"Nakręcony w oparciu o mało znaną historię z okresu II wojny światowej, film „Opór” jest epicką opowieścią o rodzinie, honorze, zemście i przetrwaniu. Rok 1941 – Żydzi w Europie Wschodniej padają ofiarami masowych mordów. Trzem braciom udaje się schronić w gęstym lesie, który znają od dziecięcych lat. Tam stoczą dramatyczną walkę z hitlerowcami.
"Latem 1941 roku zwycięska armia Hitlera miała Europę u swoich stóp. Miliony ludzi czekała niechybna śmierć. Trzech braci Bielskich – młodych żydowskich chłopów, mieszkających w białoruskiej wiosce – postanowiło podjąć walkę ze wszechogarniającym złem i poprowadziło za sobą setki ludzi. Reżyser Edward Zwick ukazuje ich losy jako studium zemsty i chęci przetrwania, która scementowała wspólnotę i zagwarantowała ocalenie."
"Chęć walki i odwetu wkrótce przerodziły się w poświęcenie w ratowaniu jak największej liczby Żydów. Pod przywództwem Tewjego partyzanci osiągnęli więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać."
Faktycznie...
"Niemcy wyznaczyli wysoką nagrodę za głowy braci, aby zdusić pogłoski o bohaterach, ukrywających się w puszczy. Tymczasem oddział partyzantów, nierzadko brutalnie i bezwzględnie, plądrował wioski kontrolowane przez wroga w poszukiwaniu prowiantu oraz broni, która pozwalała bronić setek uciekinierów. Zgrupowanie braci Bielskich stało się największym żydowskim oddziałem partyzanckim w trakcie II wojny. Ich akcje pochłonęły najwięcej ofiar wśród sił niemieckich oraz doprowadziły do uratowania największej ilości Żydów."
Ta pani nie jest historykiem. Kłania się wizja historii a la Gross...
Przeskoczmy teraz do artykułu z "Najwyższego Czasu":
"W „Oporze" („Defiance"

skazani na zagładę przez hitlerowskich okupantów Żydzi z okolic Nalibok zakładają w puszczy obóz, aby uniknąć represji i stosować tytułowy opór. Przeciwko komu? Przeciwko ich śmiertelnemu wrogowi - Niemcom. O brutalnych napaściach na polskie wioski, a przede wszystkim mordzie dokonanym w Nalibokach - ani słowa. Superprodukcja Edwarda Zwicka (twórcy m.in. „Ostatniego samuraja"

pokazuje bandytę Tewje Bielskiego (w tej roli James Bond, czyli Daniel Craig) jako bohatera bez skazy.
Najpierw (1941 r.) grupa liczy 40 osób - głównie członków rodziny Bielskich, ich kuzynów i sąsiadów, stąd nazwa „obóz rodzinny". W szczytowej fazie „Jerozolima" (bo tak mówi się o leśnym schronieniu okolicznych Żydów) osiąga liczbę ponad tysiąca - są to mężczyźni, kobiety i dzieci, zarówno prości ludzie, jak i inteligenci, którym udało się uniknąć zamknięcia w gettach i późniejszej zagłady. Dobra potrzebne im do przetrwania wytwarzają sami lub dzięki pomocy chłopów. Na początku istnienia obozu ustalili bowiem, że nie będą napadać na wsie i urządzać rekwizycji całego dobytku ich mieszkańców. Ponieważ muszą jednak coś jeść i czymś się odziać, zabierają miejscowej ludności żywność i ubrania -ale tylko na zasadzie dobrowolnej zrzutki na obóz i nie więcej niż połowę zasobów. Taka jest reguła. Dzięki temu żyją z chłopami w niczym nie zmąconej harmonii. Najczęściej po produkty do wsi udają się kobiety. Potem wszystko jest dzielone po równo. Nie ma lepszych i gorszych. Pełna demokracja. Gdy przychodzi zima, wszyscy cierpią z głodu i zimna (najgorzej ma nasz bohater - charczący Tewje omal nie umiera). Wobec kobiet mężczyźni są opiekuńczy, pod wpływem narzeczonej Bielski zmienia nawet swoje rozkazy.
Gdyby w puszczańskich ostępach pojawił się wróg - Niemiec - Jerozolima jest przygotowana do oporu. Broni jej grupa Żydów (broń zdobyli na Niemcach) pod dowództwem szefa całego obozu - przedwojennego kaprala WP, syna młynarza, który do 1939 roku prowadził razem z żoną sklep tekstylny, 34-letniego wówczas Tewje Bielskiego. W utrzymaniu porządku w obozie pomagają mu trzej bracia: Zus, Asael i Aron.
W pewnym momencie część partyzantów - kierowana przez brata Tewjego, Zusa - odchodzi z obozu, by przyłączyć się do stacjonującej w Puszczy Nalibockiej partyzantki sowieckiej. Mimo iż żydowscy bojownicy doświadczają antysemityzmu Rosjan, zaskarbiają sobie ich uznanie. To oni co chwila najbardziej bohatersko walczą. Z kim? Oczywiście z Niemcami, a tylko sporadycznie z kolaborującą z okupantem białoruską policją pomocniczą. „Opór" kończy się wielką bitwą z Niemcami na bagnach, po których sprawnie poruszają się hitlerowskie czołgi. Zwycięstwo „Jerozolimie" zapewnia odsiecz Zusa Bielskiego, który porzucił sowieckich partyzantów, by powrócić do ewakuującego się obozu, bronionego dzielnie przez jego brata Tewje - kryształowego bohatera.
Tyle nakręcona za dziesiątki milionów dolarów hollywoodzka superprodukcja. Podkreślić trzeba, że oparty na faktach film ma przedstawiać prawdziwą historię braci Bielskich.
Co w filmie jest prawdą? Właściwie tylko to, że taki obóz istniał i wojnę przeżyło w nim ok. 1200 osób. Nie ma tam sprawy najbardziej obciążającej, czyli rzezi dokonanej przez partyzantów w Nalibokach. Ale po kolei.
W Puszczy Nalibockiej stacjonowało w czasie wojny ok. 10 tys. sowieckich partyzantów skupionych w kilku obozach. Składali się z rozbitych przez Niemców oddziałów, na którymi dowództwo sprawowali oficerowie zrzuceni samolotami z Moskwy. Jako że tereny te zostały w 1939 roku włączone do Związku Sowieckiego, owi partyzanci traktowali je jako swoje.
Głównym wrogiem nie byli Niemcy - celem byli polscy mieszkańcy wsi i polskie podziemie zbrojne. Ponadto w Puszczy Nalibockiej Żydzi utworzyli dwa duże obozy siemiejnyje (czyli właśnie rodzinne). Pierwszym dowodził Tewje Bielski, drugim - nieco mniejszym - inny samozwańczy komendant, a właściwie kolejny krwawy watażka, Simcha Zorin. Nie zamierzali walczyć, tylko przeżyć. Plan został zrealizowany - do żadnej bitwy z Niemcami nie doszło. Potwierdził to nawet... Tewje Bielski. W zaraz powojennych wspomnieniach podkreślał, że jego „Jerozolima" „nigdy nie weszła do akcji z okupantem". Tuż przed śmiercią, w 1987 roku powtórzył to w jednym z wywiadów: „Widziałem, co robią Niemcy. Chciałem być inny. Zamiast zabijać, chciałem ratować. Nie walczyłem z Niemcami, to prawda. Bo uważałem, że jeden uratowany Żyd jest ważniejszy niż 10 zabitych Niemców".
A zatem żadnego zbrojnego oporu nie było. To pierwsze, można powiedzieć: założycielskie kłamstwo „Oporu".
Kłamstwo drugie: „Jerozolima" nie była - jak tego chcą w Hollywood -obozem autonomicznym, w którym tylko wydzielona część partyzantów (z Zusem Bielskim na czele) znajdowała się pod rozkazami sowieckimi. Dowództwu w Moskwie podporządkowani byli wszyscy. Historycy podkreślają, że Tewje Bielski szybko porozumiał się z Sowietami i wszedł pod ich komendę.
W raportach Delegatury Rządu z tego okresu czytamy: „Zagadnienie bezpieczeństwa w ogóle nie istnieje, a teren objęty partyzantką robi wrażenie „dzikich pól". Życie ludzkie straciło wszelką cenę, a doraźne egzekucje są powszechne na całym terenie. (...) Teren, gdzie Niemcy nie docierają, a zwłaszcza Puszcza Nalibocka, jest siedliskiem przeważnie sowieckich oddziałów dywersyjnych. Są one dobrze uzbrojone w broń ręczną i maszynową, dowodzone przez oficerów sowieckich specjalnie wyszkolonych do walki partyzanckiej i podobno liczą ok. 10.000 ludzi. (...) Ludność miejscowa jest zmęczona i znękana ciągłymi rekwizycjami, a często i rabunkiem odzieży, żywności i inwentarza. Najbardziej dają się we znaki, zwłaszcza w odniesieniu do ludności polskiej, tzw. oddziały rodzinne (siemiejnyje), składające się wyłącznie z Żydów i Żydówek w sile 2-ch batalionów".
Kłamstwo trzecie: warunki i stosunki panujące w obozie. Opisał je m. in. czasowy zastępca Tewje Bielskiego, polski przedwojenny komunista Józef Marchwiński (żonaty z Żydówką o imieniu Ester i dlatego dołączony do obozu przez dowództwo sowieckie): „Bielskich było czterech braci, chłopów rosłych i dorodnych - i nic też dziwnego, że mieli powodzenie u niewiast w obozie. Byli to mołojcy do wypitki i miłości, nie mieli jednak ciągotek do wojaczki.
Najstarszy z nich (dowódca obozu) Tewie Bielski zarządzał nie tylko wszystkimi Żydami w obozie, lecz dowodził również dość licznym i ślicznym »haremem« - niby król Saud w Arabii Saudyjskiej. W obozie, gdzie rodziny żydowskie kładły się często na spoczynek z pustymi żołądkami, gdzie matki przytulały do wyschniętych piersi głodne swoje dzieci, gdzie błagały o dodatkową łyżkę ciepłej strawy dla swoich maleństw - w tymże obozie kwitło inne życie, był też inny. bogaty świat! Bielski i jego świta nie narzekali na złe warunki, na okupację. Posiadając złoto i kosztowności swoich ziomków, mogli prowadzić wystawny tryb życia. W ziemiankach braci Bielskich i najbliższego ich otoczenia stoły uginały się od wytrawnych potraw i napojów, a liczne grono pięknych kobiet stale otaczało Tewie Bielskiego i jego trzech budrysów. Piękności te nie znały głodu i niedostatku. Były zawsze ślicznie ubrane, a na ich rękach i szyjach lśniły blaskiem drogie klejnoty i kamienie, nie zbrukały też zbożną pracą swych białych rączek".
Tewje był nie najlepiej oceniany nawet w raportach sowieckich: „Bielski nie zajmował się pracą bojową, a spekulował w oddziałach. Brał od swoich partyzantów złoto na zakup broni i przywłaszczał je, a broni nie dawał".
Kłamstwo czwarte i najważniejsze: Naliboki. Od 1942 roku na to niewielkie miasteczko w powiecie Stołpce, woj. nowogródzkie, zaczęli napadać sowieccy partyzanci (podobnie było w innych okolicznych wioskach). We wspomnieniach mieszkańców funkcjonują jako zwykłe bandy rabunkowe. Aby przeciwdziałać grabieży Polacy zorganizowali w Nalibokach samoobronę (która była przykrywką dla miejscowej Armii Krajowej).
Wiosną 1943 roku Sowietom rabunek nie wystarczył. Postanowili podporządkować sobie samoobronę z Nalibok. Polacy nie zgodzili się. Na wymuszonych przez sowieckie dowództwo spotkaniach strony ustaliły jednak, że wzajemnie nie będą na siebie napadać. Miasteczko Naliboki i pobliskie osady miały stanowić domenę Polaków.
Szybko porozumienie zostało jednak złamane. W nocy z 8 na 9 maja 1943 roku Naliboki zostały zaatakowane. W pacyfikacji, zarządzonej i przeprowadzonej przez partyzantkę sowiecką, brali udział ludzie z grupy Bielskiego (wśród napastników świadkowie rozpoznali swoich niedawnych sąsiadów narodowości żydowskiej). Mimo że to fakt bezsporny, coraz częściej jest negowany.
Wacław Nowicki, 18-letni wówczas chłopiec, który jako jeden z nielicznych ocalał z rzezi, wspominał po latach („Żywe echa", Warszawa 1993): „Godzina 5 rano, 8 maja 1943 roku. Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien frontową ścianę naszego domu, stojącą pod nią kanapę, przeleciała przez pokój i ugrzęzła w przeciwległej ścianie zaledwie kilka centymetrów nad naszymi głowami. (...) Mama dopadła okna. - Wieś płonie! - krzyczy. (...) O godzinie 7.00 strzały i jęki ucichły. Zewsząd wiało grozą śmierci i zniszczenia. Ocaleni od pogromu mogli teraz zobaczyć tragedię swego miasteczka i dokonanego w nim ludobójstwa. W niespełna 2 godziny zginęło 128 niewinnych ludzi. Większość z nich, jak stwierdzili potem naoczni świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i „Pobiedy". Mordercy obojga płci wpadali do mieszkań i seriami z automatów unicestwiali we śnie całe rodziny, a obrabowane w pośpiechu (nawet z zegarków) domostwa palili i pijani od krwi, z okrzykiem »hura!« szli dalej mordować. Wielu zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem sąsiadów wylatywało na podwórko.
Tych rozstrzeliwano z dziećmi pod ścianami chat. Jedni i drudzy wraz z domostwem obracali się w popiół. Daleko słychać było ryk bydła i rżenie zagrabianych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno było zidentyfikować pozostałe czasem tylko kończyny dzieci, rodziców, dziadków z rodów Karniewiczów, Łojków, Chmarów i wielu innych".
O trzy lata młodszy Bolesław Chmara opowiadał: - Wywołali mojego starszego o trzy lata brata na ganek. Wyszedł. Wśród nich była kobieta. Podniosła karabin i trafiła go prosto w pierś. To była rozrywająca kula dum-dum. Wyrwało mu całe ramię. Ona wzruszyła ramionami, odwróciła się na pięcie i poszli dalej. Zrabowali, co się dało, a chałupę puścili z dymem.
W czasie ataku partyzanci-mordercy spalili również kościół wraz z dokumentacją parafialną, szkołę, budynek gminy, pocztę i remizę. Wśród zabitych 128 osób prócz mężczyzn były również trzy kobiety, kilkunastoletni chłopcy i 10-letnie dziecko. Zaskoczeni w czasie snu mieszkańcy próbowali się bronić, zabijając kilku napastników. Zaledwie kilku Polakom udało się uciec do lasu, ratując życie.
Wersja żydowska jest całkowicie odmienna. Zbrodnię w Nalibokach tłumaczą przedwojennym antysemityzmem Polaków (choć ze wspomnień wyłania się przede wszystkim obraz zgodnego współistnienia mieszkańców; wśród 4 tys. Polaków mieszkało kilkuset Żydów), który nasilił się po wejściu Niemców w czerwcu 1941 roku.
Sulia Wolozhinska-Rubin, której mąż brał udział w rzezi w Nalibokach, wspominała: „Nieopodal [dworzeckiego] getta znajdowała się wioska. Żydzi musieli przez nią przechodzić po drodze do lasu, a partyzanci [sowieccy] w drodze z lasu. Ci wieśniacy ostrzegali biciem w dzwony i waleniem w miedziane garnki o przemarszu takich osób, aby ostrzec pobliskie wioski. Chłopi wybiegali z siekierami, sierpami - czymkolwiek, co może służyć do zabijania - i rżnęli każdego, a potem rozdzielali między siebie, cokolwiek ci nieszczęśliwcy mieli" („Against the Tide. The Story of an Unknown Partisan", Jerozolima, 1980).
W nakręconym później filmie dokumentalnym żona rzeźnika dodała, że polscy chłopi ukrzyżowali na drzewie ojca jej męża, co miało być bezpośrednią przyczyną dokonania masakry („The Bielsky Brothers. The Unkown Partisans", Soma Productions. 1993). Ponoć do dziś film służy jako materiał pomocniczy w nauczaniu o Holokauście w izraelskich szkołach.
W meldunkach do dowództwa partyzanci sowieccy przedstawiali atak jako swój sukces, chwaląc się 250 zabitymi, zarekwirowaniem dużej ilości broni i amunicji, uprowadzeniem 100 krów i 78 koni. Akcja miała być skutecznym rozbiciem niemieckiego garnizonu. W rzeczywistości podczas masakry w Nalibokach nie było Niemców, jedynie przez przypadek nocował tam jeden policjant białoruski.
Tak rodził się mit o walce partyzantów sowieckich, w tym oddziału Bielskich, z Niemcami. Bitwy z okupantem były w rzeczywistości napaściami na polskie i białoruskie wsie.
Od początku 2001 roku IPN (oddziałowa komisja w Łodzi) prowadzi śledztwo w sprawie zbrodni w Nalibokach i innych mordów popełnionych na ludności cywilnej i żołnierzach Armii Krajowej na terenie byłego województwa nowogródzkiego. Obszerny materiał dowodowy nie doprowadził jednak do skazania żyjących do dziś sprawców.
Bielscy w Nowym Jorku
W kończących film napisach pojawia się informacja, że Tewje Bielski po szczęśliwym wyprowadzeniu swoich ludzi z puszczy (wcześniej pojawia się porównanie do Mojżesza i jego wyjścia z Egiptu) wstępuje do Armii Czerwonej. Ale przecież pod sowieckimi rozkazami działał już od kilku lat... Nie znajdziemy też choćby wzmianki o dalszych losach braci, mimo że ma to być ich prawdziwa historia.
Tymczasem wiadomo, że po 1945 roku Tewje wyjechał wraz z rodziną do Palestyny i otworzył w Tel Awiwie sklep z artykułami spożywczymi. Jako ochotnik brał udział pierwszej wojnie izraelsko-arabskiej. W 1955 roku przeniósł się do Nowego Jorku i do końca życia pracował jako taksówkarz na Brooklynie. Tam zmarł w wieku 81 lat. Po śmierci jego ciało zostało sprowadzone do Izraela i pochowane na Cmentarzu Bohaterów.
Szkoda także, że zabrakło historii sprzed kilku miesięcy. Media doniosły wówczas, że amerykańskie małżeństwo - Aron i Henryka Bell - porwało 93-letnią Janinę Zaniewską z Florydy i umieściło ją w domu opieki pod Poznaniem. Aby zapewnić staruszce „wakacje" w dawno nie widzianej Polsce, wyłudzili od niej pełnomocnictwo i wyczyścili jej konto z kwoty 250 tys. dolarów życiowych oszczędności. Kiedy sprawa wyszła na jaw, Aron i Henryka Bell zostali w USA aresztowani (zarzut porwania i oszustwa). Aron Bell to najmłodszy brat Tewjego - Aron Bielski."
Za: "Najwyższy Czas", nr 4/2009, s. 7- 9.
Ps. Film jest tak marny, że nawet ziomkowie nie mogli pomóc- Oscar- nominowano jedynie J. N. Howarda w kategorii muzyka...