"Dzień 1 października 1939 r. zastał mnie w drodze do Zamościa. Prowadzili nas żołnierze sowieccy. Grupa nasza składała się przeważnie z oficerów. Gdy weszliśmy na teren od kilku dni zajęty przez Rosjan, rzuciło się nam w oczy, że już została zorganizowana i działała milicja obywatelska, składająca się prawie wyłącznie z młodych Żydów z czerwonymi odznakami na ubraniu. Takie same odznaki nosiła też część ludności cywilnej, chcąca widocznie zademonstrować wobec nowych władz swoje nastawienie polityczne. To charakteryzowało szczególnie przeważną część Żydów, u których dawał się zauważyć wrogi względem nas stosunek.

Szczególnie dotkliwie odczuliśmy to w samym Zamościu, gdzie eskorta wojskowa została zamieniona na milicję obywatelską. Rażący i przykry był widok polskich oficerów o poważnym wyglądzie, prowadzonych ulicami miasta przez uzbrojonych, niechlujnych wyrostków żydowskich. Ludność polska przyglądała się nam z nie ukrywanym współczuciem, a poszczególne osoby starały się podawać różne artykuły żywnościowe, ale milicjanci odpędzali ich i nikogo do nas nie dopuszczali.
Szedłem w pierwszym szeregu z majorem Markiem Mysłakowskim, z którym się zaprzyjaźniłem i z dwoma rotmistrzami. W pewnej chwili jakaś młoda Żydówka podeszła do milicjanta, niby na kilka słów rozmowy, potem raptownym ruchem odepchnęła go, podbiegła do mnie i wręczyła bochenek chleba. Było to dla nas prawdziwym dobrodziejstwem, tym bardziej niespodziewanym, że ze strony z której najmniej tego mogliśmy oczekiwać."
Za:
R. Sławiński, Pamiętniki syna. Przeżycia podchorążego podczas II wojny światowej, Warszawa 1994, s. 42.