Historie alternatywne są nie tylko dobrą gimnastyką dla mózgu. Są zbiorem scenariuszy, które były możliwe dopóki...Właśnie, dopóty co? I wchodzimy w spiski, służby specjalne, politykę i grę o sumie zerowej. Po przeczytaniu poniższych słów można się jedynie zastanowić, co byłoby gdyby. I dlaczego do takiego interesu nie doszło? Kto nie chciał wtedy się jednać i komu potrzebny był straszak sowiecki? Właśnie...Oto historia. I wracamy do cytowanego już wcześniej ale z innej książki prlowskiego prominenta.
"W „Trybunie Ludu" z 15/16 listopada 1980 r., na pierwszej stronie ukazał się komunikat: „14 bm. I Sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Stanisław Kania przyjął przewodniczącego Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność" Lecha Wałęsę. Rozmowa dotyczyła sytuacji społeczno-gospodarczej i spraw związanych z udziałem Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność" w działaniu na rzecz rozwoju kraju. Lech Wałęsa przedstawił I Sekretarzowi KC PZPR główne problemy nurtujące związkowców „Solidarności". Stanisław Kania w trakcie rozmowy dał wyraz przekonaniu, że po zarejestrowaniu nowych związków stworzone zostały warunki ku temu, aby stały się one ważnym ogniwem socjalistycznej demokracji w naszym kraju.
(...) Znawcy kulis stwierdzili po spotkaniu, że Kania i Wałęsa, podczas tajemniczej rozmowy niczego nie uzgodnili z „przyczyn zasadniczych". Wałęsa podobno nie zgodził się na zaproponowany podział stanowisk w Radzie Państwa, Radzie Ministrów i Sejmie. Moi sekretni informatorzy ze znajomością szczegółów twierdzili, że Wałęsa zgodził się objąć stanowisko wiceprzewodniczącego Rady Państwa i otrzymanie funkcji szefa wszystkich związków zawodowych. Postawił jednak warunki, zażądał dla „Solidarności" dodatkowo: urzędu premiera i kilku ważnych tek ministrów w rządzie. Tu wymieniono konkretne nazwiska. Krew w żyłach mroził premier Jacek Kuroń i członkowie rządu: Jan Rulewski, Adam Michnik, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Karol Modzelewski i inni.
Nic też dziwnego, że przyjazna na początku rozmowa zamieniła się później w nerwową wymianę zdań. Prawdopodobnie została ona nagrana na taśmę magnetofonową przy pomocy „pluskwy", którą sekretarka Wałęsy, Bożena Rybicka, miała przy sobie. Znam też inną wersję. Kłótnia na szczycie wyjaśnia suchą treść komunikatu. Później wielokrotnie przy różnych okazjach i wydarzeniach politycznych w kraju wracano do tej tajemniczej rozmowy i zakonspirowanej taśmy i nic więcej — cisza. Należy przypuszczać, że dzięki niej nie odbyły się zapowiadane głośno procesy działaczy KOR-u. Jedyny odbył się 13 lipca 1984 r. przed sądem warszawskiego okręgu wojskowego przeciwko czterem działaczom dawnego KSS „KOR" — J. Kuroniowi, A. Michnikowi, H. Wujcowi i Zb. Romaszewskiemu. Po jednym dniu procesu sąd odroczył sprawę i nigdy do niej już nie wrócił. Dlaczego?... I druga rzecz, opozycja w różnej formie „opluwała" lub tępiła czołowych liderów PZPR, jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności „czyściochem" i „pieszczochem" pozostał Kania, jak by nie było szef komunistycznej partii."
Za: A. Kopeć, Kto zdradził? Warszawa 1995, s. 199- 201.
Tags: Kopeć, prominent, polityka, komuna, układy, sojusze, PRL, zgniłe, kompromisy, uwiarygadnianie
Temat mocno hermetyczny chociaż powoli odkrywany. Żydzi w UB nadal czekają na swojego obiektywnego badacza. Żydzi w służbach wojskowych powoli są badani. W ostatnim numerze Uważam Rze znajduje się wywiad z historykiem T. Łabuszewskim odnośnie Żołnierzy Wyklętych. Pada zdanie, które jest dobrym odzwierciedleniem zakłamywania historii Polski przez tzw. laicką lewicę, liberałów i innych komunistycznych czy postkomunistycznych pociotków, o likwidowaniu osób narodowości żydowskiej przez podziemie niepodległościowe jako komunistów. Ale gdy wspominamy, że w aparacie ucisku znajdowało się wielu Żydów, pada kontra ze strony utrwalaczy kłamstw- stając się komunistami przestali być Żydami. Ponownie cudownym sposobem odzyskiwali swoje korzenie, gdy zostali zamordowani przez "faszystowskie bandy." Rzecz jasna, zabijanie członków polskiego podziemia nie było mordem czy aktem antypolonizmu, było "czyszczeniem lasów." Do owych wygibasów dochodzi kategoria syjonistów, raz byli dobrzy, innym razem źli- doskonale widoczny mechanizm w przypadku powstania w getcie. Raz syjonistom było po drodze z komunistami, innym razem niekoniecznie-> zob. Dokąd dalej? Ruch syjonistyczny w Polsce (1944-1950) N. Aleksiun.
Otwieram książkę poświęconą uciekinierom z polskich służb specjalnych 1956- 1964, książkę niezmiernie ciekawą, napisaną z pasją, chociaż tytuł jest mylny. To nie były polskie służby specjalne- Tajny front zimnej wojny L. Pawlikowicza. Przeglądam opisy uciekinierów, są to m.in.: major Seweryn Wilf z Zarządu II Sztabu Generalnego WP, kapitan Marcin Sochaczewski z Zarządu II Sztabu Generalnego WP, podpułkownik Adam Brandel z Zarządu II Sztabu Generalnego WP, podporucznik Edward Juraszek z Departamentu II MSW, podpułkownik Jerzy Bryn z Zarządu II Sztabu Generalnego WP, podpułkownik Henryk Trojan z Zarządu II Sztabu Generalnego WP, kapitan Mieczysław Skorupiński z Zarządu II Sztabu Generalnego WP, kapitan Władysław Mróz z Departamentu I MSW, podpułkownik Paweł Monat z Zarządu II Sztabu Generalnego WP, podpułkownik Michał Goleniewski z Departamentu I MSW, porucznik Włodzimierz Barankiewicz z Zarządu II Sztabu Generalnego WP (strona 83 książki). Dalej pada wymowne zdanie, że w wykazie nie uwzględniono osób, które uzyskały zgodę władz PRL na emigrację. Są to m.in.: Zarząd II Sztabu Generalnego WP- kapitan Józef Poznański- wyjechał w 1957 do Izraela, kapitan Ryszard Teodorczyk- wyjechał w 1957 do Izraela, kapitan Michał Góra- wyjechał w 1957 do Izraela, porucznik Włodzimierz Tatarko- wyjechał w 1957 do Izraela, major Henryk Dodin- wyjechał w 1957 do Izraela, kapitan Krystian Halski- wyjechał w 1958 do Izraela, spośród byłych oficerów wywiadu MBP zgodę uzyskał kapitan Marceli Reich- wyjechał w 1958 do RFN (strona 83- 84- przypis 226).
Tags: wywiad, wojskowy, służby, specjalne, białe, plamy, Żydzi, bezpieka, kadry, komunizm, aparat, represji
Źródło: Komunizm w Polsce, Zdrada. Zbrodnia. Zakłamanie. Zniewolenie, red. M Kuś, aut. W. Bernacki, H. Głębocki, M. Korkuć, F. Musiał, J. Szarek, Z. Zblewski, Kraków 2010, s. 245.
Źródło: Bijące serce partii. Dzienniki personalne Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, t. 1 1945- 1947, red. A .K. Kunert, R. E. Stolarski, wyb. i oprac. A. K. Kunert, Warszawa 2001, s. 568.
Tags: satanizm, komunizm, bezbożnicy, Polska, polityka, Stalin
Historia Rosji jest historią krwawą. Historią służb specjalnych i tajemnicą owiniętą w zagadkę zrobioną z enigmy. Patrząc na bunt robotników w Nowoczerkasku odnajdujemy te same motywy i podobne reakcje co w "polskich miesiącach." Co było przyczyną buntu? Podwyższenie cen na mięso i nabiał. Społeczeństwo, nawet tak zatomizowane jak sowieckie, zaczęło się burzyć. Pojawiły się nieprzychylne dla reżimu komentarze i nieśmiałe plany strajkowe. Jeden z pracowników lotniska Wnukowo zaproponował zebranie się na Placu Czerwonym i zażądanie unieważnienia uchwały o podwyżkach artykułów spożywczych. Złośliwe komentarze dotyczące braku szans na "doścignięcie i przegonienie Ameryki" oraz rozmowy o błędnych decyzjach w sprawie zakazu posiadania bydła w szybkim tempie prowadziły do konstatacji, że od "obecnej władzy nic dobrego się nie uzyska."
Jak podaje R. Pichoja (od strony 199):
"Wczesnym rankiem 1 czerwca (1962- Unicorn), przed rozpoczęciem dnia pracy niewielka, składająca się z 8-10 osób grupa robotników- formierzy z odlewni stali należącej do Nowoczerkaskiej Fabryki Lokomotyw Elektrycznych zaczęła dyskusję na temat podwyżek cen. Nieszczęśliwym trafem znalazł się tam również kierownik Wydziału Przemysłu Rostowskiego Komitetu Obwodowego KPZR Buzajew, który "zaczął wyjaśniać robotnikom Odezwę KC KPZR i Rady Ministrów ZSRR." Rozpoczął się spontaniczny wiec. Zaczęli podchodzić robotnicy z innych odcinków, a część z nich przerwała pracę i zebrała się na zakładowym placu.
[do grupy robotników przemówił dyrektor Kuroczkin; robotnicy zaczęli wypominać dyrektorowi złe warunki pracy; dyrektor uciekł, pracownicy ruszyli za nim- Unicorn].
(...)Wtedy też, około godz. 11, robotnicy podnieśli pierwsze samodzielnie przygotowane transparenty, z żądaniami mięsa, mleka i podwyższenia pensji. Po upływie pół godziny, przed godz. 12, na placu przed pomieszczeniami dyrekcji zebrała się duża grupa robotników protestujących przeciwko podwyżkom cen i zmniejszeniu stawek. O godz. 12 zatrzymano pociąg osobowy kursujący na trasie Saratów- Rostów. Z kabiny maszynisty protestujący zaczęli wysyłać sygnały wzywające mieszkańców miasta do przyjścia na plac.
Do fabryki przyjechali przedstawiciele władz obwodowych- sekretarz komitetu obwodowego Majakow, a następnie pierwszy sekretarz komitetu obwodowego Aleksandr Basow, przedstawiciel Rostowskiego Komitetu Wykonawczego Zamietin, przewodniczący sownarchozu Iwanow, a także zastępca naczelnika obwodowego zarządu KGB Łazariew wraz z pracownikami UKGB.
[tłum gęstniał, przedstawiciele władz nie wychodzili do robotników, protestujący wdarli się do budynku dyrekcji i żądali wystąpienia władz: przemówił pierwszy sekretarz Rostowskiego Komitetu Obwodowego- Unicorn].
(...) Wieczorem 1 czerwca 200- osobowy oddział milicji podjął próbę zdławienia zamieszek, ale robotnicy rozgonili milicjantów. Następnie wprowadzono wojsko, ale żołnierze nie użyli siły. Następnego dnia, 2 czerwca, robotnicy z czerwonymi flagami i portretami Lenina przemieścili się do centrum miasta pod budynek komitetu miejskiego KPZR. Do tłumu dołączali mieszkańcy Nowoczerkaska. Protestujący pokonali zapory z czołgów i samochodów, doszli do budynku partii i wdarli się do jego wnętrza.
[z balkonu chciano wywiesić czerwony sztandar i portret Lenina; przed siedzibą komitetu rozpoczął się wiec-Unicorn].
(...) Wtedy przeciwko robotnikom skierowano oddziały wojskowe, które otworzyły ogień do ludności. Na miejscu zginęło 20 osób, a trzy zmarły później na skutek odniesionych ran. Około 40 osób zostało rannych."
Za: R. G. Pichoja, Historia władzy w Związku Radzieckim 1945- 1991, Warszawa 2011, s. 201- 202.
3 czerwca mieszkańcy gromadzili się przed placówkami milicji i KGB. Wprowadzono godzinę policyjną. O 15 przez radio przemawiał członek Prezydium KC KPZR Kozłow. Obiecywał, obiecywał, obiecywał i wzywał do zaprowadzenia porządku w mieście. Jak stwierdza Pichoja, rzeczywiście zaprowadzono porządek: zabito 23 osoby, aresztowano 49, a 116 zostało pociągniętych do odpowiedzialności za udział w protestach. Procesy trwały do listopada, 7 spośród 14 uznanych za organizatorów wiecu zostało skazanych na karę śmierci.
Tags: Pichoja, Sowiety, bunt, robotnicy, 1962, historia, polityka, nieznane
Z komiksami komuniści mieli spory zgryz. Wiadomo, coca- cola, imperialiści, guma do żucia, bikiniarze i jakieś obrazki z dymkami. Co najmniej wątpliwe ideologicznie pomimo tradycji karykatur czy gadzinowych plakatów. Tzw. historyjki obrazowe szły w gazetach jako paski obliczone na krótki komentarz. Koziołek Matołek i Fiki Miki były przed wojną, znaczy teraz niepewne. Ktoś zmyślny zauważył, że owe obrazkowe historyjki mogą być dobrym narzędziem propagandy i zaczął się powolny wysyp "zeszytów" oraz "ksiąg" wszelakich.
Tutaj każdy orientujący się w realiach wymieni Kapitana Żbika (później także np. Pilota śmigłowca) a także...Tytusa, Romka i Atomka. Tak, Tytus był o wiele bardziej przesiąknięty nowomową niż Kajko i Kokosz/ Kajtek i Koko- np. księga IV będąca prymitywną agitką na rzecz "ludowego wojska." Stachanowcem komiksu był J. Wróblewski, spod którego ręki wychodziło wiele komiksów i serii (historyczne, westerny, podróżnicze).
O ile Kapitana Żbika można uznać za półśrednią propagandę o tyle np. jedna historia- "Było to na Podhalu..." ze zbioru opowieści komiksowych pn. "Diamentowa rzeka" (rok 1983) plasuje się w czołówce lizodupstwa i komunistycznej propagandy, perfidnej i kłamliwej. Członkowie "bandy" ukazani są jako tępe ryje z premedytacją zabijający dziewczynkę, milicjanci mają rysy przystojniaków z kryminałów zachodnich itp. Poniżej macie przykładowe dwie strony z komiksu:
Klikers 1, klikers 2.
Źródło obrazków: "Było to na Podhalu", scen. J. Ankudowicz, rys. J. Wróblewski [w:] Diamentowa rzeka, Warszawa 1983, s. 10- 12.
Tags: komiksy, Wróblewski, diamentowa, rzeka, Podhale, propaganda, komunizm, indoktrynacja, młodych
Książka trudna do kupienia. Warta zachodu z uwagi na kuchnię służb. Komuś obeznanemu bardziej w świecie polityki, historii i spisków większość przytaczanych wydarzeń i opisów nie wyda się niczym nadzwyczajnym. Ci, którzy swój świat redukują do Aborczej i TVNu, uważając jeszcze owe paskudne manipulacyjne przekaziory za źródło obiektywności, raczej się zmęczą. W końcu- prawda boli. Rzecz jasna, do niektórych spraw ukazanych przez P. Sudopłatowa trzeba podchodzić sceptycznie. Z wielu względów, podstawowy to drobiazg, że pan był ostrym czekistą. W żadne nawrócenia nie uwierzę a w kawał draństwa siedzącego w nim, jak najbardziej. Manipulacją są jego spostrzeżenia o ataku Niemiec na Polskę w 1939 i roli w niej Sowietów. Temat zresztą mocno mu nie "leży." Kompletnie niewiarygodne są dla mnie tezy o uciekinierach ze służb.
Niemniej warto się zapoznać, dowiecie się, że Benesz był sowieckim agentem od 1938 (zero zdziwień, prawda?)- s. 113 Wspomnień Sudopłatowa- zobacz też mój wpis: Benesz- wróg Polski (http://blogmedia24.pl/node/52095) lub o snuciu planów przez rząd angielski, a dokładniej przez polityków "monachijskich" o tajnym sojuszu z Hitlerem przeciwko Sowietom (tak samo- jak najbardziej realna możliwość)- s. 106 Wspomnień, albo o sprawie Tuchaczewskiego (zgadzam się, że bajka z przekazaniem dokumentów jest średnio realna)- a sam Tuchaczewski miał ambitne plany. Jedno jest pewne, po lekturze książki sami stwierdzicie, że określenie Sowietów jako "imperium zła" przez najlepszego prezydenta USA w XX wieku jest nad wyraz delikatne...
Aby zachęcić do lektury i snucia dalszych spiskowych wizji alternatywnych (lub nie) niżej kilka fragmentów:
"Pakt Ribbentrop- Mołotow położył kres ukraińskich nacjonalistów, wspieranych w 1938 roku przez Wielką Brytanię i Francję, w sprawie utworzenia niezależnej Republiki Karpacko- Ukraińskiej (warto w tym kontekście poczytać o operacjach polskiego wywiadu- granica polsko- węgierska-> J. Kasparek, Przepust karpacki-Unicorn). Tę inicjatywę storpedował prezydent Benesz, który zgodził się ze Stalinem, że Ukraina Zakarpacka, obejmująca pewne terytorium czechosłowackie, zostanie oddana na czas obowiązywania paktu Związkowi Radzieckiemu."
Za: P. Sudopłatow, A. Sudopłatow, L.P. Schecter, J.L. Schecter, Wspomnienia niewygodnego świadka, Warszawa 1999, s. 115.
Od strony 120 Sudopłatow opisuje "sprawę Sosnowskiego" i księcia J. Radziwiłła (z toku lektury wynika, że Sudopłatow swobodnie podchodzi do dat wydarzeń):
"Zubow zwerbował Sosnowskiego przekonując go, że ani w polskim, ani w niemieckim wywiadzie nie ma dla niego przyszłości i powinien współpracować z wywiadem rosyjskim. W latach trzydziestych Sosnowski jako polski rezydent w Berlinie z sukcesami kierował siatką agentów. Był polskim arystokratą. Do niego należały stadniny koni w Berlinie, a swoich agentów, przeważnie atrakcyjne kobiety, lokował w siedzibach partii nazistowskiej i sekretariacie ministra spraw zagranicznych. Do 1935 roku Gestapo wyłapało większość jego agentów i aresztowało Sosnowskiego pod zarzutem szpiegostwa. Przesłuchującym go na Łubiance powiedział, że w jego obecności agenci zostali ścięci w więzieniu Plotzensee. On zaś został wymieniony za przywódcę niemieckiej mniejszości w Polsce, oskarżonego o szpiegostwo.
Za sprzeniewierzenie funduszy państwowych sąd wojskowy w Warszawie skazał Sosnowskiego w 1937 roku na karę więzienia we wschodniej Polsce. Gdy w 1939 roku nasze wojska zajęły to więzienie, Armia Czerwona przekazała go NKWD.
Od Sosnowskiego dowiedzieliśmy się, że dwóch jego agentów wciąż działa. On też jako pierwszy podsunął nam myśl, że książe Radziwiłł mógł pośredniczyć między polskim kierownictwem i Hermannem Goringiem, zastępcą Hitlera (tutaj wraca jak bumerang teza sowieckiej i później rosyjskiej historiografii jakoby pod koniec II RP prowadzono tajne negocjacje dotyczące ataku na Sowiety. Podobnie jak sprawa bolszewickich jeńców wielokrotnie rozgrywana propagandowo. W całej sprawie jest pewien smaczek, że takie negocjacje faktycznie były prowadzone ale dotyczyły innej kwestii- wymiany "wodza" Hitlera na...Goringa. Sprawa ponoć była mocno zaawansowana i możemy się jedynie domyślać dlaczego Goring nie został kolejnym wodzem III Rzeszy. Prawdopodobnie nie byłoby II wojny światowej. Osobiście uważam, że akurat tutaj Sudopłatow mógłby nam opowiedzieć dużo więcej. Nie zrobił tego, jak myślicie dlaczego? Do kompletu rozważań należałoby dodać kwestię pokoju niemiecko- sowieckiego w 1942 roku oraz planowane zamachy na Hitlera- 1943-Unicorn). Sosnowski zaczął z nami współpracować, kiedy przedstawiliśmy mu dowody, że wszystko o nim wiemy. Ale on też dużo wiedział nie mogliśmy wypuścić go spod kontroli. Dwa z jego źródeł informacji w Niemczech były dla nas użyteczne w 1940 roku i pierwszych dwóch latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej", ibidem, s. 121.
Eksploatowana do znudzenia a i tak skuteczna zasada Operacji Trust:
"Nasz plan przewidywał utworzenie fikcyjnej pronazistowskiej organizacji podziemnej zwanej Tron (Priestoł), która zaoferowałaby naczelnemu dowództwu niemieckiemu wsparcie pod warunkiem, że jej liderom zostałyby przyznane stanowiska w okupacyjnej administracji ziem rosyjskich. Mieliśmy nadzieję wykryć niemieckich agentów i spenetrować ich siatkę w Związku Radzieckim. Przewidywaliśmy utworzenie przez Niemców rządu tymczasowego, gdyby okupowali odpowiednie terytorium", ibidem, s. 157.
Tags: Sudopłatow, wspomnienia, niewygodny, świadek, historia, czekiści, Sowiety, mordy, operacje, służb, specjalnych
W dawnych smutnych czasach, gdy były dwa programy w telewizji a lud wolał ze sobą rozmawiać niż grillować i smsować omijano cenzurę stosując rozmaite niedopowiedzenia i wytrychy słowne, aluzje i ironiczne podteksty. Dzisiaj, w dobie kilkuset kanałów wszystkie głównonurtowe sprowadzają się do trzech kwestii wspaniale ukazanych w filmie Oni żyją, skądinąd rzadko powtarzanym (ciekawe dlaczego?
- sleep, sleep, sleep. Ów oryginalny motyw usypiania widza jest skuteczny z uwagi na poprzedni ustrój, gdzie wszyscy nie mieli niczego ale dało się zdobyć i pomimo, że każdy miał nic, zadowoleni byli prawie niektórzy. Mówiąc krótko, odwołanie do konsumpcji działa bo byliśmy głodni. Czy nadal jesteśmy głodni i napychamy brzuchy świństwem? Większość ludzisków powie- tak, w końcu ich sensem życia jest żarcie, picie i pieprzenie (przydałby się niemiecki literowiec z fressen ale zapomniałem). Kolor połączony z kupowaniem niepotrzebnych rzeczy i omijaniem spraw smutnych, niepotrzebnie angażujących mózg daje w rezultacie olbrzymią masę "szarych", których można obudzić w tylko jeden sposób, zabierając im ogłupiacza. Szklana pogoda z kolorem (jedyna różnica w porównaniu z PRLem) zalewa świat...szarzyzną. W podobny sposób podszedł do sprawy J. Dukaj w powieści Wroniec (polecam, wspaniałe ilustracje!):
"Adaś zrozumiał, że oni wszyscy tu wyszarzyli się na śmierć. I że wszystko było na odwrót. To nie Maszyna-Szarzyna zalewa ludzi szarością. To ludzie napędzają Maszynę-Szarzynę. A przez Maszynę — wszystkie telewizory w mieście i w kraju. Kineskopy działają w obie strony. Nawet jak kto nie chce — Maszyna-Telewizja go wyszarza. Najpierw oddaje jej Kolor. A potem ona żywi się szarością. Pokazuje ją na ekranach. Nadaje tylko to, czym ludzie ją nakarmili. A oni jeszcze chodzą po mieście i oszarzają domy, ulice, innych ludzi. Tutaj zaszło najdalej. Bo tutaj musiało się zacząć. Szarość z nich wybuchła. Wyszarzyli się na śmierć. A Maszyniści-Szarzyści, żeby dalej karmić Telewizję, wyciągnęli potem Maszynę na ulice. I tak prowadzą ją przez miasto dzielnica po dzielnicy. Rosnącą kineskopami, kablami, Elektroniką."
Za: J. Dukaj, Wroniec, Kraków 2009, s. 211.
To nie świat jest szary, to telewizja zabija w nas uczucia, podając podróbki.
Tags: Dukaj, Wroniec, neokomuna, pełzający, totalitaryzm, liberałów, szarzyzna, telewizja, cenzura
Temat wielokrotnie poruszany, mniej czy bardziej bezpośrednio, także na moim blogu. Dopóki nie znajdzie się odważny badacz, będziemy karmieni iluzją i tekstami w stylu: procent był niewielki, a na kierowniczych stanowiskach z rzadka bywali. Zbędne szczegóły w stylu kto był faktycznym kierownikiem czy wydającym dyspozycje oraz zmiany nazwisk pomija się wyniosłym, pseudonaukowym milczeniem. Tak samo białą plamą jest zachowanie mniejszości, w tym Żydów na Kresach w 1939 roku (chociaż nie tylko wtedy). W swoich dość dziwacznie (bo chaotycznie) napisanych wspomnieniach (albo raczej przyczynkach do dyskusji) T. Modelski dokonuje podsumowania tematu, który powinien zostać już dawno zbadany, opisany i nagłośniony. Dlaczego? Ponieważ to jest historia!
"Jeśli chodzi o Żydów rosyjskich oraz Żydów polskich w sowieckim aparacie NKWD, Stalin widział w nich element, który będzie bardziej okrutny wobec Polaków niż nawet polscy komuniści i tak wrogo nastawieni do Polaków orientacji zachodniej. Ale ta wrogość Stalinowi nie wystarczała, pragnął on „superwrogości". Podczas gdy polskiego komunistę z Polakiem o orientacji zachodniej łączyła wspólna narodowość, a dzielił jedynie system polityczny, to Żyda rosyjskiego czy nawet Żyda polskiego komunistę z etnicznym Polakiem dzielił zarówno element narodowy, jak i element systemu politycznego. Zaś z punktu widzenia Stalina Żydzi wychowani i wykształceni w polskim systemie edukacyjnym, w polskiej kulturze i polskim języku, a nie będąc polskimi patriotami, świetnie nadawali się do tego, aby wyładować swoją nienawiść, napięcie i niechęć na wszystkich Polakach o orientacji prozachodniej, jako na podwójnym wrogu. Ta grupa oficerów politycznych, prokuratorów oraz członków partii komunistycznej przybyła z Rosji do Polski z Armią Czerwoną w 1944 roku. Wszyscy przyjechali ubrani w polskie mundury, jakkolwiek Żydzi polscy mówili po polsku, ale Żydzi rosyjscy częstokroć nawet nie znali języka polskiego. I to właśnie oni stali się podstawą komunistycznej administracji w Polsce. Jak wynika z ich zeznań składanych przed władzami brytyjskimi, po wybraniu wolności na Zachodzie, owi administratorzy żydowskiego pochodzenia starali się pozostawać w cieniu, zasłaniając się najczęściej Polakami niewykształconymi, pochodzącymi z klasy robotniczej. Im to przyznawano oficjalne pozycje administracyjne i oni to właśnie reprezentowali owe urzędy na zewnątrz. Podczas gdy prawdziwi decydenci, Żydzi rosyjscy lub polscy decydowali o wymiarze kary, egzekucji, typie tortur i to oni stanowili prawdziwą władzę."
Za: T. Modelski, Byłem szefem wywiadu u Naczelnego Wodza, Warszawa 2009, s. 360.
Tags: Modelski, Żydzi, Sowiety, komunizm, dziel, rządź, historia, polityka, białe, plamy, podsumowanie, UB, terror
Bardzo często wielu przygłupów z tzw. partii zamieszanych mocno w okrągły stół próbuje relatywizować komunę, że owszem kiedyś było ostro ale później było miło, sympatycznie i w ogóle byliśmy najweselszym barakiem w obozie demoludów. Jest to kłamstwo, o czym zresztą świadczy uaktywnienie instytucji "nieznanych sprawców" w latach 80.tych XX wieku. Podobną bajką sprzedawaną na bezczelnego są twierdzenia o jakiejś niby niezależności mitycznego "wywiadu" w PRLu- również w okresie po stanie wojennym czy opowieści o kontroli naszego terytorium przez tylko i wyłącznie "polskie służby". Drobiazg, że w każdym okresie, po tworze zwanym Polską Ludową grasowały rozmaite hordy szpiegów i byliśmy przytuliskiem wrednych typów, terrorystów, umyka uwadze. W latach 70. tych i 80.tych XX wieku na Wybrzeżu ramię w ramię chodziły sowieckie i wschodnioniemieckie służby werbując na przyszłość rozwojowy narybek- pewna plotka głosi, że wtedy został zawerbowany jeden z filarów ruchu "liberalnego."
"Wspominając obserwacyjne działania KGB odnośnie wydarzeń poznańskich z czerwca 1956 roku, nie można pominąć milczeniem jego bezpośredniego w nich udziału. Jest bowiem faktem, iż siły sowieckie, w tym grupy bojowe KGB, brały bezpośredni udział w zdławieniu buntu Poznania. A oto dwa przykłady. 29 czerwca rano, około godziny 9.00, w rejonie ulicy Dąbrowskiego zatrzymała się kolumna „polskich" czołgów. Na pancerzach siedzieli czołgiści w polskich mundurach, posilając się dowiezionym właśnie im prowiantem. Mówili ze sobą po rosyjsku. Ci sami czołgiści, około godziny 9.20-9.25, otworzyli ogień z czołgowych kaemów i pistoletów maszynowych do grupy cywilów, którzy uchodząc przed pościgiem zorganizowanym przez bezpiekę, chcieli przedostać się na drugą stronę ulicy Dąbrowskiego. Wyskakując z bram kamienic ulicy Dąbrowskiego, na odcinku między ulicami Roosevelta i Kochanowskiego, dostali się pod ogień broni maszynowej czołgistów ze specjalnej grupy bojowej KGB, którą skierował poprzedniego dnia wieczorem do Poznania sowiecki generał w polskim mundurze, Stanisław Popławski.
Tenże generał Popławski wydał rozkaz rozstrzelania tych wszystkich oficerów i żołnierzy Wojska Polskiego, którzy odmówili wzięcia udziału w krwawej pacyfikacji Poznania. Wiemy już dziś, iż w nocy z 28 na 29 czerwca około godziny 3.00 przywieziono (pod silną eskortą UB) do Prosektorium Akademii Medycznej w Poznaniu przy ulicy Święcickiego, zwłoki dwunastu młodych podchorążych WP. Wszyscy zginęli od strzału w potylicę. Stąd o godzinie 6.00 rano zwłoki, po przeprowadzonej sekcji, wywieziono w nieznanym kierunku celem potajemnego pochówku. Nigdy żaden oficjalny komunikat w tej sprawie nie został wydany. Dopiero dziś wiemy, iż byli to czołgiści z trzech polskich czołgów, podchorążowie z Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych, których maszyny wysłano na odsiecz gmachowi UB atakowanemu wówczas przez demonstrantów. Podchorążowie OSWP odmówili strzelania do demonstrantów, oddając swe czołgi ludziom. Zostali później aresztowani. Na rozkaz generała Popławskiego wywieziono ich na mały poligon położony w rejonie lotniska w Ławicy, gdzie zostali zastrzeleni przez ludzi ze specjalnego oddziału KGB.
Tych dwunastu sprawiedliwych zamordowano bez sądu i wyroku, tylko na rozkaz sowieckiego generała, będącego wówczas prawą ręką sowieckiego marszałka Rokossowskiego. Ponieważ, mimo ścisłej tajemnicy otaczającej ten mord, wieść o nim przedostała się do wiadomości poznańskiej społeczności, wydany został w czerwcu 1981 roku specjalny komunikat Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie, ogłoszony w prasie, w radiu i telewizji, zapewniający, iż w roku 1956 władze wojskowe nie wydały żadnego wyroku śmierci wobec któregoś z żołnierzy Wojska Polskiego, i że żaden taki wyrok nie został wówczas wykonany. Być może wyroku rzeczywiście nie wykonano, mordując aresztowanych sowieckim zwyczajem bez osądzenia, wzorem katyńskim — strzałem w tył głowy."
Za: F. Bernaś, Mrok i mgła. Z dziejów KGB, Warszawa 1997, s. 647- 648.
Tags: KGB, komunizm, PRL, bezpieka, służby, 1956, agentura, Bernaś, mrok, mgła, Sowiety
Akcja była powtarzana wielokrotnie, z różnymi rezultatami zresztą. I łączona z czyszczeniem bibliotek, oficjalnie nazywało się to konserwacją księgozbioru. Swego czasu rozmawiałem z emerytem bibliotecznym, który podał mi etapy "konserwacji", było ich kilka, nie zawsze po zawirowaniach politycznych i protestach społecznych. Przed akcesją Polski do tworu zwanego UE nasycano biblioteki propagandowym śmieciem, niczym politrucy Stalina po wojnie zastępujący literaturę "dziełami klasyków." W tym czasie książki oddane do "konserwacji" zagubiły się albo trwały, trwały, trwały gdzieś tam i szukały swoich nowych okładek, nieraz trwało to całe lata...Pierwszy etap zbiegł się w czasie z akcją makulatura:
"Trwała jednak rozgrywka mniej rzucająca się w oczy, a głębsza, nawet specjalnie nie zamaskowana, tyle że stwarzająca pozory niewinnego bałaganu. Przez kilka lat prowadzono tzw. zbiórkę makulatury. Pozornie obie strony traktowały tę akcję niepoważnie — była prowadzona chaotycznie, w sposób bałaganiarski; jak pomniki głupoty, ba, jak kopce głupoty wznosiły się po miastach stosy makulatury, której nie było gdzie magazynować ani dokąd odwieźć na przemiał. Tyle że społeczeństwo wywiązywało się z tej — dość uciążliwej — akcji, a władze... No cóż, władzom wcale nie zależało na paru dodatkowych tonach papieru. Nie o to w tej akcji chodziło. Podczas zajęć z historii sztuki, a więc przed wielu laty, miałem możność rozmawiać z profesorem Lorenzem o jego okupacyjnej akcji ratowania zabytków i książek. Profesor powiedział wówczas rzecz na pozór zaskakującą: „z Biblioteki Uniwersytetu kazałem wywozić gazety, liczyłem, że Pana Tadeusza ludzie ocalą po domach". Prowadzona przez „ludowe" władze akcja była dokładną odwrotnością tej, jaką podczas okupacji niemieckiej przeprowadził profesor Lorenz. Pan Tadeusz ukazał się w Wyborze pism Mickiewicza poprzedzony przemówieniem Bieruta w roku 1951 — na przemiał szły oddane na makulaturę gazety i książki z czasów II Rzeczypospolitej; z biegiem lat dochodziły do nich publikacje wydawane po roku 1945. Czytelnicy tracili możność porównania serwowanej na bieżąco, obowiązującej wersji przeszłości z jakimikolwiek źródłami. Ta na poły zabawowa akcja okazała się w efekcie bardziej skuteczna niż akcja palenia książek przez Niemców: była bardziej masowa, bardziej wyniszczająca pamięć zbiorowości i do tego lepiej kamuflowała samą siebie. Przeprowadzając ją, władze odwoływały się głównie do dzieci i młodzieży, także do lumpów z marginesu — więc do „zbieraczy", którzy nie zdawali sobie sprawy z wartości „makulatury". Z własnego dzieciństwa pamiętam, jak przez cały okres podstawówki (1950-1957!) musiałem co miesiąc odstawiać 4 kg papierowego kontyngentu — pod groźbą obniżenia stopnia ze sprawowania, co automatycznie pociągało za sobą odebranie stypendium. Kontyngenty odbierane od dorosłych były niższe, miały charakter doraźnych akcji i „zobowiązań ku czci" — 1 Maja, 22 Lipca, Rewolucji Październikowej, a nawet przyjazdu Ochaba czy Zawadzkiego. Na Śląsku, gdzie chodziłem do szkoły, „zbieranie makulatury" służyło dodatkowo niszczeniu śladów niemczyzny. Że przy okazji niszczono pochodzące z czasów zaborów dowody polskości Śląska — nikogo to nie martwiło."
Za: B. Urbankowski, Czerwona msza czyli uśmiech Stalina, t. 2, Warszawa 1998, s. 48.
Tags: Urbankowski, czerwona, msza, akcja, makulatura, niszczenie, kultury, antyhistoria, komunizm, antypolonizm, PRL