalina, sympatycy tłumnie odwrócili się od nich. Wkrótce cały ten gatunek wymarł. Sympatycy idealiści nie mogli żyć bez samoułudy: woleli nie widzieć ucisku i masowych zbrodni popełnianych w imię ideału, niż opowiedzieć się za bardziej humanitarnymi metodami działania, których pragmatyczność pozbawiała ich utopijnych marzeń.
W duszy idealistycznego sympatyka komunizmu zawsze toczyła się walka. Dla wielu negatywne fakty, których mogli nie przyjmować do wiadomości, miały swoje granice. Prędzej czy później przychodziła godzina prawdy. Dla jednych było to wydalenie Trockiego, dla innych procesy pokazowe z lat trzydziestych, dla jeszcze innych pakt sowiecko-niemiecki albo stłumienie powstania na Węgrzech w 1956 roku. Zawsze jednak oznaczało to nie tylko bolesne przyznanie się do błędu, ale zerwanie ze wspólnotą komunistycznych wiernych, do której się wcześniej należało, samotność i ostracyzm. Ci, którzy przez to przeszli, podkreślają we wspomnieniach, jak ciężko było im zerwać z przyjaciółmi i znaleźć się w pojedynkę we wrogim świecie."
Za: R. Pipes, Rosja bolszewików, Warszawa 2005, s. 221- 225.
Wspomniane mechanizmy psychologiczne mają się dobrze i nadal działają, o czym można się przekonać chociażby przeglądając gazety czy oglądając TV... Obserwując pienia Kena Livingstone'a o Chavezie czy do niedawna niemieckich Kameraden o Putinie czułem się jak podróżnik w czasie..
http://www.youtube.com/watch?v=fHpVnQIZPjs
Za: Forum Frondy
"Wrogowie ludu" idą na śmierć.. Uwaga! Drastyczne!