Podpis: Być może, iż tym razem piją naprawdę piwo. Bywa jednak i tak, że młodzieńcy raczą się alkoholem. Wódka przyniesiona ze sobą jest znacznie tańsza, a więc można jej wypić wiele, wiele więcej.
Mały powrót do przeszłości. Artykuł ze Stolicy, nr 5/1957.
"Każde niemal na świecie miasto ma swój nurt podskórny, niewidoczny gołym okiem, niezauważalny przez przybysza, a nawet przez wielu stałych mieszkańców. Na planach dzielnic i arterii miejskich widnieją zwykle linie komunikacyjne, dworce kolejowe, gmachy publiczne, hotele, teatry. Nie ma tam natomiast nigdy owych miejsc tak ważnych dla życia wielkich skupisk ludzkich — ośrodków spotkań osobników, których źródła dochodu i tryb bytowania są przedmiotem badań kryminologów i kryminalistów. Spróbujmy nanieść na plan Warszawy niektóre takie brakujące punkty.
Przed wojną do dzielnic o najczarniejszej reputacji zaliczano: Wolę, Czerniaków. Marymont, Powiśle, peryferie Pragi. Wraz ze zmianami w ogólnej topografii miasta, uległy również translokacji centra przestępczości. Dzisiaj głównym bastionem świata kryminalnego jest środek prawobrzeżnej Warszawy — ulice: Targowa, Ząbkowska, Brzeska, Białostocka. Okrzei i ich otoczenie.
W tym miejscu urządzają sobie rendez-vous wszystkie prawie mętne figury, wszyscy bohaterowie afer złodziejskich i oszukańczych w stolicy. Ich kontakty pokrywa gwar bazaru Różyckiego, zgiełk uliczny, ożywiony ruch handlowy. Nie tylko pokrywa — one są z tym ruchem zrośnięte licznymi, bynajmniej nie przypadkowymi związkami.
W dzielnicy tej znajdują się dwa duże dworce kolejowe. Wyrzucani przez pociągi podróżni są obiektem zainteresowania ze strony drobnicy złodziejskiej i pośledniego kalibru prostytutek, pływających tu jak w bogatym w plankton stawie.
A zatem jedni radzą, przygotowują akcje, „numery" i „skoki" — to szczupaki świata przestępczego. Inni uganiają się dokoła, łykając odpadki — to małe płotki w tym świecie.
Najważniejsze sprawy dzieją się w lokalach, zwanych górnolotnie barami, a nawet restauracjami. Ponure te knajpy są miejscem obrad sztabowych. To tutaj wali jak w dym milicja, kiedy tylko trzeba złowić jakąś wybitniejszą sztukę. Widocznie wspólnota interesów, konieczność ich omawiania, potrzeba nieustannego konsultowania się, dobór kadr, zbyt zrabowanego towaru- widocznie wszystko to nie pozwala na rozproszkowanie i większą konspiracyjność.
Bodaj od dziesięciu lat nie było wypadku włamania kasowego: zawód kasiarza, arystokraty w fachu złodziejskim, zniknął całkowicie. Mistrz Szpicbródka nie pozostawił po sobie następców (kasy oczywiście okradane są nadal, ale bez żmudnego dorabiania kluczy). Podobnie nie istnieją dziś liczni specjaliści - fałszerze, wyrafinowani oszuści i złodzieje o bardzo określonych zainteresowaniach. Wymarli lub rozpoczęli uczciwe życie. Działa tylko jeszcze w Warszawie grupa przedwojennych włamywaczy i to są właśnie ostatni mohikanie: pracują precyzyjnie, robiąc przede wszystkim tak zwane obiadówki, czyli włamania do sklepów w czasie przerwy obiadowej (złodziej dorabia klucz, otwiera zamek lub kłódkę i zabiera pozostawione w kasie pieniądze oraz wartościowsze przedmioty).
Inni są „uniwersalni". Dziś włamanie, jutro kradzież z placu pojutrze napad „na bombę" (pozbawienie człowieka przytomności i rabunek), za trzy dni kombinacja paserska.
To jeden z licznych nowych gatunków przestępstw, nie wymagający ani specjalnej inteligencji, ani wiedzy fachowej i specjalizacji. Sygnalizuje on ogólną tendencję: łączenie kradzieży z chuligaństwem, a nawet bandytyzmem. Dla nikłego często zysku pozbawia się ludzi życia i zdrowia, w sposób bezmyślny i absolutnie bezcelowy masakruje twarze, łamie kończyny, niszczy mienie.
Mają oczywiście w tej dziedzinie poważny swój udział amatorzy, rekrutujący się z dobrze zapowiadającej się młodzieży.[bananowa młodzież, w przeważającej części "partyjna"-Unicorn]
Ale autorów najgłośniejszych „numerów" należy nadal szukać wśród zawodowców. Tyle, że są to teraz zawodowcy „bez dyplomów", nie respektujący niemal żadnych zasad kodeksu tradycyjnej etyki złodziejskiej. Romantyzm, opiewany przez piosenki o „Czarnych Mańkach", należy do bezpowrotnej przeszłości.

A jednak niektóre części miasta próbują nawiązać do lat, kiedy to bożyszczem dziewcząt był „Ślepy Maks", a „Józek Majcher" jednej nocy przegrywał w karty pięć tysięcy złotych. Odległe dzielnice Pragi są może nieco spokojniejsze niż kiedyś, ale i teraz milicjanci chodzą tam po dwóch i postępują z najwyższą ostrożnością. Po melinach Bródna, Pelcowizny, Targówka i Grochowa magazynują kradzione towary paserzy i przygotowują swe sztuki farmazoniarze, fabrykujący fałszywe brylanty i złote obrączki. Po melinach tych" urzędują też damy nie zupełnie ciężkiego prowadzenia, w warunkach, o których lekarz-higienista powiada: „środkowa Afryka".
Jest więc pewien regres, ale jest i postęp. W naszych latach nie tylko lud wszedł do śródmieścia. Wszedł tu także ludek.W promieniu kilkuset metrów od skrzyżowania alei Jerozolimskich z Marszałkowską uwiła sobie gniazdko pewna ilość filii praskiej centrali świata przestępczego. W knajpach, które z powodzeniem porównać można do tawern portowych Bliskiego i Środkowego Wschodu, funkcjonuje cały aparat złodziejsko-prostytucyjny. Główne ulice stolicy — Widok, Chmielna, Wspólna, Żurawia, Poznańska, Jerozolimskie — i kaprawe restauracyjki przy tych ulicach są terenem działalności przestępców w bogatym asortymencie.
Inne dzielnice lewobrzeżnej Warszawy stanowią przedpole operacyjne różnego rodzaju oprychów i złodziei, natomiast w mniejszym niż kiedyś stopniu służą za bazę dyspozycyjną. Wyjątkiem są okolice Zieleniaka i Grójeckiej, bar na Obozowej (gdzie dyskusje są tak gorące, że niekiedy milicja po pięć razy dziennie musi się w nie wtrącać), niektóre knajpy na Żelaznej.
Prostytutki, których jest w Warszawie dobre kilka setek, spełniają funkcję wabika i ogniwa pośredniego. Wystarczy przejrzeć akta spraw sądowych i protokoły milicyjne, aby stwierdzić, jak ważną funkcję powierzył warszawski świat przestępczy tej kategorii kobiet. Kobiet, które w większości są najobrzydliwszymi tworami ludzkimi. Równie starych, brzydkich i brudnych adeptek sztuki miłości nie zna żaden inny kraj Europy.
W lecie teren działalności prostytutek — a więc i ich przyjaciół — rozszerza sie na warszawskie parki, szczególnie na park Skaryszewski, ogród Saski, park bielański, lasek wawerski oraz okolice „wesołych miasteczek".
No cóż, świat przestępczy dzisiejszej Warszawy jest może gorzej zorganizowany, niż kiedyś, działa bardziej brutalnie, nie dysponuje finezyjnymi fachowcami — ale przecież istnieje.
Świadczą o tym rozprawy recydywistów, liczne koneksje między tymi ludźmi, zwyczaj używania pseudonimów, solidarność i krwawe rozprawy w wypadkach jej łamania. Są jeszcze inni zupełnie, którzy pozostają chronicznie w kolizji z prawem. To obywatele w dobrze skrojonych garniturach i w czystych kołnierzykach. Wielu z nich ma maniery światowców, zna kilka języków, gra znakomicie w brydża. Słowem: większa grupa panów o powierzchowności Mazurkiewicza. Są to przede wszystkim przestępcy gospodarczy, których dobrze ukryta działalność przynosi państwu i społeczeństwu szkody, sięgające astronomicznych sum. To ci, którzy mają w swym ręku czarny rynek walutowy, ci, którzy handlują na wielką skalę materiałami budowlanymi, mieszkaniami i willami, lekami zagranicznymi, którzy załatwiają za pieniądze karty inwalidzkie, zameldowanie w Warszawie, paszporty zagraniczne, którzy operują setkami i tysiącami dolarów, wagonami towarów którzy tworzą zgraną mafię łapówkarską.
To rekiny świata przestępczego Warszawy — wytworne nieroby. lakierowani hochsztaplerzy, najlepsi klienci Delikatesów. „Pracują w CDT, Polonii, Stylowej, Niespodziance i w innych kawiarniach centrum miasta, a także w swych dobrze urządzonych mieszkaniach z telewizorami. Są wśród nich utalentowani ekonomiści, zdolni handlowcy i odważni gracze, wypełniający próżnię w wielu dziedzinach naszego życia gospodarczego, ale są również bezwzględne łotry, wykorzystujący nieszczęśliwą sytuację człowieka, łobuzy o małej inteligencji, a tylko piekielnym sprycie i rzutkości.
W którymś miejscu, oczywiście, dwa pozornie odrębne światy przestępcze stykają się, gdzieś znajduje się tkanka, przez którą trwa nieustanny proces osmozy — te powiązania oświetli niekiedy na moment reflektor jednej lub drugiej afery, następnie zaś nad wszystkim ponownie zapada mrok.
Rekiny i płotki warszawskiego podziemia rozwijają pełną inicjatywy działalność. Przygotowują się właśnie do owocnego sezonu, który jednym przyniesie dobre kilka tysięcy, a innym — dobre kilka lat. I milicja przystąpiła wreszcie na serio do roboty — szkoli się nowa, teraz w pełni fachowa, kadra oficerów śledczych, wzmacnia się poważnie środki techniczne, przygotowuje się nawet podobno przystąpienie do międzynarodowej organizacji policji kryminalnej INTERPOL.
Na terenie, zwanym obszarem wielkiej Warszawy, stoczona będzie nie jedna jeszcze bitwa, a kiedyś może rozegra się i decydująca batalia z wyznawcami łatwego zarobku. Na razie jeszcze przez dłuższy zas aktualna będzie w pełni geografia przestępczości naszego miasta."
