"(...)PułkownikWiesław Górnicki, jeden z twórców i ideologów stanu wojennego 1981 roku, sprowadzał w swych wystąpieniach działalność „bandytów" (tak ich określał) z NSZ do „dobijania ocalałych Żydów, mordowania chłopów i nauczycieli, wieszania milicjantów"
• tow. Krzysztof Teodor Toeplitz, ongiś sympatyk Moczara, przeniósł nieco akcenty, przypisując NSZ-owcom „strzelanie do ukrywających się po lasach Żydów", czyli oskarżył ich o zbrodnie dokonywane właśnie przez podwładnych Korczyńskiego i Moczara.
• W rozmowie z niemieckim filozofem Jurgenem Habermasem na temat różnych totalitarnych niebezpieczeństw Adam Michnik, z wykształcenia historyk, potępi jako tako komunizm, ale zaraz jego zbrodnie zrównoważy: „Otóż niech mi będzie wolno powiedzieć, że na tej samej zasadzie (co komunizm — B.U.) cząstką naszej biografii jest NSZ". W tym momencie niemiecki filozof powinien sobie wyobrazić łagry zakładane przez narodowców gdzieś pod Łomżą, eneszetowskich oprawców mordujących ludzi strzałem w tył głowy w piwnicach... A ponieważ polscy komuniści byli — jako oprawcy — najemnymi pracownikami Moskwy, biedny niemiecki filozof nie będzie miał wątpliwości, że również NSZ pracowały dla Kremla.
By wybielić komunizm (i mimowolnie hitleryzm), Michnik zlepia w jeden stereotyp tradycję narodową z niepodległościową i potępia totalitarną przeszłość Polski posługując się dyżurnym przykładem komunistów: obozem w Berezie. Przykład ten w jego intencji ma równoważyć obozy niemieckie i sowieckie:
„Jest marnym usprawiedliwieniem, że zatłuczono tam niewielu ludzi, że hitlerowskie obozy były gorsze".
Pomijając „drobiazg", że w Berezie rządzący piłsudczycy przymykali najczęściej, opozycjonistów z endecji, zwróćmy uwagę na niegodne historyka fałszerstwo. Nawet peerelowska propagandówka Bereziacy, zawierająca antysanacyjne fantazje byłych więźniów, nie posunęła się do opisywania „zatłuczeń", których po prostu nie było! Byłe koszary w Berezie, w których panowały warunki znośniejsze niż w więzieniach dla kryminalnych (otwarte cele, częste wizyty, możliwość spacerów na zewnątrz koszar) służą Michnikowi nie tylko dla zrównania polskiego totalitaryzmu z sowieckim i niemieckim, ale do roztopienia zbrodni polskich komunistów w ogólnej zbrodniczości — bo rzekomo nikt nie był bez winy. W ten sposób Michnik zrównuje esesmanów i enkawudystów z walczącymi z nimi partyzantami, niweluje różnice między oprawcami hitlerowskich i stalinowskich łagrów a ich ofiarami...
Aby uniemożliwić obronę NSZ czy AK, Michnik posuwa się do szantażu w stylu nawiedzonego Borejszy: „gdy mówimy, że w gruncie rzeczy Polacy są niewinni (chodzi o okupację Polski — B.U.), to znaczy, że przygotowują sobie weksel na nowe winy". Nie budzi specjalnego zdziwienia, iż mając takie poglądy, Michnik z aprobatą zamieszcza w swej Gazecie Wyborczej (6 III 1993) „List otwarty Rady Australijskiej Światowej Federacji Żydów Polskich", którego autorzy w formie gołosłownych pomówień stwierdzają, że NSZ była to formacja głosząca i uprawiająca jawnie rasistowską ideologię i splamiona krwią niewinnych ludzi, w tym dzieci, kobiet i starców zamordowanych tylko dlatego, że byli Żydami. Nie dość na tym: „NSZ pomagało wspólnemu wrogowi oczyścić Polskę z Żydów, uciekając się nawet do współpracy z gestapo w tym niecnym dziele.
Opinie takie, pochodzące ze środowiska, w którym jest wielu b. przeciwników NSZ — oficerów UB i Informacji, jak powiedziałem, nie dziwią. Dziwić natomiast może, jeśli Konstanty Gebert, który jako Dawid Warszawski uprawiał w podziemiu antykomunistyczną propagandę, w sporze między komunistami a NSZ-owcami bierze stronę tych pierwszych, pisząc:
Mordowanie Żydów nie było wypadkiem przy pracy, efektem ubocznym ideologii NSZ — morderczego ramienia polskiego faszyzmu. Napotkanie oddziału NSZ oznaczało dla ukrywających się Żydów wyrok śmierci.
Gebert, syn działacza związkowego z USA, należy do tego pokolenia, co Michnik, nie zna więc z doświadczenia okresu, o którym pisze — nie waha się jednak podsumowywać sprawy NSZ stwierdzeniem, że akcje NSZ nie były wprawdzie wojną Polaków z Żydami, ale... „Była to wojna z komunizmem, toczona w imię drugiej totalitarnej ideologii XX wieku"... NSZ-owcy, zdaniem Geberta, „służyli złej ideologii, podobnie zresztą jak ci, którzy ich dręczyli..." i po prostu wszyscy są winni. Zasadę odpowiedzialności zbiorowej NSZ Gebert argumentuje prosto: „w stosunku do żołnierzy jednej formacji, odwołujących się do tego samego dowództwa i programu, pewna odpowiedzialność zbiorowa jednak obowiązuje".
Przyjęcie odpowiedzialności zbiorowej jako zasady życia politycznego oznaczałoby, iż wszyscy członkowie PPR odpowiadali za morderstwa dokonywane przez pozorowane oddziały partyzanckie, za ofiary speckomisji Zambrowskiego. Nie oznaczałoby jednak odpowiedzialności partyzantów NSZ za śmierć jakichkolwiek Żydów jako takich. Zarówno speckomisja, jak oddziały pozorowane powstały na mocy odpowiednich uchwał KC PPR, ich zbrodnie dokonywane były na rozkaz władz partii. Nikt jednak nikomu ani w NSZ, ani w kręgach zbliżonych nie nakazywał mordowania Żydów, wręcz przeciwnie — wielu Żydów znalazło schronienie w oddziałach NSZ.
Michnik, Gebert i dziesiątki innych, równie fanatycznych wrogów NSZ czy AK to ludzie — specjalnie na to zwracałem uwagę — którzy nie mogli sami wyrobić sobie pojęcia o czasach NSZ i UB. Jednocześnie poczucie przynależności do elity nie pozwala im przyznać się do braku wiedzy — w tej próżności zostali wychowani.
Tacy ludzie najczęściej padają ofiarą manipulacji. Gdy rozum śpi — budzą się upiory, w tym wypadku upiorami są starzy ubecy opowiadający historię Polski. Czasem robili to za nich wynajęci poeci.
Poglądy komunistów na Narodowe Siły Zbrojne już znamy. Ich istotę streścił Korczyński w zawołaniu nakazującym „wyłapać skurwysynów faszystów". Wcielanie w życie tej teorii można było obejrzeć w Drzewicy, Rząbcu i wielu innych miejscowościach.
Wobec narodowców nie obowiązywało żadne prawo, dozwolone były wszystkie metody: kłamstwo, podstępne aresztowanie, skrytobójstwo. Ta fanatyczna nienawiść częściowo tylko była odziedziczona po wzajemnych waśniach okresu przedwojennego. Najpotężniejsze jej źródła trysnęły już w czasie okupacji. Armia Krajowa, mimo wszystko, traktowała komunistów polskich podobnie jak rosyjskich: jako aliantów naszych aliantów. Dlatego z nimi rozmawiała i dlatego można ją było oszukiwać. Narodowcy natomiast walczyli, odpowiadali ciosem za cios.
Za pogrom w Drzewicy odpowiadali rozstrzelaniem GL-owców w Borowie, za pierwszą bitwę pod Rząbcem — drugą bitwą pod tą samą miejscowością. Poza tym prowadzili propagandę, w której obnażali obłudę i zbrodniczość sowieckiego systemu, ostrzegali zarówno przed rosyjskimi okupantami, jak przed ich polskimi najemnikami z GL i AL.
Byli najtwardsi i walczyli najdłużej, i — co ważne — walczyli samotnie. Oni nie byli aliantami rosyjskich aliantów, o nich nie upomniał się, nawet nieśmiało, ani rząd Anglii, ani rząd polski w Anglii. Byli więc jednocześnie i trudniejszym i łatwiejszym przeciwnikiem niż AK. Dlatego wcześniej wydano na nich wyrok śmierci. Żeby wyrok ów uzasadnić — tworzono wobec NSZ klimat nienawiści, przypisywano im zbrodnie niepopełnione, jak i popełnione — przez partyzantkę komunistyczną.
Władze sowieckie wolały dogadywać się ze zwykłymi bandami, wolały zatrudniać w GL czy AL przestępców i aferzystów — niż podjąć jakikolwiek dialog z narodowcami. I nie była to tylko nienawiść, ale także, a może przede wszystkim na zimno obmyślana metoda. Inżynieria dusz.. Organizowanie nienawiści było tylko metodą.
• 20 sierpnia 1944 roku pod Kurzelowem w Górach Świętokrzyskich dwie kompanie Narodowych Sił Zbrojnych, dowodzone przez mjr. „Rusina" (Henryk Karpowicz), rozbiły kolumnę niemiecką transportującą broń. Mandalian pisał z ironią o „cekaemach poniemieckich", sugerując, iż były one otrzymane od Niemców w darze... Tymczasem za ich zdobycie NSZ płaciły krwią. Zapłacona pod Kurzelowem cena była, na szczęście, dość niska — kilku rannych. Zdobyto 300 krótkich karabinków belgijskich i one to będą stanowiły podstawę uzbrojenia Brygady Świętokrzyskiej NSZ.
• 23 sierpnia oddział kpt. „Żbika" (Władysław Kołaciński) urządził w Jasieńcu pod Raszkowem zasadzkę na kolumnę SS, którą wpuszczono do wsi i w całości zlikwidowano. Zginęło 54 esesmanów, których chłopi pogrzebali błyskawicznie, razem z rozbitą ciężarówką, tak iż Niemcy nie zdołali ustalić, gdzie i kiedy zniknął im ten oddział. Wcześniej nieco „Żbik" rozproszył w kilku akcjach wspomniany już oddział bandycki „Garbatego", który w tym czasie złożył akces do AL. Herszta, niestety, nie ujęto, zaś rozpędzenie jego bandy propaganda peerelowska będzie przedstawiać jako... początek walk „bratobójczych" z „lewicową" partyzantką.
• 1 września oddział kpt. „Białyni" (Tadeusz Rzepecki), kwatermistrza Brygady Świętokrzyskiej NSZ, wybrał się do Radoszyc po żywność, gdzie trafił na niemiecką pacyfikację (100 żandarmów + samochód pancerny). Zaimprowizowany atak uratował ludność miasteczka, po 3-godzinnej bitwie Niemcy uciekli, pozostawiając kilkunastu zabitych. Ilu zabitych i rannych zabrali ze sobą — nie wiadomo.
• 8 września odbędzie się drugi już bój pod Rząbcem. Weźmie w nim udział prawie cała Brygada Świętokrzyska — warto więc przypomnieć jej dzieje.
Już w 1943 roku narodowcy zrewidowali swoją koncepcję „wyścigu z Rosjanami do Odry" — zaczęli liczyć się z możliwością, iż cały teren Polski, a nawet Niemiec, zajęty będzie przez Armię Czerwoną. Oczywiście po pewnym czasie armie rosyjskie będą musiały wrócić do domu... Nowa koncepcja polityczna narodowców przesunęła marsz ku Ziemiom Zachodnim na okres opuszczania ich przez wojska ZSRR. Zbrodnie popełnione przez Rosjan na AK-owcach w Wilnie i Lwowie latem 1944 roku wymusiły na dowództwie NSZ kolejną modyfikację planów. Współpraca z Rosją, dążącą do fizycznej eksterminacji polskiego żywiołu, w tej sytuacji była przysłowiowym marzeniem ściętej głowy, walka z Rosjanami — samobójstwem. Należało zatem ocalić jak najwięcej oddziałów partyzanckich — wyprowadzając je poza teren walk."
O domniemanej współpracy z hitlerowcami:
"Nie było takiej współpracy, co więcej, „Bohun" odmówił udziału we wspólnej, niemiecko-polskiej akcji przeciw Armii Czerwonej. Można, co najwyżej, mówić o rozejmie oraz o rozgraniczeniu dróg marszu oddziałów polskich i niemieckich. Brygada uniknęła rozbrojenia przez Niemców pod Lublińcem — z palcem na cynglu przechodząc obok uzbrojonych wehrmachtowców; 5 maja uwolniła obóz kobiecy w Holisowie — ratując tysiąc kobiet, w tym 280 Żydówek. Te ostatnie były zamknięte w osobnych barakach, przy których stały beczki z benzyną. Dowódca obozu miał rozkaz spalić baraki wraz z Żydówkami z chwilą zbliżenia się Amerykanów. Szybka akcja Brygady uratowała je od śmierci.
Potem Brygada ruszyła w dalszy marsz. W pobliżu Pilzna stoczyła ostatni bój — rozbijając w nocnej (5/6 maja) walce cofające się oddziały niemieckie. Gdy nadeszły czołowe oddziały amerykańskie..okazały się zbyt słabe do samodzielnej walki. Połączono siły i Brygada wykonała jeszcze atak na miejscowość Hradistovy, gdzie wzięła do niewoli sztab XIII Armii niemieckiej z dwoma generałami i 70 oficerami. Wzięto też ponad 500 żołnierzy Wehrmachtu. Amerykanie uroczyście przyznali, że akcja Brygady ułatwiła przejście gen. Robertsonowi i zaoszczędziła dużo istnień ludzkich.
Potem były pamiątkowe zdjęcia, uściski rąk i... Amerykanie zapomnieli o sprawie. Brygada Świętokrzyska, licząca wówczas 1300 żołnierzy, pozostała w rejonie Holiśova. Cały świat o niej zapomniał— z wyjątkiem Sowietów."
Za: B. Urbankowski, Czerwona msza czyli uśmiech Stalina, Warszawa 1998, t. 1, s. 366- 386.W dawne teksty o "faszystach" wpisują się również pogrobowcy komunistów z Trybuny:
http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2007061205
którym przeszkadza IPN- ponieważ demaskuje zbrodnie reżimu..i ich polskojęzycznych namiestników ale i "nowa odświeżona lewica" w osobie M. Syski- wiceszefa SDPL- taa, korzenie zobowiązują do ignorancji i kłamstw..
http://syska.pl/blog/105/
Rośnie nam grono politruków i innych "pożytecznych idiotów". Całe szczęście, że ich ilość jak i jakość znacząco spadła