You are currently viewing archive for June 2007
Z okazji własnych imienin
pochwalę się czymś:
http://polskiblogger.pl/blogroll-maj.html#more-195
Chciałbym również podziękować wszystkim moim czytelnikom, mniej i bardziej znajomym za poświęcony czas na czytanie. Zachęcam również do komentowania. Wbrew wrednym plotkom
rozpuszczanym na wiadomych forach- joł, joł searchengines.pl- nie gryzę
) Do 100 tys. wpisów i aby świat nie skończył się w 2012!
http://pl.youtube.com/watch?v=pDat9zdw7Gs
Sprawdź to
http://mingle2.com/blog-addiction
Ps. Wyszło mi->

Jak widać nie jest źle :>
"Bloggerzy chyba lubią się przekonywać jak bardzo są uzależnieni od blogowania. Nie dawno Luke Mica informował o 50 oznakach uzależnienia od blogowania a teraz? A teraz znalazłem prosty test (13 pytań po angielsku) wedle, któego już dawno powiniem poddać się jakiejś terapi."
Za:
http://polskiblogger.pl/uzalezniony-od-blogowania.html#more-222
"W trzyletnim programie przygotowywanym przez niemieckie ministerstwo, wynajęci przez rząd eksperci tworzyć będą artykuły, które zostaną opublikowane na licencji GNU FDL i umieszczone w niemieckojęzycznej Wikipedii. Jest to pierwsza taka inicjatywa w historii internetowej encyklopedii.
Do niemieckiej Wikipedii bezpośrednio nie będą trafiać żadne pieniądze. Koordynacją przedsięwzięcia, zatrudnianiem ekspertów i publikacją artykułów zajmować się będzie niemiecka firma Nova Institute. Stowarzyszenie Wikimedia Deutschland, niemieckie przedstawicielstwo Fundacji Wikimedia, zamierza również zatrudnić wikipedystę, który będzie się zajmował m.in. współpracą z autorami artykułów i pomocą w edytowaniu Wikipedii. Stosowne ogłoszenie już pojawiło się na stronie niemieckiej Wikimedii. Z powstającego projektu cieszy się Mathias Schindler, członek zarządu Wikimedia Deutschland. - Projekt ten powinien zainteresować nie tylko niemieckich wikipedystów. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z zamierzeniami, stworzymy wysokiej jakości materiały, które będą mogły zostać przetłumaczone na inne języki i opublikowane w lokalnych encyklopediach - mówi Schindler.
Dariuszowi Siedleckiemu, rzecznikowi prasowemu Stowarzyszenia Wikimedia Polska, powstająca inicjatywa również się podoba. - Cała społeczność Wikipedii jest bardzo zadowolona z przedsięwzięcia, którego podjął się niemiecki rząd. W różnych krajach powstawały już plany kooperacji pomiędzy instytucjami rządowymi oraz pozarządowymi, jednak nic z nich nie wychodziło - tym bardziej cieszy fakt, że to Ministerstwo, a nie żadne stowarzyszenie, czy inna organizacja NGO, wykonały taki ruch. - powiedział Dziennikowi Internautów Siedlecki.
Schindler dodaje, że projekt ten może stać się początkiem debaty na temat publikowania przez agencje rządowe tekstów na wolnych licencjach."
Za:
http://di.com.pl/news/16885,Niemiecka_Wikipedia_wspolfinansowana_przez_rzad.html
Będzie Wikipedia "poprawna hasłowo"? Już są problemy z dyskusją wokół niektórych haseł- pewne poprawki są wykreślane przez "aktywistów" encyklopedycznych, nawet jeśli nie mają oni racji..Przykład?
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ruch_Autonomii_%C5%9Al%C4%85ska
czy różne pojęcia ideologiczne..
Hasła staną się albo kłamliwe albo...pobieżne. Radziłbym bardzo ostrożnie korzystać z polityczno- socjologicznych haseł w POLSKIEJ Wikipedii.. Ciekawe co z niemiecką..
http://de.wikipedia.org/wiki/Landsmannschaft_Schlesien

"Krzysztof Bosak z LPR wywołał ostatnio publiczny - w telewizji i na łamach gazet - spór czy „Krytykę Polityczną" redagowaną przez Sławomira Sierakowskiego można uznać za pismo pornograficzne i nawołujące do prymitywnej przemocy? Chcielibyśmy podzielić się z Szanownymi Czytelnikami naszą opinią w tej sprawie, gdyż wydaje się nam, że doszło tu do pewnego nieporozumienia. Wbrew temu co sądzą niektórzy, skądinąd słusznie, wzburzeni politycy, zagrożenie ze strony tego środowiska jest o wiele większe z powodu wrzącego tam tygla idei niż z publikacji dziwacznych i roznegliżowanych fotek czy przedruków archaicznych idei towarzysza Lenina.
Przeczytaj cały artykuł: »»
)
Znak czasów?
http://www.youtube.com/watch?v=CFgXVyeGh2A
Może to jakaś mutacja boliwijskiej partyzantki?
"W roku 2043 rząd Boliwii nawiązał blizsze stosunki dyplomatyczne z IV Rzesza Niemiecka. jak się niedługo później okazało był to ogromny błąd. Od tamtej pory w Boliwii systematyczniue zwiększała sie liczba nazistów. Dopiero 6.II.2053 roku władze Boliwii zwróciły się z oficjalną prośbą do Naczelnika Państwa Polskiego o pomoc. Nasi żołnierze wraz z boliwijskimi komandami partyzantek mieli pozbyć się natrętnych nazistów co też uczynili.
Niestety niedługo później powstał Sojusz Południowo Atlantycki i boliwijskie partyzantki przeszły na jego stronę. Od tej poru nieustannie dają się we znaki polskim jednostkom militarnym jaki i dziennikarzom czy też zwykłym turystom.
Cechą charakterystyczną Boliwijskiej Partyzantki jest umundurowanie topless, czasem zastępowane skąpym bikini."
Za:
http://www.wielkarzeczpospolita.net/modul.php?akcja=leksykon&id=59
http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1118180
Sądzę, że nasza Partia Kobiet powinna stworzyć podobne bojówki...
Ps. "27. Czy zachowujesz się i ubierasz w sposób kobiecy?
28. Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że jeśli kobieta nigdy nie uprawiała seksu z inną kobietą, nie może wiedzieć czy jest lesbijką?"
Za:
http://tnij.org/4di
"Rz: Czy pana zdaniem istnieje coś takiego jak wspólny europejski interes?
Roger Scruton: Nie istnieje i dowodów na to było już od dawna sporo. Ale to, co działo się na ostatnim szczycie w Brukseli, ostatecznie obnażyło prawdę. Każde państwo ciągnęło w swoją stronę, walczyło o własne narodowe interesy. Dotyczy to wszystkich krajów, choć wiele z nich starało się ten fakt ukryć. Podobnie zresztą wyglądało to niemal od samego początku. Unia Europejska zawsze była używana instrumentalnie przez jedne państwa jako maszyna do forsowania własnych interesów i osiągania przewagi nad innymi państwami, uznawanymi za rywali.
Ma pan na myśli Niemcy i Francję?
Tak jak powiedziałem, dotyczy to wszystkich krajów. Ale rzeczywiście w przypadku Niemiec i Francji jest to szczególnie widoczne.
Nie ma więc szans na nową, wspaniałą wspólną Europę? Czy to tylko pusta retoryka?
Nie. To nie tylko retoryka. Istnieją bowiem również pewne potężne środowiska, w których żywotnym interesie leży dalsza integracja. Mam na myśli część elit, ale przede wszystkim unijną biurokrację z Brukseli, która żeruje na tym procesie. W dużej mierze dotyczy to Belgów, którzy widzą, że ich mały kraj nie tylko nic nie znaczy w Europie, ale wręcz rozpada się na kawałki. Unia to dla nich swego rodzaju deska ratunku.
Niektórzy publicyści twierdzą, że podczas tego szczytu ostatecznie rozwiał się sen o europejskim superpaństwie, o Stanach Zjednoczonych Europy. Podziela pan ten pogląd?
Nie. Sen o superpaństwie będzie trwał, dopóki takie będą ambicje unijnej biurokracji. Takie pragnienia są również silne wśród części elit politycznych poszczególnych krajów. Dają im bowiem szansę zajęcia bardzo silnej pozycji, sięgnięcia po władzę bez potrzeby poddawania się demokratycznym wyborom. Każdy polityk o tym marzy.
Jeżeli jednak większość państw tego nie zechce...
Ale potężni biurokraci chcą! I być może ich koncepcja zwycięży. Możliwe, że krok po kroku, usypiając naszą czujność, narzucą w końcu krajom Europy jakąś wspólną konstytucję i zmuszą je do posłuszeństwa. To największe niebezpieczeństwo, które wcale nie minęło. Nie lekceważmy go.
Ustalono przecież, że nie będzie konstytucji, tylko traktat. Nie będzie stanowiska unijnego ministra spraw wewnętrznych ani innych atrybutów superpaństwa.[będzie MSZ-Unicorn]
Proszę przeczytać to, co jest dopisane drobnym drukiem. Te ambicje nie wyparowały po jednym szczycie. Koncepcja ściślejszej Unii, zapewniam pana, będzie nadal forsowana. Poczekajmy na ostateczny efekt tego procesu, zobaczymy, jak rzeczywiście będzie wyglądał ten traktat.
Nie sądzi pan, że głębsza integracja Europy to jedyny sposób na stawienie czoła rosnącej potędze Indii i Chin?
Jest dokładnie odwrotnie. Aby skutecznie z nimi współzawodniczyć, musimy najpierw wprowadzić wolne współzawodnictwo w Europie, aby nasze przedsiębiorstwa nabrały siły. Proces integracji niesie ze sobą gigantyczne ilości rozmaitych regulacji prawnych i w praktyce powoduje, że jesteśmy coraz mniej konkurencyjni na globalnym rynku. Obecnie mamy do czynienia z powrotem do socjalizmu, z przepisami, które krępują ludzką przedsiębiorczość. Sami zaciskamy sobie pętlę na szyi.
Co więc musimy zrobić, aby sprostać wyzwaniom XXI wieku?
Przede wszystkim uwolnić się z gorsetu 170 tysięcy stron niedorzecznych unijnych przepisów. Po prostu przestać się wreszcie mieszać do gospodarki i pozwolić, żeby wyzwolił się naturalny geniusz Europejczyków.
Czym wtedy będzie się zajmować armia unijnych urzędników? Co z nimi zrobić?
Jak to co? Przestać wreszcie im płacić wynagrodzenia. Powiedzieć, że są dorośli i muszą sami znaleźć sobie pieniądze na utrzymanie. Należy również dostarczyć im dużych ilości dobrego wina. Na pocieszenie.
Z tego wniosek, że Unia już nie jest potrzebna?
Zapewne może się do czegoś przydać. Może być na przykład bardzo dobrym forum, na którym państwa Europy rozmawiają o rozmaitych problemach kontynentu. Na przykład, jak dbać o wspólne bezpieczeństwo.
Chyba trudno oczekiwać, że Unia Europejska zastosuje się do pańskich rad...
Wtedy na pewno długo nie pociągnie. Nie można bowiem wiecznie iść przeciwko ludzkiej naturze. Ale też z załamaniem się tej instytucji związane jest poważne zagrożenie. Skutkiem upadku Unii mogą być tarcia i wrogość między poszczególnymi państwami naszego kontynentu. To z kolei może doprowadzić do blokad ekonomicznych i innych nieprzyjemnych spraw, które zdestabilizowały Europę w XIX wieku.
Już podczas tego szczytu doszło do tarć między Polską a Niemcami.
Nie dziwię się. Najbardziej niepokojące jest to, że niemieckie działania podejmowane wraz zRosją mają bardzo często antypolski charakter. To bardzo nierozważne. W ten sposób prowokuje się bowiem powrót starych obaw, wywołuje wspomnienia o pakcie Ribbentrop - Mołotow.
Nie ma tu miejsca na europejską solidarność?
Jak już powiedziałem, liczy się tylko interes narodowy. Niemcy wiedzą, że Rosjanie dysponują gigantycznymi złożami surowców, na których im bardzo zależy. A to, że używają ich jako broni przeciwko państwom, które kiedyś znajdowały się w ich strefie wpływu, no cóż...
Dopóki Polska się nie wychylała, wszyscy w Unii klepali nas po plecach. Teraz, gdy próbujemy prowadzić bardziej samodzielną politykę, jesteśmy karceni. Do Niemiec, które podczas szczytu również twardo walczyły o swój interes narodowy, nikt nie ma pretensji. Czy w Unii są równi i równiejsi?
Niestety tak. Właśnie w taki sposób myślą europejskie elity, choć oczywiście nigdy otwarcie się do tego nie przyznają. Problem ma jednak również podłoże ideologiczne. Obecnie w Polsce jest rząd konserwatywny. Właśnie dlatego europejska biurokracja i elity nigdy go nie zaakceptują i będą się starały go marginalizować. Tak było z Austrią, a teraz jest z Polską i do pewnego stopnia z Czechami. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Wynika to z ich naturalnego instynktu. Panicznie boją się konserwatystów, bo wiedzą, że któregoś dnia mogą oni rozpędzić eurokratów na cztery wiatry."
Za:
http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070628/opinie_a_1.html
O kulturze "dużych dzieci" pisał również niedawno Barber autor Dzihad kontra McŚwiat.. Obecna kultura wychowała dorosłe dzieciaki bojące się praktycznie wszystkiego- to samo można powiedzieć o cywilizacji zachodniej- boi się dorosnąć, woli udawać demokrację i konsumować, konsumować... Aż do rzygu..Masa niepotrzebnych przedmiotów..
Zostaniemy zjedzeni?
"Najwyższym szczeblem w hierarchii złodziejskiej byli „kasiarze". Elita w pełnym tego słowa znaczeniu, przeważnie ludzie wykształceni, wyrobieni towarzysko, obracający się w wytwornych sferach stolicy, właściciele renomowanych lokali rozrywkowych, nocnych kabaratów, willi i pięknych acz niezmiernie kosztownych utrzymanek.
Branża „kasiarzy" narodziła się — jak nietrudno się domyślić — wraz z narodzinami kas pancernych. Ale zanim to nastąpiło, za kasy pancerne służyły po prostu... naczynia gliniane, które wypełniano monetami i zakopywano w ziemi.
Jak się wydaje, były to kasy najpewniejsze, bo nieraz... sami właściciele nie bardzo potrafili znaleźć miejsce, w którym zakopywali drogocenne garnuszki.
Przeczytaj cały artykuł: »»
Skoro mamy wakacje i sezon ogórkowy nie może zabraknąć wpisu o UFO
http://www.youtube.com/watch?v=Mc-7YlBYWc4
"Myślę, że nie są bardziej obcy niż niektórzy na ulicach". Nie da się ukryć
Trybun ludowy, niesmaczny i niezdrowy...Kontra Terlikowskiego:
"Prawdziwy konserwatysta, zdaniem Jacka Żakowskiego, jest za aborcją, za związkami homoseksualnymi i adopcją przez nich dzieci, a także za eutanazją. A od lewicowca różni się tylko nazwą - pisze publicysta "Rzeczpospolitej".
Jacek Żakowski napisał kolejny ważny tekst. Ważny, bo pokazujący w całej rozciągłości nie tylko plany polskiej lewicy, ale także jej "intelektualną głębię" oraz całkowity brak umiejętności już nawet nie dialogu, ale normalnej rozmowy. Odpowiedzią bowiem na moją krótką recenzję czerwonej książeczki "Krytyki Politycznej" ma być, zdaniem Żakowskiego, pełen inwektyw, przezwisk i barwnych porównań tekst, w którym brakuje tylko jednego - racjonalnych argumentów.
Intelektualna moc lewicy
Miejsce argumentów zajmują bowiem w tekście intelektualnego guru nowej polskiej lewicy inwektywy i stygmatyzujące porównania. "Kołtun", niedemokratyczna prawica to jedne z najdelikatniejszych określeń, jakich używa Żakowski. Próbuje także postraszyćczytelników i służyć ma temu nieustające porównywanie mnie do Romana Giertycha, który jako żywo z moją recenzją ani z moimi poglądami nie ma nic wspólnego.
Po co więc Giertych pojawia się w tekście Żakowskiego? W roli czarnego luda, wywołującego zgorszenie, straszaka na polską inteligencję. Ale akurat że z recenzją czerwonej książeczki czy moimi poglądami nie ma to nic wspólnego, to już Żakowskiemu absolutnie nie przeszkadza.
Równie symptomatyczne dla poglądów polskiej lewicy są wciąż powracające argumenty z autorytetu. Wrzucone w tok narracji nazwiska Billa Gatesa czy Warrena Buffetta mają przemawiać za odebraniem dzieciom dorobku rodziców. Wobec takich autorytetów, zdaniem Żakowskiego, nie pozostaje już nic, tylko milczenie z rozdziawioną gębą.
Problem w tym, że argument z autorytetu jest, co wiadomo od czasów średniowiecza, najgorszy z możliwych. I gdyby nawet Jacek Żakowski dorzucił do listy wymienionych już przez siebie zwolenników zalegalizowania przez państwo grabieży jeszcze Jürgena Habermasa, Ulricha Becka czy Richarda Rorty'ego, to nic nie dodałby do wagi swoich argumentów. Pozostałyby tak samo miałkie jak poprzednio.
Odebrać wolność wyboru
Bo trudno na poważnie traktować argument, że 100-procentowy podatek spadkowy ma chronić majątek przed roztrwonieniem przez dzieci playboyów. Trudno, bo państwu nic do tego, co zrobimy z naszymi pieniędzmi lub z pieniędzmi, które odziedziczyliśmy po naszych rodzicach. Możemy je roztrwonić, przepuścić w kasynach, przeznaczyć na cele charytatywne albo pomnożyć. Założenie, że jest inaczej, oznacza oddanie państwu naszej wolności ekonomicznej, którego nie da się niczym usprawiedliwić. Idąc dalej tropem myśli Jacka Żakowskiego, należałoby odebrać ludziom prawo do pensji, bo też mogą przeznaczyć ją na rzeczy nieodpowiednie z punktu widzenia państwa, np. na lepsze wykształcenie swoich dzieci, co - zdaniem Żakowskiego - nie oznacza normalnej i naturalnej troski rodzicielskiej, lecz jest przejawem mentalności feudalnej. Zamiast pensji państwo powinno więc wydawać talony na jedzenie i rozrywki. To by była dopiero równość.
Trudno też traktować poważnie zapewnienia, że 100-procentowy podatek od spadków ma pomóc w wyrównaniu szans. Ten cel można bowiem realizować pomagając biednym, a zabierając bogatym to, co chcą przekazać dzieciom. W taki sposób można najwyżej doprowadzić do urawniłowki, a nie pomóc komukolwiek.
Inna rzecz, że wszystko wskazuje na to, że nie o pomoc biednym chodzi. Cel jest inny - podważenie znaczenia rodziny. Zastąpienie heteroseksualnych związków kobiety i mężczyzny czymś innym. Czym? Tego nie formułuje Żakowski wprost, ale nagromadzenie epitetów wobec normalnych rodzin pokazuje tę sprawę zupełnie jasno.
Dyskurs publiczny
Jeszcze zabawniej zostaje zarysowana sfera debaty publicznej. Żakowski nie odbiera wprawdzie ludziom prawa do wolności poglądów. Przyznaje nawet, że można być konserwatystą. O ile oczywiście popiera się wszystkie postulaty społeczne lewicy. Prawdziwy konserwatysta jest bowiem, zdaniem Żakowskiego, za aborcją, za związkami homoseksualnymi i adopcją przez nich dzieci, a także za eutanazją. A od lewicy różni się tylko nazwą.
W ten sposób zresztą Jacek Żakowski doprowadził swoje myślenie do całkowitego absurdu. Zachowuje się bowiem jak zwolennik prohibicji, który zgadza się na to, żeby w sklepach można było kupić wódkę, ale tylko pod warunkiem, że będzie ona bezalkoholowa."
Za:
http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070626/opinie_a_3.html
Tekst gościnny z Salonu
Redaktor Żakowski pochwalił się znajomością literatury
Zdemaskował tzw. polskiego kołtuna:
"Kołtuni straszą opinię publiczną wizją par homoseksualnych demoralizujących adoptowane dzieci. Ale na razie dzieci są demoralizowane w rodzinach heteroseksualnych oraz w domach dziecka, skąd pary gejowskie mogłyby je uwolnić - twierdzi publicysta "Polityki".
Nic nowego- rodzina jako źródło wszelkiego zła.. Przepraszam bardzo a jaka jest pańska rodzina imć redaktorze? :>
"Najpierw reakcja Tomasza P. Terlikowskiego na "Przewodnik lewicy" wydany przez "Krytykę Polityczną", a potem skandalizowanie przez LPR na temat projektowanego programu Sławomira Sierakowskiego w TVP ujawnia jeden z fenomenów polskiej polityki. Archaiczność części prawicy, jej autorytarne skłonności oraz niezdolność do postrzegania świata przez realnie istniejące procesy i możliwości."
Bardzo ładnie napisane bez głębszej refleksji

Nadużywanie słów kojarzących się z dyktaturą i typowe zaklinanie rzeczywistości to oznaki lewicowego, "przejętego losami kraju" publicysty..Pan Żakowski pomija milczeniem bezsens prezentowanej nowej myśli lewicowej, jej płytkość czy miałkość oraz nie rozwodzi się nad "demonami", które straszą lewicę- antysemityzm i tendencje autorytarne. Dlaczego redaktor nie napisze o olbrzymim wskaźniku antysemityzmu wśród tzw. lewicy czy tendencjach quasitotalitarnych- vide "wyrzucenie z dyskursu pewnych treści"- K. Dunin i właśnie S. Sierakowskiego.. Czy ludzie którzy w swoim Przewodniku piszą o AK i NSZ, że zabijały bestialsko Żydów (jak niedawno nadzieja SDPL M. Syska) nie są zagrożeniem dla demokracji? Pan Żakowski gładko olewa te fakty i marudzi o jakimś wytworze własnej, spaczonej czytaniem "lewicowych klasyków" jaźni...
http://www.searchengines.pl/phpbb203/index.php?showtopic=91351
"To, co prezentują Terlikowski i Giertych, przed wojną nazywano kołtuństwem. Ten termin trzeba sobie przypomnieć. Dla kołtuna sam termin "lewica" jest już trudnym do wymówienia przekleństwem. Coś jak słowo "pupa". Można to zrozumieć w kontekście doświadczeń drugiej połowy XX wieku, kiedy pod szyldem lewicy występował w Polsce Szmaciak, a także jego bracia - ludzie-chorągiewki, którzy od Bolesława Bieruta po Leszka Millera zrobili dużo złego. Ale poza ukradzionym w latach 40. szyldem lewicowość "Krytyki" nie ma nic wspólnego z tą ponurą tradycją. W odróżnieniu od Giertycha i Terlikowskiego, których wiele łączy z aberracjami antydemokratycznej dwudziestowiecznej prawicy."
Przed wojną pisano również o zdrajcach i "poputczykach- odnośnie postawy pewnych BYŁYCH na szczęście ministrów czy polityków oraz czeredy ludzi mieniących się dziennikarzami. Lewicowość Krytyki ma wiele wspólnego z tą "ponurą tradycją" zbrodni, kłamstwa, zdrady->
http://unicorn.ricoroco.com/nucleo/?itemid=159
Te same argumenty, te same oskarżenia i w tle..ci sami ludzie. Młodzież? Nadzieje? Hola, hola...Ta młodzież reprezentuje to co nazwano by kapepowszczyzną i złośliwym rozkodowaniem PPR- Płatne pachołki..itd.
Przeczytaj cały artykuł: »»
"(...)Tymczasem nigdzie na świecie nie prowadzi się nawet dochodzenia w sprawie operacji finansowych miejscowych komunistów, a przecież chodzi co najmniej o systematyczne oszustwa na wielką skalę.
W roku 1969 Moskwa postanowiła uporządkować tę stronę działalności i powołała specjalny „Międzynarodowy fundusz pomocy lewicowym organizacjom robotniczym" na sumę 16,55 milionów dolarów, asygnowanych każdego roku.
Przeczytaj cały artykuł: »»

Wiele rzeczy można wytłumaczyć starczą demencją ale..
"Były minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek wyraził opinię, że wystosowana przez kanclerz Angelę Merkel na szczycie UE w Brukseli groźba izolacji Polski i rozpoczęcia konferencji rządowej bez naszego kraju "była dobrą nauczką" dla polskich władz.
W opublikowanej w niedzielę rozmowie z dziennikiem "La Repubblica" profesor Geremek powiedział, że w przeciwieństwie do obecnego rządu Polacy są zwolennikami Unii.
Mówiąc z uznaniem o negocjacyjnym talencie, uporze i cierpliwości niemieckiej kanclerz, polski eurodeputowany zwrócił jednocześnie uwagę na to, jak trudne było to zadanie, gdyż - jak podkreślił - "na rząd składają się wszelkiego rodzaju populistyczne tendencje".
Geremek: Tą samą taktykę rząd stosuje w polityce wewnętrznej Geremek skrytykował odwołanie się przez stronę polską podczas brukselskiego szczytu do bolesnej przeszłości z Niemcami i strat wojennych, stwierdzając że "obecny polski rząd robi polityczny użytek z historii".
"Unia Europejska została oparta na idei zerwania z epoką wojny" - przypomniał Geremek. Tymczasem - zauważył - polski rząd "próbował otworzyć rany jeszcze wciąż nie zagojone".
"To ta sama taktyka, jaką stosują w polityce wewnętrznej atakując przeciwników" - dodał były szef polskiej dyplomacji.
"Polskie społeczeństwo wśród najbardziej proeuropejskich" Geremek wyraził zadowolenie z osiągnięcia kompromisu, ale i nadzieję, że w przyszłości polski rząd będzie "mniej stosował podobne metody negocjacyjne".
"Stanięcie wobec ryzyka izolacji było dobrą nauczką, nawet jeśli w domu będzie mówić się o sukcesie" - podkreślił prof. Geremek.
Jego zdaniem, "prawdziwym niebezpieczeństwem jest ekspansja populizmu w Polsce, ale także w innych krajach europejskich".
"Z sondażu Eurobarometru wynika, że " - zauważył Geremek.[?-Unicorn].I dlatego zaproponował, by w całej Unii Europejskiej zorganizować niewiążące referendum konsultacyjne na temat traktatu konstytucyjnego.
"Przeciwko populizmowi trzeba zmobilizować narody. W ten sposób obecny polski problem zniknąłby" - dodał Geremek."
Za:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,4248145.html Jawne groźby...Może lepiej aby Geremek wyemigrował sobie razem z innymi?
Tego typu "autorytety moralne" są zbędne... Pięknie napisane- może to i lepiej, że nie użyto określenia POLSKI były minister :>
Zwykli zdrajcy bez krztyny honoru.
Ps.
http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1109994
"Prezes TVP Andrzej Urbański obiecał lewakom z kręgu pisma „Krytyka Polityczna" cotygodniowy program w telewizji publicznej i przyrzekł im ponoć całkiem spory budżet - w granicach 100 tysięcy złotych na każdy odcinek. Warto więc przyjrzeć się temu, co głosi, ku czemu dąży środowisko skupione wokół Sławomira Sierakowskiego, które to środowisko będzie rozpowszechniać swoje idee za nasze pieniądze.
Kwartalnik „Krytyka Polityczna" ukazuje się od 2002 roku. Wokół pisma zebrała się grupa autorów, współpracowników i sympatyków, która to grupa pod ideowym przewodem Sierakowskiego ma ambicję budowania prawdziwej, nowoczesnej lewicy. Jaka ma być ta prawdziwa lewica, możemy się dowiedzieć z wydanego właśnie „Krytyki Politycznej Przewodnika Lewicy" - zestawu diagnoz, ocen i postulatów, jakie nowa lewica głosi. Nowa „sierakowska" lewica głosi choćby to, co dla lewaków zawsze było i jest najistotniejsze - konieczność redystrybucji dóbr, konieczność istnienia progresji podatkowej, konieczność ingerencji aparatu państwa w możliwie wiele przejawów aktywności obywateli, nieskrępowane i niczym nie ograniczone prawo do aborcji, do bezpłatnej antykoncepcji, niechęć do istnienia państw narodowych.
Przeczytaj cały artykuł: »»
W Waszyngtonie prezydent Bush odsłonił pomnik ofiar komunizmu "poświęcony pamięci 100 milionów ludzi, którzy zginęli za sprawą tego systemu na całym świecie.
Symbolem jest "bogini demokracji".
Za:
Nczas.com
http://tnij.org/3p2 =>Washington Post
"W miejscowości Delcambre w stanie Luizjana rada miasta przegłosowała rozporządzenie, które grozi karą sześciu miesięcy więzienia lub 500 $ grzywny za noszenie obniżonych w kroku luźnych spodni, które odsłaniają bieliznę."
Za: Nczas.com
Co na to organizacje obrońców człowieka, ekolodzy i Wojciech Olejniczak i Szkło kontaktowe? :>
Reklama lotnicza albo nowe Nazca
"Pasażerowie linii lotniczych przylatujący do Londynu dowiadują się, zanim postawią stopę na brytyjskiej ziemi, na co mogą przeznaczyć w Wielkiej Brytanii część zawartości swoich portfeli.
Wszystko za sprawą reklamy witryny Myprivatedance.com (Mój prywatny taniec). Reklamie towarzyszy hasło „Anytime, Anyplace, Anywhere" (Kiedykolwiek, gdziekolwiek) oraz adres erotycznej strony WWW.
Przygotowanie widocznej już z samolotu reklamy o powierzchni ponad 9 tys. mkw. zajęło trzy dni. „Dzieło" powstało na polanie sąsiadującej z pasami startowymi położonego niedaleko Londynu lotniska Gatwick.
Rzeczniczka Tandridge District Council, który sprawuje władzę administracyjną na tym terenie, poinformowała, że namalowanie reklamy odbyło się z pominięciem pozwoleń i wezwała do jej natychmiastowego usunięcia.
Tą kontrowersyjną formę promocji skrytykowała również brytyjska Rada ochrony angielskiej wsi, twierdząc, że reklama ustanawia niebezpieczny precedens, a przede wszystkim w nieuzasadniony sposób niszczy środowisko naturalne. Zadowolenia, z zamieszania nie kryje za to założyciel serwisu Stephen Pearson. Od momentu pojawienia się reklamy jego strona zanotowała dwukrotnie większą liczbę wejść."
Za: Dziennik.pl
Czas na działanie
Zdobyć info i na trasie przelotów stworzyć kręgi w zbożu, znaczy reklamę
Rodaku do boju!
A może to nowa forma sztuki i nawiązanie do:
czy
"Proces szesnastu przywódców Polski Podziemnej trwał w Moskwie od 18 do 21 czerwca 1945 r.
Oskarżonym postawiono fałszywe zarzuty, między innymi: współpracę Armii Krajowej z Niemcami i dywersję na tyłach Armii Czerwonej. Proces miał zdyskredytować legalne władze Rzeczpospolitej Polskiej w oczach społeczeństwa polskiego i światowej opinii publicznej.
Proces ten był jednym z ostatnich z serii pokazowych procesów politycznych epoki stalinowskiej w ZSRR. Tezy przedstawione w "akcie oskarżenia" nie ograniczały się tylko do zarzutów dotyczących konkretnych czynów, których mieli dopuścić się oskarżeni.
Stwierdzono w nim również nielegalność Armii Krajowej, Delegatury Rządu na Kraj i Rady Jedności Narodowej - konspiracyjnej reprezentacji ugrupowań związanych z obozem londyńskim, wskazując jednocześnie na prawo do sprawowania władzy przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego i Krajową Radę Narodową. Jako oskarżyciel wystąpił prokurator Rudenko - późniejszy reprezentant ZSRR na Procesie Norymberskim.
Za:
http://www.powstanie-warszawskie-1944.ac.pl/proces_16.htm
"28 czerwca 1945 roku w Warszawie powstał — na mocy porozumienia moskiewskiego — Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej w składzie politycznym zgodnym ze stanowiskiem Stalina. Drugim wicepremierem i ministrem rolnictwa i reform rolnych został Stanisław Mikołajczyk. 5 lipca rząd uznały Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, cofając uznanie rządowi Arciszewskiego. W procesie powoływania TRJN przywódcy państwa podziemnego nie odegrali żadnej roli. Odegrać jej zresztą nie mogli: znajdowali się bowiem w celach na Łubiance, a później na ławie oskarżonych. Sam zaś proces w niczym nie przeszkodził Wielkiej Trójce, a także Mikołajczykowi oraz jego zwolennikom w zawarciu porozumienia, które jeszcze w marcu, kiedy Pimienow zapraszał Polaków na rozmowy, wydawało się w Moskwie, Londynie i w Waszyngtonie tak odległe."
Za: E. Duraczyński, Generał Iwanow zaprasza, Warszawa 1989, s. 179.
Przeczytaj cały artykuł: »»
Dla interesantów. Może się przydadzą?
- Ubirajsia, a nie- to w mordu! - Będzie pan łaskaw odejść
- Ty swołocz, czewo szlajeszsia pa ulice? - Przepraszam, dokąd pan dobrodziej dąży?
- Stupaj k' czortu! Naczelnik tiepier spit- Pan wybaczy ale naczelnik jeszcze zajęty...
- U tiebie pasporta niet? Wańka, za sziwrot jewo i w czast' ! - Na przyszłość proszę się zaopatrzyć w legitymację.
- Ty sukinsyn jewrej, za czemu w kasu? Nie możesz jechat' biez bilieta?- Może będzie pan tak dobry i zaopatrzy się przy kasie w bilet.
- A skolko dadite za uskorenje dieła?- Natychmiast to panu załatwię.
- Prawaliwaj ty job twoju..mat' ! - Do miłego widzenia, ale.. ale jak zdrowie pańskiej mamy?
"Wideoklip "Zadurzona w Obamie" to internetowy hit, ale wychwalany w nim kandydat na prezydenta nie jest zachwycony. Politycy boją się stracić kontrolę nad własnym wizerunkiem.
Nigdy nikogo nie pragnęłam tak jak ciebie - śpiewa "Dziewczyna Obamy" w jednym z najpopularniejszych obecnie wideoklipów na portalu YouTube. Obiektem jej niedwuznacznie erotycznych westchnień jest senator Barack Obama, fotogeniczny kandydat demokratów do nominacji prezydenckiej.
Wciągu kilku dni, jakie minęły od jego publikacji, teledysk obejrzano już ponad milion razy. Pomysłodawcą "Zadurzonej" jest spec od reklamy Ben Relles, dla którego publikowanie teledysków w Internecie to rodzaj hobby. Dość drogiego, bo produkcja "Zadurzonej" kosztowała dwa tysiące dolarów. W pracach uczestniczyło dwóch mało utytułowanych reżyserów, początkująca piosenkarka oraz mało znana modelka. Twórcy teledysku to zdeklarowani sympatycy Obamy. Jak wynika z komentarzy internautów, najwięcej pozytywnych emocji wzbudzają wśród widzów momenty, w których nazwisko senatora pojawia się na podkoszulku opiętym na biuście modelki oraz na tylnej części jej niezwykle kusych spodenek.
Kandydat się dystansuje
Ale sztab wyborczy Obamy i sam kandydat nie sprawiają wrażenia zachwyconych i wyraźnie dystansują się od "Zadurzonej". Jak zauważa Carol Darr, dyrektorka Instytutu Polityki, Demokracji i Internetu, kandydaci zaczynają sobie zdawać sprawę z niebezpieczeństwa utraty kontroli nad przekazem w świecie nowych mediów.
- To wideo jest znakomitym przykładem tego, jak polityczni outsiderzy zaczynają kształtować treść w epoce Internetu. W erze przemysłowej przekaz był w przeważającej mierze pod kontrolą kandydatów i tradycyjnych mediów. Teraz pojawiła się trzecia siła - wyjaśnia "Rz" Lee Reinie, szef programu Amerykańskie Życie i Internet w Instytucie Pew.
Pierwsze symptomy tego zjawiska pojawiły się podczas zeszłorocznej kampanii do Kongresu, ale prawdziwa eksplozja polityki sieciowej jest dopiero przed nami.
- Skala tego zjawiska w nadchodzących wyborach przyćmi wszystko, co dotąd widzieliśmy - mówi "Rz" Phil Noble, ekspert od kampanii politycznych w Internecie.
Kłopoty pani Clinton
Co to może oznaczać, przekonała się niedawno Hillary Clinton. Wideoklip, w którym pani senator niemiłosiernie fałszuje, śpiewając amerykański hymn podczas wizyty w stanie Iowa, użytkownicy YouTube obejrzeli aż 1,2 mln razy. Na oficjalny teledysk "Iowa kocha Hillary" klikano niewiele ponad pięć tysięcy razy.
Politycy i ich doradcy nie zamierzają się jednak przyglądać z założonymi rękami, jak internauci przejmują stery kampanii wyborczej, choćby w najlepszych intencjach. Sztab Obamy postanowił na przykład przejąć popularną stronę zwolenników czarnoskórego kandydata na portalu MySpace.
Wkrótce po premierze "Dziewczyny Obamy" senator opublikował w YouTube własny wideoklip, w którym przez dwie minuty mówi do kamery. -Przysyłajcie nam swoje nagrania - prosi swoich zwolenników, zapowiadając, że z nadesłanych materiałów stworzy wspólny wideoklip. Oczywiście przy pełnej kontroli przekazu."
Za:
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_070619/swiat/swiat_a_2.html Czas chyba stworzyć wyspecjalizowaną agencję ds. Internetu i propagandy medialnej.. :>
W Polsce mogłoby się to nazywać AI- Agencja Internetowa
A może żywią i bronią? Karmią nas dyrdymałami a bronią..wiadomo kogo
Na stronach TK ukazało się uzasadnienie wyroku w imieniu IKM*, przepraszam RP:
http://www.trybunal.gov.pl/Rozprawy/2007/k_02_07/K_2_07.pdf
Kilka kwiatków z łączki Telezajączka->
"Objęcie obowiązkiem lustracji pracowników nauki i szkolnictwa wyższego (art. 4 pkt 44 ustawy lustracyjnej) jest niezgodne z ogólnymi celami lustracji, gdyż wspomniani pracownicy nie tworzą zagrożenia dla demokracji. Pracowników nauki nie można uznawać za osoby pełniące funkcje publiczne. Wprowadzenie sankcji 10-letniego zakazu pracy naukowej w wypadku niezłożenia oświadczenia lustracyjnego przez pracownika nauki lub uznania go za „kłamcę lustracyjnego” narusza zasadę wolności badań naukowych (art. 73 Konstytucji)" [s. 25].
Zamknięcie archiwów dla badaczy również naruszą tą zasadę.. Ot hipokryzja :> I dalej:
"Podstawowym zarzutem wnioskodawców w stosunku do art. 7 ust. 1 ustawy lustracyjnej jest stwierdzenie, że informacje mające znaleźć się w oświadczeniu lustracyjnym nie są niezbędne w demokratycznym państwie prawnym (art. 51 ust. 2 Konstytucji). Również samo składanie oświadczeń lustracyjnych jest bezcelowe, z uwagi na powszechny dostęp do archiwów Instytutu Pamięci Narodowej."
Cóż...
"Natomiast naruszenie przez art. 22 ust. 3 ustawy lustracyjnej art. 47, art. 51 ust. 2, art. 53 ust. 7 i art. 61 Konstytucji wiąże się z faktem, że przepis ten nie obejmuje zakresem tzw. danych sensytywnych, informacji o światopoglądzie, nałogach i kodzie genetycznym chronionych w art. 27 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (Dz. U. z 2002 r. Nr 101, poz. 926, ze zm.). Natomiast wyłączenie ochrony danych sensytywnych pracowników i funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa państwa (art. 22 ust. 3 pkt 2) stanowi bezpodstawną dyskryminację i pozbawienie ochrony w zakresie konstytucyjnych praw bez żadnego uzasadnienia."
Dane wrażliwe opozycji i innych ludzi można ujawniać
Najbardziej zabawne jest to stwierdzenie:
"Zarzut skierowany przeciwko art. 37 ustawy lustracyjnej dotyczy wprowadzenia penalizacji „publicznego pomówienia Narodu Polskiego” bez określenia definicji legalnej [?-Unicorn] tego zachowania, co narusza zasadę prawidłowej legislacji[?-Unicorn] (art. 2 Konstytucji). Dodatkowo
zagrożenie sankcją za tego typu działania „prowadzi nieuchronnie do powstania cenzury prewencyjnej” i może doprowadzić do zaprzestania badań, publikacji naukowych, a w efekcie ograniczenia sfery wolności prowadzenia debaty publicznej. Stanowi zatem ograniczenie wolności słowa, pozyskiwania i rozpowszechniania informacji oraz badań naukowych i to bez wystarczającego uzasadnienia, a przez jest naruszeniem art. 31 ust. 3 Konstytucji. Przepis art. 37 ustawy lustracyjnej pozostaje również w oczywistej sprzeczności z art. 10 ust. 2 Konwencji."
To miło, że TK przyznał się do łamania konstytucji...
Dalsza próbka bełkotu:
"Jako niekonstytucyjną wnioskodawcy uznają również regulację przyznającą IPN kompetencję do publikowania katalogów osób określonych w art. 52a pkt 5-7, dodanym przez art. 39 pkt 33 ustawy lustracyjnej. Jest to spowodowane przede wszystkim tym, że publikowanie katalogów będzie następować w oparciu o niejasne kryteria (przy wykorzystaniu pojęć niedookreślonych) [że co?- Unicorn] i IPN może mieć pełną dowolność w decydowaniu o tym, kto znajdzie się w publikowanych katalogach, gdyż nie jest związany definicją współpracy zawartą w art 3a ustawy lustracyjnej. Dodatkowo umieszczenie osoby w katalogu godzi w przyrodzoną i niezbywalną godność człowieka, będzie stanowiło karę infamii, stygmatyzowanie, i to nawet osób nieżyjących, których czci nie można oczyścić w postępowaniu lustracyjnym. Wspomniany katalog będzie sporządzony „na zawsze”.." Tak to faktycznie smutne- szczególnie to NA ZAWSZE..
"Jako niekonstytucyjną uznają wnioskodawcy również regulację art. 59 ust. 2 w związku z art. 59 ust. 1 ustawy lustracyjnej oraz art. 52a pkt 5 ustawy o IPN, w świetle której w katalogach publikowanych przez IPN w pierwszej kolejności umieszcza się
dane osobowe osób pełniących istotną rolę w życiu publicznym, społecznym, gospodarczym i kulturalnym. W ten sposób ustawodawca „w sposób rażący” naruszył zasadę równości wobec prawa, gdyż
nie przedstawia żadnego racjonalnego argumentu przemawiającego za takim zróżnicowaniem prawnym (nie ma ono żadnego uzasadnionego celu). Ponadto posłużenie się nieprecyzyjnym sformułowaniem (pozostawiającym w istocie
całkowity luz decyzyjny) [luz to jest w samochodzie-Unicorn]

: „dane osobowe osób pełniących istotną rolę w życiu publicznym, społecznym, gospodarczym i kulturalnym” godzi w regułę , zgodnie z którą jeżeli ustawodawca decyduje się na wprowadzenie kryteriów różnicujących sytuację prawną osób, to użyte przez niego sformułowania powinny być maksymalnie precyzyjne, tak aby uniknąć arbitralnego stosowania przepisów."
Faktycznie luz decyzyjny jest takim sformułowaniem

Głównym argumentem za ujawnianiem autorytetów moralnych jest ich własna postawa i pouczanie innych- niech dadzą dobry przykład... :>
Stanowisko odrębne Marii Gintowt- Jankowicz:
"Nie należy tracić z pola widzenia, że także w innych państwach Europy Środkowej problem tzw. lustracji czy też dostępu do archiwów dawnych służb specjalnych stał się przedmiotem szczegółowych unormowań ustawowych (np. w Czechach, na Litwie, w Republice Federalnej Niemiec, na Słowacji i Węgrzech). Tym bardziej więc ocena Trybunału Konstytucyjnego nie powinna ignorować ,a wręcz przeciwnie winna respektować szczególny społeczno-historyczny kontekst takiej regulacji."
Warto poczytać zdania odrębne są frapujące..
* Rozkodujcie to sobie jak chcecie, wnikliwy czytelnik bloga zasugerował- Ich K** Mości. Może być!

Przyznam bezczelnie, że napisałbym lepsze uzasadnienie, nawet z paragrafami
Czysty idiotyzm..
"O stronach "pro-ana" przeczytałam w jednym z kobiecych pism. Nie mogłam uwierzyć, że mogą istnieć strony internetowe, na których zamieszczane są zachęty do katorżniczego odchudzania, a wręcz głodzenia się. Wpisałam w Google hasło "pro-ana" i - ku memu zdziwieniu - efektem wyszukiwania było kilka stron, zapełnionych przykładowymi adresami. Moje zdziwienie było ogromne, gdy już na pierwszej otwartej stronie znalazłam materiały propagujące anoreksję czy bulimię.
Pro-ana jest stylem życia i żywienia się polegającym na ciągłym dążeniu do tracenia na wadze. Osoby, które wybierają tę "drogą", nazywają się "Motylkami" i świadomie dążą do zapadnięcia na chorobę jaką jest anoreksja. Ich hasłem jest łacińska maksyma: "Quod me nutrit, me destruit - Co mnie żywi, niszczy mnie...".
"Motylki" by pamiętać o "Anie" zapisują sobie często powyższe hasło na spodzie ręki. Ich znakiem rozpoznawczym (wspólnym także dla bulimiczek) jest czerwona opaska. Osoby dotknięte anoreksją posiadają nawet swój hymn (http://www.youtube.com/watch?v=Eo_f2PzdzhY&mode=related&search=).
Pierwsza strona typu "pro-ana", która wyświetliła się w wyszukiwarce, była bogata w linki i "rady". Można się dowiedzieć, że jej główną bohaterką jest dziewczyna ukrywająca się pod pseudonimem "Ana". Pisze o sobie w
następujący sposób: "Jestem typową nastolatką z fascynacją anoreksji. Zawsze marzyłam mieć wystające kości i nie mieć ani grama tłuszczu w ciele. Ta strona jest przeznaczona dla dziewczyn, które są tym zainteresowane." Po czym podaje swój numer gg.
Można tam znaleźć także (a może przede wszystkim) wskazówki co jeść, a czego nie, jeśli się chce być jak Ana. Pod hasłem "NA TO MOŻEMY SOBIE POZWOLIĆ ^_^" pokazane są zdjęcia soczystych i kolorowych owoców i herbat, ale TYLKO owoców i herbat... Poniżej znajduje się "czarna lista" zatytułowana "absolutnie nam nie wolno" gdzie, krótko mówiąc, znajduje się cała gama pozostałych produktów spożywczych dostępnych na rynku. Pod tą drugą listą znajduje się ostrzeżenia: "POMYŚL ZANIM ZJESZ! ZAMIEŃ TE ŚMIECIE NA LEPSZE! PRZECIEŻ CHCESZ BYĆ CHUDSZA...POTRAFISZ!!! ZMIEŃ NAWYK OD TERAZ!!! CHCESZ TAK JEŚĆ?! PRZEZ KRÓTKĄ CHWILĘ I NA CAŁE ŻYCIE MIEĆ TO W BIODRACH??!!"
Zaś przewodnią myślą strony jest rada "Any": "RÓB TAK BY NIE ZGRUBNĄC...NIE PODDAWAĆ SIE...NIE WYMIGIWAĆ...A OSIĄGNIESZ SWÓJ CEL DOSKONAŁOŚCI...ZA CO BĘDĄ CIĘ WSZYSCY PODZIWIAĆ I CHWALIĆ NA WIEKI..."Ana" wzbogaciła swoją stronę zdjęciami dziewczyn dotkniętych anoreksją. Te przerażające a wręcz odrażające zdjęcia zostały opatrzone tytułem "motywacja" (sic!).
Strona "Any" jest swego rodzaju klubem, do którego należą - jak dotąd - 74 osoby. Wymieniają się spostrzeżeniami i wspierają się w dążeniu do wspólnego celu - jakim jest pozbycie się jakiegokolwiek tłuszczu z organizmu. Przykładowa rada umieszczona na stronie: "najlepiej oszukać głód...robiąc coś co zajmuje umysł i zapominasz ogólnie,ze głód jest...np. jedziesz do miasta szukając za czymś czy ogólnie idziesz na dwór żeby sobie pochodzić. Większości pomaga (...) dasz rade i szczerze...nawet jeśli ważysz więcej od niektórych z nas to nie wstydź sie...bo każdy zaczynał od ciężkiej wagi i dzięki motywacji tracił to...co uważał za okropne..."
Niektóre z wypowiedzi należących do strony anorektyczek są przerażające np.: "dziś chciałam podciąć sobie żyły.. jestem tłusta świnią!! nie chce mi się żyć i znowu wracać do tych śmierdzących szpitali!!!!!"
Blogi "Motylków"
Klub "pro-ana" to jednak tylko jedna z wielu stron, na których dziewczyny dotknięte anoreksją wspierają się w dążeniu do "perfekcjonizmu". W internecie znajduje się mnóstwo blogów z życia anorektyczek. Strony są utrzymane w pastelowych i różowych kolorach. Przypominają wyglądem pamiętnik nastolatki. Jednak treści, w tych blogach zawarte, nie są już tak pogodne jak ich kolorystyka. Można na nich znaleźć między innymi "alfabet anorektyczki", "dekalog pro-ana", "40 powodów dla których warto być chudą" czy nawet hymn "Motylków"...
Przeczytałam m.in., że anoreksja to nadzieja przetrwania, głodzenie się to podstawa funkcjonowania i dobrego samopoczucia, jedzenie jest zabronione (no chyba że małokaloryczne). Dowiedziałam się, że warto być chudą, by dumnie i prosto kroczyć ulicami i śmiać się innym prosto w twarz; by stanąć przed lustrem nago i powiedzieć z uśmiechem na twarzy "chude jest boskie"; bo mama i ojciec nie ględzą ci że wyglądasz jak prosiak; nie wstydzisz się pokazać w kostiumie kąpielowym; cieszysz się, kiedy po miesiącach odchudzania nosisz rozmiar 32 a nie 46; jedzenie kosztuje; masz kości "na wierzchu" a to jest piękne. A przede wszystkim bycie chudą to dla "Motylków" bycie kimś dla siebie samej etc.
Autorki blogów umieszczają na nich relacje ze swojej walki ze "zbędną" tkanką tłuszczową. Bardzo często są to bardzo intymne i przerażające wyznania, np. "Dzisiaj Motylki masakra!! Jest 11.30 a ja zjadłam całe ciasto..... Ćwiczyłam godzinę, ale nie mam już więcej siły.....Dzisiaj nic już nie zjem i jutro też nic.....
Obiecuję....."
Coś nie tak?
Anoreksja to choroba, groźna dla zdrowia. Wszystkie dziewczyny wypowiadające się na stronach internetowych typu "pro-ana" są wyraźnie świadome swojej przypadłości o podłożu psychicznym. Postrzegają siebie jako dużo grubsze i brzydsze niż są w rzeczywistości. Ciekawe jest to, że dotychczas anoreksja była uważana za chorobę skrzętnie ukrywaną. Anorektyczki nigdy nie chciały się przyznawać do tego, że są chore. Teraz otwarcie dążą do zabijania swych organizmów i tworzą własne kluby!
"Motylki" wyraźnie szukają w internecie przyjaciółek, które je zrozumieją. Starają się też udowodnić sobie i innym, że ich choroba to świadomie przez nie wybrany styl życia, zupełnie według nich zresztą normalny. Spod otoczki różowej kolorystyki, ładnych, dziewczęcych rysunków i wielu uśmieszków umieszczanych przy postach wychyla się smutna prawda. Te dziewczyny chcą by inni myśleli, że są szczęśliwe i piękne. Tylko, wydaje się, nie umieją przyznać, że ich "styl życia" jest nieuchronnym dążeniem do śmierci i bólu. Nie chcą zauważyć, że jedzenie po kryjomu (lub w ogóle niejedzenie), osamotnienie, nienawiść do własnego ciała i ciągły ból to nie droga do szczęścia.Dlaczego treści typu "pro-ana" są groźne
Poczułam się jak po nieudanej próbie swego rodzaju indoktrynacji. Przeraziłam się, gdy pomyślałam, co by było gdyby na taką stronę trafiła dziewczynka obawiająca się dojrzewania, wstydząca się zmian w swoim ciele, potrzebująca akceptacji i (co najgorsza) nie mogąca znaleźć wspólnego języka z rodzicami i rówieśnikami. Zastraszający jest fakt, że tuż obok poradni dla osób chorych, które starają się "wyciągnąć" chorego z jego przypadłości, powstają kluby zachęcające do wyniszczania swojego ciała."
Za:
http://tnij.org/29q
-----------------
Czy to tylko wina mediów- lansowanie ideałów i łatwego, lekkiego, nierzeczywistego stylu życia czy również zapowiedź poważnych zmian w psychice. Okres dojrzewania jest trudny, nie przeczę; szczególnie obecnie w dobie natrętnej reklamy ale czy normalnym jest autodestrukcja organizmu albo takie credo:
ALFABET ANOREKTYCZKI
A- Anoreksja (moja nadzieja przetrwania)
B- Bulimia- koleżanka
C- Czas- trzeba go wykorzystac na spalanie kalorii
D- Dieta tak wazna w naszym zyciu- w zyciu motylków
E- Ekologia własnego organizmu...
F- Fatt- musi byc go coraz mnie
G- głodzenie się- podstawa funkcjonowania i dobrego samopoczucia
H- Hamstwo- hamstwo ludzi, którzy mówią ze wygladasz okropnie!
I- I Dont Need a Men- Piosenka PCD, przy której spalisz dużo kalorii- tańcząc!
J- Jedzenie!! Zabronione!! No moze mało kaloryczne...
K- Kalorie- musi byc ich coraz mniej!
L- Ciągle i ciagle fatt...
M- Miłość do Anoreksji i kości
N- Nienawiść do swojego tłustego ciała...
O- Osamotnienie- nikt cie nie rozumi, i twojego ciała tez...
P- Pragnienie... głód...
R- Restrykcje wobec samego siebie
S- Sport- podstawa funkcjonowanie mojego organizmu
T- Thin- do tego dąże!
U- Ukrycie przed innymi jak jem...
W- Waga- tak dużo dla nas znaczy!
Z- Zarobek- gdy braknie ci kasy mozesz pracowac jako model/modelka*
*Pisownia oryginalna... A może to jakaś forma podniety? Rozumiem potrzebę tworzenia grupy i odnajdywania się tam z innymi- jakkolwiek byłoby to dziwne ale zarazem grupa ta w bardzo interesujący sposób przeciwstawia się otoczeniu- poprzez bunt skierowany nie na kogoś OBCEGO, obce idee czy poglądy- jak to zazwyczaj bywa ale na SIEBIE...Skojarzenia z sektą i dżihadem mile widziane.. Blogerki anorektyczki z dumą podkreślają destrukcyjny charakter diet- może to wołanie o pomoc-> zauważcie mnie..albo zginę. Dieta albo śmierć ;/
http://doza.o2.pl/?s=4102&t=5881
"Historia integracji europejskiej to dowód, że duży może więcej, a negocjacje powinny być twardą grą o własne interesy. Co ciekawe, dzisiejszy kształt struktur ponadpaństwowych w Europie jest tak naprawdę efektem blokad podejmowanych przez państwa narodowe, a nie ustępstw.
Blokada konstruktywna
Pierwszym owocem starcia, które nastąpiło jeszcze na etapie dyskusji o kształcie regionalnych struktur ponadpaństwowych w powojennej Europie, kiedy tzw. federaliści (Francja, Belgia i Holandia) walczyli z tzw. pragmatykami (Wielka Brytania) o zakres transferu narodowych kompetencji poza państwowe struktury, jest dzisiejsza Rada Europy. Jej kształt i ograniczone kompetencje wyraźnie wskazują, że jest efektem obaw, a nie zaufania. Do powstania dzisiejszej unijnej wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa przyczyniła się natomiast klęska prac nad wspólną polityką obronną państw europejskich, wyrażona odrzuceniem przez Francję w 1954 r. traktatu o europejskiej polityce obronnej[EWO-Unicorn]
Przeczytaj cały artykuł: »»
"Na stronie tytułowej niemieckiego tygodnika politycznego "Der Spiegel" redakcja umieściła rysunek braci Jarosława i Lecha Kaczyńskich siedzących okrakiem na kanclerz Angeli Merkel. Podpis: "Nielubiani sąsiedzi. Jak Polacy grają Europie na nerwach" oraz dopisek "Pierwiastek kwadratowy lub śmierć".
Według niemieckiej gazety Polska nalega na pierwiastkowy system liczenia głosów w Unii Europejskiej, bo nasze władze nie lubią Niemców. "Polska Kaczyńskich ma wielu wrogów: homoseksualistów i liberałów, postkomunistów i tych, którzy wygrali na zwrocie z 1989 r., teoretyków ewolucji i hedonistów, krytyków papieża, dziennikarzy, pracowników wywiadu. Do tego dochodzą jeszcze Rosjanie. Przede wszystkim jednak Niemcy" - wylicza "Der Spiegel".
Dziennikarze tygodnika boją się, że polskie weto - jeśli inne kraje nie zgodzą się na pierwiastek - może sparaliżować UE. "Polskie kierownictwo grozi wetem w europejskim sporze o konstytucję i nastawia przeciwko sobie cały kontynent. Atak Kaczyńskich skierowany jest przeciwko nielubianym Niemcom, co spotyka się w kraju z dużym odzewem. Warszawski upór działa jak balsam na polską duszę" - czytamy w artykule zatytułowanym "Bitwa bliźniaków".
"Der Spiegel" pisze, że polska gospodarka od lat dynamicznie rozwija się, Polska znajduje się w NATO, a granica na Odrze i Nysie jest ostatecznie uznana, zaś niemieccy i polscy historycy zgodni są w ocenie przeszłości.[bzdura!-Unicorn]. "Mimo to Polacy 16 lat po zwrocie wybrali polityków, którzy upatrują w Niemcach zagrożenie" - dodają autorzy.
Zdaniem tygodnika, kanclerz Merkel jest rozczarowana, że nie udało jej się przekonać Lecha Kaczyńskiego do swoich racji. "Der Spiegel" twierdzi też, że już w grudniu 2005 roku Merkel nie podobały się spotkania z polskim prezydentem. "Ach, co to była za nieprzyjemna rozmowa" - mruczała Merkel, gdy Kaczyński opuścił wtedy jej gabinet.
"Der Spiegel" - który dociera do blisko sześciu milionów czytelników - podsumowuje: polskie władze prędzej zdecydują się na izolację swego kraju, niż ustąpią w kwestii "pierwiastka".
Za:
http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=48978
A teraz pytanie- co chce w ten sposób osiągnąć Dziennik? ... Ta gazeta staje się powoli Wybiórczą w pewnych kwestiach i prezentowaniu opinii.. Panowie dziennikarze, nie sądzicie, że współpraca z obcymi służbami specjalnymi jest naganna, jeżeli utożsamiacie się? z Polską...
http://www.spiegel.de/politik/ausland/0,1518,489013,00.html
"Das Treffen von Angela Merkel mit dem polnischen Präsidenten Kaczynski hat keine Annäherung im Streit über die EU-Verfassung gebracht. Der Pole sagte, sein Land habe schon genug Zugeständnisse gemacht.
Warschau - "Vorläufig sind wir bei unseren Ansichten geblieben, wenn auch mit der Überzeugung, dass man einen Erfolg suchen muss", sagte der polnische Staatspräsident Lech Kaczysnki nach dem Treffen mit Merkel in Meseberg."
Die ungeliebten Nachbarn
Wie die Polen Europa nerven
Europa to my...
"Dwóch niemieckich prawników dowodzi, że działalność Powiernictwa Pruskiego jest sprzeczna z konstytucją i powinna zostać zakazana
-Powiernictwo Pruskie dąży do zakłócenia pokoju międzynarodowego. Jest to nie tylko sprzeczne z niemieckim prawodawstwem, ale prowadzić może do nieobliczalnych następstw politycznych - powiedział "Rz" Guido Morber, współautor ekspertyzy opublikowanej w jednym z niemieckich biuletynów prawniczych.
Z ekspertyzy (jako pierwsza dotarła do niej "Gazeta Wyborcza"
wynika, że gdyby niemieccy wypędzeni odzyskali swoje majątki, mogłoby dojść do naruszenia integralności terytorialnej Polski. "Powiernictwo Pruskie dąży do zmiany stosunków własnościowych na jednej trzeciej terytorium Polski. Tym sposobem podważa suwerenność tego kraju" -udowadniają autorzy.
Ich zdaniem takie działania kwalifikują się jednoznacznie do wydania administracyjnego zakazu działalności. Mogłoby go wydać niemieckie MSW. - Naszym celem jest wywołanie prawniczej dyskusji na ten temat -mówi Morber."
Zgodnie z zasadą mówiącą, że jeżeli reakcja jest szybka i zaprzeczająca to wskazany fakt zaistniał:
"W ośmiostronicowej ekspertyzie autorzy dochodzą do wniosku, że działalność Powiernictwa Pruskiego jest nie do pogodzenia z art. 9 konstytucji mówiącym o zakazie organizacji godzących w porozumienie pomiędzy narodami.
Udowadniają także, że Powiernictwo nie przestrzega art. 17 ustawy o stowarzyszeniach i związkach. Jest wprawdzie spółką prawa cywilnego, co nie oznacza, że związane jest wyłącznie przepisami prawa cywilnego. - Cała sprawa wymaga dokładnej analizy prawnej. Bez tego trudno o polityczną ocenę. Mogłaby ona odnieść odwrotny do zamierzonego skutek i umocnić tę organizację - tłumaczy "Rz" Angelica Schwall -Düren, wiceprzewodnicząca parlamentarnej frakcji SPD.
Podobnego zdania jest szef Komisji Spraw Zagranicznych Bundestagu Ruprecht Polenz (CDU). - Powiernictwo Pruskie dąży do odzyskania nieruchomości wypędzonych w Polsce, ale nie ma żadnych szans na sukces. Zostało to zresztą udowodnione we wspólnej ekspertyzie prawnej na zlecenie rządów Polski i Niemiec. Mówienie o secesji części polskiego terytorium to bajki -mówi Ruprecht."
"W Powiernictwie Pruskim ekspertyza wywołuje rozbawienie. -Co w tym złego, że wypędzeni starają się o zwrot majątków znajdujących się obecnie w posiadaniu Polski oraz prawa powrotu do stron ojczystych. To są niezbywalne prawa człowieka. Absurdem jest twierdzenie, że działalność Powiernictwa jest sprzeczna z prawem -przekonywał w piątek "Rz" Thomas Gertner, adwokat organizacji.
W środowisku niemieckich prawników panuje przekonanie, że ekspertyza Guido Morbera i wykładowcy z Uniwersytetu Ruhry Holma Putzke jest nieco naciągana. - Trudno mi sobie wyobrazić, aby mogła być podstawą do wydania jakiegokolwiek zakazu - twierdzi adwokat Stefan Hambura, obserwujący od lat działalność Powiernictwa. Adwokat Andrzej Remin przypomina o fiasku delegalizacji neonazistowskiej NPD. Trybunał Konstytucyjny odrzucił kilka lat temu wspólny wniosek rządu oraz obu izb parlamentu w tej sprawie. -Może nam się nie podobać, co robi Powiernictwo, ale gdyby doszło do jakiegokolwiek postępowania w sprawie zakazu, organizacja ta wyjdzie z niego obronną ręką.
Bezpośrednim powodem przeanalizowania działalności Powiernictwa przez dwóch niemieckich adwokatów było złożenie przez Powiernictwo pozwów w Międzynarodowym Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu w imieniu 23 obywateli niemieckich domagających się zwrotu nieruchomości w Polsce. - Obaj studiowaliśmy w Krakowie i wiemy, jakie komplikacje w stosunkach dwustronnych wywołują roszczenia wypędzonych - powiedział Morber."
Za:
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_070616/swiat/swiat_a_3.html
Przypominam, że w Polsce działa również Powiernictwo Polskie:
http://www.powiernictwo-polskie.pl/
a S. Hambura pisze na Salonie24:
http://hambura.salon24.pl/index.html
Przeglądając różne czasopisma fachowe znalazłem mądry diagram. Oto on:

Za:
"Problemy alkoholizmu", nr 1/2005, s. 11.
Przeczytaj cały artykuł: »»
"Celem naszej akcji jest popieranie tolerancji, wolności słowa i propagowanie poglądów mniejszościowych i niepoprawnych politycznie

Obawiamy się , że postepująca unifikacja poglądów będąca skutkiem obowiązkowego, państwowego, szkolnictwa oraz zmasowanej propagandy medialnej prowadzi do wytworzenia człowieka przeciętnego. Ma on takie poglady jakich wysłucha, lubi to co reklamują i ma uczucia gdy mu sie karze. A jednoczesnie wmawia mu się , że jego wytresowane zachowania sa objawem niezaleznego myslenia i "buntu"Aby uniknąć tej tragedii postanawiamy iść pod prąd czasom i modzie. Jak bowiem od dawna wiadomo zdrowe ryby płyną pod prąd a z prądem ... Państwo sami wiecie co.
Dla młodego odłamu "buntowników" powstała akcja "Tiszert dla Wolności". Z koszulkami typu: usunęłam ciążę (co w tłumaczeniu na język potoczny oznacza zabiłam nie narodzone dziecko) i tym podobne. Akcja ta ma oczywiście zarząd, poparcie największego dziennika w kraju i o ile pamietam rzadowe poparcie finansowe swego czasu.
My tego nie mamy. Ale ... mamy poglądy, wiarę i upór. I tak powstała nasz niszowa akcja bez reklam, bilbordów, wywiadów i gwiazd. Za to w oparciu o miesięcznik Opcja na Prawo i jego dzielną redakcję. I UDAŁO SIĘ ! nasze koszulki nosza juz setki ludzi a miejmy nadzieję, że wkrótce tysiące."
http://www.wolnosc.dla.tiszerta.com
Ziomale
)
"Nasze poglądy w skrócie:
1. Kochamy Kobiety - nie lubimy feministek.
2. Tolerujemy homoseksualistów - nie lubimy aktywistów gejowskich i ich nachalnej propagandy.
3. Jesteśmy za karą śmierci dla tych, którzy na nią zasługują i przeciwko zabijaniu tych którzy sa niewinni.
4. Nie interesują nas mniejszości rasowe, narodowe itp. Jako konserwatyści uważamy, że ludzi należy rozpatrywać pojedynczo a nie w sztucznie tworzonych grupach.
5. Jesteśmy za wolnością słowa. (jedynie cenzura obyczajowa)
6. Popieramy Kapitalizm jako jedyny sprawiedliwy ustrój.
7. W związku z tym nie lubimy: komunizmu, faszyzmu, socjalizmu i hitleryzmu oraz innych czerwonych pomysłów.
8. Cenimy sobie prawdę i walczymy ze szkodliwymi stereotypami.
RESUME: NA PRAWO OD NAS JEST JUŻ TYLKO MUR

"Głębokie korzenie organizacji Solidarność Walcząca tkwią w wielkim, ogólnospołecznym ruchu zainicjowanym w sierpniu 1980 r. Nie tylko dlatego, że przez długi czas NSZZ „Solidarność” i SW miały podobną hierarchię wartości, lecz także z powodu przynależności późniejszych założycieli i działaczy SW do Związku, nawet do jego kierowniczych struktur. W tak ogromnym, wielowarstwowym ruchu, jakim była „Solidarność” w latach 1980-1981, nie mogło nie być wielu różniących się od siebie nurtów politycznych, społecznych i ideowych. Odmienne spojrzenie na rolę Związku, odmienny stosunek do władz państwowych, różne propozycje działań bezpośrednich i rozmaite wizje przyszłości stanowiły zalążek nieporozumień i rozłamów. Wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. jedynie na krótki czas zatrzymało proces polaryzacji stanowisk politycznych. Natomiast stopniowe odtwarzanie zrębów „Solidarności”, choć w zmienionej i okrojonej formule, dało podstawy do ponownego krystalizowania się coraz jaśniej wyartykułowanych postaw. Po krótkim okresie jedności w podziemiu, doszło we wrocławskiej „S” do wyłonienia organizacji o charakterze ściśle politycznym."
Przeczytaj cały artykuł: »»
"Ogólnie za broń strategiczną uważa się taką, która „wystrzelona z własnego terytorium lub z morza może osiągnąć cele leżące głęboko na terytorium wroga. Są to pociski rakietowe lub bomby znajdujące się na pokładach samolotów dalekiego zasięgu czy też wystrzeliwane z wyrzutni lądowych lub wyrzutni na okrętach podwodnych."*
Istnieją również dwa różne i niemożliwe do porównania sposoby oceny efektywności potencjałów strategicznych danego kraju:
-Jedna z metod polega na określeniu liczby celów na terytorium przeciwnika i ocenie, ile i które z nich można dosięgnąć swoimi głowicami,
-Drugi sposób polega na ocenie łącznej siły jednorazowego uderzenia na terytorium przeciwnika wszystkimi rakietami i samolotami, jakimi się dysponuje.
Dodatkowo kategoria broni strategicznych jest dość płynna, może być np. rozszerzana na broń atomową krótkiego zasięgu przewożoną na potencjalny obszar ataku.
Zasada „wyłączenia” charakteryzuje wydzielenie broni strategicznej od taktycznej- co nie wchodzi do kategorii broni strategicznej, jest bronią taktyczną...
W takim rozumieniu bronią strategiczną były: międzykontynentalne rakiety balistyczne odpalane z ziemi- ICBM, międzykontynentalne rakiety balistyczne wystrzeliwane z okrętów podwodnych- SLBM, ciężkie bombowce dalekiego zasięgu, pociski przeciwrakietowe- ABM.
Według SIPRI bronią taktyczną byłyby: bomby zrzucane swobodnie z samolotów i bomby szybujące, rakiety „powietrze- ziemia”, rakiety samosterujące Cruise, rakiety „powietrze- powietrze”, artyleria jądrowa, bomby głębinowe, torpedy i torpedy- rakiety, miny atomowe, używane na lądzie, miny atomowe, używane na morzu..
* ZSRR uważał, że bronią strategiczną jest broń, która może dosięgnąć terytorium mocarstwa atomowego. W takiej sytuacji amerykańska broń umieszczona w Europie Zachodniej jest bronią strategiczną…
Jednak wprowadzanie przez ZSRR od 1973 rakiet MIRV oraz bombowców Tu-22M, a wcześniej rakiet średniego zasięgu SS- 20 (wskutek czego ZSRR osiągnął przewagę w Europie) spowodowało, że trzeba było zredefiniować kategorię broni strategicznej...
----------------
Od pewnego czasu USA mają możliwość dokonania first strike czyli uderzenia rakietami wszystkich strategicznych celów na terenie Rosji. Szacuje się, że Rosja ma ok. 40% mniej bombowców strategicznych niż w szczytowym okresie Zimnej Wojny; liczba międzykontynentalnych rakiet balistycznych- ICBM zmniejszyła się o ok. 60% a rakiet balistycznych wystrzeliwanych z okrętów podwodnych o 80%- SLBM.
Przeczytaj cały artykuł: »»
"(...)PułkownikWiesław Górnicki, jeden z twórców i ideologów stanu wojennego 1981 roku, sprowadzał w swych wystąpieniach działalność „bandytów" (tak ich określał) z NSZ do „dobijania ocalałych Żydów, mordowania chłopów i nauczycieli, wieszania milicjantów"
• tow. Krzysztof Teodor Toeplitz, ongiś sympatyk Moczara, przeniósł nieco akcenty, przypisując NSZ-owcom „strzelanie do ukrywających się po lasach Żydów", czyli oskarżył ich o zbrodnie dokonywane właśnie przez podwładnych Korczyńskiego i Moczara.
Podobne poglądy wygłaszają reprezentanci ZMS-owskiego pokolenia:
• W rozmowie z niemieckim filozofem Jurgenem Habermasem na temat różnych totalitarnych niebezpieczeństw Adam Michnik, z wykształcenia historyk, potępi jako tako komunizm, ale zaraz jego zbrodnie zrównoważy: „Otóż niech mi będzie wolno powiedzieć, że na tej samej zasadzie (co komunizm — B.U.) cząstką naszej biografii jest NSZ". W tym momencie niemiecki filozof powinien sobie wyobrazić łagry zakładane przez narodowców gdzieś pod Łomżą, eneszetowskich oprawców mordujących ludzi strzałem w tył głowy w piwnicach... A ponieważ polscy komuniści byli — jako oprawcy — najemnymi pracownikami Moskwy, biedny niemiecki filozof nie będzie miał wątpliwości, że również NSZ pracowały dla Kremla.
By wybielić komunizm (i mimowolnie hitleryzm), Michnik zlepia w jeden stereotyp tradycję narodową z niepodległościową i potępia totalitarną przeszłość Polski posługując się dyżurnym przykładem komunistów: obozem w Berezie. Przykład ten w jego intencji ma równoważyć obozy niemieckie i sowieckie:
„Jest marnym usprawiedliwieniem, że zatłuczono tam niewielu ludzi, że hitlerowskie obozy były gorsze".
Pomijając „drobiazg", że w Berezie rządzący piłsudczycy przymykali najczęściej, opozycjonistów z endecji, zwróćmy uwagę na niegodne historyka fałszerstwo. Nawet peerelowska propagandówka Bereziacy, zawierająca antysanacyjne fantazje byłych więźniów, nie posunęła się do opisywania „zatłuczeń", których po prostu nie było! Byłe koszary w Berezie, w których panowały warunki znośniejsze niż w więzieniach dla kryminalnych (otwarte cele, częste wizyty, możliwość spacerów na zewnątrz koszar) służą Michnikowi nie tylko dla zrównania polskiego totalitaryzmu z sowieckim i niemieckim, ale do roztopienia zbrodni polskich komunistów w ogólnej zbrodniczości — bo rzekomo nikt nie był bez winy. W ten sposób Michnik zrównuje esesmanów i enkawudystów z walczącymi z nimi partyzantami, niweluje różnice między oprawcami hitlerowskich i stalinowskich łagrów a ich ofiarami...
Aby uniemożliwić obronę NSZ czy AK, Michnik posuwa się do szantażu w stylu nawiedzonego Borejszy: „gdy mówimy, że w gruncie rzeczy Polacy są niewinni (chodzi o okupację Polski — B.U.), to znaczy, że przygotowują sobie weksel na nowe winy". Nie budzi specjalnego zdziwienia, iż mając takie poglądy, Michnik z aprobatą zamieszcza w swej Gazecie Wyborczej (6 III 1993) „List otwarty Rady Australijskiej Światowej Federacji Żydów Polskich", którego autorzy w formie gołosłownych pomówień stwierdzają, że NSZ była to formacja głosząca i uprawiająca jawnie rasistowską ideologię i splamiona krwią niewinnych ludzi, w tym dzieci, kobiet i starców zamordowanych tylko dlatego, że byli Żydami. Nie dość na tym: „NSZ pomagało wspólnemu wrogowi oczyścić Polskę z Żydów, uciekając się nawet do współpracy z gestapo w tym niecnym dziele.
Przeczytaj cały artykuł: »»
Kwaśniewski jest umiejętnym politykiem. Poczuł, że Tusk pcha się na prawą stronę, do której tak naprawdę nie należy - mówi Nelly Rokita.
Rz: Czy godzi się pani z tym, że mąż był szarą myszką, jak sam siebie niedawno określił?
Nelly Rokita: Nigdy nie był i nie jest szarą myszką. Ma natomiast w sobie szacunek dla hierarchii, dla przywództwa.
Czyżby?
Jeśli ktoś jest wybrany na szefa partii jak Donald Tusk, to trzeba wykazać rodzaj posłuszeństwa. Ale mówienie o szarej myszce jest ze strony męża rodzajem kokieterii. Bo on ma w sobie tyle chęci i możliwości wpływania na bieżącą politykę, że tą myszką nigdy nie będzie. Jest w polityce od 18 lat, tyle czasu już jest posłem. Przetrwał, gdy inni nie wytrzymywali. On jeszcze przetrwa niejednego przewodniczącego Platformy czy nawet PiS. Czas weryfikuje błędy popełniane przez Donalda Tuska.
To Tusk popełnia jakieś błędy?
Powoli nadchodzi czas podsumowania błędów, które popełnia. Powrót Aleksandra Kwaśniewskiego jest bez wątpienia największym błędem Tuska.
Co ma wspólnego jedno z drugim?
To prosta arytmetyka. Polityka nie znosi pustki. Tusk nie pozwalał się rozwijać konserwatywnej myśli w PO.
Jest przecież w Platformie Jarosław Gowin, właśnie Jan Rokita.
Oni są odsunięci od władzy. A na konserwatystów promuje się teraz takich ludzi, jak Stefan Niesiołowski czy Bronisław Komorowski.
I co w tym złego?
Niesiołowski odgrywa rolę pajaca, a Komorowski chodzi na sznurku. Porażką Tuska jest to, że myślał, iż on sam zastąpi potrzebę konserwatyzmu w Platformie. Posunął się bardzo w prawą stronę, zostawiając lewą. A miał tam swoich wyborców, liberalnych wyborców. Nie chciał ich przytrzymać, zagospodarować. I w ten sposób zmobilizował Kwaśniewskiego do powrotu. Kwaśniewski jest umiejętnym politykiem. Poczuł, że Tusk pcha się na prawą stronę, do której tak naprawdę nie należy.
Dlaczego miałby nie należeć?
Bo nie jest konserwatywnym politykiem, jest politykiem liberalnym.
Jest przecież szefem formacji konserwatywno-liberalnej.
Ślub krótko przed wyborami prezydenckimi nie uwiarygadnia jego konserwatyzmu. On jest kojarzony z poglądami liberalnymi i dlatego na przykład w sprawie lustracji zwraca się do PiS, że chce z nim zrobić coś razem. Ale do tego potrzebuje Jana Rokity.
W jakim sensie?
Powszechne otwarcie archiwów było ideą Rokity, a nie Tuska. Tusk wiedział, że potrzebuje poparcia Rokity, więc poprosił go, by wziął udział w konferencji na ten temat. A Rokita się zgodził, bo jest lojalny. Co zresztą mnie bardzo dziwi.
Dziwi panią, że mąż jest lojalny? Czy będzie go pani namawiała, by założył własną partię?
Nie. Uważam, że najlepsze byłoby, gdyby w Platformie istniały dwie frakcje. W sposób naturalny PO byłaby wtedy dużą partią z frakcjami konserwatywną Rokity i liberalną Tuska. Ale takiej możliwości nie ma. Bo jest to partia zamknięta, niegotowa do prawdziwej dyskusji. Powstał dwór.
Jaki dwór?
Przecież wszyscy o tym wiedzą. "Na dworze", który otacza Tuska, są Mirosław Drzewiecki, Grzegorz Schetyna, Paweł Graś, oczywiście Sławomir Nowak. Ten ostatni jest po prostu cieniem Donalda Tuska. Rozumiem, że jeżeli Tusk chciał wzmocnić swoją pozycję, musiał zwalczać innych liderów w PO. Problem polega na tym, że nie jest w stanie zaakceptować żadnej osoby charyzmatycznej w swoim otoczeniu. Tak było z Zytą Gilowską, Maciejem Płażyńskim, Andrzejem Olechowskim. Także Rokita, który ma cechy charyzmatyczne, przeszkadza mu.
Przywódca powinien być chyba jeden?
Tusk nie jest charyzmatyczny do końca. Czegoś mu brak. Pokazuje się w roli, w której źle się czuje. To znaczy polityka stanowczego, brutalnego. Takiego, który buduje dworskie, niemal mafijne układy. Kto podskakuje, ten musi odejść. Natomiast Kwaśniewski w naturalny sposób jest miękki, europejski. Potrafi być charyzmatyczny, ma ładną żonę, umie rozmawiać z ludźmi. Wszystko w jego wizerunku jest dopracowane. Jest niesamowity.
Pani jest pod wrażeniem Kwaśniewskiego?
Uważam, że jest bardzo niebezpieczny. Zniszczył dusze ludzi, mieszał politykę z biznesem. Mam żal do Tuska, że go wypromował. Wypychając Rokitę i próbując zająć jego miejsce, faktycznie zrobił miejsce dla Kwaśniewskiego. Boi się konkurencji we własnej partii, a nie docenił zagrożenia z zewnątrz. Największym błędem Tuska jest to, że chce zostać prezydentem.
Dlaczego błędem?
Widać gołym okiem, że tylko wtedy ma bardzo duże szanse na prezydenturę, jeśli w wyborach premierem rządu PO-SLD zostanie Kwaśniewski.
Za:
Sporo trafnych uwag... To co kiedy lepimy quasi POPiS? Tym razem TYLKO z częścią PO?
Wychodząc ze słusznego optymistycznego założenia, że ludźmi kultury są wszyscy- obojętnie czy kultury wysokiej czy niskiej, popkultury czy elitarnej postanowiłem przedstawić różne typy abyście mogli sobie odpowiedzieć na pytania- Z kim się utożsamiam? Z jakim typem?
Oczywiście, ci którzy na słowo kultura reagują odbezpieczaniem pistoletu

czy wykształciuchy również mogą typować
Typ pierwszy: człowiek dobrze wychowany.
Jego zachowanie i ogłada towarzyska odpowiadają potocznemu rozumieniu tego słowa („człowiek kultury to człowiek kulturalny"

.
Uprzejmy, grzeczny, taktowny i miły czyli postulat grzeczności na co dzień i właściwych norm współżycia między ludźmi. Pogląd minimalistyczny o treściach etyczno-obyczajowych.
Typ archaiczny, niemalże drobnomieszczanski.
Bardzo popularny, bo oszczędny w nakładach własnych a spektakularny w efektach (populizm norm i wartości przeniesiony wprost z kultury masowej).
„Jest to człowiek zachowujący się kulturalnie czyli grzecznie, uprzejmie. Człowiek kulturalny czyli przestrzegający zasad savoir vivre'u, oczytany, poprawnie się zachowujący wysławiający, potrafiący zachować się w nieprzyjemnej i niezręcznej sytuacji".
Typ drugi: człowiek wykształcony. Intelektualista stawiający sobie wyższe wymagania, dla którego nauka i jej zdobycze stanowią wyzwanie do ustawicznego samodoskonalenia.
Oczytany, otwarty intelektualnie, inteligentny.
Postulat cech erudycyjnych czyli gruntowna i wszechstronna wiedza połączona ze sprawnością zdobywania i wykorzystywania swoich umiejętności. Pogląd, w którym wysoka kultura i zainteresowania umysłowe przeważają nad sferą emocjonalną, a ideał własny przewyższa ideał społeczny.
Typ „odduchowionego" technokraty preferującego zabawę z komputerem nad ucztę z książką [tu można dyskutować..-Unicorn].
„Zazwyczaj ludzie kulturalni to osoby posiadające wysoki stopień rozwoju intelektualnego. Ludzie kulturalni zawsze byli przez wszystkich poważani, należeli do elity danego towarzystwa i bywali bardzo popularni, choć nie zawsze posiadali pieniądze. Byli i są zazwyczaj centrum rozmowy czy spotkania towarzyskiego. To oni nadają im dany kierunek, poddają tematy Ich argumenty za i przeciw są trafne i często przyjmowane przez innych. Są inteligentni, oczytani, rozmawiają na każdy temat".
Typ trzeci: dusza-człowiek.
Humanista troszczący się o szczęście i harmonijny rozwój drugiego człowieka jako istoty społecznej (w tym także o jego życie kulturalne).
Wzór obywatela miłującego życie własne i innych ludzi, pomagającego słabszym i potrzebującym.
Uczestnictwo w kulturze jest dla niego drogą do osiągnięcia innych ideałów życia: Miłości, Dobra i Prawdy. Postulat bezinteresowności i życiowego idealizmu.
Typ społecznika z tradycjami sięgającymi myśli pozytywistycznej. Organicznik.
„Człowiek kultury, humanista na pewno umie stanowić ideał osobowy, wzór godny naśladowania. Powinien mieć sprecyzowane poglądy polityczne i społeczne. Potrafi ocenić kunszt wiedzy i talentu osób wybitnych np. malarzy, artystów. Nie boi się głośno wyrazić własnego zdania, podejmować tematy z każdej dziedziny".
Typ czwarty: esteta.
Miłośnik Sztuki.
Indywidualista delektujący się samotnie Sztuką, dla którego doznania artystyczne są sposobem ubogacenia siebie i swojego otoczenia.
Częsty bywalec Galerii, odwiedzający regularnie Operę, Teatr, Kino i Filharmonię. Pogląd, według którego świat składa się z symboli a rzeczywistość jest syntezą metafor i alegorii literackich, plastycznych, muzycznych i in.
Typ autoteliczny, dla większości bezwartościowy, bo bierny i społecznie nieużyteczny.
„Wśród społeczeństwa są ludzie, którzy szczególnie przyczyniają się do rozwoju kultury, są jej twórcami. Inni znów są odbiorcami, znajdują przyjemność w oglądaniu wystaw obrazów, rzeźb, haftów, fotografii, sztuk teatralnych, widowisk i rozmaitych innych dzieł. Działacz kulturalny musi być wrażliwy na piękno, aby mógł wyodrębnić i nie dopuścić do zaprzepaszczenia tego, co piękne i wartościowe powstałe w głowach i rękach prostych a utalentowanych ludzi".
Typ piąty: człowiek- perła. Bardzo bliski ideału.
Człowiek, który osiągnął apogeum wtajemniczenia i zdolności. Źródłem wartości kulturalnych jest on sam i ekspresja jego artystycznej osobowości. Twórca, animator nie stroniący od środowiska, z którego czerpie inspiracje do swojej pracy.
Człowiek-instytucja, o którym mówi się: „kultura w mieście/gminie to on". Postulat pełnej integracji między koniecznością pracy a swobodą tworzenia. Typ mało prawdopodobny w czystej postaci, bo totalny w swoich zachowaniach i niepożądany ze względu na niebezpieczeństwo monopolizacji.
„Kiedy mówię „człowiek kultury" mam na myśli człowieka, który całym sercem jest oddany jej propagowaniu lub tworzy kulturę, jest jej całością. Nie bacząc na spotykające go kłopoty stara się upowszechniać sztukę wśród osób, które z różnych przyczyn nie zetknęły się z nią wcześniej. Musi być dla nich wzorem do naśladowania, gdyż kultura to nie tylko różne dziedziny sztuki, ale także pewne normy moralne, których powinno się przestrzegać, sposób bycia, zachowania".
Ideałów nie ma, i bardzo dobrze. Żyjemy wszakże na nie najdoskonalszym ze światów. Urzeczywistnienie ideału człowieka kultury jest zadaniem tyleż karkołomnym, co nierealnym. Bardzo trudno go osiągnąć, o wiele łatwiej można zbliżyć się do niego pod pewnym względem, najłatwiej jednak - w imię osobistej kariery lub źle pojętej misji - można mu się sprzeniewierzyć zapominając jednocześnie o tym co najważniejsze (antyideał artysty profana, urzędnika-ignoranta oraz animatora-agitatora)."
Za: "Siódma prowincja", nr 3/4/ 1999, s. 30.
------------
Dodałbym jeszcze dwa typy od siebie:
Trender- trzyma rękę na pulsie popkultury. Zna wszystkie nowości książkowe, mniej i bardziej reklamowane, ma potężną bazę filmów, które rzadko ogląda

jest na ty z ostatnimi premierami "gwiazdek" i "gwiazdeczek". To, co sprzedaje się poniżej 100 tys. egzemplarzy nie istnieje..Podtypem "lepszym" będzie znawca i hobbysta- komiksiarz lub np. wyszukujący błędy filmowe...
Netman (od NEPman w ZSRR)

- twórcze rozwinięcie trendera- człowiek Internetu. Blogi, fora, portale i wszystko co związane z netem nie mają dla niego tajemnic- szczególnie p2p. W formie idealnej-> prowadzący portal kulturalny lub sprawujący patronat medialny. Netman może być połączeniem wszystkich sześciu poprzednich.
Tekst M. Migalskiego z ostatniego Wprost:
"Gdy słyszy się o tym, jak w Polsce jest duszno, jak nadciąga dyktatura, rodzi się faszyzm i autorytaryzm, ma się ochotę powrócić do szczęsnych czasów III RP. Wtedy demokracja kwitła, a ludowi żyło się szczęśliwie i dostatnio. By nie wyjść na egoistę, zapraszam do tej sentymentalnej podróży czytelników - wejdźmy na powrót do krainy łagodności.
Zaczęło się między pierwszą a drugą turą wyborów w czerwcu 1989 r. Polacy gremialnie odrzucili tzw. listę krajową, na której znaleźli się czołowi działacze obozu rządzącego. Z 35 kandydatów do Sejmu weszło dwóch. Ordynacja nie przywidywała w odniesieniu do listy krajowej drugiej tury. Zapowiadało się, że strona rządowa będzie miała o 33 przedstawicieli mniej, a Sejm o tyluż mniej posłów. Byłoby to złamaniem umów okrągłostołowych, a na to politycy nie chcieli się zgodzić. Cóż było robić? Między turami Rada Państwa za zgodą komunistów i solidarnościowców dokonała zmiany ordynacji wyborczej. Było to złamanie wszelkich zasad demokratycznych, gdyż doszło tym samym do zmiany reguł gry w czasie jej trwania. Na znak protestu przeciwko takim praktykom podał się do dymisji przedstawiciel „Solidarności" w PKW Jerzy Ciemniewski (dzisiejszy sędzia TK). Tak rodziła się demokratyczna III RP.
Na bakier z demokracjąWarto przypomnieć kilka faktów z historii III RP, jak obiad drawski, na którym prezydent Lech Wałęsa przeprowadził wśród generalicji głosowanie nad wotum zaufania wobec ministra obrony. Rzecz niespotykana w cywilizowanym świecie, stawiająca pod znakiem zapytania cywilną kontrolę nad armią, i to w obliczu zapoczątkowania starań o członkostwo w NATO. A słynna już inwigilacja prawicy? Jak dzisiaj zareagowalibyśmy, gdyby doszły do nas wieści, że ABW bada preferencje seksualne Jana Rokity, wprowadza do PO i SLD swoich agentów, których zadaniem jest skłócenie liderów obu partii? Gdzie byli dzisiejsi obrońcy demokracji, gdy 30 funkcjonariuszy UOP na polecenie swoich zwierzchników zrywało w czerwcową noc 1993 r. plakaty informujące o demonstracji Porozumienia Centrum?
Czy ktoś alarmował, gdy poważnie rozważano propozycje Stanisława Cioska, by drugie wybory prezydenckie nie odbyły się w przewidzianym konstytucyjnie terminie, lecz by przedłużyć kadencję Lecha Wałęsy o dwa lata, licząc jej początek od 1992 r., to znaczy od czasu uchwalenia małej konstytucji? Albo gdy Adam Michnik zaproponował na serio, by w drugiej turze Wałęsa zrezygnował na rzecz trzeciego po pierwszej turze Jacka Kuronia?
Ale to już było…Gdy dzisiaj z niepokojem patrzymy na „gmeranie" koalicji w ordynacji wyborczej, to warto sobie przypomnieć, że AWS, UW i PSL zmieniały ordynację do Sejmu tylko po to, by zmniejszyć przewidywane zwycięstwo SLD w 2001 r. Było to 12 kwietnia, czyli pięć miesięcy przed wyborami - zmieniono wówczas metodę liczenia głosów, zmniejszono liczbę okręgów i zniesiono listę krajową. Wszystko to zwiększało szanse partii mniejszych i czyniło zdobycie przez SLD większości parlamentarnej mniej prawdopodobnym. Czy nie uderzało to w demokratycznego ducha?
A upartyjnianie przez rząd instytucji państwowych? - zapyta ktoś zatroskany o standardy europejskie. Warto by mu odpowiedzieć przykładem „ohydnej korupcji politycznej", do jakiej doszło jesienią 2000 r. W zamian za poparcie przez UW budżetu na rok następny AWS zgodziła się na objęcie przez Leszka Balcerowicza, przewodniczącego UW, funkcji prezesa NBP. Że miał do tego kompetencje? Tak, ale PiS atakuje się nie za mianowanie słabych, tylko swoich. Czyż może być bardziej drastyczny przykład upartyjnienia państwa niż objęcie przez szefa jednego z ugrupowań stanowiska prezesa NBP? Gdzie byli wówczas dzisiejsi obrońcy europejskich standardów?
Gdy dziś gromy sypią się na głowę posła Mularczyka za to, że chciał odroczenia rozprawy przed TK ze względu na informacje o dwóch sędziach znajdujące się w IPN oraz żądał wykluczenia trzech sędziów ze względu na ich wcześniejsze opinie na temat lustracji, niech stanie nam przed oczami obraz z marszałkiem Cimoszewiczem w roli głównej. Na początku obrad sejmowej komisji śledczej, która miała go przesłuchać, zażądał usunięcia 8 z 9 posłów komisji, po czym wstał i mimo nawoływań przewodniczącego komisji demonstracyjnie wyszedł z sali. Arogancja władzy?
O aferach w okresie ostatnich rządów nie warto nawet wspominać - jak zagrożona była demokracja, gdy wiceminister spraw wewnętrznych informował bandytów ze Starachowic o prowadzonych przeciw nim dochodzeniach ABW? Notabene tenże minister w ostatnich dniach prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego został przez niego ułaskawiony i uratowany przed więzieniem. Co można było myśleć o stanie demokracji, gdy biznesmen wysłany przez grupę usadzoną w rządzie prowadził z największą gazetą w Polsce grę o wpływy, kształt ustaw i ład medialny, żądając zresztą dla siebie ogromnej łapówki? Albo jakim to standardom odpowiadało pokrzykiwanie premiera Belki z trybuny sejmowej w stronę posłów: „Do roboty!"?
Wypluty knebelCiekawym tematem dzisiejszych rozmów jest także rzekome ograniczanie wolności słowa, z którym mamy do czynienia od kilku miesięcy. Rozkoszne jest to, że zapewniają nas o tym tabuny publicystów i komentatorów z… ekranów mediów prywatnych i publicznych. Dniami i nocami jesteśmy przekonywani o końcu wolności prasy z… łamów krytycznych wobec władzy dzienników i tygodników. Warto więc odbyć na chwilę podróż w złote czasy III RP. Gdzie były wolne media, gdy pijany prezydent Kwaśniewski zataczał się nad grobami polskich oficerów w Charkowie? Jedynie Maria Przełomiec, dziennikarka polskiej sekcji BBC, poinformowała o tym - w sposób zresztą zawoalowany - swoich słuchaczy. Dopiero po czterech dniach Tomasz Lis wymusił na swoich przełożonych w TVN emisję materiału z tego wydarzenia. Tyle że w studiu był już Ryszard Kalisz, by oświecić Polaków, że zataczanie się Kwaśniewskiego to wynik choroby goleni prawej.
Jak wyglądał pluralizm telewizji publicznej pod rządami działaczy partyjnych - Miazka, Walendziaka, Kwiatkowskiego i Dworaka? Dziś, gdy o lustracji, aborcji czy konwencji PO rozmawiają Piotr Semka z Jackiem Żakowskim czy Bronisław Wildstein ze Sławomirem Sierakowskim, mamy wreszcie wolność mediów, a czasy, gdy o tematach w wieczornych serwisach telewizyjnych decydowała ranna lektura jednej gazety, są już przeszłością.
I kto to mówiPrzykłady, które można by dowolnie mnożyć, powinny podziałać otrzeźwiająco na wieszczących rychłe nadejście epoki lodowcowej dla naszej demokracji. Dziś nie jest ona bardziej zagrożona, niż była po 1989 r. Tyle że znaczna część beneficjentów III RP znalazła się w politycznej i mentalnej opozycji. Testem na ich demokratyczność będzie, czy to zniosą i pogodzą się z tym, że na jakiś czas nie będą siłą dominującą w życiu politycznym.
Na koniec podróży po III RP jedna jeszcze uwaga, także historyczna. Mogę cierpliwie słuchać peror na temat zagrożeń demokracji, gdy padają z ust Milewicz, Michnika, Geremka czy Wałęsy. Nie zgadzam się z nimi, ale ci ludzie w czasach, gdy odwaga nie była tak tania jak dzisiaj, walczyli o to, bym ja mógł się dzisiaj publicznie z nimi spierać. Często płacili za to bardzo wysoką cenę. I zawsze będę inaczej traktował ich samych oraz ich wypowiedzi niż apele Kwaśniewskiego, Olechowskiego, Szmajdzińskiego czy Siwca. Bo w czasach, gdy naprawdę w Polsce nie było demokracji, a ludzie w jej imię ginęli na komisariatach i na demonstracjach, ten pierwszy był komunistycznym aparatczykiem, drugi agentem służb specjalnych dyktatorskiego państwa, a dwaj pozostali cynicznymi karierowiczami. Ale na tym koniec, bo musielibyśmy się udać w następną podróż nostalgiczną - do PRL."
Za: Wprost.pl
Niektórzy żalą się, że mało tu do czytania dla kobiet.. Hm. Tym razem special gift
"Handlowcy manipulują opakowaniem tak, by konsument stracił orientację, czy ciągle płaci za tę samą ilość. Czy ktoś naprawdę zauważy, że krem sprzedawany do tej pory w wadze 100 gramów, nagle zmienia się w opakowanie o zawartości 90 gramów? A nawet jeśli dostrzeże ten manewr, to czy nie ujdzie jego bystrej, ale nieco już zmęczonej, uwadze, że ta sama firma kosmetyczna w czasie nowej kampanii promocyjnej dogorywającego gniotą doda do tych 90 gramów wspaniałomyślnie „gratis" 10% ekstra, sprzedając nowy produkt jako „ulepszony"?
W dodatku, ta sama kompania po całej tej wrzawie przepakuje krem do gigantycznego pojemnika o grubych ściankach i mikroskopijnej wnęce nie mieszczącej więcej niż 80 gramów.
Czasami producenci zmniejszają wagę i ilość produktu, za to zwiększają wielkość pudełka lub zmieniają jego kształt. Rozanielony nabywca płatków śniadaniowych może nie zauważyć, że zawartość ogromnego opakowania jest właściwie o parę dekagramów mniejsza niż w starych paczkach, za to więcej tam powietrza.
Niektórzy rozcieńczają mikstury, zmniejszając tym samym zawartość drogiego składnika, a stratę uzupełniając tanią wodą. Płyn do mycia naczyń staje się stopniowo coraz mniej wydajny, napoje owocowe zawierają mniejszą ilość prawdziwego soku a większą - sztucznych barwników i wody, zaś z ulubionego napoju mlecznego już dawno zniknęło mleko zastąpione sztucznym substytutem i - jakże inaczej - wodą.
Wytwórcy zmieniają też chemiczny skład produktów, licząc na to, że klient nigdy się nie zorientuje. Np. dodają do cukierków trochę mniej prawdziwej czekolady, za to trochę więcej kakao... Usuwają prawdziwą wanilię, a na jej miejsce używają taniego, sztucznego aromatu... Z puszki z grochówką można usunąć trzy prawdziwe kostki bekonu, zastąpić je czterema tajemniczymi wieprzowymi odpadkami i nazwać nową zupę „ulepszoną i odżywczą".
Stary i opatrzony towar, którego wszyscy już mają po dziurki w nosie, można nazwać jakoś kwieciście i - reanimować trupa. Na przykład, zwykłe czekoladki - przesłodzone i zrobione z imitacji czekolady - przenieść można do eleganckiego pudełka, nazwać „szampańskimi" lub „bankietowymi", zaznaczyć, że teraz są „galanterią czekoladową" i sprzedawać tego bubla za podwójną cenę. Można również zmienić opakowanie kremu nawilżającego, który sprzedaje się kiepsko, i nazwać „nowy" produkt - kremem odżywczym.
Niektórzy zmieniają wygląd towaru tak, by klient myślał, że otrzymuje coś nowego, podczas gdy w rzeczywistości dostaje dokładnie to samo. Herbata sprzedawana w indywidualnych, kwadratowych woreczkach przepoczwarza się więc w zlepione podwójne, te potem w okrągłe, a następnie - w torebki „niekapki". Przedmiot tu najistotniejszy - herbata - pozostaje natomiast ciągle taki sam i jego jakości nikt nie próbuje wcale ulepszać...
Inny przykład tej techniki stara się uwieść ludzi stosujących dietę. Ciastka, które do tej pory sprzedawane były w tradycyjnym kształcie, nagle kurczą się do wielkości monety i promowane są jako „ulepszone" z myślą o konsumentach, którzy muszą ograniczać spożywanie cukru i tłuszczu. Tego, kto naiwnie przypuszcza, że trzy mikre ciasteczka, to mniej niż jedno większe, czeka jednak niemiła niespodzianka.
Pewni producenci sztucznie podnoszą wartość produktu za pomocą wręczanych sobie samemu medali i wyróżnień oraz zapewniają, że tylko tak oznaczone mają gwarancję najwyższej jakości (której nikt im nigdy nie nadawał). Brzmi niewiarygodnie? Ależ tak, wytwórcy na całym świecie robią to, by znajdować powód zwiększenia ceny i - sprzedaży. Nawet jeżeli kiedyś tam, gdzieś tam, jakiś produkt danej firmy zyskał wyróżnienie na jakimś podrzędnym konkursie, np. hodowców drobiu, producentów kremów nawilżających czy wytwórców przetworów owocowych, to wcale nie oznacza, że pozostałe produkty firmy nie będą również niezasłużenie podszywać się pod dobre imię zwycięzcy."
Rozkodowanie terminów "fachowych":
"Przetestowane dermatologicznie równe jest stwierdzeniu, że ziemia jest okrągła. Żadna rozsądna i przestrzegająca wymogów prawnych firma kosmetyczna nie skieruje produktu do sprzedaży, nie poddając go badaniom. Nie ma się czym chwalić! Nie należy jednak z tego wyciągać pochopnego wniosku, że produkt jest przetestowany przez wszystkich dermatologów. Zapewnienie to oznacza zaledwie jedną z dwóch rzeczy: produkt został zbadany przez specjalistów zatrudnionych przez firmę lub kompania wysłała grupie lekarzy próbki swoich produktów, a ci z kolei dali je niektórych swoim pacjentom z prośbą o opinię. To wszystko.
Udowodnione medycznie ma być oświadczeniem sprawiającym wrażenie, że kosmetyki pełnią rolę nie tylko upięk-szaczy, ale też lekarstw. Według prawa, coś co kuruje, powinno być oznaczone jako lekarstwo. Kosmetykom odmawia się na ogół tego prawa.
Nawiązuję w tym miejscu jeszcze raz do fragmentu książki, mówiącego o lekarzach i o iluzji potwierdzania przez nich skuteczności produktów. Jednym z największych skandali w najnowszych dziejach kosmetyki światowej była afera ze szwajcarskim kremem a nazwie Glycel potwierdzonym przez samego Dr. Christiaana Barnarda (1986). Zawierający naturalny składnik, krem miał rzekomo przenikać w głębsze warstwy skóry (tam, gdzie powstają zmarszczki) i jakże! - przywracać młodość. Poświadczenie przez słynnego chirurga robiło tak duże wrażenie, że firma zarobiła mnóstwo pieniędzy już w pierwszych miesiącach sprzedaży. Cud jednak nie nastąpił, a sam doktor stracił sporo szacunku wśród kolegów.
Naturalny. Komponentów ziołowych, bo one głównie mają zagwarantować naturalność kosmetyku, jest w nim za mało, by mogły odegrać jakąś znaczącą rolę, nie mówiąc już o tym, że muszą być fabrycznie przetwarzane. Jeżeli usunie się z szamponu rumiankowego detergenty i resztą umyje włosy, zostanie na głowie brudna, posklejana czupryna. Czy naprawdę współcześni konsumenci zazdroszczą przodkom ich kłaków mytych w potoku i wycieranych liściem łopianu? Jednym z największych błędów, jaki popełnia współczesny konsument, jest uproszczone założenie, że wszystko, co organiczne, jest zawsze dobre, a co syntetyczne - bezwarunkowo złe. W rzeczywistości granica między dobrym a złym nie jest równoznaczna z podziałem na sztuczne i naturalne.
Hypoalergiczny oznacza brak obecności jakiegoś znanego czynnika wywołującego alergię, ale, jak powiedziane zostało powyżej, produkt testowany jest na popularne czynniki wywołujące
uczulenia. Nie ma wszakże gwarancji, że ktoś, gdzieś, w jakimś momencie nie będzie miał reakcji uczuleniowej. Oznacza zaledwie, że kosmetyk nie zawiera najpowszechniejszych alergenów.
Regenerujący naskórek odnosi się do procesu złuszczania zewnętrznej warstwy cery (eksfoliacja) i ujawnianiu się pod nią następnej (regeneracja), która przez jakiś czas będzie wyglądać świeżo i młodo, aż... do kolejnego wysuszania się komórek i konieczności następnego złuszczania. Jest to naturalny proces i można go przyspieszyć szorowaniem skóry rękawicą, płatkami owsianymi, sodą oczyszczoną, miękką szczoteczką, specjalnymi kremami - tanimi albo drogimi. Wybór należy do klientki.
Odżywczy sugeruje jakąś wstrząsającą zmianę stanu włosów, paznokci czy skóry - niemal reinkarnację. Celnie podsumowała tę naiwną wiarę Paula Begoun, amerykańska pisarka, zajmująca się śledzeniem przemysłu kosmetycznego, była kosmetyczka, która stwierdziła: Spodziewać się, że krem nawilżający z ziołami, witaminami, elementami botanicznymi lub innymi komponentami może odżywiać skórę jest równe konceptowi położenia na twarz kanapki z kiełbasą i spożycia jej w tej formie na lunch.
W normalnym życiu, a nie w filmie o Frankensteinie, włosów i paznokci nie da się już ożywić, bo po „wyjściu z organizmu" są one bezpowrotnie martwe. Cera nie je i nie oddycha, choćby nie wiem jak pragnęły tego kompanie kosmetyczne. Jak każdy inny organ, otrzymuje ona swoją porcję składników odżywczych z krwi. Zapewnienia przemysłu kosmetycznego, że przez wsmarowywanie witamin i innych składników zawartych w małych drażetkach przywraca się skórze to, co utraciła, ma równie dużo sensu, co twierdzenie, że można wyleczyć anemię przez wcieranie w skórę krwi. Co do samej skóry, sprawa polega raczej na swobodnej interpretacji słów.
Jedyne co kremy mogą zrobić to czasowo poprawić wygląd.
Usuwa zmarszczki i zapobiega procesom starzenia jest tylko hipotezą, w którą można wierzyć lub nie. Kiedy cera jest młoda, jej zewnętrzna warstwa zawiera elastyczne, miękkie, odporne włókna, dzięki którym skóra pod nią zachowuje swoją spoistość. W trakcie procesu starzenia się, głównie pod wpływem działania słońca i powietrza, włókna te rozluźniają się, a nawet oddzielają od siebie, przez co następuje zapadanie się tej wewnętrznej warstwy. W rezultacie - skóra wiotczeje i pojawia się to, co jest znane jako zmarszczki. Żeby krem istotnie mógł działać, musiałby zmienić strukturę takiej zapadającej się skóry. Mimo wielkich sukcesów chemików kosmetycznych w badaniach nad alfa-hydroxy oraz witaminą A i C, jak dotąd żadnemu z nich nie udało się odwrócić wspomnianego procesu.
Nowa generacja kosmetyków może dużo: poprawić strukturę skóry, wygładzić pojedyncze i mniejsze bruzdki, korekto-wać pigmentację, usuwać martwe komórki - ale tylko na czas używania preparatów, nigdy stale. Spektakularne pokazywanie modeli z jedną „lepszą" połówką twarzy, zaś z drugą gorszą jako widoczny efekt używania danego kremu na jednej z nich, co ma przekonać niedowiarków, jest lekką manipulacją. Nawet jeżeli uznamy za prawdę, że modelka rzeczywiście tak wygląda, to nie zapominajmy, iż jest to wynikiem stosowania bardzo drogiego preparatu przez długi czas, pod kontrolą fachowców, na kimś, kto dobrze wygląda i najczęściej nie ma innych zajęć zawodowych (osoby takie stają się rzecznikami danej firmy). W normalnym życiu, przeciętna kobieta będzie prawdopodobnie używać kremów sporadycznie, chaotycznie, niekonsekwentnie i w dodatku na własną rękę. Rezultaty mogą nie być więc identyczne.
Istnieje pewna szansa, że stałe używanie kremu nawilżającego i preparatu blokującego dostęp słońca wynagrodzi nas na stare lata twarzami pokrytymi małymi i miłymi zmarszczkami, a nie brzydkimi, oraz gładszą skórą i dobrym samopoczuciem. Największym wrogiem skóry jest bowiem powietrze i słońce. Ale pozostać na zawsze młodą? Nie sądzę.
Zapobiega wypadaniu włosów albo powoduje ich odrastanie jest łgarstwem. Tylko bardzo skomplikowane operacje przeszczepów włosów lub preparaty przepisane przez lekarza mogą zatrzymać łysienie i to tylko do pewnego stopnia. W grę wchodzi genetyka i zmiany hormonalne. Nie spowodują tego nigdy szampony i odżywki kupowane w drogeriach.
Przenika we włosy, nadaje im puszystość, miękkość, gęstość oraz blask jest niczym innym jak przesadą. Balsam to oleista emulsja, która pokrywa zewnętrzną warstwę włosa - tę najbardziej zniszczona - oraz zręcznie lata w niej czasowo uszkodzenia i otarcia wywołane upływem czasu i zanieczyszczeniami środowiska. Balsam również zatrzymuje, tak jak krem nawilżający, wodę, przez co je „rozdyma" i nadaje im wrażenie puszystość i. Włos pokryty oleista warstwą jest oczywiście optycznie grubszy i przez to cała czupryna sprawia wrażenie gęściejszej. W rzeczywistości jednak grubsze się nie stają. Niektóre balsamy zawierają substancje odbijające światło, które powodują intensywny blask. Za każdym oświadczeniem firmy kosmetycznej, choćby nie wiem jak miłym dla ucha, kryje się zimny fakt chemiczny. Współczesna kosmetyka pomaga poprawiać wygląd, ale nigdy nie spowoduje trwałej zmiany kondycji owłosienia.
Analiza reklam prowadzi jednak do innego wniosku. Według ich twórców, z włosami nabywców szamponu i odżywki będzie się działo coś niezwykłego. Nie tylko zostaną odżywione po samą cebulkę, ale wrócą do korzeni - jak w reklamie szamponu Organics. Poza tym będą w błyszczących kaskadach miękko i wdzięcznie układać się przy każdym poruszeniu głowy, rosnąć jak szalone i gęstnieć z dnia na dzień.
Żargon pseudonaukowy stosowany jest przez przemysł kosmetyczny, by onieśmielić konsumentki i rzucić je na kolana.."
Za:
J. Topolska, Podstępny rynek. Zapiski podejrzliwego konsumenta, Warszawa 2000, s. 201- 208.
"Regularnie od lat jesteśmy alarmowani, straszeni przez niektóre media, niektóre organizacje, niektórych polityków, że w Polsce jawnie, otwarcie, spokojnie działają faszyści. Zazwyczaj okazuje się, że tymi „faszystami" są działacze bądź sympatycy ruchu narodowego; faszystą nazywa się czasem choćby Giertycha. Tropicieli faszyzmu nie niepokoi natomiast, że w Polsce legalnie działa twór o nazwie Komunistyczna Partia Polski (KPP) która na łamach swojej gazety sławi zbrodnie Stalina.
Zarejestrowana przez Sąd Okręgowy w Warszawie 9 października 2002 roku KPP tak określa w statucie swoje zadania, swoje cele: „Komunistyczna Partia Polski jest partią marksistowsko-leninowską nawiązującą do najlepszych patriotycznych i internacjonalistycznych tradycji polskiego ruchu robotniczego. Źródło swej działalności ideowo-programowej upatruje w idei komunistycznej, w niej bowiem widzi przyszłość świata. Dopiero komunizm uwolni ludzkość od niepewności jutra, od strachu przed wojnami, od nędzy i poniżenia". Dla przypomnienia warto zaznaczyć, że zgodnie z art. 13. obowiązującej konstytucji „zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu".
Poprzedniczką KPP była partia o nazwie Związek Komunistów Polskich .Proletariat". Stronnictwo takie powołali w połowie 1990 roku towarzysze nie godzący się z rozwiązaniem PZPR. „Proletariat" w roku 1993 był jednym z podmiotów współtworzących zwycięski w ówczesnych wyborach parlamentarnych SLD (wtedy Sojusz nie był partią, jak obecnie, lecz koalicją kilkudziesięciu - różnej wielkości i znaczenia - podmiotów).
W roku uchwalenia konstytucji (1997) pojawiły się słabo słyszalne głosy, że w związku z brzmieniem artykułu 13. ustawy zasadniczej „Proletariat" należy wyrejestrować z rejestru partii politycznych, ale nie doszło do tego. Towarzysze działali dalej i dopiero niedopatrzenia regulaminowo-statutowe spowodowały w roku 1999 (uprawomocnienie w roku 2001) wykreślenie partii z prowadzonego przez sąd rejestru.
To, że partia ta jasno i otwarcie propagowała komunizm, nie miało znaczenia! Ciekawostką jest fakt, że przy okazji tych perturbacji w partii doszło do rozłamu. Część towarzyszy powołała do życia Polską Socjalistyczną Partię Robotniczą (PSPR), część natomiast - oburzona pominięciem przymiotnika „komunistyczny" przez tych pierwszych - założyła KPP.
Nazwa nie była przypadkowa, zbieżność z partią o takiej samej nazwie działającą przed wojną jest jak najbardziej celowa. Towarzysze z KPP w swoich publikacjach, na swoich internetowych stronach nie raz nawiązują, do „wielkich tradycji" swojej poprzedniczki. Czytelnikom „Najwyższego CZASU!" nie trzeba przypominać, czym w istocie była przedwojenna, zrzeszona w Międzynarodówce Komunistycznej KPP...
Jak wspomniałem wyżej, nikogo specjalnie istnienie i legalna działalność KPP nie niepokoi. Żadni szermierze postępu, nowoczesności, żadne Otwarte Rzeczpospolite nie protestują, nie domagają się zakazu propagowania komunizmu. Ci sami którzy z takim oddaniem monitorują strony internetowe, fora dyskusyjne różnych narodowo-radykalnych organizacji, komunizmem się nie zajmują. A KPP bynajmniej nie jest bytem wirtualnym, nie tylko jest zarejestrowana legalnie - wydaje też (i to dość regularnie, w nakładzie kilku tysięcy egzemplarzy) miesięcznik „Brzask". Gazeta ta ukazuje się już 17 lat, co do maja br. daje łącznie 182 numery. Pierwszy numer „Brzasku" ukazał się 25 marca 1991 roku.
„Brzask" jest zatem pismem jak najbardziej legalnym, kolportowanym wśród członków i sympatyków partii, posiada stosowny numer ISSN (Międzynarodowy Standardowy Numer Wydawnictwa Ciągłego), nadawany przez Narodowy Ośrodek ISSN działający przy Bibliotece Narodowej. W winiecie tytułowej pisma widnieje sierp i młot oraz hasło „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się". Właściwie wszystkie treści tam propagowane budzą zdumienie, zwłaszcza w tekstach odwołujących się do historii.
Publicystyka „Brzasku" powiela bowiem wizje najnowszej historii w takiej wersji w jakiej obowiązywały one powszechnie przed rokiem 1989.
Mamy więc i „wiekopomny" manifest lipcowy PKWN, mamy dzielną Polską Partię Robotniczą, która „niosła wolność chłopom i robotnikom", mamy teksty o „reakcyjnych bandach podziemia" itd. Ale to nie wszystko. Na łamach „Brzasku" można znaleźć i teksty wręcz gloryfikujące Stalina. W jednym z numerów gazeta przedrukowała tekst - zatytułowany „Za radziecką Ojczyznę" - z pisma wydawanego przez rosyjską Komunistyczną Partię Leninowskiego Typu. Oto przytoczone przez polskich komunistów fragmenty tego tekstu: „Jeśli poruszyć kwestię stalinowskich represji, to się okaże że cyfry represjonowanych wielokrotnie zawyżano. Dokonane represje były obronnymi i wymuszonymi działaniami wewnętrznych i zewnętrznych wrogów, zmierzających do obalenia władzy radzieckiej i skończenia z socjalizmem. I następnie też pamiętać trzeba o istnieniu trockistowskiego podziemia, zamaskowanych wrogach ludu. (...) Lewicowe partie powinny obecnie kłaść akcent na osiągnięciach Stalina. Wewnętrzna i zagraniczna polityka kraju była bez zarzutu i wszechzwycięska. (...) Stalin był przywódcą państwa i stawiał zadania podniesienia dobrobytu narodu poprzez umacnianie potęgi materialnej państwa. (...) On zostawił po sobie realny socjalizm. Nie należało skupiać uwagi na jego rzekomych błędach, nie trzeba było rozwalać kraju".
Nie jest to bynajmniej jedyny fragment, jedyny tekst gdzie chwalony jest Stalin i jego „dokonania". W innym miejscu, w innym tekście znaleźć można takie zdanie: „w 1936 roku uchwalona została nowa konstytucja ZSRR, która znacznie rozszerzyła katalog praw obywatelskich oraz zwiększyła demokratyczność systemu radzieckiego". Jeden z publicystów „Brzasku" przyznał: ,jako komunista czerpię wiedzę z Dzieł [sic! - z dużej litery - TK] Lenina, Marksa, Engelsa, Plechanowa, tez Stalina". Poza Stalinem cześć towarzysze oddają rzecz jasna Leninowi, Kim Ir Senowi, Fidelowi Castro... Piszą, że „ludzkość nie wymyśliła bardziej sensownej ideologii niż marksizm". W jednym z numerów znalazłem wybite grubą czcionką hasło: „sława żołnierzy spod czerwonego sztandaru jest wieczna" [sic!!!! Unicorn]
Ciekawa jest publicystyka dotycząca przełomu jaki miał miejsce w 1989 roku. Język, jakim przy opisywaniu tamtych wydarzeń towarzysze się posługują, prawie niczym się różni od języka, jakim uzasadniano kolejne interwencje zbrojne Układu Warszawskiego - słowem kluczowym do opisu ówczesnych wydarzeń jest bowiem słowo „kontrrewolucja". Z „Brzasku" dowiedzieć się zatem można, że wydarzenia owego 1989 roku były zwyczajną „kontrrewolucją": „wyrok na Polskę Ludową formalnie został wydany w trakcie obrad okrągłego stołu na początku 1989 r. w wyniku porozumienia się dwóch stron kontrrewolucyjnych w celu ostatecznego obalenia ustroju socjalistycznego w Polsce". A jak oceniają wydarzenia o kilka lat wcześniejsze i powstanie „Solidarności"? W 25. rocznicę strajków roku 1980 r. napisali: „nie można mieć wątpliwości, że powstały w sierpniu 1980 r. związek zawodowy Solidarność był w rzeczywistości organizacją sabotażowo-terrorystyczną, której działania firmowały zagraniczne ośrodki dywersji politycznej i szpiegostwa".
Obecnie - według KPP i „Brzasku"
- Polska jest krajem panoszącej się burżuazji, nadmiernych wpływów kleru. O obecnie rządzącej Polską koalicji i swoich zadaniach piszą tak: „władza państwowa w RP znajduje się w rękach ugrupowań reakcyjnych, które będą dążyły do dalszego ograniczenia praw ekonomicznych, socjalnych i politycznych świata pracy, w szczególności klasy robotniczej. (...) Przed KPP pojawiają się nowe zadania. Podstawowym z nich jest wzmocnienie struktur partyjnych oraz wzmożenie oporu w walce przeciwko siłom neofaszystowskim. Należy demaskować reakcyjny i antyrobotniczy charakter działań koalicji rządzącej".
KPP jest słabiutka. Działa głównie na Śląsku. W wyborach parlamentarnych przed dwoma laty jej kandydaci startowali z list Polskiej Partii Pracy, uzyskując w skali całego kraju raptem... 2200 głosów. Partia nikomu nie zagraża, rewolucji nie zrobi.
Niemniej jednak warto zaznaczyć raz jeszcze, że ani wymiar sprawiedliwości, ani żadne organizacje na rzecz praw człowieka, ani Otwarta Rzeczpospolita, ani stowarzyszenie Nigdy Więcej tak zawzięcie tropiące urojonych faszystów, nie zająkną się słowem, kiedy towarzysze z KPP gloryfikują czerwonych morderców. Na łamach „Brzasku" - o czym była mowa wyżej - można było przeczytać, że prowadzona przez Stalina „zagraniczna polityka kraju była bez zarzutu i wszechzwycięska". Cóż, najwyraźniej nie wszyscy pamiętają (lub nie chcą pamiętać), że jednym z elementów tej polityki był choćby pakt Ribbentro- Mołotow, a w konsekwencji rozbiór Polski, potem mord katyński...
----------------------
Za: Nczas, nr 23/2007, s. 15- 16
http://www.kompol.type.pl/test2/
->
Art. 13.
Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa
http://www.sejm.gov.pl/prawo/konst/polski/kon1.htm
Szukając faszystów, wypleńmy innych totalitarystów- komunistów..
Zobaczcie na logo- wstyd i hańba!
;]
Raz sierpem, raz młotem...
Ps. Oczywiście w dziale z plikami możecie sobie pobrać Międzynarodówkę..
A tu macie podobny syf
http://www.kmp1917.go.pl/
Statut KPP:
Art. 1.
Komunistyczna Partia Polski, zwana dalej również Partią, jest partią polityczną, działającą w ramach porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej ....
"Czy Chińczycy kupują inaczej niż Francuzi? Z pewnością tak. Amerykańscy naukowcy odkryli i opisali różnice w zakresie dokonywania zakupów przez przedstawicieli społeczeństw indywidualistycznych (zachodnich) i kolektywistycznych (wschodnich).
W serii eksperymentów troje naukowców (Shailendra Pratap Jain, Kalpesh Kaushik Desai i Huifang Mao) badało prawidłowości kategoryzowania. Okazało się, że na indywidualistów kontekst, w jakim są umieszczane produkty, wpływa w mniejszym stopniu niż na kolektywistów (Journal of Consumer Research).
Jeśli ciastka z niską zawartością tłuszczu rozkładano w dziale ze zdrową żywnością, przedstawiciele kultur kolektywistycznych zwracali większą uwagę na zawartość tłuszczu niż wtedy, gdy ciastka układano wśród innych słodyczy. Indywidualiści przyglądali się zawartości tłuszczu z jednakową uwagą, bez względu na kontekst prezentacji. Indywidualiści ignorują kontekst i koncentrują się tylko na cechach produktu — wyjaśniają naukowcy."
A może są opętani dążeniem do doskonałości i dbaniem o swoje zdrowie? O ile to drugie jest chwalebne to pierwsze niekoniecznie... Z niespełnionych marzeń rodzą się utopie i..frustracje
"Uznani polscy lekarze liczą, że specjaliści od wizerunku pomogą im naprawić reputację i odzyskać zaufanie pacjentów. Chcą zlecić przeprowadzenie szerokiej kampanii społecznej - pisze "Dziennik".
Większość agencji nie chce podjąć się tego zadania. Dlaczego? Bo - jak wyjaśnia "Dziennik" - jest to trudne, czasochłonne i nie ma gwarancji, że skończy się powodzeniem.
Według gazety, poprawianie wizerunku przy pomocy specjalistów to dla naszych lekarzy bardzo trudny temat. Pomysł narodził się wśród wybitnych polskich lekarzy, profesorów. Niewielu chce jednak otwarcie rozmawiać o nim z dziennikarzami. Zdania są bowiem bardzo podzielone.
"Jak się człowiek zachowuje przyzwoicie, nie pije na dyżurach i nie bierze w łapę, to nie musi wynajmować specjalistów, którzy go przed społeczeństwem wybielą" - uważa na przykład dr Andrzej Włodarczyk, prezes warszawskiej izby lekarskiej. Zapowiada, że nie dołoży kolegom ani złotówki na kampanię wizerunkową.
"Dziennik" pisze, że wielu lekarzy jest jednak zdania, że problem istnieje i o wizerunek najwyższy czas zacząć walczyć.
"Tylko profesjonaliści mogą pomóc nam 'odczarować' kryminalizację naszego zawodu: przekonanie, że lekarze celowo zabijają swoich pacjentów i traktują ich przedmiotowo" - mówi gazecie z rozżaleniem jeden z konsultantów krajowych prosząc o anonimowość."
Za:
http://audience.pl/pr/wiadomosci/6001Mam ochotę napisać- Płacicie alimenty? No to płaćcie uczciwie dalej

Zamiast poprawiać wizerunek zacznijcie dbać o pacjentów.. Mała rada- zupełnie za darmochę w kwestii reklamy- jedynym skutecznym mechanizmem naprawienia wizerunku lekarzy jest...zwalenie winy na inną grupę społeczną.. Chamskie acz skuteczne.. Proponuję lekarzom aby wybrali emerytów i rencistów- za długo żyją..ZUS ich poprze :>
Dzisiaj "hitem dnia" okazała się wypowiedź abp Michalika. Nie mnie oceniać czy słuszna czy niesłuszna...Wg portalu gazeta.pl:
"Arcybiskup w homilii wygłoszonej podczas uroczystości Bożego Ciała w Przemyślu sporo miejsca poświęcił rodzinie, która - jego zdaniem - jest dziś zagrożona. "Trzeba na nowo przemyśleć wartość rodziny stałej" - podkreślił przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.
Mówiąc o konieczności ochrony życia, zaznaczył, że są jeszcze ludzie broniący je od chwili poczęcia. Zdaniem abpa Michalika, "partia, która obecnie rządzi w Polsce, nie zdała egzaminu moralnego", odmawiając prawa ochrony życia od momentu poczęcia.
"Są jeszcze uczciwi politycy, jak były marszałek Sejmu, druga osoba w kraju po prezydencie, który odchodzi, bo jego przekonania zostały podeptane. Chcemy otoczyć go modlitwą i wszystkich ludzi uczciwych, którzy w sposób ofiarny patrzą na dobro innego człowieka" - stwierdził metropolita przemyski.
Ostrej krytyce poddał pomysł Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, która - jak podały media - "ruszyła do boju", propagując wśród młodzieży jadącej na kolonie środki antykoncepcyjne. "Przecież to jest dramat. Trzeba uczyć miłości, a nie eksperymentów, bo miłością nie da się eksperymentować. To instrukcja zła, rozpadu moralnego" - ocenił pomysł tej federacji abp Michalik."
Chodzi natomiast o coś innego- o manipulację. Wychodząc ze słusznego założenia, że nic tak nie działa na wzmocnienie LiD-u czy innego postkomunistycznego badziewia jak skłócanie potencjalnych sojuszników czy powodowanie rozłamów w "obozie katolickim" zastosowano mały przekręt wypaczający treśc tego newsa.. Otóż abp potępił również PO ale na razie(przypominam to sympatykom PO!) GW nie bije w PO bo...to mniej szkodliwy wróg

Ale spokojnie nadejdzie czas i na nich..
Abp wspomniał nie tylko "partię, i która rządzi i która się w opozycji deklaruje.."
http://tnij.org/2d5Jak widać potomkowie ideowo- mentalni KPP nadal walczą z "obskuranckim Ciemnogrodem"..
Ps. GW przyzwyczaiła mnie do sceptycyzmu wobec podawanych newsów.. :>
(...)Nie chciałbym rozwodzić się specjalnie nad tym zagadnieniem, gdyż było to już przedmiotem innych krytycznych publikacji, ale warto zauważyć. że np. preambuła stwierdzała, iż naganna była praca w organach bezpieczeństwa państwa komunistycznego i pomoc tym organom sprowadzająca się do „zwalczania opozycji demokratycznej". Jeżeli potępienie zwalczania opozycji demokratycznej może być niezgodne z zasadą demokratycznego państwa prawa, to chyba tylko na zasadzie uznania, że obecna formuła ustrojowa oznacza to samo, co oznaczał termin „demokracja ludowa" w okresie komuny. O tym, że tak faktycznie jest, świadczy chociażby druga część definicji, w której jest mowa o „urzeczywistnianiu sprawiedliwości społecznej".
Bo co do wzorów oświadczeń lustracyjnych to zaczynam podejrzewać, że głównym powodem ich utrącenia był wymóg podawania obok nazwiska i nazwiska rodowego również „innego nazwiska używanego w latach 1944-1990". Aj waj, a to by ci było, wszak nie każdy był tak zapobiegliwy jak Icek Goldman, który zmieniwszy nazwisko na Potocki, czym prędzej złożył wniosek o zmianę na Kowalski, a zapytany dlaczego ponownie zmienia nazwisko i to „ładniejsze" na bardziej pospolite, przytomnie odparł: - A co by było, gdyby "ktoś się mnie zapytał, jak ja się poprzednio nazywał?
Komu służy niemądre prawo?
Do owych rozważań ustrojowych skłoniła mnie wypowiedź prof. Marka Safjana, do niedawna przewodniczącego TK, któremu zapewne niechcący udało się podważyć zaufanie do ustroju III RP, chociaż kierował się całkiem przeciwnymi intencjami. [lol

) Unicorn]
Wracając do Marka Safjana - były przewodniczący TK stwierdził na łamach „Rz", że w czasach jego kadencji Trybunał wielokrotnie „zmagał się z aktami normatywnymi, które pod względem legislacyjnym pozostawiały wiele do życzenia" i on sam niejednokrotnie głosował za zgodnością z konstytucją określonych aktów prawnych, chociaż całkowicie nie zgadzał się z przyjmowanymi rozwiązaniami. Jednocześnie profesor Safjan wyraźnie podkreślił, że „ustawodawca ma swobodę tworzenia niedobrego i nieracjonalnego prawa" i że ową swobodę często wykorzystywał, a sędziowie owe niedobre i nieracjonalne ustawy uznawali za zgodne z konstytucją w myśl zasady „prawo niemądre, ale zgodne z konstytucją".
(...)stwierdzenie, iż niejednokrotnie „prawo niemądre" było zgodne z konstytucją, może oznaczać tylko, że konstytucja, z którą niejednokrotnie, czyli wielokrotnie zgodne były niemądre przepisy, jest również niemądra. Szkoda, że uczony sędzia nie podał konkretnych przykładów owego niemądrego, lecz zgodnego z konstytucją prawa, ale nie sięgając zbyt daleko, można sobie wyobrazić, że niezgodna z zasadą demokratycznego państwa prawa była preambuła potępiająca komunistyczne praktyki, lecz zgodne będą przepisy zabraniające palenia papierosa we własnym samochodzie. Sprawiedliwe społecznie i zgodne z zasadą demokratycznego państwa prawa jest także np. to, że zwolennicy i członkowie jednej partii muszą płacić podatki na opłacanie subwencji i budżetowych dotacji dla swojej politycznej konkurencji.
Skoro sam wieloletni przewodniczący TK publicznie i wprost stwierdza, że konstytucja nie chroni przed tworzeniem niemądrego, niedobrego i nieracjonalnego prawa, a TK nie jest w stanie takiej radosnej twórczości ustawodawców zablokować, to tym samym powstaje chyba zasadne pytanie, czemu owa ustawa zasadnicza ma niby służyć.
Wychodzi na to, że na razie konstytucja i strzegący jej przestrzegania sędziowie TK skutecznie chronią jedynie patologie nie tylko III RP, ale i PRL-u. Zresztą jest już oczywiste, że pomijając nawet sprawy lustracji i dekomunizacji, gdyby nawet dajmy na to jakimś cudem sejmowej większości udało się np. przeforsować podatek liniowy o niezbyt wyśrubowanej stopie podatkowej, to ani chybi sędziowie TK natychmiast orzekliby o niezgodności owego zuchwalstwa z art. 2 konstytucji mówiącym przecież, że RP urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej.
(...)
A skoro niezgodne z obecną konstytucją są przepisy ustawy ujawniającej współpracowników komunistycznej bezpieki, zgodne zaś są przepisy niemądre, niedobre i nieracjonalne, to uzasadnione jest pytanie, czemu i komu służy oraz z czym jest zgodna sama konstytucja. Na pewno nie jest zgodna z prawem naturalnym, gdyż nie chroni ani życia, ani wolności, ani własności. Nakreślony w niej system władzy wykonawczej jest dublowaniem i rozmywaniem kompetencji, przez co godzi w skuteczność. O jakości ordynacji wyborczej świadczy jakość wybrańców narodu i kolejne układanki koalicyjne; jakość regulacji w zakresie finansów publicznych recenzuje najlepiej wielkość naszego zadłużenia itp. Za taką właśnie konstytucją w maju 1997 r. opowiedziało się niespełna 53 proc. głosujących z 43 proc. uprawnionych do głosowania i uczestniczących w referendum. Ot, i cała istota demokratycznego państwa prawa i jego kamieni węgielnych."
Za: Najwyższy Czas, nr 23/2007, s. 13- 14.
Czerwona książeczka? To już było.. :>
"Eutanazja i aborcja na życzenie; małżeństwa jednopłciowe z prawem do adopcji dzieci; podatki odbierające dobrze zarabiającym zdecydowaną część dochodów, by zachować ich równość z biednymi; prawo ograniczające dziedziczenie majątku do minimum czy wreszcie wizja Europy podzielonej na "bardziej wydajne niż państwa" internacjonalistyczne regiony - taki projekt "nowego wspaniałego świata" wyłania się z "Krytyki Politycznej przewodnika lewicy". Ta niewielka czerwona(a jakże!) książeczka ma się stać "manifestem nowej lewicy", ma przyciągnąć nowych wyznawców do wciąż niewielkiej grupy wyznawców Sławomira Sierakowskiego i sprawić, że tak SLD, jak LiD, a z czasem także wszyscy lewicowcy w Polsce -zaczną myśleć i mówić "Krytyką Polityczną".
Dla topornych działaczy
Jej "katechetyczny" cel widać zresztą już na pierwszy rzut oka. "Krytyki Politycznej przewodnik lewicy" nie jest przeznaczony tylko dla zagorzałych zwolenników środowiska Sławomira Sierakowskiego, szczególnie tych wywodzących się ze środowisk intelektualnych i studenckich Warszawy oraz Krakowa. Przeciwnie, przeczytać go może nawet szeregowy działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej ze Śląska, Pomorza Zachodniego czy Mazur. A żeby się nie zniechęcił trudnymi terminami i skomplikowanymi wywodami, autorzy książeczki zaznaczyli czerwonym kolorem najważniejsze kwestie. Są one tym, co tępy działacz przyswoić sobie musi i z czego, gdyby rzecz działa się 50 lat temu, byłby odpytywany na zebraniach podstawowej organizacji partyjnej. "Krytyka Polityczna" zadbała jednak także o tych, którzy nie są w stanie przyswoić sobie nawet tak ograniczonych lewicowych mądrości na tyle skutecznie, by potrafić je zastosować w konkretnych sytuacjach.
To zapewne dla nich (ale i dla "rewizjonistów", którzy sądzą, że potrafią samodzielnie, bez pomocy guru, odpowiadać na trudne pytania współczesności) przeznaczone są następujące po każdym rozdziale pytania i odpowiedzi. To tam w prostej i jednoznacznej formie toporny aktywista terenowy albo młodziutki student zachłystujący się "otwartością lewicy" możne znaleźć krótkie i syntetyczne odpowiedzi.
"Czy lewica nienawidzi Pana Boga?" - zadają pytanie autorzy książeczki i odpowiadają wymijająco: "Współczesna lewica (...) docenia wagę sacrum". "Czy katolik może być lewicowcem?" Oczywiście może, ale powinien robić wszystko, by jego Kościół zmienił stanowisko w kwestii oceny moralnej homoseksualizmu czy zabijania nienarodzonych. Są także pytania z innej beczki: "Czy komputer to szybszy kalkulator?" (Nie). "Czy prawdziwy lewicowiec nienawidzi Ameryki?". Narodu nie, ale zły rząd tak. Czy jest antysemitą? Oczywiście nie, przeciwnie, potępia tylko broniących się przed atakami dzielnych bojowników palestyńskich (prawicowcom wyjaśniam: chodzi o wysadzających się w powietrze terrorystów.
Ta kuriozalna miejscami publikacja kryje niestety w sobie również dość ponury projekt Polski. Naturalne wspólnoty, opierające się na pochodzeniu czy kulturze, takie jak rodzina, ale i naród - mają zastąpić różnego rodzaju sztuczne konstrukty, których podstawą jest wolny wybór świadomych i postępowych jednostek. "Lewica (...) pragnie, by więzy międzyludzkie nie były budowane przez odwołanie do partykularnych wspólnot, takich jak rodzina czy naród, ale przez konstruowanie i ochronę wzajemnych zależności jednostek realizujących ideały dobrego życia" -podkreślają autorzy "Przewodnika".
Co to ma oznaczać w praktyce? Ograniczenie dominimum prawa do dziedziczenia tego, co osiągnęli nasi rodzice i dziadkowie. Odebranie znaczącej części zarobków najlepiej zarabiającym, by ich dzieci nie miały szans większych niż dzieci bezrobotnych czy niechętnych pracy obiboków. Przyznanie homoseksualnym konkubinatom uprawnień małżeństw (kto wie, czy nie większych, by naprawić wielowiekową dyskryminację), z prawem do adopcji dzieci włącznie, czy przyznanie jednostkom prawa do eutanazji i aborcji na każde życzenie, bez najmniejszych ograniczeń, jako podstawowego prawa.
Tyle na poziomie życia jednostkowego. Ale projekt polityczny Sierakowskiego jest o wiele szerszy. Postuluje on zastąpienie państw narodowych (przynajmniej w Unii Europejskiej) bardziej wydajnymi podziałami. UE ma się stać superpaństwem, które narzucać powinno wszystkim swoim członkom jasne zasady moralne, w tym przede wszystkim zasadę równości szans dla homoseksualistów czy innych mniejszości seksualnych.
Ideałem byłoby, gdyby Parlament Europejski był wyłaniany w wyborach bezpośrednich i powszechnych (według zasady jeden obywatel - jeden głos, bez narodowych parytetów), i to on kierowałby całym życiem obywateli UE. Narodowość, znaczenie państwa ograniczone mają więc zostać według autorów "Przewodnika" wyłącznie do cepelii. "Francuzi dalej mają swoją kuchnię, Irlandczycy piwo, a Anglicy krykieta" - wyjaśniają nowi lewicowcy zaniepokojonemu działaczowi, który pyta: "Czy Unia niszczy tożsamości narodowe".
Przed rewolucją
Propozycje środowiska "Krytyki Politycznej" mogą się oczywiście wydawać kuriozalne. Problem polega na tym, że nie mniej kuriozalny był pomysł, by w rolniczej carskiej Rosji, która nie wyszła z fazy feudalizmu, przeprowadzić rewolucję komunistyczną, która według swoich ojców dojść do skutku mogła tylko w państwach kapitalistycznych. A przecież, jak wiemy, Leninowi się udało.
Nie chcę obrażać Sławomira Sierakowskiego porównaniem do Włodzimierza Iljicza, ale jedno pozostaje im wspólne: rewolucyjne zdecydowanie i otoczenie ścisłym gronem wyznawców. Jeśli więc i jemu się uda (a na razie sprawnie realizuje wyznaczone sobie cele - posiadając już pismo, serię wydawniczą i niebawem program telewizyjny w TVP), może się to okazać - delikatnie mówiąc - niezwykle przykre.
A konta w Szwajcarii, już nie tylko dla polityków lewicy, mogą być jedyną możliwością przekazania własnym dzieciom tego, co w pocie czoła zarobiliśmy, a czego nie odbierze nam "czerwony fiskus" Sierakowskiego."
Za:
http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070606/opinie_a_2.htmlBiorą przykład z "uznanych" sław? Znany jest katechetyczny styl mówienia i pisania Stalina- ślady kształcenia religijnego pozostały..Skoro ma być nowa lewica to faktycznie należy odwołać się do starych, sprawdzonych metod i autorytetów. Zaiste nowości zniewalają...
"Tuż przed bezpośrednim spotkaniem prezydentów Busha i Putina przy okazji szczytu G-8 w Niemczech, obie strony zaostrzają swe argumenty w sporze o budowę elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Moskwa nie tylko grozi rozpętaniem wyścigu zbrojeń, ale zapowiedziała skierowanie swych rakiet na cele amerykańskie i europejskie. Mimo że George W. Bush zapewnił, że zimna wojna jest definitywnie skończona, niektórzy komentatorzy amerykańscy mówią o jej wznowieniu. Polska znalazła się w środku tego wrzącego kotła. Sprawiła to wstępna zgoda na budowę bazy dla 10 amerykańskich antyrakiet. Zbliżeni do decydentów rządowych publicyści sygnalizują, że tę akceptację ma przypieczętować Lech Kaczyński podczas piątkowej 40-minutowej rozmowy z prezydentem Bushem w Juracie.
(...)Wkładamy bowiem palce między drzwi, między Rosję i USA, które rozgrywają własną politykę i obyśmy na tym nie wyszli jak Zabłocki na mydle. Ostatnie dni powinny skłaniać polskie władze do ostrożności, żeby ktoś czegoś nie ugrał naszym kosztem. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow zaproponował podjęcie współpracy z partnerami NATO w rozwijaniu systemu obrony przed pociskami krótkiego zasięgu. Nazwał to alternatywą dla planów rozmieszczenia tarczy antyrakietowej w Europie Wschodniej.
(...)
Polska dała się wepchnąć w te spory i niezależnie od tego, czym się one skończą, możemy wyjść z tego mocno pokiereszowani."
Za:
http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2007060518
Współpraca..
Nowe czasy- nowe strategie a idea ciągle ta sama- Amerykanie won z Europy! Nowa strategia to "współpraca"; stara natomiast to...rozbrojenie.. Fragmenty mgr:
"Pomimo rokowań SALT i tzw. rokowań wiedeńskich nie zmniejszyła się rola siły militarnej- przeciwnie zwiększono nacisk na rozwój nowych typów broni strategicznej a próby przeprowadzano np. pod ziemią. Siła militarna pozostała nadal poważnym czynnikiem kształtowania polityki międzynarodowej. Pomimo podpisania układów rozbrojeniowych z lat 60.tych XX wieku, w tym i układu NPT nie powstrzymano wyścigu zbrojeń- raczej zminimalizowano ewentualne negatywne skutki oraz nieprzewidziane zjawiska i sytuacje."
Program Pokoju przyjęty w 1971 odsłania kulisy taktyki sowieckiej:
"Kwestię rozbrojenia poruszono w punkcie czwartym- ZSRR poparł propozycję zlikwidowania obcych baz wojskowych (w domyśle- baz amerykańskich w Europie) oraz poruszył kwestię zwołania światowej konferencji rozbrojeniowej."
Wcześniej proponowano Europie rosyjską wersję tarczy- Europie czyli..Niemcom oczywiście
Rozumiem obawy autora- ale od kiedy lewica jest taka patriotyczna? Przecież już KPP oddawała lekką ręką tereny Śląska Niemcom.. Cynicznie rzecz ujmując- dość niedawno wypłynęły dokumenty dotyczące składowania broni jądrowej i Układu Warszawskiego. Przecież obojętnie od wyniku planowanej "ofensywy wyzwoleńczej" demoludów na Zachód-> Polska stałaby się jednym wielkim popieliskiem.. I nie byłoby gdybania o "pokiereszowaniu". Lepiej chyba być zagrożonym niż bezbronnym?
Z okazji Dnia Kapusia- "zobacz synku tak wygląda kapuś!" postanowiłem przyłączyć się do ogólnego trendu i powspominać Lewego Czerwcowego:
Przydałby się jakiś tekst ale nie chce mnie się pisać. Poleciałyby bluzgi
W zamian kawałek z bloga W. Pawlaka:
http://waldemarpawlak.blog.onet.pl.........
No tak, nie ma wpisu z 4 VI. Czyżby Pawlak-znany linuksiarz wstydził się swej roli w puczu pałacowym zwanym również Puczem Kasztanowym?*
*Złośliwi nazywają go bezowym- hm..prorocy.. "Uczy naród jeść bezę"
"Dziś wieczorem przed domem Lecha Wałęsy raczej nie będzie cicho i spokojnie. Na pikietę umawiają się tam członkowie klubu sympatyków "Gazety Polskiej". Chcą przypomnieć byłemu prezydentowi o "nocy teczek" 4 czerwca 1992 roku, kiedy upadł rząd Jana Olszewskiego. Uważają, że Wałęsa dokonał wtedy zamachu stanu.
Ok. godz. 21.00 przed domem Wałęsy ma się zebrać kilkadziesiąt osób. Tak przynajmniej szacuje jeden z organizatorów pikiety, Michał Stróżyk. Wszyscy chcą przypomnieć o tym, co wydarzyło się 15 lat temu.
Jako winnego upadkowi rządu Jana Olszewskiego chcą wskazać właśnie byłego prezydenta. Ich zdaniem, gdyby nie ta decyzja, "w tej chwili bylibyśmy dużo dalej, niż jesteśmy teraz". Co na to sam Wałęsa? Nie wiadomo, bo były prezydent jest teraz na konferencji we Francji. Do domu wróci dopiero w środę wieczorem.
Rząd Olszewskiego, który tworzyły ZChN i Porozumienie Centrum, upadł po tym, jak ówczesny minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz zaprezentował w Sejmie listę 64 osób, które oskarżył o współpracę z bezpieką.
Dane, według których agentem SB byli Lech Wałęsa czy Wiesław Chrzanowski, miały pochodzić z "zasobów archiwalnych MSW". Wielu polityków z listy oczyszczono później z zarzutów."
-----------------
Prawo i Sprawiedliwość nie powstałoby, gdyby nie rząd Jana Olszewskiego - mówił w Sejmie premier. Jarosław Kaczyński dodał, że tamten czas jest dla niego inspiracją do działania. 15 lat po upadku gabinetu Olszewskiego odbyła się konferencja "Jak Polacy wybijali się na niepodległość".
"Rząd Jana Olszewskiego był próbą zbudowania w Polsce demokracji i ustrzeżenia, a nawet odbudowy, polskiej niepodległości" - mówił premier Jarosław Kaczyński. Według niego, po 1989 roku demokracja w Polsce "bywała pozorem", a Olszewski był jednym z ludzi, którzy to zrozumieli.
"To była pierwsza wielka próba zbudowania wielkiej demokracji i ustrzeżenia polskiej niepodległości, a w gruncie rzeczy jej odbudowy, bo była ona delikatnie mówiąc niepełna i na pewno nie zabezpieczona" - podkreślił premier. I dodał, że "ta próba została załamana przez kontratak tych sił, które w istocie pełnej realizacji tych idei nie chciały, bo ich realizacja godziłaby w ich interesy i panowanie".
"Bez rządu Jana Olszewskiego, nie byłoby Prawa i Sprawiedliwości" - podkreślał premier. Podkreślił, że zaszczytem jest dla niego to, że może brać udział w dzisiejszej uroczystości.
Były premier Jan Olszewski, który przemawiał po Jarosławie Kaczyńskim ostrzegał, że dziś również można dostrzec zagrożenia, które doprowadził jego gabinet do upadku. "Jednak tym razem Polska wygra" - mówił z przekonaniem."
Za: Dziennik.pl
Ciekawe czy będzie Naszość?
Moja ulubiona gazeta codzienna- nie, nie Nasz Dziennik :> ani Dziennik czy GW wysmażyła kawał dobrego mięcha o antyglobalistach
"Conajmniej 500 osób zostało rannych, w tym 433 policjantów, z których 30 to ciężko poszkodowani, w szpitalach pozostało 60 pacjentów, jest ponad 125 osób zatrzymanych. Płonące samochody, wybite szyby w bankach i sklepach, barykady na ulicach – to bilans starć i zamieszek, do jakich doszło w sobotę i w nocy z soboty na niedzielę w Rostocku na północy Niemiec.
Antyglobaliści protestowali tam przeciwko polityce siedmiu najbogatszych państw świata i Rosji. Do Rostocku ściągnięto 16 tys. policjantów – była to największa akcja w historii Bundesrepubliki.
Kilkadziesiąt tysięcy antyglobalistów przeszło w sobotę przez miasto pod hasłem „Możliwy jest inny świat”. Protestowali przeciwko rozpoczynającemu się w środę w pobliskim kurorcie Heiligendamm nad Bałtykiem szczytowi G-8. Dwie kolumny pokojowo nastawionych demonstrantów przemaszerowały do portu, gdzie odbył się główny wiec.
Przedstawiciele organizacji antyglobalistów Attac, Greenpeace i Lewicy krytykowali system kapitalistyczny jako niesprawiedliwy i napiętnowali neoliberalną politykę Stanów Zjednoczonych, Niemiec i innych krajów Zachodu. „Człowiek staje się towarem, który można kupić i sprzedać” - mówił twórca niemieckiej sekcji Attac Werner Raetz. „Najbogatsze kraje są odpowiedzialne za głód w Afryce” - podkreślała deputowana Lewicy Katja Kipping, przypominając, że co trzy sekundy na świecie umiera z głodu dziecko. Mówcy sprzeciwiali się prywatyzacji dziedzin ważnych dla obywateli, w tym ochrony zdrowia i transportu. W wiecu uczestniczyli antyglobaliści z Polski. (...)"
Za:
http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2007060406 Dość wesoło się chłopaki bawiły... Zastanawia mnie jedno- rozumiem wredni kapitaliści itd ale Rosja? Panowie! Co wam matuszka Rossija zawiniła, przecież to przystań postępowych europejskich i nie tylko europejskich ruchów, ruchawek i karaluszków
Możliwy jest inny świat- pachnie coś utopią i totalitarnymi ciągotkami.. "Pokojowy przemarsz" niemieckich komunistów zakończył się masakrą. Faszystowska policja nie interweniowała.. Przepraszam, poniosło mnie i przeniosłem się o kilkadziesiąt lat do tyłu..
Człowiek staje się towarem..-> cóż tu jest towarem, gdzie indziej był niewolnikiem i reedukowanym klasowo :> A jeśli będziemy sprzedawać koszulki z Che, to co?
)
Przypomina to słynny dylemat lewicy- jesteśmy przeciwko karze śmierci ale..dyktatorów należy tracić.. Na śmierć! :> Oczywiście- NIEKTÓRYCH dyktatorów- tu pewnie znany językoznawca Chomsky powiedziałby- To Bush!
Z GW:
"Gdy w sobotnie popołudnie i wieczór alterglobaliści odpalali petardy i rzucali koktajle Mołotowa w kierunku policjantów, spełniał się najczarniejszy scenariusz niemieckiej policji. Mimo zaostrzonych środków bezpieczeństwa nie udało się powstrzymać demonstrantów przed zdemolowaniem miasta, na ulicach Rostoku zapłonęły barykady."
-> Pokojowo nastawieni demonstranci :>>
"Alterglobaliści zajęli więc pozycje w sąsiednim Rostoku. Od rana przedstawiciele rozmaitych grup ekologów i alterglobalistów wiecowali spokojnie, domagając się walki z ubóstwem i głodem na świecie."
Ciekawa forma pomocy dla ubogich

Najlepsze jest to:
"W sumie w sobotę w Rostoku demonstrowało 80 tys. osób, większość nie wzięła udziału w walkach i próbowała dalej pokojowo demonstrować.
Na forach internetowych uczestnicy sobotnich walk zapowiadają, że w środę będzie jeszcze bardziej gorąco."
Niech żyje walka klas i oczywiście pokój! A jak się ktoś z nami nie zgadza? Dostanie butelką!
Ps. Zamiast robic durne wiece i tracić kasę albo rozwalać majątek może drodzy mówcy podzieliliby się kasą z głodującymi dziećmi? Ale pewnie są alergikami i boją się dzieci:>
Tak bawią się antyfaszyści ;]
http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1074848
Fajne flagi..

"Globalne ocieplenie przestało być naukową hipotezą. Stało się ideologią, a wręcz religią. I bezdyskusyjnym faktem medialnym, dzięki któremu można zrobić polityczną karierę, otrzymać dotacje na badania albo w trosce o środowisko wypromować nowe, ekologiczne produkty. Nic dziwnego, że globalne ocieplenie jest jednym z głównych tematów niemieckiego szczytu G-8. Papieżem tej nowej religii został były wiceprezydent USA Al Gore, a jednym z kardynałów lider U2 - Bono.
W USA jeszcze nie rozpoczęła się prezydencka kampania wyborcza, a już z dużym prawdopodobieństwem można przewidzieć, że największe szanse ma kandydat, który nie tylko wycofa marines z Iraku, ale także przekona wyborców, że uratuje świat przed efektem cieplarnianym. Walka z globalnym ociepleniem zastąpiła wielu politykom i znanym osobistościom walkę o pokój w czasach zimnej wojny. Nie dziwi więc, że efekt cieplarniany jest dziś - obok dziury ozonowej, kwaśnych deszczów i przeżyźnienia gleby - podstawową bronią polityczną. Tyle że jest to broń ogłupiająca.
Nowa wiaraArnold Schwarzenegger był jednym z pierwszych Amerykanów, którzy w latach 90. XX wieku zaczęli jeździć hummerem, wyjątkowo paliwożerną wojskową terenówką. Dziś nazywany jest "zielonym gubernatorem", bo z kulturystyki przerzucił się na ekologię. W jego garażu parkują teraz wyłącznie hummery napędzane wodorem lub biopaliwami. Al Gore w 2000 r. przegrał wybory, ale po nakręceniu filmu o efekcie cieplarnianym "Niewygodna prawda" jest uznawany za najlepszego byłego wiceprezydenta USA. Do Gore'a dołączyli ostatnio tacy kapłani nowej wiary, jak Hillary i Bill Clintonowie. Sondaże wykazują, że przy wyborze kolejnego prezydenta USA co piąty Amerykanin będzie się kierował poglądami ekologicznymi kandydatów.
Ekohipokryzja polityków przypomina historię, którą opisał Joseph Priestley. Ten osiemnastowieczny przyrodnik, duchowny i filozof uchodził za liberała i nie cierpiał dogmatów. Gdy podczas bankietu we Francji zasiadł przy stole obok biskupa Aix i arcybiskupa Tuluzy, pan de Chatellux szepnął mu, by nie zwodziła go ich sutanna, bo obaj są tak samo niewierzący. Zdziwiony tym wyznaniem Anglik zapewniał, że jest wierzący. Nikt nie chciał mu uwierzyć.
Klimatyczna histeriaWszelkie anomalie pogodowe stały się dowodem na zmiany klimatu. Tymczasem to, co najbardziej stałe w klimacie, to jego zmienność. Upały, wichury, grad i ulewy, które w maju 2007 r. nawiedziły południową Polskę, są naturalnym zjawiskiem w umiarkowanej strefie klimatycznej. Ostatnia zima była łagodna, ale przed rokiem była wyjątkowo mroźna. Niczym wyjątkowym nie są porywy wiatrów przekraczające 120 km/h. W naszym kraju takie huragany dają o sobie znać co kilkanaście lat. Zdarzały się zarówno jesienią ubiegłego roku, jak i w latach 70. i 80. XX wieku.
Rok 2007 ma być w Europie najcieplejszy od ponad stu lat - zapewniają eksperci z ośrodka meteorologicznego Met Office. Lato może być najgorętsze od czasu, gdy badany jest klimat. Ale nawet jeśli będziemy mieli upały w tym roku i w latach następnych, możemy mówić raczej o klimatycznej histerii niż o efekcie cieplarnianym.
Według Międzynarodowej Organizacji Meteorologicznej, w zeszłym roku stężenie dwutlenku węgla w atmosferze wynosiło 387 ppm (części na milion). W ciągu stulecia zwiększyło się o 30 proc. W tym czasie średnia temperatura wzrosła o 0,7?C (do 14,5?C). Przed 150 laty było chłodniej, ale wtedy skończyła się trwająca od XV wieku mała epoka lodowcowa. Temperatura wahała się w całym minionym stuleciu, mimo że emisja CO2 rosła. Zaczęło się ocieplać w latach 1920-1940. Wtedy też, w 1927 r., francuski matematyk Jean Fourier zaczął ostrzegać przed efektem cieplarnianym (na co nie zwrócono większej uwagi). Po 1940 r. znowu zrobiło się chłodniej. W 1941 r. przekonał się o tym Hitler, gdy wojska niemieckie zaskoczyła pod Moskwą zima stulecia. Pod koniec lat 70. klimat znów się zmienił. Od tego czasu notowane są rekordowe upały, które nasiliły się w ostatniej dekadzie XX wieku. Rok 1998 uznano za najgorętszy w stuleciu. Co jest tego powodem? Czy na pewno emitowane przez człowieka gazy cieplarniane?
Szantaż klimatyczny- Huragany nie mają związku z działalnością człowieka. Przeciwnie - należy oczekiwać, że jeśli będzie cieplej, będą mniej intensywne - mówi "Wprost" prof. Richard Lindzen, klimatolog z MIT w Bostonie. Podobnie jest z lodowcami, na przykład w Alpach. W XX wieku kilkakrotnie już się cofały i wracały. - Co roku odbywają się konferencje klimatyczne, ale każda kończy się tak samo, czyli "remisem". Tyle samo argumentów pada na poparcie każdej z przeciwstawnych hipotez - mówi prof. Leszek Wachowski z Zakładu Chemii Koordynacyjnej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W każdym razie nie ma podstaw do wszczynania alarmu, a tym bardziej do prześcigania się w katastroficznych wizjach, jak to na zakończenie kariery uczynił Tony Blair.
Premier Wielkiej Brytanii tak się przejął tym, że "Ziemia gore", iż napisał dramatyczny list do przywódców Unii Europejskiej. Nie wiadomo tylko, jak wyliczył, że świat ma jedynie 10-15 lat na podjęcie działań zmierzających do ratowania klimatu. Jeszcze dalej posunął się Julien Vandeburie z Université Libre de Bruxelles. Przedstawiciel Belgii w Międzyrządowym Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) użył szantażu, mówiąc, że świat stanął w obliczu podobnej sytuacji, jak w 1938 r. na konferencji w Monachium. Przywódcy Francji i Wielkiej Brytanii musieli się wtedy opowiedzieć za Hitlerem lub przeciw niemu. Teraz przywódcy wszystkich państw muszą zdecydować, czy chcą uchronić świat przed kolejnym kataklizmem, tym razem klimatycznym.
Niewygodna prawdaW sporze o klimat nie chodzi już tylko o to, że katastrofiści straszą świat, powołując się na naciągane dane i założenia. Zapowiadają apokalipsę nawet wtedy, gdy nie wskazują na to żadne prawidłowe modele prognostyczne. Al Gore mówi o efekcie cieplarnianym, powołując się na wiercenia pokrywy lodowej na Antarktydzie. Pomija jednak niewygodną dla siebie prawdę, że z badań rdzenia lodowego wynika, iż w niektórych okresach wzrost stężenia CO2 nie poprzedzał ocieplenia, lecz następował po nim. Równie niewygodne są dane dowodzące, że emisja CO2 wywołana przez działalność ludzkości stanowi tylko część tego gazu w przyrodzie.
Opublikowany niedawno raport IPCC głosi, że wpływ człowieka na zmiany klimatu jest "prawdopodobny w 90 proc.". Innego zdania są eksperci National Academy of Sciences. W opracowaniu wykonanym na zlecenie Białego Domu orzekli, że decydujące znaczenie mogą mieć przyczyny naturalne. Ten raport nie jest jednak brany pod uwagę, bo rząd USA jest krytykowany za to, że nie chce się przyłączyć do protokołu z Kioto o ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych. Jednocześnie przemilcza się to, że w prognozie IPCC jest wiele luk. Niewiele mówi się o roli pary wodnej, która pochłania najwięcej promieniowania. Aerozole, unoszące się w powietrzu drobiny materii, mogą nasilać efekt cieplarniany, ale też mogą go osłabiać. Jak w takiej sytuacji za wiarygodne uznać modele komputerowe przewidujące wzrost temperatury na Ziemi za 100 lat?
Wszelkie dotychczasowe prognozy okazały się zawodne. Tymczasem kolejny raport, tym razem Komisji Helsińskiej ds. ochrony Bałtyku, przewiduje, że średnie temperatury w rejonie tego morza zwiększą się w tym stuleciu o 3-5?C. Jednym z głównych powodów tej katastrofy ma być wzrost stężenia CO2 w atmosferze i globalne ocieplenie. Nie wspomniano jedynie, że wzrost temperatury w tym regionie nie jest niczym wyjątkowym. W Gdańsku w ostatnim półwieczu najcieplej było latem 1994 r. W sierpniu zanotowano wtedy 35?C. Wielokrotnie zdarzały się też ciepłe i bezśnieżne zimy, na przykład na początku lat 70. Ale były też trzaskające mrozy. Najniższą temperaturę - minus 36?C - zanotowano 29 stycznia 1987 r.
EkobałamucenieBałamutne są zapewniania, że nie trzeba wielkich nakładów, by zatrzymać globalne ocieplenie. Sir Nicholas Stern w raporcie sporządzonym na zlecenie brytyjskiego rządu zapewnia, że wystarczy poświęcić 1 proc. globalnego PKB, czyli 200 mld funtów rocznie, by uniknąć konsekwencji globalnego ocieplenia. Dzięki temu stężenie CO2 ustabilizuje się na poziomie 550 ppm. Były główny ekonomista Banku Światowego nie wspomina, że nie będzie to możliwe przez najbliższe 30 lat. Takie są wyliczenia Global Carbon Project.
Zużycie paliw kopalnych w Chinach i Indiach jest tak duże, że do 2050 r. stężenie dwutlentu węgla na świecie wzrośnie co najmniej dwukrotnie. Chiny emitują już 80 proc. dwutlenku węgla, którym co roku zasilają atmosferę USA. Na ograniczenie emisji potrzeba będzie znacznie więcej pieniędzy, niż przewiduje Stern. - W Polsce PKB może spaść o 1 proc. z powodu zmniejszenia o 27 proc. przyznanego nam przez Komisję Europejską limitu emisji CO2 - uważa Ryszard Pazdan, ekspert BCC ds. środowiska.
- Błędem są próby przeciwdziałania ociepleniu przez usunięcie jednego czynnika. Na procesy klimatyczne wpływa ich wiele. Nie wiemy, który z nich w jakim stopniu przyczynia się do ocieplania się klimatu - mówi prof. Leszek Wachowski. Aby ograniczyć emisję gazów cieplarnianych, nie wystarczy zrezygnować z pojazdów napędzanych ropą i przestawić się na wodór. Trzeba się też przestawić na wegetarianizm. Codziennie 1,5 mld sztuk bydła emituje do atmosfery 300 mld l metanu. Liczony jednostkowo jest on bardziej szkodliwy niż CO2 (jedna molekuła metanu ma 23 razy większy wpływ na efekt cieplarniany niż CO2). Fabryką dwutlenku węgla są czynne wulkany.
Straszenie efektem cieplarnianym jest równie bałamutne jak straszenie dziurą ozonową. Powoduje ją głównie chlor, ale wcale nie ten powstający wskutek działalności człowieka. Człowiek wypuszcza do atmosfery około miliona ton czystego chloru rocznie, z wulkanów pochodzi ponad 35 mln ton czystego chloru, a z parowania oceanów - około pół miliarda ton. Czy wcześniej oceany nie parowały, a wulkany nie wybuchały?
Niedźwiedzia przysługaPosługiwanie się straszakiem klimatycznym może wyświadczyć badaniom klimatu i ekologii niedźwiedzią przysługę. Tak było z badaniami genetycznymi nad zachowaniem i inteligencją ludzi. Gdy przed ponad stu laty naukowcy odkryli zapomniane prace Mendla o dziedziczności, byli przekonani, że mogą uratować ludzkość przed genetyczną degeneracją. Skutki były zatrważające. Dr Harry Sharp doprowadził w 1907 r. do uchwalenia w stanie Indiana pierwszego prawa wykonywania przymusowej sterylizacji na "kryminalistach, idiotach, gwałcicielach i imbecylach". Madison Grant w 1916 r. opublikował "epokowe" dzieło "The Passing of the Great Race", z którego wynikało, że ludy nordyckie są lepsze od innych ludów europejskich. Biali protestanci anglosaskiego pochodzenia, wśród nich Theodore Roosevelt i George Bernard Shaw, obawiali się, że emigracja z Europy Środkowej i Wschodniej może zniszczyć raj, jakim są USA. Holocaust był tragiczną kulminacją tego sposobu myślenia. Dziś coraz więcej jest badań świadczących, że geny mogą decydować nawet o poglądach politycznych. Naukowcy niechętnie o tym mówią, bo to jest niepoprawne politycznie i kojarzy się z eugeniką.
Badania klimatu są na podobnym etapie rozwoju jak odkrycie Mendla, że specyficzne czynniki, które dziś nazywany genami, są przekazywane z rodziców na dzieci. Nie wiemy, dlaczego epoki lodowcowe występowały na przemian z okresami ciepłymi. Tylko częściowo są one związane z tzw. cyklami Milankovicia, okresowymi zmianami orbity Ziemi. Nie wiemy, dlaczego kilka tysięcy lat przed ustąpieniem lodowców następuje wzrost średniej temperatury i stężenia CO2. Przed 125 tys. lat było o 1-2?C cieplej niż dziś. Poziom mórz i oceanów był wtedy o 5-8 m wyższy. Powtórzenie się tego scenariusza może doprowadzić do zalania wielu terenów nadbrzeżnych, w tym Gdańska. Epatowanie strachem może jednak sprawić, że za kilka pokoleń nikt nie będzie chciał tego słuchać. Globalne ogłupianie globalnym ociepleniem jest więc równie groźne, jak rzeczywiste zagrożenia."
Za: Wprost.pl
Przeczytaj cały artykuł: »»
"16-letnia uczennica szkoły średniej w miejscowości Crystal Lake w stanie Illinois, została zatrzymana przez policję i skazana 30 maja br. przez sąd dla nieletnich za rozprowadzanie "uwłaczającej literatury antyhomoseksualnej".
Sędzia Michael Chmiel z sądu McHenry County rozpatrujący sprawę uczennicy, nakazał "monitorowanie wszystkich rozmów telefonicznych i korzystanie z Internetu" przez uczennicę, która aresztowana została 11 maja o godzinie 13:45 przez policję za rozprowadzenie 40 ulotek na szkolnym parkingu. Ulotki zawierały fotografię dwóch całujących się chłopców, wraz z napisem o "podżegającej treści". Chłopcy na zdjęciu są uczniami tej samej szkoly, lecz odmówili komentarzy. Matka jednego z nich była obecna podczas rozprawy.
Uczennica oskarżona została za "przestępstwo na tle nienawiści" (Hate Crime), przez "podburzanie do niepokojów bądź spowodowanie naruszenia zdrowia osób [...] poprzez słowa skierowanie przeciwko nim."
Adwokat uczennicy, Matthiew Haiduk apelował o odsunięcie zarzutów mówiąc, że "Nie wydaje mi się, żeby miało tu miejsce jakiekolwiek zagrożenie [...] lub próba czy usiłowanie zagrożenia" i powoływał się bezpośrednio na Pierwszą Poprawkę do Konstytucji o wolności wypowiedzi.
Pomimo, iż tak kwalifikowany czyn zagrożony jest karą do 30 dni w specjalnym ośrodku odosobnienia dla nieletnich, prokuratorzy zgodzili się na wypuszczenie uczennicy do domu, pod warunkiem ścisłego jej monitorowania, wykluczającego nawet wizyty koleżanek w domu. Skierowano ją też na "konsultacje antyalkoholowe i antynarkotykowe". Podczas odczytywania wyroku, uczennica płakała.
Zarówno dane personalne uczenicy jak i treść ulotki nie zostały przez sąd ujawnione."
Za:
http://www.bibula.com/new/display.php?textid=01049
Hate crime to kolejna wydmuszka... A Geralt zauważył jak GW kreuje rzeczywistość wirtualną i przy okazji zakłamuje istniejącą:
"Włos mi się zjeżył na głowie gdy przeczytałem dziś na portalu Gazety Wyborczej notkę o Fidelu Castro. Co mną poruszyło? Ten fragment:
Telewizja kubańska pokazała w niedzielę pierwsze od czterech miesięcy zdjęcia kubańskiego przywódcy Fidela Castro. Rządzący od pół wieku karaibską wyspą lewicowy polityk, który przed niespełna rokiem przeszedł poważną operację przewodu pokarmowego, wygląda dość krzepko, lepiej niż poprzednio.
Zwróciliście uwagę na tę manipulację? Fidel Castro to nie rezimowy przywódca totalitarnego państwa, który morduje i więzi przeciwników politycznych. Nie, to poprostu lewicowy polityk, który rządzi (w domyśle demokratycznie) karaibską wyspą."
"(...)a Gazeta Wyborcza to obiektywny głos w twoim domu."
Za:
http://geralt.blox.pl/2007/06/Fidel-Castro-wg-Gazety-Wyborczej.html
Popatrzcie i poczytajcie sami:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,4197793.html

Drodzy moi Rodacy! Koleżanki i koledzy!
Partia stoi przed bardzo ważnym zadaniem ideologicznym. Czas obudzić świadomość Polaków i odsunąć od władzy faszystowskich siepaczy. Mówimy stanowcze NIE populizmowi i homofobii polskiej prawicy. Mówimy stanowcze NIE dzieleniu społeczeństwa na lepszych i coraz lepszych oraz SLD! Mówimy stanowcze TAK legalizacji LSD! To nieprawda, że kwasy są niedobre- dobry kwas pomaga na nerki! Dobry Kwas leczy zaparcia i golenie...
Chcielibyśmy odnowić marzenia Polaków i Polek o dobrym życiu w niebycie. Przypominamy, iż mieszkań musi być co najmniej 27 miliardów a demokracji nie możemy sprowadzać do społek węglowych i wolności prasy!
Demokracja jest zasadą! Zasady i kwasy nie mogą się zgodzić. Mówimy stanowcze NIE zasadom! Mówimy stanowcze NIE zasadom moralnym i etycznym!
SLD jest partią władzy, nie jest skorumpowanym historycznie tworem moralnym! Precz z historią, spalić IPN i zamknąć wszystkie patyczaki!*
Cała władza w ręce Wojtka! Cała władza w dildosy a para w gwizdek! Ple, ple, ple...**
--------
*Patyczaki- dlaczego patyczaki? Hm..
** Tajne przemówienie Wojciecha O. na tajnej radzie w restauracji "Czapajew", spisane i wyniesione z lokalu pomimo kręcących się wokoło prawicowych publicystów roku lewego 7002..
Zainspirowało mnie jak zwykle przemówienie? Wojciecha O.->
Oooooo, oooops i did it again
http://tnij.org/1zk
01 June 0722:10
Ha!
Polska powinna pójść śladem Hiszpanii w tworzeniu prawa godzącego w rodzinę lub opuścić Unię Europejską - uważa Pedro Zerolo, sekretarz ds. społecznych i relacji z organizacjami pozarządowymi hiszpańskiej Partii Socjalistycznej (PSOE). Skandal nastąpił na dwa tygodnie przed zapowiadaną wizytą premiera José Luisa Rodrigueza Zapatery w Polsce.
"Unia Europejska nie jest bankiem, do którego się chodzi jedynie po subwencje. Jeśli nie ma poszanowania dla określonych wartości obywatelskich i republikańskich - precz! Tam są drzwi!" - te oburzające słowa pod adresem Polski wypowiedział Zerolo w trakcie debaty na temat "prześladowania" homoseksualistów za czasów Franco i transformacji ustrojowej. Zerolo nie omieszkał uściślić, że "wartości republikańskie i obywatelskie" to według niego model walki z rodziną realizowany przez rząd Zapatery, skrytykowany przez Papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI. Przeciw tym "reformom" protestują miliony hiszpańskich rodzin, nierzadko organizując masowe demonstracje. W szczególności chodzi o prowadzoną przez hiszpańskie władze promocję homoseksualizmu w szkołach. Polski rząd, jak wiemy, ma krańcowo odmienne stanowisko na ten temat.
Obraźliwa pod adresem Polski wypowiedź pojawiła się na dwa tygodnie przed zapowiadaną na czerwiec wizytą Zapatery w Warszawie. - Pan premier z całą pewnością nie uznaje tych deklaracji za swoje i nie będzie podejmował tego tematu w czasie wizyty w Warszawie - dowiedział się "Nasz Dziennik" w biurze rzecznika hiszpańskiego rządu. - Pan Zerolo wypowiadał się jako przedstawiciel partii, do czego ma prawo, ale jest to jedynie opinia działacza partii rządzącej, a nie stanowisko rządu, rząd nie zamierza komentować tych wypowiedzi - wyjaśniono nam w pałacu La Moncloa.
Ale sam Zerolo też wybiera się nad Wisłę - tyle że kiedy indziej. Na 7 lipca wezwał do Warszawy "homoseksualistów, transseksualistów, lesbijki i biseksualistów", którzy mieliby się spotkać w stolicy Polski na manifestacji, ponieważ - jak powiedział - obok "wyspy równości", czyli Hiszpanii epoki Zapatery, "są jeszcze Bushowie, Aznarowie i Kaczyńscy".
Na antypolskie enuncjacje polityka PSOE zareagowała ambasador RP w Hiszpanii Grażyna Bernatowicz, która podkreśliła, że w Polsce panuje tolerancja i nikogo się nie dyskryminuje, co jednak nie oznacza, iż polski rząd jest zobowiązany do promowania pewnych postaw. - Wskazaliśmy też, że Polska od początku traktuje Unię jako projekt polityczny, a nie tylko bank funduszy, zaś co do tych ostatnich, to właśnie sama Hiszpania najwięcej na nich skorzystała - powiedziała nam Monika Domańska z biura prasowego Ambasady RP w Madrycie, która dodała, że po upublicznieniu wypowiedzi Zeroly do placówki zaczęły napływać od obywateli Hiszpanii wyrazy poparcia dla naszego kraju i krytyki pod adresem działacza socjalistów.
- Myślę, że jeśli chodzi o oskarżenia o homofobię pojawiające się ze strony różnej maści lewicy, polskie czynniki oficjalne powinny takie wypowiedzi pomijać milczeniem. - ocenia eurodeputowany Bogdan Pęk. - Natomiast jeśli chodzi o członkostwo w Unii, Polska zapłaciła za nie potężny haracz, realizując ostre wymagania w okresie przedakcesyjnym, zgadzając się na fatalne warunki samej akcesji, a także wyprzedając np. sektor bankowy, na którym zachodni kapitał robi teraz kokosowe interesy. Próba wyrzucenia Polski z Unii byłaby niczym próba wyrzucenia wyciśniętej cytryny - dodaje poseł Pęk."
Za:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=sw&dat=20070601&id=sw21.txt
Szczerość jest cnotą.. "Demokracja socjalistyczna w nieludzkim wydaniu"...
Weekendowo. Wywiad z Picasso- specem od zwalczania wirusów.W pewnych kręgach jest legendą.. Jeśli macie problemy- walcie jak w dym
Przy okazji łamie stereotypy- "kobieta- informatyk? eee.." Wykształceniem odbiega od powszechnie przyjętej normy ;_) i ma niebanalną osobowość.
Zresztą poczytajcie sami:
http://www.searchengines.pl/phpbb203/index.php?showtopic=90930