
"Informacje z przyszłości nie są czymś nieznanym. Określa się je mianem przeczuć. A jak nazwać wieści z wczoraj?
Kiedy agent ubezpieczeniowy i radioamator Gordon Cosgrave pewnego sobotniego poranka w czerwcu 1936 roku przechwycił pierwsze z całej serii tajemnicze sygnały radiowe, nie wiedział, że katastrofa, która nastąpiła dawno temu, pozbawi go snu, dobrego imienia, a w końcu i pracy.
Cosgrave żył swoim radiotechnicznym hobby. Dach jego domu, w położonej na południe od Tamizy londyńskiej dzielnicy Woolwich, naszpikowany był antenami, podobnie jak i ogród. Cosgrave z biegiem lat zainwestował ponad 200 funtów w wysokiej jakości urządzenia. Przy jego pięciofuntowych tygodniowych zarobkach była to pokaźna suma.
Tego dnia wczesnym rankiem Cosgrave przystrzygł trawnik, a potem poszedł do sypialni, aby nawiązać łączność z zaprzyjaźnionym radioamatorem z Nowej Szkocji. Na wykorzystywanej częstotliwości wszystko inne zagłuszał jednak niezwykle silny sygnał Morse'a. Wiadomość pochodziła z liniowca o nazwie Carpathia i brzmiała: „Jesteśmy w odległości 70 mil morskich i zatrzymuje nas lód, ale poruszamy się z maksymalną prędkością".
Została podana pozycja, przemieszana z sygnałami SOS. Te ostatnie musiały pochodzić z innego statku, który znajdował się w niebezpieczeństwie. Nazwy z powodu silnych zakłóceń statycznych Cosgrave nie mógł odcyfrować.
Wstrzymując oddech, spisał transmitowaną wiadomość. Kiedy nic więcej nie nadchodziło, pognał do najbliższej budki telefonicznej, aby zawiadomić policję. Odesłano go do dyżurnego oficera angielskiej admiralicji. W końcu na linii był właściwy człowiek. Cosgrave pośpiesznie opowiedział o przejętej wiadomości i wezwał do natychmiastowego podjęcia akcji ratowniczej. Przez chwilę panowała cisza, a potem oficer sarkastycznie odpowiedział:
- Drogi przyjacielu, spóźnił się pan 24 lata. Titanic zatonął w 1912 roku. Rób pan sobie dowcipy gdzie indziej.
I odłożył słuchawkę.
- Drogi przyjacielu, spóźnił się pan 24 lata. Titanic zatonął w 1912 roku. Rób pan sobie dowcipy gdzie indziej.
I odłożył słuchawkę.
W Cosgrave'a jakby piorun strzelił. Może odebrał zaszyfrowane wiadomości z ćwiczeń marynarki? Mało prawdopodobne na tej powszechnie używanej częstotliwości. A może była to dokumentacja BBC? Z odpowiedzi stacji na jego zapytanie wynikało, że nie. To wszystko musiało być halucynacją.
Takie uspokajanie samego siebie nic nie dało, bo cztery dni później urządzenia Cosgrave'a zarejestrowały sygnał SOS z tego samego rejonu. Wiadomość mówiła o tym, że nu wodę spuszczono wszystkie 21 szalupy ratunkowe, ale na pokładzie zoslało jeszcze ponad 1000 osób. Zgodnie z chronologią najsłynniejszej katastrofy morskiej, ten radiotelegram musiał zostać wysłany jakieś półtorej godziny po zderzeniu Titanica z górą lodową. Poszycie kadłuba „niezatapialnego", luksusowego liniowca White Star Line było rozerwane i statek o pojemności 66 tysięcy BRT zatonął w lodowatych głębinach północnego Atlantyku. Wraz z nim 1531 osób.
Ponieważ tajemnicze komunikaty z przeszłości nie dawały mu spokoju, Cosgrave zasięgnął informacji na temat tej tragedii. Ku jego zdumieniu czas i miejsce zatonięcia oraz wszystkie okoliczności katastrofy Titanica pokrywały się dokładnie z jego notatkami.
Cosgrave nie wiedział, co ma zrobić, a tymczasem nadeszły kolejne radiotelegramy ze śpieszącej na pomoc Carpathii. Wtedy Cosgrave poprosił o radę wydawcę magazynu radiowego. Ten myślał najpierw, że naprzykrza mu się ktoś żądny sławy albo jakiś żartowniś. Dla świętego spokoju zgodził się w końcu wstąpić, z jeszcze jednym członkiem redakcji, do radioamatorskiego przybytku upartego człowieka.
Kiedy przez godzinę nic się nie wydarzyło, dziennikarze zaczęli zbierać się do odejścia. Dokładnie w tym momencie radiostacja ożyła. Cosgrave dał słuchawki redaktorowi naczelnemu, który notował znaki alfabetu Morse'a, a następnie zapisywał je w postaci zwykłego tekstu. Na Titanicu odpalono ostatnie rakiety sygnalizacyjne. Przystępowano teraz, ze względu na niebezpieczeństwo eksplozji, do wypuszczenia pary z kotłów.
Obaj dziennikarze byli wstrząśnięci i w następnych tygodniach przychodzili dziesiątki razy. Byli przy tym świadkami kolejnych przekazów z przeszłości. Tymczasem o sprawie dowiedziała się prasa. Cosgrave znalazł się w kręgu zainteresowania opinii publicznej, wcale mu nie życzliwej.
Ponieważ tajemnicze komunikaty z przeszłości nie dawały mu spokoju, Cosgrave zasięgnął informacji na temat tej tragedii. Ku jego zdumieniu czas i miejsce zatonięcia oraz wszystkie okoliczności katastrofy Titanica pokrywały się dokładnie z jego notatkami.
Cosgrave nie wiedział, co ma zrobić, a tymczasem nadeszły kolejne radiotelegramy ze śpieszącej na pomoc Carpathii. Wtedy Cosgrave poprosił o radę wydawcę magazynu radiowego. Ten myślał najpierw, że naprzykrza mu się ktoś żądny sławy albo jakiś żartowniś. Dla świętego spokoju zgodził się w końcu wstąpić, z jeszcze jednym członkiem redakcji, do radioamatorskiego przybytku upartego człowieka.
Kiedy przez godzinę nic się nie wydarzyło, dziennikarze zaczęli zbierać się do odejścia. Dokładnie w tym momencie radiostacja ożyła. Cosgrave dał słuchawki redaktorowi naczelnemu, który notował znaki alfabetu Morse'a, a następnie zapisywał je w postaci zwykłego tekstu. Na Titanicu odpalono ostatnie rakiety sygnalizacyjne. Przystępowano teraz, ze względu na niebezpieczeństwo eksplozji, do wypuszczenia pary z kotłów.
Obaj dziennikarze byli wstrząśnięci i w następnych tygodniach przychodzili dziesiątki razy. Byli przy tym świadkami kolejnych przekazów z przeszłości. Tymczasem o sprawie dowiedziała się prasa. Cosgrave znalazł się w kręgu zainteresowania opinii publicznej, wcale mu nie życzliwej.
Wyszydzano go i wyśmiewano, środki przekazu i specjaliści podawali w wątpliwość jego powagę i stan umysłu. Na koniec drzwi pokazał mu pracodawca. Towarzystwo ubezpieczeniowe nie mogło sobie pozwolić na zatrudnianie wariatów. Rozgoryczony Cosgrave porzucił swe radiowe zainteresowania i przeniósł się do innej dzielnicy, gdzie do śmierci w wieku 64 lat skarżył się na los.
Eksperci, którzy później badali jego notatki oraz wszelkie okoliczności tego dziwnego zdarzeniu, doszli do wniosku, że sygnały były autentyczne. Ich opóźnione o lata pojawienie się pozostało jednak nie rozwiązaną zagadką.
Zatonięcie Titanica nawet w księdze niezwykłości wydaje się zajmować poczesne miejsce. Przyczyny wcale nie są oczywiste, ponieważ były większe katastrofy, nie mówiąc już o niezliczonych masakrach i, bądź co bądź, dwóch wojnach światowych. Prawdziwa feeria zwiastunów nadchodzącej katastrofy Titanica wypełniła kilka książek. 14 lat przed tą tragedią ukazała się nawet powieść (The Wreck of the Titan Morgana Robertsona), która wydaje się ją szczegółowo opisywać. Wygląda na to, że przypadek Cosgrave'a stanowi dowód, iż dramatyczny koniec Titanica rzucił cień nie tylko w przeszłość, lecz także w przyszłość. Innym katastrofom to się nie udało.
(...)
Mówi się, że niektóre wydarzenia zapowiadają się. Są i takie przypadki, kiedy należy to rozumieć dosłownie.
O czwartej nad ranem 17 stycznia 1964 roku lady Juliet Rhys Williams słuchała „Głosu Ameryki" w swojej wiejskiej rezydencji w brytyjskiej Walii. Lady Rhys Williams była członkinią Partii Liberalnej, wiceprezesem Economic Research Council, a w przeszłości kierowała angielską rozgłośnią radiową BBC. Słuchanie wiadomości z całego świata, i to o każdej porze dnia, stało się jej drugą naturą.
Tego styczniowego dnia ranne wiadomości dotyczyły poważnych zamieszek na tle rasowym w Atlancie w amerykańskim stanie Georgia. Duża liczba Murzynów i fanatyczni członkowie Ku Klux Klanu zaatakowali się nawzajem. To interesowało lady Rhys Williams. Aby dowiedzieć się więcej na ten temat, wielokrotnie w ciągu dnia włączała BBC. O wydarzeniach nie wspomniano nawet na marginesie. Także gazety nie poświęciły im ani linijki. Zdumiewające. Nawet lokalne ekscesy na tle rasowym były w tym czasie na tyle znaczące, że nie zbywano ich pojedynczym doniesieniem. W tym duchu Angielka wypowiedziała się w obecności obu swoich córek i sąsiada.
Dziewięć dni później lady Rhys Williams udała się do Londynu. Tego dnia, 26 stycznia, BBC przez cały czas donosiła o zamieszkach na tle rasowym w Atlancie. Podobnie szczegółowo o zajściach relacjonowały angielskie i amerykańskie gazety.
Lady Rhys Williams chciała się dowiedzieć, o jakich ekscesach mówił „Głos Ameryki" 17 stycznia, zwróciła się więc pisemnie z zapytaniem do nadawcy w Waszyngtonie. Odpowiedziano jej, przedstawiając szczegółową chronologię: wieczorem 18 stycznia policja z Atlanty musiała interweniować po raz pierwszy z powodu drobnych zamieszek; sytuacja wymknęła się spod kontroli i 20 stycznia doszło do prawdziwych rozruchów.
Chociaż „Głos Ameryki" relacjonował już o pierwszych niepokojących sygnałach, powstała dwudniowa „dziura czasowa": Angielka usłyszała mianowicie pierwszą wiadomość na 48 godzin przed jej wyemitowaniem przez amerykańską rozgłośnię.
W tym samym roku lady Juliet Rhys Williams odebrała jeszcze jedną transmisję radiową z przyszłości, w której autentyczność trudno wątpić.3 czerwca 1964 roku o wpół do dziewiątej rano szacowna dama siedziała z obiema córkami przy śniadaniu w swoim domu w londyńskiej dzielnicy Belgravia. Tematem rozmowy było rozstrzygnięcie prawyborów w amerykańskiej kampanii wyborczej. Lady Rhys Williams powiedziała swoim córkom, że zwyciężył ekscentryczny senator Barry Goldwater. O wyniku pojedynku między Goldwaterem a gubernatorem Nelsonem Rockefellerem usłyszała właśnie w radiu. Transmisję miała jeszcze żywo w pamięci, włącznie z poszczególnymi wejściami i rozgwarem głosów w tle. Spiker dosłownie wyrzucał z siebie słowa. Jego podniecenie brało się stąd, że były to pierwsze wybory na świecie, których wynik podano w bardzo krótkim czasie dzięki obliczeniom komputerowym. Ten fakt wciąż podkreślał.
Lady Rhys Williams opowiedziała córkom ze szczegółami o całej transmisji. Nie tylko o komputerach liczących głosy, ale i o przyznaniu się Nelsona Rockefellera do porażki i niemożności ściągnięcia przed mikrofon jego rywala, który udał się do fryzjera, żeby odpowiednio wyglądać w doniosłej chwili.
Ta wyborcza relacja dotarła nie tylko do milionów radioodbiorników na całym świecie, ale również w przeszłość. Od rozmowy lady Rhys Williams z córkami miało bowiem minąć jeszcze siedem godzin, zanim amerykańska sieć CBS puściła w eter pierwszą wyborczą relację. Tę, którą była dyrektor BBC powtórzyła ze szczegółami innym, chociaż sama relacja miała zostać nadana dopiero za siedem godzin.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że właśnie angielska BBC jeszcze o 17.30 3 czerwca 1964 roku powiadomiła o decyzji gubernatora Nelsona Rockefellera o niewycofywaniu się. Zrobiono by chyba lepiej, zasięgając informacji u byłej dyrektor rozgłośni.
Przypadek lady Rhys Williams trzeba zaklasyfikować jako wyjątkowy ze względu na liczne szczegóły, które wcześniej były jej znane, co potwierdziła drobiazgowa weryfikacja.
Podobny przypadek stanowią np. przepowiednie o wojnie polsko-radzieckiej, które medium madame Przybylska ogłosiła w 1920 roku. Konflikt ten wybuchł po zakończeniu I wojny światowej w 1919 roku. Mimo sytuacji militarnej w chwili przepowiedni - polska armia miała wtedy zdecydowaną przewagę na wszystkich frontach - krótko potem nastąpiło to, co wy wróżyła madame Przybylska: bolszewicy w wyniku szeroko zakrojonej ofensywy przejęli inicjatywę. Polska armia została zepchnięta, ale do zajęcia Warszawy nie doszło - medium przewidziało także i to.
Czas, jak się wydaje, nie jest jednokierunkową ulicą, i to nie tylko w nieuchwytnych głębiach subatomowej rzeczywistości, gdzie przyczyna i skutek zamieniają się miejscami i gdzie strzałka czasu może wskazywać w wielu kierunkach, lecz także w tak zwanym prawdziwym życiu."
Za: V. Farkas, Zagadkowe rzeczywistości, Warszawa 1999, s. 195- 199.