W Polsce działają rozmaite instytucje, wśród których najbardziej znienawidzone są urzędy. Każdy dorosły a często i mniej dorosły człowiek styka się z nimi w ciągu swego życia aż nadto niż miałby ochotę. Niewyobrażalna wręcz miłość urzędów do Polaków zakrawa na kpinę, gdyby nie drobny fakt, w zasadzie nikomu nie przeszkadzający: urzędy są zbędne i paraliżują wszystko dookoła. Miłość urzędów do obywateli ma zatem posmak sadystyczny, zupełnie jak cała cywilizacja komunizmu (za L. Tyrmandem). Czasy się zmieniają a urzędy trwają. Wymieniają jedynie personel lub szyldy. Ach, ostatnim krzykiem mody jest tzw. informatyzacja polegająca na tym, że dostajemy kasę z różnych programów unijnych za zakup sprzętu, który ma jakoby służyć wszystkim. Oczywiście kolejnym nic nie znaczącym szczegółem jest dublowanie pracy- papierowa i elektroniczna. Luksus czystej elektroniki można pozostawić tylko tym skośnym
Jak wiadomo urzędy dzielą się wg rozgrabiania: urzędy skarbowe, nibyusługowe typu poczta, zusy, banki, urzędy gminy, miasta, starostwa. Wynalazku tak odjechanego jak urzędy wojewódzkie nigdy nie potrafiłem pojąć. Sens istnienia zawiera się tylko w siedzibie- z reguły pałacyk...Drugą rzeczą, którą w ciągu lat nie potrafiłem zrozumieć są kuratoria. Tak szeroko otwartych oczu pań urzędniczek nie zobaczycie nawet u poczciwych krasul...W swoich rozważaniach pominę urzędy specjalne- policję i tajne służby bo styczność z nimi jest raczej nieprzyjemna, choć pracownicy są mili, uczynni i przyjaźni. Współczuję policjantom ponieważ stukot maszyny do pisania na dłuższą metę bywa zabójczy.
W zusach zazwyczaj jest bałagan a w niektórych nawet opancerzone drzwi i numerki. Człowiek czuje się jak w kolejce do lekarza, może pogadać, udzielić rady lub wymienić uprzejmości z ochroniarzem, którym zazwyczaj jest przygłuchy esbek. Zusy kochają klienta tak mocno, że aż odgradzają się od niego solidnymi barykadami. Kiedyś w gazetach często pisano o spokojnych ludziach z siekierą grasujących po okolicznym zusie. To zrozumiałe, gdy ktoś do niego zajrzy...
Zupełnie inna cywilizacja jest w urzędach skarbowych, tam można wejść wszędzie, o ile przebrnie się przez tzw. doły urzędnicze, czyli stażystów w trzech pierwszych okienkach. Tu się pracuje moi drodzy, tu nie ma miejsca na opierdalanie! Ominąwszy zręcznie młode siksy w okularach wdrapałem się na piętra gustownie wyłożone dywanami, nawet automat mieli! Niestety spotkał mnie zawód- wszystko CLOSED. Pewnie wyjechali na kontrole lub szkolenia...
Fenomenem na skalę kosmosu są starostwa i urzędy miasta, gminy. Działają na zasadzie tzw. rozrzutu, wiele budynków, pomieszczeń a centrala znajduje się w ekskluzywnym budynku: np. dawny komitet partii czy znowu pałac (siedziba bossa). Gdy człowiek przebije się przez dziwaczną numerację może dojść do wniosków zgoła komicznych: urzędy miejsko- wiejskie funkcjonują fragmentarycznie, np. działa wydział/ komórka finansowa, usc i ewidencja ludności. Reszta jest głucha, łącznie z prestiżowymi jednostkami zajmującymi się promocją. Przekaz informacji jest urwany- działają doły, średnia kasta urzędnicza w rozjazdach (skoro nie można brać koperty w biurze, od czego są szkolenia?) a boss interesu siedzi jak skazaniec i właściwie nie wie co się dzieje w jego "firmie".
Wniosek ostateczny to taki, że można zwolnić 3/4 pracowników lub zamknąć urzędy a tzw. przeciętny człowiek, o ile nie ma konkretnego powodu, nawet nie zauważyłby braku.